· 

Napar z rumianku cz.1

Zmrok zapadł już kilka godzin temu. Skaza znużony całodniowymi zmaganiami związanymi z jego profesją wreszcie mógł powrócić do swego legowiska. Brakowało mu tego po kilku niezbyt dobrze przespanych nocach i długim dniu na mrozie. W drodze do Jaskini Przejścia powłóczył mozolnie łapami, oblizując ośnieżony nos. Chciało mu się pić, ale wizja kłapania pyskiem pełnym śniegu nie zadowalała go w najmniejszym stopniu. Marzył o czymś ciepłym. Może o mleku? Albo rumianku. W jego łbie zaświtała myśl, ze dobrze byłoby poznać jakiegoś uczynnego wilczka z umiejętnościami, pozwalającymi spełnić to marzenie. Ale na to nie miał już sił tego dnia. Zdecydował się przystanąć i zlizać trochę nieskazitelnego puchu. Był tak przemarznięty, że ku zaskoczeniu Skazy jego chłód nie wywarł na nim dużego wrażenia.

 

Choć serce basiora było zatwardziałe na zwierzęce problemy, otwierał je ochoczo na piękno natury. Szczególnie zimową, surową porą. Skrzący się śnieg i świerki okryte jak watą wzbudzały w nim doznania niemalże mistyczne. Wówczas czuł w sobie jakąś nieodkrytą siłę, a zarazem mizerność swej ziemskiej, niedoskonałej formy. Na kawałku odsłoniętego nieba bezskutecznie poszukiwał księżyca. Mimo to zawył żałośnie dwa razy, po czym parsknął z rezygnacją i przystąpił do dalszej wędrówki. Nieustające zmęczenie sprawiało, że narastała w nim frustracja. Chociaż od urodzenia cechuje go pracowitość, bliski podjęcia decyzji o tym, że następnego dnia, okraszając wszystkich i wszystko pieprzem, zostanie w swoim wyściełanym zajęczymi skórkami legowisku. Warczał cicho pod nosem maszerując dalej, a wściekłość sprawiała, że nabierał szybszego tempa z każdym krokiem.

 

W oddali słyszał niewyraźne, znajome dźwięki. Wyłowił z ich szumu głos Alf. Przystanął i rozejrzał się. Z racji, że dotąd był zapatrzony w śnieg na swojej ścieżce, zaskoczyło go, że znalazł się już nieopodal Jaskini Wschodzącego Słońca. Do jego groty brakowało jeszcze tylko kawałek drogi. Przystanął i jął wpatrywać się jej majestatowi z oddali. Odkąd tu dołączył intrygowało go karmazynowe drzewo, o którym dowiedział się, podsłuchując przypadkiem nie wiadomo czyją rozmowę. Z zamyślenia wyrwał go zbliżający się samczy głos. Skaza odwrócił łeb i dostrzegł Areliona.

 

C.D.N.

 

>Arelionie? ;D<