· 

Powiedz życzenie #1

Płatki śniegu spadały w szalonym tempie z nieba, czyniąc podłoże coraz to bielszym i dekorując korony zarówno najbliższych drzew, jak i tych widzianych w oddali. Wszystkie ponownie zyskiwały okrycie, być może nie będące liśćmi, a tą „przeklętą białą masą”, ginącą w mgle. Ateas próbował wmówić sam sobie, że ów pora roku jest mu całkowicie obojętna, ale nie mógł dojść do tego wniosku za każdym razem, gdy czuł, jak jego łapy zapadają się w lodowatej mazi. Śnieg nie był jedynym nieprzyjemnym zjawiskiem w tym okresie. Również szybko nadchodząca noc działała basiorowi za złe, gdyż mimo swojej wilczej osobowości był gorącym zwolennikiem dnia. Czuł, jak jego pysk mimowolnie się wykrzywia, kiedy ponownie uświadomił sobie, że mimo dość wczesnej pory dnia niebo zdążyło przybrać odcień czerni, ubrane w ciemne chmury.

Ateas, niesiony instynktem, spojrzał na nieboskłon wystarczająco szybko, by ujrzeć na nim biegnącą smugę światła. Zaraz też, nieco spóźniony, rozległ się odgłos grzmotu. Wilk poczuł, jak jego mięśnie spinają się, lecz zmuszając je do dalszej pracy mimo chłodu i przychodzącego deszczu szedł dalej, pokonując kolejne warstwy i pagórki śniegu oraz wchodząc pomiędzy coraz większą ilość drzew. Nie wiedział nic, o miejscu, w którym się znajdował. Oprócz tego, iż gdzieś w tym lesie jest Drzewo Życzeń, a on zamierza spróbować swojego szczęścia. Wiedział też, że jest straszliwym idiotą, chcąc uzyskać pomoc od starej rośliny, jednak to nie miało związku z niczym tutaj; idiotą był zawsze i zawsze szczycił się tym mianem przed samym sobą w każdych okolicznościach.

Basior potknął się o wystający korzeń, niemal lądując przy tym na ziemi. Czuł, jak jego ciało drży, a jego łapy są znieruchomiałe z zimna. Mimo jego grubego futra ów dzień był naprawdę lodowaty, tym bardziej dla psowatego przywykłego do cieplejszych klimatów.

— Trzeba było nie wystawiać nosa z domu — mruknął do siebie, poirytowany mocniej utwierdzając się na kończynach i prychając z oburzeniem.

Przemierzał kolejne metry, jednak każdy kosztował go coraz więcej sił. Ateas z bólem uświadomił sobie, iż nie jadł nic od wielu dni. I że zdecydowanie niewiele ich minie, nim położy się na ziemi, by umrzeć. Postanowił więc, żartobliwie lecz z goryczą, poprosić Drzewo by nie zabił się teraz i nie zdechł pośród obcych zapachów i na obcym terytorium.

Wilk westchnął z utęsknieniem, kiedy w oddali zaświtała mu sylwetka gigantycznego pnia. Wiedział, że przyszedł tutaj, by zobaczyć właśnie to, co dane mu było oglądać teraz. I nikt nie potrafiłby mu wmówić, że jest inaczej, a Drzewo Życzeń jest drzewem odmiennym, rosnącym do drugiej stronie lasu; albo nieistniejącym wcale i wymyślonym przez zazdrosnych.

Patrzył na nie i już był bliski podejścia do niego, gdy wtem otoczyły go psowate ze wszystkich stron. Ateas znieruchomiał, zażenowany swoim brakiem ostrożności. Zapewne są właścicielami terytorium, na które on się wdarł, i naprawdę niewiele dzieli go od zakończenia swojej nieszczęsnej egzystencji. Żałosny koniec.

— Dzień dobry — powiedział Hallren, bez cienia uśmiechu, wiedząc, że kłamie w żywe oczy. Ewidentnie było po nim widać, iż dzień ten dla niego wcale nie jest dobry.

— Dzień dobry — uprzejmie odpowiedział nieznajomy. — Co robisz na naszym terytorium?

Ateas w ciszy wpatrywał się w oczy mówcy, zastanawiając się, co powinien im sprzedać. Coś, co musiało być im bliskie i często spotykane. Nie znał jednak takich przykładów, ponieważ niewiele wiedział o zwyczajach panujących w takim ugrupowaniach. Po co przychodzi się na obce tereny?

— Chcesz do nas dołączyć? — ktoś z zebranych entuzjastycznie zapytał, zaraz też zostając uciszonym.

— Tak — oznajmił spokojnie Ateas. — Właśnie po to przyszedłem. Zaprowadźcie mnie, proszę, do waszego przywódcy.

 

⨯ ⨯ ⨯

 

Dziwne wilki i jeszcze dziwniejsze obyczaje. Twierdzą, że są wybrańcami Burzy, wybrańcami Bogów, a czuwają nad nimi te same bóstwa, w które wierzyła jego matka. W jego umyśle pojawiła się niemała zagadka, czy jego rodzicielka mogła należeć do tej grupy.

To dość prawdopodobne — rozważał w myślach wszystkie za i przeciw. — Raczej była zwolenniczką stad i bawienia się w hierarchię. W obie rzeczy tak samo głupie i niepotrzebne.

Chociaż teoretycznie jestem zwierzęciem stadnym — przymrużył oczy zdezorientowany nad swoją własną logiką.

— Przepraszam — zaczepił uprzejmie jednego z wilków. — Kiedy idzie jakiś patrol, czy cokolwiek, z czym mógłbym wyruszyć by obejrzeć tereny?

— Zwiadowcy zaraz wyruszą — odpowiedział mu przedstawiciel wilczego gatunku. — Ale sama nie wiem, wiesz, może lepiej z strażnikami? W końcu-

— Zobaczę. Dziękuję — odpowiedział, po czym już go nie było.

Wróci pod to Drzewo. Wróci pod to durne Drzewo, ktokolwiek i cokolwiek nie stanęłoby mu na drodze. I zrobi to najszybciej, jak będzie mógł, by potem szybko uwolnić się od tego całego statusu i walki o bycie wyżej. 

 

 

C.D.N

 

<Kaito?>