· 

Ku burzy #3

Aarel uniósł skrzydło i przyjrzał się opatrunkowi. Był dobrze wykonany, w dodatku nasączony jakimś wywarem z ziół. Nie wiedział dokładnie czym, w końcu nie zna się na żadnej dziedzinie wilczej lub ludzkiej medycyny. Z żalem stwierdził w myślach, że taki opatrunek przydałby się mu kiedy indziej. Postanowił jednak zostawić go w spokoju, rana i tak już przestała krwawić. Uniósł wzrok na basiora, który oczekiwał odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie. Wędrówka po terenach watahy wydała mu się kuszącą propozycją, przecież wszystko zapowiadało, że zatrzyma się tutaj na dłuższą chwilę, jeśli nie na stałe. Mitchell nie okazywał żadnych oznak nieufności czy agresji, wręcz przeciwnie. Nieco zdumił go fakt, że ten wyglądał jakby był szczerze zmartwiony jego stanem zdrowia, mimo że był tylko zadrapany i nieco obolały. Przeżył już gorsze rzeczy, krótko mówiąc. Zdobył się na lekki uśmiech i zachęcającym tonem przyjął propozycję. Temu tym razem udało się opanować pisk i z podekscytowaniem zaczął głośno rozmyślać, gdzie by tu się udać.

 

– Hmm… Nie wiem zbytnio jak trafić do Kryształowych Grot. Baśniowy Las już widziałeś, stamtąd przyszliśmy. Na Beztroską Polanę możesz się udać w każdej chwili samemu, łatwo ją znaleźć. O, wiem! – krzyknął z entuzjazmem. – Najpierw przejdziemy się Magiczną Drogą, a potem pokażę ci Jezioro Dusz.

– Brzmi ciekawie.

 

Mitch z wielkim uśmiechem na pysku dał znak, by za nim podążać. Szybko dotarli na miejsce, a tam szli w ciszy i podziwiali otoczenie. Aarel zastanawiał się, czy ta droga została ukształtowana naturalnie, sztucznie, a może to sprawa magii? Nie był w tym temacie zbytnio ogarnięty, więc nie był w stanie stwierdzić. W końcu rozluźnił skrzydła i szedł za Mitchem nieco spokojniej. Było tu naprawdę pięknie, zróżnicowana kolorystyka otoczenia idealnie ze sobą współgrała a wszechobecna cisza przerywana tylko krótkimi odgłosami ptaków sprawiała, że czuł się nieco lepiej. Spojrzał na brązowego basiora. Był mniejszy od niego, jednak jego skrzydła na pewno były większe. Miał nieco dziewczęcy chód wypełniony gracją, ale czerwonooki zignorował to. Wydawał się czuć nieco niezręcznie, więc postanowił przełamać milczenie.

 

– Wcześniej spytałeś mnie, co mnie tutaj przywiodło, czyż nie? – zagaił rozmowę spokojnym tonem.

– Tak? – Mitch zatrzymał się odwrócił do niego.

– Mogę zadać ci to samo pytanie?

Zamilkł. Widać było, że myśli nad odpowiedzią.

– Cóż – zaczął z wahaniem. – Szukałem brata, dość długo. – W jego brązowych oczach mógł dostrzec błysk zadowolenia.

– Znalazłeś go?

– Tak. Jestem pewien, że jest gdzieś tutaj. – uśmiechnął się.

 

Więc szukał brata… w myślach Aarel pochwalił go za determinację. Odwzajemnił uśmiech, widząc jego szczęście.

 

– Cieszę się, że ci się udało.

– A ty? Masz jakąś rodzinę?

 

Momentalnie zrobiło mu się niedobrze, poza tym jeszcze mu nie ufał, jednak… Skoro Mitch podzielił się z nim informacją ze swojego życia postanowił odpowiedzieć szczerze. W końcu nie jest to nic, co by mogło mu zaszkodzić. Przybrał neutralny wyraz pyska.

 

– Nie, wszyscy umarli. Poza bratem, ale nim się nie przejmuję.

– Och – zwiesił łeb, jakby przepraszająco.

– Nie martw się. Jest okej, naprawdę.

 

Nie chciał truć Mitchowi części pod ogonem, więc przeciągnął się i wymusił całkiem przekonywujący uśmiech.

 

– To jak? – spytał. – Pokażesz mi to jezioro, o którym wcześniej mówiłeś?

Oczy basiora pojaśniały i natychmiast odwrócił się. Zaczął się rozglądać na wszystkie strony świata.

– Szczerze mówiąc byłem tam tylko raz, nie jestem pewien czy pamiętam drogę tam ale postaram się nas nie zgubić!

– Dobrze, prowadź więc.

 

Minęło trochę czasu, a oni spędzili go rozmawiając o jakiś przypadkowych rzeczach. Aarel mówił co prawda nieco mniej, ale cały czas słuchał go z uwagą.

 

– Nie jestem tu długo, ale zdążyłem usłyszeć legendę o Jeziorze Dusz – opowiadał Mitch. – Podobno tam sprowadzane są dobre dusze zwierząt! Nie wiem czy to prawda, ale mam nadzieję że tak.

– Sprowadza dusze, powiadasz? – zaciekawiony popatrzył na Mitcha.

– Tak! Ale tylko te dobre. Czyż to nie jest wspaniałe? O, Aarel! – pisnął z podekscytowania. – Spójrz, za tymi drzewami. Jesteśmy i nie zgubiłem nas – zaśmiał się krótko.

 

Czarny basior podniósł łeb i rzeczywiście niedaleko dostrzegł jezioro. Wcześniej nie zwrócił uwagi na charakterystyczny, cichy szum. Poszli w tamtym kierunku i przystanęli na granicy lądu i wody. Z niej wydostawało się niebieskie światło, które zapierało dech w piersiach. Z uznaniem rozejrzał się. Ta wataha naprawdę wybrała sobie cudowne miejsca na swoje tereny. Pochylił się i zamoczył łapę. Przyjemna temperatura, tym bardziej że tego dnia było upalnie. Mitch usiadł obok niego i nucąc coś cicho, spojrzał na taflę jeziora.

 

C.D.N.

 

<Mitch?>