· 

Górski nieprzyjaciel [Część #15]- Zjawa i nowa figura na szachownicy

Wilczyca bezszelestnie wskoczyła na półkę skalną usytuowaną dla niej bardzo korzystnie, na tyle wysoko, by mogła pozostać niezauważona dla idących korytarzem. Pochodnie przytwierdzone do ścian poniżej zapewniały jej gęsty mrok u góry i idealną widoczność na tunel. Minęła już godzina, od kiedy Vesna odłączyła się od reszty oddziału, jednak w tym czasie nie natknęła się na nic, co mogłoby im pomóc w jakikolwiek sposób. Im głębiej wchodziła w plątaninę korytarzy, tym wyraźniej wyczuwała aurę tego miejsca. Wadera normalnie nie bywała przerażona, choć tym razem miała nieprzyjemną sposobność doświadczyć tego stanu. Nie chodziło jej jednak o niebezpieczeństwa lub o tutejszych mieszkańców. Mijając każdy kolejny obszerny tunel zastanawiała się, jak to możliwe, że byli w stanie stworzyć takie podziemne imperium w tak krótkim czasie. Zwiadowcy watahy nie są przecież wilkami wymagającymi specjalnej troski ani nie podchodzili do swoich zadań bez należytej powagi. Więc jak do cholery ciężkiej powstało to wszystko w takiej ciszy. Nie widziano obcych wilków, nie zauważono prac związanych z tworzeniem podziemnych tuneli. Ale to, co najbardziej zastanowiło Vesnę to fakt, że nigdy, a na pewno nie w przeciągu ostatnich miesięcy nie było meldunku o górach świeżego gruzu lub ziemi porzuconych gdzieś na środku niczego. A przecież przy budowie takich połączeń tuneli byłoby to nieuniknione. Jak długo byli na tych ziemiach? Jak pozostawali niezauważeni? To był powód bolączki wilczycy. Im dłużej myślała o wszystkich okolicznościach, tym bardziej zaniepokojona była. Zatrzymała się raptownie. Tamte basiory mówiły o konkretnych waderach z watahy, które chcieliby widzieć na swoich łaskach. Obserwowali nas od dłuższego czasu. Obserwowali dokładnie, nie pozostawiając śladu swojej obecności. Nigdy nie zostali zauważeni. To był pierwszy raz od dawna, kiedy krew w żyłach samki jakby zamarzła. Nie czuła przeszywającego wzroku, nigdy nie czuła niczyjej obecności. A mimo to, oni byli obecni, jednak niewyczuwalni. To była myśl, która nie miała opuścić wadery przez następne dni. W końcu tylko martwi nie mieli duszy a wzrok ich pustych oczu nie przeszywał nikogo.

 

***

 

Wadera już trzecią godzinę trzymała się cienia, niczym każda zjawa z koszmarów szczeniąt. Teraz jednak, usytuowana na prowizorycznych trybunach obserwowała najbardziej fascynujący trening armii, jaki w życiu widziała. Wielka, podziemna arena była oświetlona bardzo oszczędnie, co w połączeniu z tutejszą architekturą dawało wilczycy sposobność do przemieszczania się bez problemów. Ale teraz nie miała zamiaru wędrować i węszyć, po prostu patrzyła. Kilkadziesiąt basiorów z wręcz niepokojącą dokładnością i synchronizacją wykonywało rozkazy stojącego powyżej wilka. Był to basior o mocnej ekspresji i energicznych ruchach. Jego futro było ciemne a pysk zaznaczony sporego rozmiaru blizną. Po dłuższej obserwacji dostrzegła jego oczy- zielone. Znalazła kolejną, przydatną figurę na szachownicy do ich niebezpiecznej gry w wojnę. *** Chorda wyzutych z życia wojowników opuściła arenę kwadrans później tym samym synchronicznym chodem. Ich dowódca oddalił się w przeciwnym kierunku, za chwilę miał zamiar minąć miejsce ukrycia wadery. Vesna przemknęła do pobliskiego pomieszczenia, które okazało się być składem broni. Jedna pochodnia i tym razem pozostawiała jej komfortowy cień. Gdy tylko usłyszała zza drzwi ciężkie kroki wilka, kopnęła hełm by ten powoli wytoczył się z pomieszczenia zwracając uwagę przechodnia. Cichy dźwięk wędrującej po kamiennej posadzce stali urwał się chwilę później, gdy ciężka łapa z łoskotem pazurów opadła na część zbroi. Gdy powoli zbliżył się w kierunku drzwi, wilczyca wiedziała, że za chwilę czeka ją chaotyczna konfrontacja. Pomyślała o tym z przebiegłym uśmiechem.

 

***

 

Mosiężne drzwi zatrzasnęły się, a ciemnofutry basior dopiero teraz zdał sobie sprawę z potencjalnego niebezpieczeństwa. Spłoszony przyjął pozycję obronną rzucając spanikowane spojrzenia w stronę drzwi. Bogini dusz jednak zdążyła już przejść na drugą stronę pomieszczenia przy pomocy wysokich regałów. Powolnym, dostojnym krokiem wyłoniła się z cienia a jej oczy odbijały intensywnie światło pochodni. Chwilowy strach padł na basiora, błysnął w jego zielonych ślepiach. Zbliznowany pysk otworzył się delikatnie, jakby chciał coś powiedzieć, ale z tego zrezygnował. Obnażył kły prostując się dostojnie, by sprawiać wrażenie groźniejszego. Vesna od razu uznała tą reakcję za instynktowną, tak samo, jak fakt, że dowódca od razu wyczuł w niej spore zagrożenie, co zdecydowanie było wnioskiem poprawnym. Jest dobrze wyszkolony, chociaż miał mocno zakorzenione pierwotne skłonności, jego instynkt był silny, ale bezmyślny. Wadera uśmiechnęła się zagadkowo, co wydawać się jeszcze bardziej zaniepokoić basiora. Zaczął warczeć ostrzegawczo, Vesna w myślach potępiła jego porywczość i brak prób podjęcia dialogu.

 

- Ochłoń, bo żyłka ci pęknie, tatuśku.- wycedziła sarkastycznie obdarzając go spojrzeniem dezaprobaty.

 

Basior zastygł, w jego oczach odbiła się przez chwilę cała gama emocji. Po chwili pozostała tylko desperacja i złość. Wilczyca nie sądziła, że tak łatwo przyjdzie jej wciskanie guzików dowódcy armii. Jednak to bardzo dobrze, miał tak wiele emocji, które były jak sznurki, za które nie sztuką było pociągnąć. To zdecydowanie daje im przewagę w nadchodzącym konflikcie interesów, porywczość i pasja Deimona mogą zapewnić jej wilkom częściowe bezpieczeństwo i przyczynić się do wygranej.

 

Nagle dźwięk energicznego przeciągnięcie pazurów po kamiennej posadzce wyrwał Vesnę z rozmyślań. Basior wybił się w powietrze z głośnym warknięciem niezaprzeczalnie chcąc przygnieść zabójczynie do podłogi. Ta jednak odsunęła się na tyle szybko, by rozwścieczony wilk wpadł prosto w podstawę regału rozrzucając ciężkie, metalowe fragmenty zbroi. Ogłuszający huk poniósł się po całym pomieszczeniu, w uszach obu wilków dzwoniło jeszcze przez kilka chwil. Samka zaklnęła pod nosem niezwykle nieprzyzwoicie. Ktoś zwabiony trzaskiem metalu zaraz może tu się zjawić. Deimon dostrzegł roztargnienie Vesny i uśmiechnął się szyderczo. Szybkim ruchem łapy przewrócił stojak z włóczniami, by znów nastał chaos i rumor. To była zła decyzja. Bogini przewróciła oczami. Gdyby miała odpowiednią ilość czasu, by tracić go na gęsty, zapewne energicznie uderzyłaby się łapą w czoło. Podjęła szybką decyzję. Dopadła do jedynej pochodni na ścianie i wybiła ją z kandelabru. Nastała ciemność. Nieprzyzwyczajony do nagłego mroku basior zdążył zrobić wdech i obrócić się w innym kierunku, zanim poczuł uderzenie w potylicę. Upadł na ziemię bezwładnie, trącając metalowe części, tak iż nieprzyjemny dźwięk uniósł się w ciemnościach nagle, niczym kurz z zatrzaśniętej księgi. Rudofutra pospiesznie rzuciła się do bezwładnego dowódcy. Rzemienie, które wzięła ze sobą posłużą jej do zawiązania pyska i łap wilka. Ale przewrotny los sprawił, że w tym momencie drzwi zaskrzypiały a cienka linia światła przecięła gęstą ciemność pomieszczenia.

 

***

 

- Psiajucha, co tu się dzieje... a niech to dunder świśnie, Deimon!- podstarzały wilczur wpadł do zbrojowni robiąc niepotrzebny hałas i zamieszanie. W roztargnieniu przyjrzał się nieprzytomnemu basiorowi. Stojak na włócznie leżał teraz na ciemnofutrym dowódcy. - Jasny gwint, mówiłem, że ta szmira się kiedyś spieprzy!- basior zatoczył się na łapach o mało nie potknąwszy się o stalowy napierśnik. Pomruczał pod nosem coś niezrozumiałego i roześmiał się gardłowo.

Fiołkowooka uśmiechnęła się przebiegle. Pijany wartownik nie sprawi jej kłopotu, zbyt łatwo nabrał się na ustawienie stojaka na grzbiecie dowódcy, nawet nie pomyśli o możliwym udziale osoby trzeciej. Pomimo jego niejasności umysłu, nie mogła mu się pokazać. Gdyby ogłuszyłaby i jego, mógłby to zapamiętać a przecież nie mogła wziąć również jego, potrzebowała Deimona, nie tego przybłędy. Ukryta pod sufitem wadera szybko przeanalizowała położenie wartownika. Na jego nieszczęście, wszystko pasowało idealnie. Wystarczyło lekko popchnąć, a regał z zaopatrzeniem runął prosto na pijanego basiora. Oto kolejny wypadek tego dnia. Ich zbrojownia jest doprawdy beznadziejna, o czym poświadczy stary pijak, gdy go znajdą. Wilczyca z gracją zeskoczyła na ziemię. Upewniwszy się, że i tamten jest nieprzytomny, dokończyła dzieła i pospiesznie opuściła zbrojownię ze skrępowanym postronkami basiorem.

 

***

 

Wraz z Alessą od nie więcej niż dziesięć minut czekały na przebudzenie basiora, co nastąpiło dość nagle i chaotycznie. Próbował się wyrwać i wrzasnąć, jednak postronek na pysku dalej mu to uniemożliwiał. Spojrzał na wadery, z zaciekawieniem i niepokojem na Alessę i z urazą i nienawiścią na Vesnę. Przybrała obojętny wyraz i lekko wzruszyła łopatkami.

 

- Posłuchaj nas Deimonie, nie pożałujesz tego. - Zaczęła jednostajnym głosem pierwsza Alfa.- Wierz lub nie, ale nie mamy złych zamiarów i chcemy ci pomóc.- rzuciła Vesnie spojrzenie z ukosa.

 

Basior na tyle, na ile pozwalały mu jego okoliczności parsknął. W jego gardle od razu zabrzmiał głuche warknięcie. - Twoja rodzina jest bezpieczna dzięki nam. A teraz porozmawiamy, ponieważ to, co mamy z tobą do omówienia jest ważne, znalazłeś się w samym centrum konfliktu i wierzymy, że i ty możesz pomóc naszej wielkiej rodzinie. - Vesna od razu zerwała postronek z pyska basiora, ten jednak nic najpierw nie powiedział w oszołomieniu.

 

- Kim jesteście, i co zrobiłyście z Różą?...- wyszeptał groźnie. Vesna po raz kolejny w myślach zbeształa jego porywczość i instynktowne działanie. Wtedy w jej głowie pojawiła się niespodziewana myśl. Czy Erast nie mógł nim kierować właśnie ze względu na jego ognistą naturę? - Twoja żona jest bezpieczna, zajęli się nią nasi medycy. Arakjos i Runa są w najlepszych i najdelikatniejszych łapach.- Powiedziała Alessa z naciskiem na wymienione imiona.

 

Wtedy cała okalająca go wściekłość zniknęła a zrozumienie pojawiło się w jego zielonych ślepiach. Widząc to wilczyce rozwiązały jego łapy.

 

- Czego ode mnie chcecie? - rzekł spokojnie, choć z jego spojrzenia można było wyczytać, że wie już wystarczająco. Alessa wyjaśniła mu pokrótce wszystko, co powinien wiedzieCC. 

 

- Powiedzmy, że chcę wam pomóc. - wyprostował się i ukłonił waderą. -Ale nie ufam wam, co mam nadzieję jest zrozumiałe i nie macie mi tego za złe. Zanim obiecam wam pomoc, chcę przekonać się, że moja żona i szczeniaki są faktycznie bezpieczne. Za dwa dni mam wartę, zaczynam o północy. Chcę ich zobaczyć.

-Niech tak będzie. -rzekła Alessa pewnym głosem.- Jeden z naszych cię znajdzie, ty nas nie szukaj.- oznajmiła.

- Ale nie zapomnij, że nasze oczy są wszędzie. Nie możesz dać nam nawet wątpliwości co do twojej lojalności. Wiesz o naszej misji, ale nikt inny póki co nie może się dowiedzieć. Pamiętaj, bezpieczeństwo naszej watahy jest w twoich łapach, ale w naszych jest życie twojej rodziny.- powiedziała zimno, ale starała się nie zabrzmieć okrutnie. Basior był porywczy, a to przypomnienie mogło być niczym wiadro zimnej wody na głowę.

Deimon kiwnął łbem na znak zgody i zniknął w ciemnym korytarza.

 

<Midnight?>