· 

Przypowieść łąk i lasów #2

Odkąd przeraźliwy krzyk wypełnił wilcze łby minęły zaledwie 4 nędzne minuty. Oba drapieżniki utonęły wręcz w poczuciu niepewności i pewnego rodzaju ciekawości. Bo cóż to za zwierz mógł wydać tak przeraźliwy odgłos? Merlin po raz pierwszy słyszał taki sposób komunikacji. Zielonooki kroczył pierwszy przedzierając się przez gęste zarośla, Araceli zaś podążała tuż za ogonem czarnofutrnego. Basior dopiero po chwili zdał sobie sprawę ze swojego przyspieszonego oddechu oraz nienaturalnego tempa bicia serca. Jego biedny mały łeb miażdżony był przez natłok koszmarnych scenariuszy i myśli. Wszystko wydawało się być mu bardzo dalekie, niczym we śnie. Najprawdopodobniej te reakcje wywoływał stres powodowany takim obrotem spraw.

 

Basior jeszcze raz spojrzał w stronę wilczycy o śnieżnobiałym futrze by mieć gwarancję jej bezpieczeństwa. Wadera wydawała się być lekko spięta jednak nie na tyle by wyglądało to nienaturalnie.

 

- Czujesz ten smród? - wyszeptał w stronę swej towarzyszki nie tracąc w najmniejszym stopniu na czujności.

- Rzeczywiście, bardzo nieprzyjemny zapach - odpowiedziała zamyślona stawiając dwa kroki do przodu, zupełnie jakby rwała się do pomocy tajemniczemu stworzeniu.

 

Merlin już kiedyś miał styczność z takim rodzajem zapachu jednak w tamtej chwili na wszystkie świętości, nie mógł przypomnieć sobie gatunku jaki się tym charakteryzował.

 

Po chwili namysłu odwrócił się i powolnym oraz ostrożnym krokiem skierował się w stronę istoty która chwilę wcześniej wydała z siebie okropny wrzask. Łapą za łapą, ostrożnie przesuwał się przed siebie będąc w pełni skupionym na bezpieczeństwie swoim i wilka towarzyszącego. Wziął również do pyska swój ulubiony sztylet który był doczepiony do pasa umieszczonego na ciele wilka. Zacisnął na nim mocno zęby i kroczył dalej. Po niedługiej chwili, basior za pomocą łapy odgarnął wysoką, na prawie metr, trawę a to co ujrzał zaparło mu dech w piersi. Krew praktycznie stanęła w żyłach i zaczęła się gotować z poczucia lekkiego przerażenia wymieszanego z czystą niewiedzą. Przyspieszone bicie serca było jedynym co mógł czuć w tamtej chwili, okropny łomot dochodzący z klatki piersiowej. Przedmiot który dotąd znajdował się w jego pysku, leżał na trawie upuszczony. Wilk przełknął wyraźnie ślinę by następnie odwrócić łeb w stronę białofutrnej wadery stojącej tuż za nim.

 

- To… - Araceli odezwała się pierwsza nie zwracając nawet uwagi na chudego basiora.

- Ludzkie… szczenię - dokończył szepcząc.

 

Nie panikować - to przyjął sobie za punkt zaczepienia uspokojenia myśli. Była to dosyć niecodzienna sytuacja, mówiąc szczerze nie była ona wcale komfortowa. Merlin nigdy nie miał ochoty na obserwacje, bycie w pobliżu istot chodzących na dwóch łapach, on naprawdę ich nienawidził, nie znosił z całego serca. Teraz, przed tą dwójką widniało nagie, zmarznięte i przerażone zwierze bez sierści, które w przyszłości stać miało się bezwzględnym zabójcą. Młode usadowione było na miękkiej trawie, jego łapy były nienaturalnie dla wilków powykręcane jednak jeśli brać pod uwagę anatomie ludzi, dla tego gatunku było to całkowicie normalne.

 

Po ciszy która z pewnością wywołana była szokiem, Merlin popatrzył na swoją rówieśniczkę, z której pyska wyczytanie emocji było praktycznie niemożliwe. Wadera zdawała się mocno analizować w swej głowie obecną sytuację. W końcu to co ujrzeli w żadnym stopniu nie było naturalnym, przyjemnym dla wilków widokiem.

 

 

 

cdn. 

 

 

Araceli?