· 

Dwa wilcy i... #2

Wilk lekko się zatrząsł w środku na to tajemnicze pytanie. Biało-czarny basior wpatrywał się w zielonkawe oczy chudzielca z wyczekaniem na odpowiedź. 

 

— Proszę o sprecyzowanie — basior nie mógłby być tak pochopny, nie zgodziłby się na coś o czym tak naprawdę nie ma pojęcia i może zawieść. Poza tym wieloletnie doświadczenie wciąż nim kierowało, zachował by się nieracjonalnie decydując się na zakup kota w worku.  Mimo wszystko ekscytacja wciąż rosła, chciał znów stać się przydatny.

 

— Nie bój nic — odpowiedział wesoło basior o wielkich skrzydłach i białym futrze. Sprawiał wrażenie uprzejmego i opanowanego. W myślach Merlin wciąż czekał na szczegóły akcji — Jeden z wilków nadał nam zadanie. Prosił byśmy wyruszyli na zachód i odnaleźli bardzo ważny przedmiot. 

 

Merlin wciąż nie wiedział wiele, tak naprawdę nie wiedział praktycznie nic, mimo wszystko pewność słów białego basiora była niesamowicie przekonująca. Jednakże kim by on był gdyby zrezygnował z możliwości zapewnienia sobie chwili rozrywki. Nie mógł się nie zgodzić, za chwilę wypełnioną adrenaliną oddałby wszystko. 

 

— Rekrut Merlin, gotów na rozkazy — chudy  zasalutował żartobliwie co wywołało pół uśmiech u obu wilków. Takie żarty nie były w jego naturze ale czego się nie robi dla nowej znajomości.  

 

— cieszę się, wyruszamy jutro przed świtem, wtedy też poznasz szczegóły — wyjaśnił basior po czym pożegnał czarnego lekkim kiwnięciem łba i powoli odszedł w kierunku terenów łowieckich.

 

Merlin westchnął nie ruszając się z miejsca w którym stał. Prośba wilka była nieoczekiwana i zaskakująca, mimo wszystko basior wciąż starał się utrzymać spokój i równowagę. Cały jutrzejszy plan akcji był mu nie znany co mogło prowadzić wilka do paszczy lwa. Jednak dostał właśnie tego czego potrzebował, kroplę adrenaliny i wyczekania. Miał tak na prawdę pół dnia i noc na fizyczne i mentalne przygotowanie się do podróży, czasu było nadmiernie wiele. Sam nie wiedział co powinien teraz uczynić, pobiegać? Iść na łowy? Nie mógł się zdecydować.

Padło na mały, rozluźniający trening. Basior wręcz przepadał za pokonywaniem długich dystansów truchtem. Na takowy się też zdecydował, on sam, natura i cisza. Te trzy rzeczy łączyły się idealnie tworząc kojący zestaw. Cisza w miłych momentach dawała Merlinowi ukojenie i poczucie przynależności. Natura zaś napajała go spokojem i pięknem. Właśnie te dwie rzeczy dawały mu strefę w której mógł w spokoju przemyśleć niektóre sprawy. 

 

Po ukończonym biegu który był aż przepełniony najróżniejszymi rozmyślaniami, udał się do jaskini w której zadbał o futro i wygląd. Dzień ten minął spokojnie dzięki czemu chudzielec mógł spać z lekkim sercem.

 

Następnego ranka a właściwie grubo przed wstaniem słońca otworzyły się znajome zielone oczy. Dzięki przyjemnemu, orzeźwiającemu chłodu basior mógł stwierdzić że już niedługo będzie świtać. Trochę dalej od jego legowiska dostrzegł owiniętą w białe skrzydła waderę, jeśli się nie mylił była to Irni. Zwróciła ona jego uwagę głównie  dlatego iż nie było jej w jaskini przed zaśnięciem basiora. W tej chwili nie miało to żadnego znaczenia. Wilk bez emocji na pysku wstał i skierował się do swojej małej kolekcji ostrzy z której był niebywale dumny. Wszystkie równo pokładane i czyste. Ubrał skórzany pas do którego pochwy włożył swój Stalowy Miecz i kilka mniejszych sztyletów. Założył również kilka kolczyków i jakiś amulet nie mający głębszego znaczenia. Gdy doprowadził swój stan do perfekcyjnego porządku, wyszedł z dumnie uniesioną głową.  Na zewnątrz wciąż było ciemno jednak z łatwością można było stwierdzić że słońce niedługo przebije się i oświetli całą krainę Wilków Burzy.

Bez pospiechu udał się w miejsce  ostatniego spotkania z wilkiem o dwóch niezwykłych kolorach oczu. Po dotarciu na polankę przysiadł na miękkiej lecz zimnej trawie i wyczekiwał swojego towarzysza. To nie tak że skrzydlaty się spóźniał, Merlin po prostu lubił przyjść przed czasem. 

Już po kilku minutach w oddali dostrzegł nowo poznanego wilka dumnie kroczącego w jego kierunku. Basior sprawiał wrażenie wyspanego i pełnego energii pomimo wczesnej pory. Gdy był już wystarczająco blisko czarny wilk  powstał i pokłonił się lekko.

 

— Witaj. — przywitał niższego.

— Dzień dobry, Merlinie. Jesteś gotów?

 

Patyczak kiwnął łbem na potwierdzenie i jeszcze raz przyjrzał się wilkowi. Miał on długie łapy i co najlepsze dwa ogony! Dla Merlina posiadanie drugiej pary kończyn bądź większej ilości ogonów było wręcz rzeczą niesamowitą. Podziwiał to i karcił się za tego brak. Z dodatkowym ogonem było by bliżej mu do perfekcji.

 

— tak właściwie to wciąż nie znam twojego imienia...

 

C.D.N.

 

>Arelion?<