· 

Danie dnia

Stąpałem powolnym krokiem przed siebie, modląc się do Ozyrysa, bym natrafił na jakąś zwierzynę. Zastrzygłem uszami, kiedy usłyszałem jakieś małe stworzenie, prawdopodobnie zająca. Skierowałem się w stronę potencjalnej ofiary swojego polowania. Miałem już roślinożercę w zasięgu wzroku, niestety zwierze usłyszało moje bransoletki na przednich łapach. Aby nie stracić szansy na udane polowanie, zdjąłem łuk, sięgnąłem po strzałę i skierowałem łuk ze strzałą w stronę zwierzęcia. Już miałem puścić napiętą cięciwę, kiedy niespodziewanie z boku wyskoczył basior. Jednym szybkim i zdecydowanym ruchem szczęk zabił małe stworzenie. Schowałem strzałę do kołczana, założyłem łuk i ruszyłem w stronę wilka, który mnie ubiegł.

 

- Już miałem tego zająca na celowniku- odparłem lekko zdezorientowany tą całą sytuacją -Ciesz się, że cię nie trafiłem.

- Wybacz Raksha, nie widziałem cię- powiedział skrzydlaty basior. Zacząłem się zastanawiać, jak miał na imię. Trzeba sobie przypomnieć: poruszam uszami wpierw w przód, potem tył, na koniec ściągam je nisko. No tak, to jest Mitchell. Często siedzieliśmy obok siebie na zgromadzeniach łowców. Skrzydlaty basior lekko się uśmiechnął, kiedy odbyłem swój rytuał przypominania.

- Nic nie szkodzi, skoro nie wiedziałeś, że już mierzyłem w zwierzę- skinąłem głową na pożegnanie i ruszyłem w stronę Puszczy Życzeń.

 

Kiedy dotarłem na miejsce tuż przed moim nosem przebiegła sarna, bez chwili wahania ruszyłem za nią w pogoń. Trzymałem się bardziej z tyłu, aby nie wystraszyć zwierzęcia, kiedy się zatrzyma. Byłem już zmęczony, kiedy łania zwolniła i się zatrzymała. Tym razem od razu zdjąłem łuk, sięgnąłem po strzałę, wycelowałem i puściłem napiętą cięciwę. Pierwszy strzał chybił i sarenka uciekła. Tym razem chyba nic mnie nie rozproszyło, a i tak nie udało mi się nic upolować do tej pory. Właśnie się zorientowałem, że moje białe futro jest przykurzone, więc od razu przystąpiłem do jego czyszczenia.

 

Już kończyłem, kiedy właśnie przebiegła obok mnie znów łania, a za nią skrzydlaty basior, którego wcześniej spotkałem. Postanowiłem, że dołączę do pościgu, skoro w pojedynkę coś mi dzisiejsze polowanie nie szło. Udało mi się go dogonić, biegliśmy obok siebie, dopóki Mitch nie przyśpieszył i skoczył na grzbiet roślinożercy. Zębami wbił się w szyje ofiary, po chwili zwierzę upadło, a basior ciągle trzymał w szczękach szyje łani, która przestawała oddychać.

 

- Brawo, przynajmniej ty masz udane polowanie- skierowałem się w jego stronę powolnym krokiem lekko zdyszany.

- Dziękuje, zawsze cię podziwiałem- było widać, że jest lekko podenerwowany. Też bym był, gdyby wilk, którego podziwiam, podszedłby do mnie i pogratulował polowania.

- To może damy tę sarnę na stos w obozie?- zaproponowałem.

- Jasne- odparł basior, w jego głosie można było wychwycić nutę radości, niedowierzania i zachwytu. Złapaliśmy roślinożercę za szyje i zaczęliśmy ją transportować do obozu. Trochę zajęło, zanim dotarliśmy na miejsce. Położyliśmy ciało na stosie i ruszyliśmy w drogę powrotną do Puszczy Życzeń na dalsze polowanie, tym jednak razem.

 

Kiedy znaleźliśmy obok drzewa, które znajduje się w samym centrum puszczy. Po chwili oboje usłyszeliśmy szelest w krzakach. Okazało, się to było, stado zająców. Towarzyszący mi basior przyjął pozycję do skoku na najbliższego roślinożercę, właśnie teraz się zorientowałem, że Mitchell nie korzysta z łuku podczas polowania.

 

- Mitch, mam pytanie- powiedziałem szeptem.

- Tak?

- Czemu nie używasz łuku podczas polowania?- byłem zaintrygowany, że jako jedyny z naszej dwójki nie używa tej broni.

- Nawet nie zauważyłem- odparł. Zdjął łuk, wziął strzałę i napiął cięciwę. Nagle wszystkie stworzonka uciekły. Spojrzeliśmy na siebie.

- Przecież byliśmy cicho- powiedziałem.

- T-to c-chyba p-przez n-niego- Mitch pokazał na coś nad moją głową, usłyszałem dźwięk, charakterystyczne dla niedźwiedzi warkniecie.

 

Obróciłem głowę i ujrzałem wielkiego misia stojącego na tylnych łapach, przez co wydawał się dwa razy większy. Staliśmy jak zamrożeniu, dopóki ów zwierzę nie zaryczało. Od razu ruszyliśmy biegiem, jedyne co słyszeliśmy to niedźwiedzia, który deptał nam po piętach. Postanowiliśmy się rozdzielić, akurat zwierzę mnie wybrało na cel. Czułem pod łapami, jak ziemia drży pod ciężarem stworzenia większego ode mnie.Postanowiliśmy się rozdzielić, akurat zwierzę mnie wybrało na cel. Czułem pod łapami, jak ziemia drży pod ciężarem stworzenia większego ode mnie. Wybiegłem na polanę, a za mną drapieżnik, już miałem dość tego biegu. Nagle przestałem czuć grunt pod łapami, spojrzałem w dół i ujrzałem polanę, na której stał niedźwiedź. Podniosłem łeb i zobaczyłem Mitchella, który szybował w przestworzach łącznie ze mną. Czułem jak, wiatr targa moje białe futro, które było nawet czyste, biorąc pod uwagę, że uciekałem, nie zważając na nic. Basior wylądował dopiero w Purpurowym Gaju.

 

- Dobra to co teraz?- spytał basior.

- Sam nie wiem, ale na pewno nie wracamy tam- odparłem.

- To gdzie będziemy polować?-

- Tu, Purpurowy Gaj też jest bogaty w różnorodną zwierzynę i nie spotkamy tu niedźwiedzia- ruszyłem w głąb gaju, a Mitch za mną.

 

Dotarliśmy do rzeki, w której pływało nawet dość dużo ryb, biorąc pod uwagę, że jest już jesień, jednak dzień był pogodny i ciepły. Ja postanowiłem złapać duży okaz, a beżowy basior obrał sobie na cel mniejszą rybę. Przypatrywaliśmy się rybą, dopóki oboje w tym samym czasie nie rzuciliśmy się na stworzenia. Mieliśmy przednie łapy i głowy mokre z wody, a na pyskach krew zwierząt wodnych.

 

- Może pójdziemy znaleźć zające, to moja ulubiona zwierzyna- powiedział Mitchell.

- Dobry pomysł, sam wolę zające od ryb- ruszyliśmy w stronę Płomykowego Lasu. Dotarliśmy na miejsce o zachodzie słońca, jednak w lesie było dość jasno, co ułatwiało polowanie.

 

Stąpaliśmy powolnym krokiem przed siebie, rozglądając się czy w pobliżu są jakieś zające. Mitch jako pierwszy usłyszał szelest w krzakach. Skierowaliśmy się w stronę dźwięku, basior się nie mylił, za rośliną było dość duże stado roślinożerców, które spokojnie jadły. Zdjęliśmy łuki, sięgnęliśmy po strzały i skierowaliśmy je w stronę stada. Oboje puściliśmy cięciwy w tym samym czasie. Udało nam się potem jeszcze upolować z 4 zające. Wracaliśmy już do obozu po udanych łowach. Byliśmy zmęczeni, oboje rzuciliśmy wszystkie zdobycze na stos. Chwila, o czym zapomnieliśmy: poruszam uszami wpierw w przód, potem tył, na koniec ściągam je nisko. No przecież, nic nie zjedliśmy. Zawróciłem i wziąłem swoją porcję, przy okazji też coś dla Mitchella zabrałem i zaniosłem mu. Dobrze, że mieszkamy w tej samej jaskini.

 

- Dziękuje Rasksha, zupełnie zapomniałem- podziękował basior. Ja jedynie kiwnąłem głową i położyłem w ustronnym miejscu. Był to długi, ale i udany dzień.