· 

Górski nieprzyjaciel [Część #27] –Niewiara

Co daje wiara w anioła stróża? Czy to kolejna z bajek, których wilki trzymają się kurczowo, by łatwiej było poradzić sobie z następstwami losu? Czy rzeczywiście w świecie materialnym istnieje tak wielka potrzeba wytłumaczenia rzeczy przyziemnych niezbadanymi teoriami o świecie duchowym? Vesna nie wierzyła w anioły. Nigdy nie miała powodu, by wierzyć. Bogini dusz obserwowała ten świat od dawna i lepiej niż niektórzy poznała prawidła nim rządzące. Chronić powinno się przed złem i krzywdą, przed istotami żyjącymi i tym, co pozornie dawno umarło. Ale czy ktokolwiek dał radę zniszczyć potwora, nie stając się nim? Nie, anioł nie może być stróżem. Chociaż tak naprawdę to stróż nie może pozostać aniołem. To niewykonalne.

 

Kropla szkarłatu poplamiła nieskazitelnie biały śnieg u jej łap, a metaliczny posmak w pysku nagle dał o sobie znać. Jej cynamonowe futro gdzieniegdzie splamione było krwią, która rzecz jasna nie należała do niej.

 

„Dobrze ci we krwi, pasuje do twoich oczu i do tego, co w nich widać”

 

To były słowa, które słyszała w zamierzchłej przeszłości, jednak w swojej pamięci nie umiała uosobić tego, który je wypowiedział. Był to jeden z niewyraźnych cieni jej przeszłości, pokryty jakby warstwą kurzu kształt wilka.

Rzuciła na ziemię zakrwawione ostrze, by śniegiem zmyć nadmiar posoki. Wiara w anioła stróża nagle wydała jej się żałośnie śmieszna. By chronić, trzeba być demonem, koszmarem, bystrym diabłem z misją i sentymentem do kilku innych istnień. Tego fiołkowooka była pewna jak nigdy wcześniej.

 

oOoOoOo

 

Od pożegnania z Alessą nie mówiła ani słowa, zatracona w biegu nie zważała nawet na dwóch basiorów biegnących w tym samym kierunku. Jej otoczenie było teraz jakby najmniej ważną pod słońcem rzeczą. Jej zwykła maska powagi miała teraz zimniejszy wyraz, zabójcza determinacja odbiła się w jej oczach. Była tylko pozornie spokojna, jej umysł pracował w szaleńczym tempie, gdy analizowała każdy możliwy scenariusz i ponad wszystko dokładny wygląd ich już wcale nie bezpiecznej przystani, by zaatakować jak najbardziej efektownie. Jej dokładne kalkulacje czasem na krótką chwilę zniknęły a w świadomości Vesny pojawiał się obraz przerażonych, szarych oczu. Przyspieszyła, chociaż wcześniej wydawało jej się to niewykonalne.

 

***

 

Kawałek drogi od celu zatrzymała się raptownie. Ostry zapach nieznajomych uderzył w jej nozdrza, był to dla niej smród, jakby właśnie wytropiła najbardziej plugawe zło. Zamknęła oczy chwytając się jednej z technik władania własnym żywiołem. Dusze były dla niej czymś realnym, bardziej namacalnym niż dla kogokolwiek innego. To dawało jej pewien rodzaj nieograniczonej władzy nad światem śmiertelnym, która jednak wciąż napawała ją strachem. Nikt nie powinien mieć nad drugimi takiej władzy, nawet bogini.

Poczuła ich, jakby w najgłębszych odmętach własnej istoty. Można to było porównać do sznurków, które były na wyciągnięcie ręki a za które mogła pociągnąć, jak i kiedy tylko chciała. Piętnaście wilczych dusz, do których miałaby nieograniczony dostęp już teraz, gdyby pozwoliła swojemu boskiemu wcieleniu przejąć nad nią pieczę.

- Jest ich dziesięciu, jeśli wszyscy z naszych żyją, a jestem pewna, że tak.- szepnęła do dwóch towarzyszy broni.

- Najlepszym rozwiązaniem będzie atak frontalny, po upewnieniu się, że naszym nic nie grozi.- Midnight postąpił krok do przodu.

- Nie, nie najlepszym. Ale jedynym a czas płynie i musimy działać.- głos Deimona łamał się z silnych emocji. Vesna zrozumiała go dobrze tak naprawdę pierwszy raz od momentu walki w zbrojowni.

Wadera jedynie skinęła głową. Nie przyszłoby jej na myśl, by czekać na rozkazy ze strony ciemnofutrego generała, więc postąpiła do przodu, z kocią gracją wsuwając łapy w śnieg, tak by nie wydał nawet najmniejszego skrzypnięcia.

-Pamiętajcie o symbolu na łopatce.-przypomniał basior nerwowo.

Vesna pragnęła syknąć najnieprzyjemniej jak umiała by się zamknął i szedł do piekła, jednak z mocno zaciśniętej szczęki nie wydobył się żaden dźwięk. Dobrze wiedziała, że w razie zagrożenia życia Alice lub reszty nie zawaha się zamordować bez względu na symbol, jednak Deimon nie musiał zostać o tym poinformowany, mieli w tej kwestii mały konflikt interesów.

Teraz w trójkę poruszali się między śnieżnymi kobiercami i ciężkimi od białego puchu sosnami. Każdy mknął zdeterminowany w masce chłodnej furii, jednak pewnym stopniu rozpadając się w środku.

 

 

***

 

Fiołkowooka pamiętała do teraz, czym jest wystrzał z rewolweru, trzymanego w ludzkiej dłoni. Nie sposób na czas uniknąć pędzącego pocisku, który ze śmiertelną szybkością uderza rozrywając tkanik z wystarczającą siłą, by przebić ciało na wylot. Właśnie o tym pomyślała, gdy jak grom z jasnego nieba uderzyli na wroga, łapiąc ich jakby w ogniu ostrzału.

Biegnąc w stronę strefy iluzji Vesna nie wahała się walczyć wszystkim, co miała. Wrogów było dziesięciu, a ich zaledwie trzech. Jednak na przekór matematyce i tak mieli przewagę, byli lepsi i zdeterminowani jak może nigdy dotąd.

Biały wilk nierozważnie rzucił się w jej stronę a stalowe ostrze już chwilę później zniknęło miedzy jego żebrami. Ku drobnej uciesze Vesny, nie miał znaku delty.

Jak przez mgłę pamięta, że wpadła przez granicę iluzji coraz bardziej przypominając emocjonalny bałagan niż stoicką drugą alfę. Jej białe kły błysnęły a z gardła wydobyło się warknięcie nie wilka, a bestii. Przed nią znajdował się wielki łaciaty basior, nawet niezdający sobie w pierwszej chwili sprawy z jej obecności. Alice rzuciła Vesnie tylko jedno, krótkie spojrzenie. Stała wyprostowana a jej szare oczy błyszczały desperacją. Trzymała sztylet, Vesna rozpoznała w nim broń, którą dała przyjaciółce podczas wojny z Westem. Za jej smukłą postacią na ziemi leżały dwa szczeniaki, skulone przy ciele zbyt słabej jeszcze matki.

 

Gdy wilk napiął mięśnie do skoku, zabójczyni zacisnęła swoje szczenki na ścięgnie tylnej łapy wojownika, którego wrzask spowodował głośny płacz obu szczeniąt. Siła jej nagłej złości pozwoliła jej wyszarpać cielsko ze strefy iluzji. Zadarła pysk do góry z chrzęstem rwanego mięśnia pozbawiając go funkcjonalności w łapie. Może udałoby się to kiedyś naprawić, jednak była to najprawdopodobniej ostatnia rzecz, jaka mogła obchodzić Vesnę teraz lub kiedykolwiek.

Basior raptownie podniósł się tylko na przednich łapach dając Vesnie możliwość przyjrzenia sobie jego osobie. Sapnęła, gdy zobaczyła znak na łopatce. Wiedziała, że nie powinna go zabijać a nawet się o to postara, co i tak samo w sobie było dla niej wielkim wyzwaniem.

Natychmiast skoczyła na basiora przygniatając go do zamarzniętej ziemi nie tyle swoim ciężarem co znajomością anatomii i lądowaniem w odpowiednim miejscu na jego grzbiecie. Warknął przeciągle desperacko próbując zrzucić samkę w śnieg. Wilczyca nie mogła pozwoliła na wywiązanie się otwartej walki, byłaby zmuszona zabić ów wielkich gabarytów basiora. Podejmując szybką decyzję wgryzła się w jego kark po dokonaniu szybkich kalkulacji. Rzucał przekleństwami a zabójczyni tylko mocniej zaciskała zęby. Jego ciało zaczynało wiodczeć a metaliczny smak wypełnił jej usta. Upewniwszy się, że jest nieprzytomny rozluźniła szczenki i wstała ze zwykłą dla niej gracją. Nie słychać już było odgłosów walki w tle.

 

Krew ociekała z jej pyska plamiąc dotąd nieskazitelnie czysty kawałek śniegu. Podniosła oczy by napotkać bardzo krótkie spojrzenie jej przyjaciółki. Alice wyminęła ją niosąc na grzbiecie dwie puszyste kulki, za nią podążała Shira podpierając Różę. Z niewiadomych przyczyn coś przewróciło się w żołądku Vesny. Zamyślona spojrzała na ostatnią kroplę krwi skapującą z jej pyska. Rzuciła ostrze w śnieg, by oczyścić je ze szkarłatu. Wtem do głowy przyszła jej kolejna żałośnie zabawna myśl. Chłód unosi się już przecież od tygodni, a ona dopiero teraz go poczuła, aż do najgłębszych odmętów jej istnienia. W końcu przyszła zima. Czy jest za późno, by choć z odrobiną ironii powitać jej ulubioną porę roku?

 

***

 

- Midnight, jesteś mocno ranny, powinieneś zostać tu z Alice i Shirą, to miejsce jest bezpieczniejsze, przy okazji twoim zadaniem będzie nałożenie tu ochronnej iluzji.- rozejrzała się po wąwozie, który znaleźli przed chwilą.

- Oczywiście, to żaden problem. -basior uśmiechnęła się lekko pomimo dość oczywistego bólu fizycznego.

- Deimonie, jestem pewna, że zaopiekujesz się nimi. - spojrzała na basiora obejmującego swoją żonę w bardzo opiekuńczym i czułym uścisku. Wiedziała, że wróci na pole bitwy, jednak musiał najpierw pożegnać się odpowiednio ze swoją rodziną. Nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie mu zejść ze sceny tego podłego świata. Potwierdził skinieniem głowy.

- Jeśli będziesz chciał, wróć na pole bitwy, jeśli będziesz wolał zostać tutaj będzie to zrozumiałe. Przekażę Alessie położenie nowej bazy i upewnię się, że jeśli jakiekolwiek wrogie wilki idą w tę stronę nigdy nie dotrą. - powiedziała praktycznie na jednym wdechu. - Powodzenia - rzuciła na pożegnanie od razu odbiegając od grupy wilków.

 

Była już prawie na miejscu, gdy bez wyraźnego powodu dostała odpowiedź na swoje pytanie. Co daje wiara w anioła stróża? Absolutnie nic poza złudnym przekonaniem, że w najgorszej chwili ktoś pomimo wszystko przy tobie stoi, wypełniając swą domniemaną egzystencją pustą przestrzeń zwaną osamotnieniem. Ale to jest warte tyle, co każde z innych powtarzanych nagminnie drobnych kłamstw. Vesna szybko uznała ten wniosek za oczywisty i niegodny uwagi. Miała teraz pewne obowiązki, musiała faktycznie stanąć przy czyimś boku i ze wszystkich sił dążyć do bezpieczeństwa tych kilku wyjątkowych dusz, do których miała niewyobrażalny sentyment.

 

 

<Tarou?>