· 

Płytki Oddech #2

Coś zwaliło mu się na łeb. Aura aż tak nie sprzyjała? Wydobył z czeluści gardła posępny warkot, obnażając kły. Szarpnął cielskiem, podnosząc się. Ciskające piorunami wściekłości miodowe ślepia  wymierzyły napastnikowi ostry wzrok. Napięte łapy były gotowe do skoku. Szczeknął warkotliwie, żłobiąc pazurami w ziemi dziurę. Sprężynująco wybił się z tylnych kończyn, powalając nieznajomą wilczycę na glebę. Skulona i trzęsąca się z nerwów znalazła się pod nim. Rozstawił przednie łapy po obu stronach jej głowy, pochylając pysk. Ociekająca z wystawionych zębisk ślina spadła na czoło wadery, między oczy. Shira spojrzała na punkcik między gałkami, robiąc zeza. Pisnęła! 

 

Velgarth usłyszał nad sobą charakterystyczny skrzek. Kruk nadleciał od strony północnej. Przeciął powietrze, lądując na grubym konarze połamanego drzewa. Niech się basior cieszył, że go miał. Ptaszysko ostrzegło go - wiedziało lepiej. Czarnuch przybliżył zwężające się i rozszerzające nozdrza do szyi samicy, obwąchując ją. Impulsywny, porywczy drań. 

 

-Należysz do watahy. - Warknął, cofając łeb. 

-T-tak-k. - Szepnęła, głośno przełykając ślinę. - Cz-y mógłbyś…. zejść? 

-Szkoda. Niestety, muszę cię wypuścić. - Rozciągnął kąciki pyska w bestialskim uśmieszku. Dodał po chwili:

-Mógłbym. Z bólem martwego serca. - Poszerzył diabelski uśmiech o kilka cennych centymetrów. 

 

Odsunął się od białej wilczycy, zwracając pysk ku Kruczemu. Ptak rozłożył skrzydła, skoczywszy. Ranił wilka haczykowatą końcówką dzioba w łapę. 

 

-Hej, hej! Skąd mogłem wiedzieć? - Popchnął ptaka, zwalając potężne łapsko na jego łebek. 

 

Kruk zaskrzeczał z dezaprobatą. 

 

Shira, korzystając z chwili nieuwagi basiora, zaczęła się wycofywać. 

 

-A ty dokąd! - Velgarth puścił kruka, podchodząc do nieznajomej. 

 

Wadera wstrzymała oddech, prostując się niczym napięta struna. Odezwała się niepewnie:

 

-Właściwie…. Donikąd. Przepraszam za…. tamto. Ja… Ja myślałam, że jestem tu sama. A to był wypadek.

- Wytłumaczyła się szybko, podwijając ogon. 

 

Basior ściągnął brwi, zamyśliwszy się. Rzekł po dłuższej chwili:

 

- W porządku. Jak ci na imię? Nie widziałem cię tu wcześniej. 

-Shira. Jestem Shira. - Zrobiła duże oczy, starając się opanować drżenie łap. 

-Miło cię poznać, Shira. Wybacz, że w takich okolicznościach. A ja nazywam się Velgarth, choć toleruję i akceptuję skrót ‘Velg’. Od dawna w watasze? 

 

Samica przytaknęła skinieniem głowy, odpowiadając:

-Już jakiś dłuższy czas. 

 

Czarnuch mruknął krótko:

-Mhmm. 

 

Białofutra zainteresowała się ogromnym ptaszyskiem. Kruk miał nienaturalne rozmiary, był dużo większy niż pozostali jego pobratymcy. Śmierdziało od niego czarną, mroczną magią, podobnie jak od Velgartha. 

 

-Ładny. Skąd go masz? 

 

Wilk zastrzygł uszami, kątem oka zerkając na dziobatego. 

 

-To długa historia. Może kiedyś opowiem. Sam nie do końca rozumiem tę zależność, jeszcze jej nie odkryłem. Znalazł mnie. Jesteśmy połączeni czymś, o czym wie on, a ja nie. 

-R-rozumiem. Albo tak mi się wydaje, że rozumiem. - Uśmiechnęła się niepewnie.

-Jak widzisz, droga Shiro, uratował cię. - On z kolei uśmiechnął złośliwie.

 

Jasne promienie słońca przebiły się przez zbite korony drzew, oświetlając czyhające w zaroślach dziwne stworzonko. Nie ukryło się dobrze. Shira rozpoznała w nim barwnego szopa. Choć bliżej było mu do kota? Wilczyca nie potrafiła ocenić, wiedziała natomiast, że zwierzę było urocze, podobało jej się. I znowu je widziała! Aż podskoczyła z nagłego przypływu radości. Velgarth na widok ten tylko uniósł brwi. 

 

Zwierzak polował na niczego nieświadomego kruka. 

 

-Och, o nie…. - Shira zauważyła to jako pierwsza. Spojrzała na basiora, bojąc się jego reakcji. 

-Cóż się stało? - Zainteresował się wilk. 

 

Nie zdążyła odpowiedzieć. Stworzenie wychynęło zza krzaków, skacząc na siedzącego przy konarze ptaka. Z wyciągniętymi łapkami dopadło go, spychając z kamienia, na którym spoczywał. Nie chciało zrobić mu krzywdy. Raczej szukało dobrej zabawy. 

 

-Co jest…. - Czarnuch warknął, jak zwykle biorąc całą sytuację na poważnie. 

-Nie, proszę nie! - Pisnęła Shira, widząc, jak czarna sierść wilka jeży mu się na karku. 

 

Na trawie, przy zagajniku, odbyła się mała szamotanina pomiędzy krukiem a tamtym zwierzakiem. Nic nikomu się nie stało, nikt nie ucierpiał. Ptak poradził sobie, odlatując. 

 

W tym czasie Velgarth dopadł magiczne stworzenie, nabijając naciągniętą skórę przy jego karku na wystawiony ostry pazur. Podszedł do Shiry, kładąc szopa pod jej łapy. Ten, o dziwo, nie uciekł. Zadarł pyszczek, spoglądając kolorowymi oczyma w jej oczy. Wąska strużka krwi polała się po jego karku, brudząc futerko. 

 

A jakże Shira zdziwiła się, kiedy zwierzak wtoczył się pod jej brzuch, wtulając w łapy. Jego oddech z płytkiego przeszedł na regularny. 

 

C.D.N.

 

>Shiruś?<