· 

Górski Nieprzyjaciel [Część #3] - Więzy i ostatnie powinności

Wilki powoli rozchodziły się, każdy w swoją stronę, jednak Vesna przyglądając się pobratymcom widziała, jak bardzo zagubieni są. Podział zadań dał im wszystkim złudne poczucie stabilności, mieli cel, którego mogli się uchwycić, żeby nie wpaść w otchłań beznadziei i nieważkości. Pomimo jasno wyznaczonych zadań, Vesna zastygła na moment w miejscu. Dawno nie czuła się tak zbita z tropu, obwieszczenie kolejnych walk było ostatnim, czego się tak naprawdę spodziewała. W ostatnim czasie los stale przypominał jej, że pomimo doświadczenia i przenikliwości nadal jest tylko wilkiem. Uczył ją skruchy poprzez stawianie na jej drodze sytuacji, których przewidzieć nie mogła, by z dnia na dzień coraz wyraźniej dostrzegała jak mała jest w stosunku do niepojętych prawideł rządzących światem. Ale teraz miała już dość niespodzianek, kres jej wytrzymałości zbliżał się z każdym niedoczekaniem pozostawiającym po sobie nowe pokłady pustki i obojętności, która wyrazić się już mogła tylko za pomocą głębokiego westchnienia, treściwego w niewypowiedziane słowa i tłumione w imię dumy frustracje.

Miała teraz trzy konkretne cele. Przygotować się do możliwej bitwy, co przychodziło jej zawsze łatwo, nie umiała znaleźć w sobie żadnych oporów przed walką, choć nie raz próbowała. Te opory albo dawno temu runęły niczym skała wapienna oderwana od ściany bezdźwięcznego wąwozu, zostawiając za sobą tylko gruzy i opadający kurz, albo nawet nigdy nie istniały.

Musiała jednak przygotować do tej samej walki wilki ze swojej grupy, przeprowadzić z nimi ostatni trening. Ta myśl sprawiła, że poczuła żółć w gardle, pomimo wieloletniej praktyki w trenowaniu młodych skrytobójców i wojowników. I Savilla, i Kathia były niezbyt doświadczonymi w sztukach walecznych młodziakami o wielkich sercach, garnących się do wykonania niebezpiecznego zadania. Z kolei Mitch był dla wadery jak młodszy brat, czuła potrzebę troszczenia się o niego pomimo faktu, że basior był w stanie o siebie zadbać. Tylko jeden trening przed wyruszeniem. To nie mogło wystarczyć.

Wtem, z chwilowej zadumy wyrwała ją smukła postać biegnąca w jej stronę.

- Vesno! - rzuciła Araceli głosem spanikowanym i roztrzęsionym.

Rudofutra uniosła głowę i zastrzygła uszami nieznacznie w kierunku podopiecznej, która w niebywale szybkim dla niej tempie znalazła się dosłowne kilka cali przed drugą alfą.

- Boję się...- powiedziała bez ogródek a Vesna w lot zrozumiała, o jaki strach w rzeczywistości chodzi jej przybranej córce. - Nie uważasz, że to wszystko jest pozbawione sensu? Mamy tak mało informacji! Za mało by mówić o walce, może prawda jest znacznie inna niż myślimy? Jeśli oni tylko chcą przejście przez nasze ziemie bez zamiaru atakowania? Może dałoby się z nimi porozmawiać! - młoda czarodziejka panikowała zawzięcie.

- Gdyby chcieli rozmowy życie Midnighta nie byłoby zagrożone. - Vesna wycedziła przez zęby starając się by jej głos był możliwie beznamiętny.

- Może wzięli go za szpiega lub złodzieja, tego przecież też nie wiemy. A jeśli przestraszą się widząc maszerujące na nich dwa oddziały i dlatego będą agresywni?... - westchnęła głęboko opuszczając głowę. - Mam wrażenie... ja myślę... że możemy... działać pochopnie...- przymknęła pełne trwogi lazurowe oczy.

- Iskierko, naszym zadaniem jest dokładniejsze zbadanie sprawy i musisz wierzyć, że wszystkie działania będą przemyślane i podjęte tylko wtedy, gdy będą konieczne. -Vesna czule pogładziła łapą bok pyska Araceli, podnosząc go nieco by mogła spojrzeć jej w oczy.

- Wiem, naprawdę wiem... -wyszeptała tak cicho, jakby dźwięk mógł ją ranić. - Jest jeszcze coś. - uśmiechnęła się niepozornie. - Jeśli ktoś tam będzie władał czarną magią, mogą przydać się amulety z selenitu. Odpowiednio zaklęte mogą osłabić działanie magii płynącej ze złych intencji. Co o tym sądzisz?- zapytała rozpromieniając się na siłę.

- To naprawdę dobry pomysł. - poparła ją fiołkowooka.

- Dobrze, a więc poproszę o pomoc mistrza Areliona. - Araceli wymusiła uśmiech. - Zobaczymy się jeszcze przed waszym wymarszem. - zawołała do Vesny oddalając się w stronę swojej jaskini.

Rudofutra kiwnęła do niej głową na pożegnanie. Słowa Araceli miały jeszcze na długo rozbrzmiewać w jej myślach.

 

***

 

- Jak wiecie, wyruszamy jutro o świcie. Co za tym idzie, nie mamy dużo czasu, więc to jest ostatni trening. - powoli powędrowała wzrokiem po trzech zebranych na polanie wilkach.- Jednak mam zamiar pominąć zwykły trening praktyczny na korzyści teorii. Nie chcę, byście musieli użyć dziś nazbyt wiele siły, to może odbić się negatywnie na waszej jutrzejszej wydajności, a i tak niewiele da, jeśli cokolwiek.- ostatnią część wypowiedziała ciszej i z nutą rezygnacji. - Moim celem jest przekazać wam w tym krótkim czasie jak najwięcej praktycznych rad dotyczących sytuacji złych lub beznadziejnych na polu bitwy oraz kilka strategii, które mogą wyciągnąć was cało z opresji. -przerwała uważnie przyglądając się słuchaczom. - Swoją drogą, żadne z was jeszcze nie miało ze mną zajęć, cieszę się, mogąc poznać was od nieco innej strony. Mam nadzieję, że ta jednorazowa współpraca okaże się korzystna, przede wszystkim dla was. -uśmiechnęła się, ale czuła, jak jej wnętrzności się przewracają. Spoczęła na niej wielka odpowiedzialność, tym bardziej że przed sobą miała również wilki niedoświadczone a ich umiejętności lub ich brak może zadecydować o ich losie w najbliższej przyszłości. Przyszłości znacznie bliższej, niż Vesna by sobie tego życzyła.

 

***

 

Czas treningu płynął bardzo szybko przez jego intensywność. Morderczyni omawiała coraz to nowe sposoby walki, obrony i dywersji prezentując swojej grupie przydatne techniki i dawała im możliwości wypróbowania ich. Na szczęście, miała pojętnych uczniów, którzy starali się przyswoić wiedzę, by móc ją później w jak najlepszy sposób wykorzystać.

- ...inaczej ma się sytuacja, gdy w obliczu uzbrojonego przeciwnika sami pozostajecie tej broni pozbawieni. O ile nie trudno walczyć, gdy wróg ma pod orędziem krótką broń białą jak na przykład sztylet, to o wiele gorzej wygląda sytuacja, w której łapy i kły walczą przeciwko broni dłuższej, pozwalającej ranić na większy dystans. To jednak nie przekreśla waszych szans, wtedy w ruch musi iść całe ciało, ale przede wszystkim łapy. Unik cięcia jest zwykle najlepszym wyjściem, jednak nie pomoże pokonać przeciwnika. Może to brzmi niewiarygodnie, ale można walczyć łapami przeciwko mieczu. Trzeba jednak bardzo uważać, nie jeden zuchwały wojownik stracił w ten sposób kończyny.- przerwała, by wyciągnąć zza pasa miecz, który miał jej posłużyć do dokładnego objaśnienia. - W przypadku ciosów zadawanych ostrzem pionowo lub pod kątem da się odbić atak blokując je możliwie najdalej w kierunku końca klingi, by broń pod wpływem uderzenia zmieniła kierunek ciosu. Im bliżej rękojeści zostanie odbita, tym mniejszy efekt osiągnie takie działanie. Jeśli jednak cios zadawany jest poziomo, nie należy próbować go odeprzeć, wtedy pozostaje unik, jest najmniej inwazyjny. Waszym celem jest pozbawienie przeciwnika broni, co najłatwiej osiągnąć poprzez silne uderzenie w bok klingi lub jego szczękę, najlepiej dolną. - wadera wskazała konkretne miejsce na pysku. -Teraz, chciałbym krótko przećwiczyć z wami walkę łapami przeciwko ostrzu, zanim przejdziemy do bardziej podbramkowej sytuacji, jaką będzie użycie przez wroga broni dystansowej na otwartej przestrzeni, a później omówimy rozmieszczenie punktów witalnych na ciele...

 

***

 

- ...omówiliśmy zdobywanie przewagi w pojedynku, ale jeśli to nie wystarcza, trzeba jej pozbawić przeciwnika. Czymś takim mogą być zmysły.- wadera podniosła wzrok na niebo. Słońce chyliło się powoli w kierunku zachodu, nie mieli już wiele czasu. -Co prawda, nie każdy ze zmysłów gra wielką rolę w walce, ale są dwa takie, bez których wróg będzie mniej lub bardziej bezbronny. Oczywiste pod warunkiem, że nie używa magii. Słuch i wzrok. Nie od dziś wiadomo, że ogłuszenie przeciwnika jest dużym krokiem w kierunku wygranej. Natomiast gdy zrani się skronie lub łuki brwiowe wrogiego wilka, jego posoka napływająca do oczu przyćmi mu obraz lub oślepi go zupełnie. Użyjcie tego, jeśli sytuacja wymknie się spod kontroli, lub w razie potrzeby jak najszybszego zakończenia walki.- poinstruowała podopiecznych. Czuła potrzebę zejścia z widoku innych wilków, szczególnie teraz po naprawdę długim wykładzie i przed kolejną bitwą. Chciała pobyć sama ze swoimi myślami, móc się z nimi zmierzyć.

- Teraz, na koniec przeprowadzimy lekki trening mający na celu tylko wyeliminowanie możliwych niedociągnięć. Co kilka minut jedno z was zamieni się przeciwnikiem, by każdy po dwóch rundach mógł złapać oddech. Nie chcę was dzisiaj zmęczyć. Savilla, Mitchell, zacznijcie teraz od form podstawowych, broń leży tam.- wskazała głową na stojak z ostrzami. Młodsze wilki posłusznie wykonały jej polecenie i rozpoczęli sparing pod czujnym okiem zabójczyni.

 

***

 

- Dobra robota, na dziś już koniec. Macie jeszcze kilka godzin przed zmrokiem, wykorzystajcie je najepiej jak możecie. O świcie musimy być gotowi, życzę wam możliwie dobrej nocy. -kiwnęła głową w stronę wilków z oddziału.- Jeszcze jedno.- spojrzała przenikliwie na swoich słuchaczy. - Zabijać każdy może, ale nie każdy jest do tego stworzony i nie każdy... tego chce. Strach jest najsilniejszym bodźcem popychającym do czynienia wbrew swojemu rozsądkowi i sumieniu. To tyczy się wszystkich.- nie powiedziała konkretnie, jakie grupy miała na myśli. To musiała zostawić w sferze ich domysłów i dedukcji.- Widzimy się najpóźniej o wschodzie słońca.- odeszła powoli w kierunku swojej jaskini.

 

***

 

Już przy wejściu uderzyło ją uczucie pustki, nie wiedziała, czy pochodzi ono z niej samej, czy z jaskini, której światło teraz wydawało się już nie lazurowe, tylko lodowato zimne. Nie było tam jej przyjaciółki Alice, która na pewno była jeszcze zajęta przygotowaniami najpotrzebniejszych specyfików zielarskich. Nie wyczuła również obecności Araceli, młoda czarodziejka rzadko tak naprawdę przesiadywała w jaskini. Fiołkowooka zmrużyła ślepia jakby w głębszym zastanowieniu. Brakowało tu jeszcze jednej osoby, już od jakiegoś czasu. Velganos, ich były współlokator i zdolny skrytobójca w jej szeregach. Na szczęście szybko udało im się utworzyć nić porozumienia, z której Vesna była nawet dumna, taki sojusznik mógł być nieoceniony w takiej sytuacji jak teraz. Wtem oczy wadery otworzyły się szeroko, uprzytomniwszy sobie coś. Basior nawet się z nią nie pożegnał. ''Pal licho'' pomyślała. W ostatnim czasie wiele rzeczy wracało do jej pamięci i ani razu jej się to nie spodobało. Odpędziła wszelkie myśli i weszła w głąb jaskini. Velganosa już nigdy na tym świecie nigdy więcej nie spotkała.

Szykowanie niezbędnych rzeczy nie zajęło jej długo, bo wiele ich nie było. Poza bronią miała tylko bukłak na wodę, sakiewkę z fiolkami trucizny i suszone mięso owinięte szczelnie skórą i rzemieniem. Wszystko ułożyła na podłodze w dziwne równym rzędzie. Ten widok nieco przeraził Vesnę, w jej mniemaniu to pierwszy krok do szaleństwa.

Fiołkowooka krążyła po jaskini z grymasem na pysku. Prawda była taka, że nie miała co zrobić. Wszystkie sztylety zostały skrupulatnie wypolerowane i naostrzone podczas ciągu nieprzespanych nocy, który miał niedawno miejsce. Tak naprawdę, Vesna nadal nie spała dobrze. Sen był dla niej jak ulga i trucizna jednocześnie, pragnęła stanu nieważkości, ale odpierała go z powodów koszmarów, które przybrały na sile w ciągu ostatniego miesiąca. Czasem śniła o stracie, czasem o złych decyzjach a zdarzały się nawet sny, w których traciła samokontrolę, tak bardzo u niej wyraźną. Ale najczęściej widziała zmarłych, nie znała imion wilków o obliczach zjaw, które wołały do niej podczas jej snu. Ciężko było jej zaakceptować myśl, że zna znacznie nocnych wizji. Coś przywoływało ją cały czas, pociągało każdą cząstkę jej istnienia, tak iż rudofutra zaczynała wszędzie czuć się obco. Świat zmarłych wzywał ją coraz głośniej, domagał się jej. To było nieuchronne, jednak nie była na to jeszcze gotowa, a przynajmniej nie chciała być. To wszystko dzieje się za szybko, Vesna stała na niestabilnym gruncie, który w każdej chwili mógł runąć, jednak chciała trzymać się go całym swoim jestestwem.

Ponure myśli przerwał widok wisiora na skórach jej posłania. Ostrożnie zbliżyła się do nieznanego przedmiotu, a gdy była już na tyle blisko, by dostrzec jego detale, jej serce ogrzało się a na pysku pojawił się słaby uśmiech. Blado srebrny kamień połyskiwał odbijając blask wszechobecnego lazurytu. Jego włóknista struktura odbijała światło tak, jak księżyc, majestatycznie, przywodząc na myśl szron lub krę lodu na środku jeziora, gdzie nocą odbija się blask gwiazd. Selenit, pomimo tego, że tak zimny i tajemniczy, był ochroną przed pewnym złem, z którym przyjdzie im się zmierzyć. Wadera bez namysłu przełożyła rzemień przez głowę spoglądając na swoje odbicie w krysztale lazurytu porastającym ściany jaskini.

Ogarnął ją dziwny spokój, a nawet senność. Nie pamiętała, kiedy znalazła się w swoim posłaniu, ale od razu zasnęła nawet nie okrywszy się sarnią skórą. Tej nocy nie miała snów.

 

***

 

Jeszcze przed świtem czekała na miejscu spotkania starając się pomagać Alessie nadzorującej wszystkie przygotowania. Niedługo później na polanie zjawiła się Araceli wręczając wszystkim amulety ochronne.

Wtedy rudofutra przypomniała sobie ostatnią z trzech rzeczy, o które miała się martwić przed wyruszeniem. Pożegnanie. Starała się zamienić kilka słów zachęty z każdym wilkiem, który nie dołączył do oddziałów. Jednak to pożegnanie z Araceli zajęło jej najdłużej. Iskierka była mądrą waderą, nie kazała Vesnie składać obietnic, których ta złożyć nie mogła. Nie okazywała również strachu o życie fiołkowookiej, doskonale wiedziała, że ta potrafi o siebie zadbać. Pomimo tego, że była zaniepokojona, wspierała drugą alfę swoją niezłomną postawą żegnając się z nią. Ona tak bardzo przypominała Asenę, swoją matkę.

 

Wyruszając Vesna gotowa była stawić czoła wszystkiemu, co stanie jej na drodze. Do tego była stworzona, szła w kierunku swojego żywiołu, ale czy była nim walka, czy śmierć, tego sama jeszcze nie wiedziała na pewno.

 

 

C.D.N

 

<Midnight?>