· 

Z deszczu pod rynnę #2

"Schowaj się za mną" powiedział bezgłośnie schylając łeb w stronę podopiecznej. Mała z przerażeniem cofnęła się kilka drobnych kroczków, by skryć się tuż za chudą łapą. Jej oczy, obdarzone wyjątkowym darem, przybrały odcień ciemnej czerwieni, co jasno sygnalizowało o emocjach jakie zalały jej drobne ciało.

 Merlin już kilka chwil wcześniej dostrzegł intruza plątającego się po wilczych terenach. Dostrzegł jego zmęczenie i głód.  Wadera była wykończona, z oddali można było dostrzec drżenie jej łap, zielonooki zdawał sobie sprawę iż z łatwością byłby w stanie obezwładnić nieznajomą. Jednak nie tym razem. W tamtej chwili, zamiast zaatakować i dopilnować bezpieczeństwa całej watahy, on drżał ze strachu. Jego serce z nadmierną prędkością pompowało gęstą krew, mięśnie drżały a zielone tęczówki raz po raz zwracały się w stronę wadery o beżowym futrze. W chudym łabie zaś rozgrywał sie prawdziwy wyścig myśli, jedne nadchodziły z ogromną prędkością, drugie zostawały nękając wilka czyhającym zagrożeniem.

Obecność szczenięcia w walce jest największym zagrożeniem dla zasad wojownika jakim był Merlin. Jeśli wróg byłby wystarczająco napełniony inteligencją i sprytem, zielonooki był pewien iż zaatakowanie tak słabego ogniwa jakim jest szczenię było by nadto oczywiste. W końcu sam by tak zrobił. Dlatego też stał tam wtedy, przerażony do szpiku kości i wpatrywał się w wilka o niespotykanym kolorze futra oraz ekscytująco pięknym 3 parą oczu. Za wszelką cenę pragnął uniknięcia starcia również z braku jego miecza czy też mniejszych sztyletów. 

"Pamiętam przecież przysięgę, z przyjemnością poświęcę życie za bliskich" pomyślał poważniejąc gdy jego ciało zaczynał ogarniać spokój. Do łba znów zawitała ta nałogowa ekscytacja podczas narażania karku w walce o życie. Możliwe iż Merlin postradał zmysły jednak gdyby jego umysł zostałby nienaruszony, zielonooki nie stałby wtedy muskany przez powiew wiatru wpatrując się i wyczekując wyjaśnień od nieznajomej. 

 

-  Do ciebie mówię, gościu! Nie bądź taki, nie jestem żadnym błotnym stworem! Serio nie wiem, co tutaj robię. Chcesz mnie mieć na sumieniu? Naprawdę potrzebuję pomocnej łapy! - wykrzyczała wtem nieznajoma. Jej mimika zdawała się być bardzo energiczna mimo zmęczenia wędrówką.

 

Chude ciało ponownie przeszyła nić spięcia, jednak tym razem postawił krok w stronę wadery. Przedtem jednak, za pomocą swojej umiejętności, nakazał młodej wojowniczce ukrycie się w zaroślach i obiecał, iż jeśli usłyszy choć jeden szelest, czerwonooka nie opuści już nigdy więcej swojej jaskini. W ten sposób Carmen była niezauważalna a on sam mógł rozprawić się z nieznajomą. 

 

- Witaj - Przytaknął delikatnie, dumnie wychodząc zza gęstych roślin. Jego głos pokryty był chrypką lecz nie stracił na donośności i pewności brzmienia. Kontakt wzrokowy był w tamtej chwili niezbędny lecz basior nie mógł się na tym skupić. Czy było wspomniane już kiedyś, jak bardzo ten chudzielec ubóstwia dodatkowe części ciała?  - Kimżeś jest i co cię tu sprowadza.

 

Wilczyca spojrzała na zielonookiego krzywo i przestąpiła z łapy na łapę w zniecierpliwieniu. Pewnie spojrzała w zielone tęczówki, później jednak przeniosła wzrok na trawę i jesienne liście pod jej łapami.

 

- Naprawdę jestem głodna! Dokończmy pogadankę przy mięsie, bo skonam. - zamarudziła lecz w jej głosie mimo temperamentu i pewności, wyczuć można było odrobinę zmęczenia wymieszanego ze strachem. Jednak gdy w zamian za odpowiedz dostała jedynie zdziwione spojrzenie chudego wilka, dodała jeszcze - Nie zrobię ci krzywdy,  jeśli i ty mnie nie skrzywdzisz.

 

Merlin nieco oniemiały, raz jeszcze przyglądnął się podróżniczce. Jej odpowiedz nie tylko zadziwiła zielonookiego ale i również zaciekawiła. Głodna wadera zdawała się być neutralnie nastawiona co Merlin od razu objął za zbawienne, lecz wtem nasuwało się pytanie: Co teraz? Zabić czy uratować wędrownego? A jeśli to szpieg? Co jeśli pomagając zbłąkanemu wilkowi, czarnofutrny ściągnie na watahę nieszczęście? 

Umysł zielonookiego pracował na najwyższych obrotach gdy ten dokładnie analizował sytuacje. Rozpatrywał wszelkie za oraz przeciw, przypominał sobie Alessę, która z pewnością nie byłaby zadowolona na słuch wieści o śmierci neutralnego wilka na terenach, które bez wątpienia należały do niej. Później jego umysł odpłynął w stronę Velga, zastanawiał się jaka kara spotkałaby go za przyprowadzenie i oszczędzenie szpiega.

Skrzywił się gdy wilczy łeb przeszył ból który z łatwością można porównać do wielkiej lawiny przygniatającej i niszczącej wszystko co ma na drodze. Lecz tym "wszystkim" w tym wypadku były myśli Merlina, który z każdym dniem zmagał się z coraz większymi migrenami. 

Nieznajoma natychmiast zauważyła dyskomfort wyrysowany na pysku rozmówcy i uśmiechnęła się leniwie. Zapewne zdała sobie wtedy sprawę ze słabości wyższego co jeszcze bardziej go przytłoczyło.

 

- Witaj na terenach Watahy Wilków Burzy. - przyjął porządną, godną postawię i przytaknął delikatnie - Wybacz me roztargnienie. Zwą mnie Merlin, jestem porucznikiem tutejszych wojowników. - zareklamował się, przy okazji napełniając serce dumą - Zaprowadzę cię do alfy, która rozpatrzy twe dalsze losy. 

 

 

* * *

 

 

Następnie oba wilki udały się w niedługą podróż poprzez dobrze znane Merlinowi tereny. Wilk nieustannie był pełen gotowości, niepewności i ekscytacji. Co chwila przyglądał się nieznajomej starając się wykryć spisek lub choć trochę podejrzane zachowania. Lecz wilczyca zdawała się być całkiem wiarygodna w swoich zapewnieniach o neutralności. Szła pewnie, zawsze o krok przed Merlinem, ani raz nie zaszczyciła wilka spojrzeniem przez ramię.

 Kim była, i co sprowadzało ją w tak dobrze strzeżone miejsce? A co z Carmen? Przecież wadera mogła należeć do większej grupy, jeśli któryś z wspólników odnalazłby szczenię…

 

- Daleko jeszcze? - nagle spytała przystając, dzięki czemu oba wilki stały łeb w łeb lecz żadne z nich nie odważyło się na zwrócenie wzroku w stronę drugiego.

 

Wtem gdy zielonooki przygotowywał się do odpowiedzi, dostrzegł wilka, który za razem był mu zbawieniem jak i zmartwieniem. Tam, dosyć niedaleko, przy drzewie stała wyjątkowa wadera, która skradła serce wojownika już dawno temu. Lavinia gdy tylko dostrzegła tę dwójkę, zastygła w miejscu.

 

Merlin kłócił się z myślami. Za żadne błyskotki tego świata nie chciał zostawiać łaciatej wadery z wilkiem, który już na samym początku zdawał się być nadto niezwykły i pełen tajemnic, które mogły nie tylko zaskoczyć ale i zabić. Gdy Vini oczekiwała jakichkolwiek wyjaśnień, Merlin spojrzał na zielonofutrną i dostrzegł na jej pysku coś na rodzaj spokoju. Wtedy klamka w jego umyśle zapadła. Musiał narazić Lavinię.

 

- Potrzebuję twojej pomocy, muszę wrócić do Carmen.  - wyprostował się i bez zawahania podszedł krok w stronę przyjaciółki by posłać jej błagalne spojrzenie.

 

Ależ on wiedział że wadera się zgodzi. Lavinia rzadko kiedy odmawiała jeśli chodziło o pomoc. Czasem klatka basiora wręcz ściskała się na myśl o dobroduszności brązowofutrnej. Przecież mogła tak łatwo wpakować się w tarapaty.

 

Następnie podszedł w strone nieznajomej, na tyle blisko by szepnąć jej prosto do ucha.

 

- Dotknij jej tylko, a wyrwę ci tchawicę.

 

C.D.N.

 

<Vini?>