· 

Wyzwanie Tytanów |Część #25| – Ostatnia próba, obalenie mitu [FINAŁ]

Po pomyślnym przejściu próby przez pozostałe wilki, ochotnicy nie musieli długo czekać na dalsze działanie labiryntu, ten zaczął układać swoje ściany w prostą drogę, na której końcu było widać światło promieni słońca. Dokładnie tak jak powiedziała pierwsza alfa. Ketos czując powinność, że powinien iść pierwszy, tak też uczynił, nie chciał narażać żadnego członka watahy na niebezpieczeństwo, w końcu nie było wiadome, co może ich spotkać, po tym wszystkim co już przeszli.

 

- Trzymajcie się blisko – rzekł z niepokojem, obracając się do swoich towarzyszy, obawiając się, że może to nie być koniec dalszych niespodzianek ze strony tej mitycznej budowli.

 

Wyglądało na to, że się mylił, bo całą drogę przebyli bez problemów, szli co prawda w całkowitej ciszy, ale byli spokojni i szczęśliwi. Pomimo stresujących sytuacji jakie napotkali w przeciągu ostatnich kilku godzin, czuli, że teraz już nic im nie zagraża, w końcu przyszedł czas by odebrać zasłużoną nagrodę. Gdy wydostali się z labiryntu ich oczom ukazały się dwie dobrze im znane postury wader. 

Alessa i Vesna czekały na śmiałków, jakby wiedziały, że sobie z tym doskonale poradzą, same im wcześniej mówiły, że nie widzą innej możliwości, więc nie powinno być to zdziwieniem dla nikogo ale mimo to Ketosa i Alice jakoś to nie przekonywało, oboje czuli, że coś jest nie tak, nie wiedzieli jednak co.

 

- Gratuluję kochani, udało wam się przejść przez wszystkie próby labiryntu – powiedziała z wyraźną dumą pierwsza alfa.

- Wiedzieliśmy, że wam się uda – dodała cynamonowo futra, na której pysku również można było dostrzec zarys uśmiechu.

- Tak, ale skoro nam się udało… Oznacza to, że tytani nie istnieją? – spytała szarofutra z nieukrywanym zdziwieniem i rozczarowaniem.

- Niestety nie, nam też kiedyś to powiedziano, ale sprawdziłyśmy to osobiście, a teraz była pora by nowe pokolenie miało szansę to sprawdzić, spisaliście się – wyjaśniła spokojnym i opanowanym głosem kolorowo oka.

- W takim razie po co to było? – spytał granatowofutry basior, zastanawiając się nad sensem wyzwania.

- Jak to po co Ketosie, po to by was sprawdzić, dzięki temu wiemy, że w przyszłości jak nam się coś stanie, bądź nas zabraknie, będziemy miały komu powierzyć watahę – rozwiała jego wątpliwości druga alfa.

- W takim razie to tyle? – spytała Alice, która z jednej strony odczuwała ulgę a z drugiej niedosyt, że tak skończyła się ich przygoda.

- Tak, to koniec wyzwania. Gratuluję wam, ale i wszystkim śmiałkom, spisaliście się świetnie, każdy z was wykazał się odwagą i lojalnością, będę o tym pamiętać zawsze, a ponadto każdy z was otrzyma ode mnie tytuły, które będą wyznacznikiem waszego poświęcenia i oddania watasze – pogratulowała im bogini wojny. – A teraz wracajmy do watahy, pozostali czekają by was powitać – dodała, gestem polecając swojej prawej łapie by przodem poprowadziła resztę wilków.

 

Wszyscy ochotnicy bez wahania ruszyli przed siebie, nie mogąc się doczekać spotkania z resztą watahy. Czując satysfakcję i dumę z otrzymanej nagrody, chcieli jak najszybciej podzielić się z najbliższymi tym co ujrzeli w labiryncie. Nawet jeśli sami wielcy tytani okazali się mitem. W końcu nie na co dzień masz okazję zmierzyć się ze swoją największą pokusą oraz lękiem.

 

Gdy wszyscy pognali przodem, para została sam na sam z Alessą, która widocznie chciała z nimi porozmawiać. Basior przytulił waderę i usiadł naprzeciwko pierwszej alfy, oboje wyczekiwali tego co im powie. Czy rzeczywiście spisali się tak dobrze jak wcześniej im to oznajmiła? Czy spełnili jej oczekiwania? Obojgu serca sięgały do gardła, z jednej strony czuli zaciekawienie, z drugiej niepokój, nigdy nie chcieliby zawieść alf.

 

- Naprawdę jestem z was dumna, spisaliście się świetnie – zaczęła, rozwiewając wszelkie wątpliwości, na co ogony przyszłych alf zaczęły energiczniej merdać. – Pokazaliście nie tylko nam, że nadajecie się na przywódców, ale i reszcie watahy, jestem pewna, że oni również w was wierzą, że w przyszłości będziecie świetnymi alfami – dodała z wyraźną dumą i zadowoleniem.

- Bardzo Ci dziękujemy Alesso – powiedziała szarooka ciesząc się na słowa pierwszej alfy. Poczuła niezwykłą dumę, która momentalnie wypełniła całe jej ciało.

- Ale to nie wszystko co chcę wam powiedzieć. Pragnę również was awansować na przywódców w waszych profesjach, Ketosie zajmiesz miejsce generała, a Ty Alice, zostaniesz dowódcą łowców, pora abyście zajęli porządne stanowiska i przyzwyczajali się do tego oraz do odpowiedzialności jaka z nimi przybędzie, jestem pewna, że sobie poradzicie – rzekła, a jej słowa sprawiły, że serca przyszłych alf zaczęły bić szybciej niż kiedykolwiek.

- To dla nas olbrzymie wyróżnienie i zaszczyt Alesso – rzekł basior, nie dowierzając w to co usłyszał od walkirii i pierwszej alfy.

- Dla mnie jest zaszczytem mieć w watasze takie wilki jak wy, zasłużyliście na to, a wyzwanie labiryntu tylko mnie w tym utwierdziło – uśmiechnęła się szczerze. – A teraz odpoczywajcie, jutro zapoznacie się z nowym zakresem obowiązków na waszych nowych stanowiskach – dodała po chwili, sprawiając obu wilkom niezwykłą niespodziankę.

- Dziękujemy jeszcze raz! – krzyknęła niemal z ekscytacji szarofutra nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który od dłuższego czasu nie schodził jej z pyska.

 

Na pożegnanie wilki przytuliły się i rozeszły w swoje strony. Zdawało się, że wszystko wróciło do normy, Alessa i Vesna znów miały władzę, co nie przeszkadzało parze przyszłych alf, tereny też wyglądały tak jak zapamiętali, gdy doszli na Beztroską Polanę, pozostała część watahy radośnie ich przywitała, zadawali im mnóstwo pytań oraz gratulowali. Basior czuł się naprawdę dobrze z takim obrotem spraw, jednak mimo wszystko czuł w środku, że coś jest nie tak, niepokój nie opuszczał go ani na krok, lecz mimo to jak wszyscy śmiałkowie tak i Alice z Ketosem ruszyli do jaskini by odpocząć. Basior wykorzystał chwilę spokoju i postanowił porozmawiać ze swoją wybranką.

 

- Wiesz co… Czuję się dziwnie, z jednej strony jestem szczęśliwy, że to koniec, a z drugiej jestem taki niespokojny i coś mi w tym wszystkim nie pasuje – wyjawił jej, to co siedziało mu w głowie.

- Ja również czuję się nieswojo, ale może to po tym co przeszliśmy. Wiesz, zmierzyliśmy się ze swoimi najgorszymi lękami, to chyba normalne, że podświadomie będziemy czuć przez pewien czas niepokój. Myślę, że powinniśmy odpocząć, a jutro będzie lepiej – odparła dla otuchy jego partnerka, jednak nawet to nie zdołało go uspokoić.

- Pewnie masz rację – zgodził się z przedmówczynią. – Może zostaniesz dzisiaj u mnie na noc? – zaoferował jej nocleg, gdyż chciał po prostu mieć ją obok tej nocy.

- Chętnie – odparła z uśmiechem i wtuliła się w basiora.

 

Tak wtuleni w siebie zasnęli. Ketos miał bardzo niespokojny sen tej nocy, co chwilę się budził, miał koszmary. Nie mogąc później zasnąć, wyszedł po cichu z jaskini, by nie budzić swojej wilczycy. Coś nie pozwalało mu spać, nie wiedział co, ale czuł, że musi się dowiedzieć. 

Mimo starań herosa, Alice natychmiast poczuła nieprzyjemny chłód na boku, w który wcześniej był wtulony jej partner. Również nie mogła zasnąć. To nieprzyjemne uczucie w żołądku nie dawało jej zmrużyć oka. Czuła jakby coś wykręcało jej wnętrzności od środka i dawało wyraźny sygnał umysłowi, że nie jest do końca bezpieczna. Jakby nie spała u siebie, a w zupełnie obcym miejscu, daleko od domu. Widząc wyraźnie przygnębionego Ketosa siedzącego na zewnątrz, od razu wstała kierując się w jego stronę.

 

- Też nie możesz spać? – basior usłyszał za sobą anielski głos szarookiej wadery.

- Tak najdroższa… - przyznał i lekko uśmiechnął się do niej.- Nie uważasz, że to wszystko jest jakieś podejrzane? Tak po prostu wyszliśmy z tego labiryntu, tytani nie istnieją, a na wyjściu czekały na nas alfy, skąd one mogły wiedzieć, z której strony otworzy się labirynt i kiedy dokładnie? – heros zalał swoją partnerkę swoimi przemyśleniami, które coraz bardziej zaczęły go gnębić.

- Jak tak na to patrzeć, to faktycznie trochę dziwne, ale z innej strony może po prostu wiedziały, ile mniej więcej czasu nam zejdzie? – próbowała racjonalnie to wyjaśnić jego partnerka, tak jak miała to w zwyczaju. W końcu trzeba wziąć pod uwagę każdą ewentualność.

- No dobrze, ale jak wyjaśnisz to co powiedziała Alessa? – drążył temat, czując, że zbliża się do rozwiązania zagadki.

- Co masz dokładnie na myśli? – dopytywała z zaciekawieniem wadera.

- Alessa powiedziała, że obie już przeszły labirynt, gdzie jest to fizycznie niemożliwe. Vesna nawet nie ma stu lat, a skoro ten pojawia się co tyle czasu to niemożliwym jest, aby ona również miała okazję go przejść – wywnioskował niebieskooki.

- Wiesz co… Masz rację, to akurat dziwne, ale może po prostu jej się pomyliło? – zamyśliła się wilczyca, chociaż sama czuła, że to mało prawdopodobne.

- Nie sądzę, Alis by się nie pomyliła w takiej kwestii, poza tym Vesna by wtedy coś powiedziała, a tutaj jakby się z nią zgodziła – uzasadnił swoje przypuszczenia. - Poza tym, Alessa nie zrezygnowała by nigdy ze swojego stanowiska generała, nikt lepiej od niej nie walczy i oboje to wiemy, poza tym ona ma zasadę, że wszystkiego trzeba dorobić się ciężką pracą, a wyzwanie labiryntu tak naprawdę nie powinno być tego wyznacznikiem, bo to my się zgłosiliśmy – basior podał kolejny argument.

- Racja, nie sądzę by tak po prostu oddała Ci swoje stanowisko i mi dała rangę wodza… - zamyśliła się.  – Tylko w takim razie, do czego to wszystko zmierza? – próbowała połączyć fakty szarooka.

- Że to obłuda, wydaję mi się, że to kolejna próba… Każdy z nas pragnął wrócić do watahy i przyjaciół. Zgaduję, że każdy z nich otrzymał tak samo jak my to czego chciał… Usłyszeliśmy od alf, dokładnie to co chcieliśmy usłyszeć i pewnie pozostali mieli dokładnie to samo, jeśli tak jest, to będzie świadczyło o tym, że mamy rację i to kolejna fikcja – basior opowiedział jej swój wstępny plan działania.

- W takim razie zajmiemy się tym z samego rana – zaproponowała szarofutra.

- Dobrze, masz rację, pewnie pozostali śpią – zgodził się z nią basior, spoglądając w kierunku pozostałych jaskiń. 

- Myślę, że też powinniśmy spróbować się przespać – dodała jego partnerka, czując po sobie zmęczenie.

- W porządku, w takim razie wracajmy – uśmiechnął się do niej basior i polizał ją czule po głowie. 

 

Po dobrze przespanej nocy w jaskini, oba wilki ruszyły by wykonać plan uzgodniony minionej nocy. Nie mieli ochoty ani na śniadanie, ani na żadne rozmowy z członkami watahy, bo przypuszczali, że nie są oni prawdziwi. Od razu na wstępie postanowili zająć się zgromadzeniem wszystkich, którzy uczestniczyli w przemierzaniu labiryntu. 

 

- Zacznijmy może od Midnigta i Red, ich znajdziemy na pewno razem, będzie nam najłatwiej zacząć od nich – zaproponowała szarofutra.

- Racja, a to już dodatkowe wilki do poszukania reszty, im szybciej wszystkich znajdziemy, tym szybciej dowiemy się czy mamy rację – zgodził się z przedmówczynią basior.

 

Poszukiwania zaczęli od Magicznej Drogi, gdyż najłatwiej było przez nią przejść i najszybciej było sprawdzić czy nie ma tam, poszukiwanych przez nich wilków, była też szansa, że tam spotkają kogoś innego kto z nimi był. Po drodze natrafili jednak na kogoś kto nie wchodził w skład ochotników zwiedzających labirynt.

 

- Alice! Szukałam Cię, potrzebuje Twojej pomocy! – krzyknęła z ekscytacją różowofutra wadera, która wyskoczyła tak znienacka, że wystraszyła parę.  

- Boże, Nora, nie możesz normalnie się przywitać, tylko wyskakiwać z krzaków – skarcił ją basior.

- Dla mnie to zupełnie normalne, ale mniejsza, Alice, chodź ze mną – rzekła Nora, machając obojętnie łapą, po czym zaczęła ciągnąć srebrnofutrą wilczycę.

- Wiesz co, jestem teraz trochę zajęta, nie możesz później? – grzecznie odmówiła jej z wyraźnie zakłopotanym wyrazem pyska.

- Nie! To nie może czekać! – tłumaczyła się wilczyca.

- A co to takiego ważnego? – dopytywał niebieskooki basior, który domyślał się co się właśnie dzieje.

- Nie powiem, to sprawa między mną a Alice! – zaśmiała się i dalej namawiała szarofutrą aby ta poszła. – Waderze sprawy! – dodała nagle.

- Mówisz? A ja myślę, że próbujesz odciągnąć naszą uwagę… I zapewne mam rację, dlatego zejdź mi z drogi, bo wiem, że Red i Midnight są blisko – rzekł stanowczo basior mrużąc podejrzliwie oczy.

- O czym ty mówisz? – spytała zaskoczona, ale Ketos czuł, że nie jest to prawdziwa Nora, którą już dość dobrze zdążył poznać.

- Dokładnie wiesz o czym, Alice powiedziała, że później ma czas, a później oznacza nie teraz – wyjaśnił jej najprościej jak się dało.

- Dobra! Nie sądziłam, że masz tak sztywnego chłopa Alice, żegnam! – rzekła z pogardą i tak jak szybko się pojawiła, tak też szybko zniknęła. 

- A co, jeśli była to prawdziwa Norka? – spytała ze zwątpieniem jego partnerka wtapiając swoje zmartwione spojrzenie w miejsce, w którym straciła rożowofutrą z oczu.

- Nie sądzę, akurat całkowitym przypadkiem była by w tym miejscu i chciała czegoś tak pilnie od Ciebie? Proszę Cię, to tak śmierdzi podstępem, widać, że ktoś się domyśla, co chcemy zrobić – wyjaśnił jej granatowofutry.

- W sumie racja, dziwny zbieg okoliczności – zgodziła się z nim wadera.

- No właśnie… O wilkach mowa, popatrz! – wskazał na znajdującą się przed nimi parę.

- Red i Midnight! – krzyknęła z optymizmem jego towarzyszka.

- Dokładnie to o czym mówiłem – dodał dumnie.

 

Nie wiedzieli, czy są sami, czy nie ale postanowili od razu przejść od rzeczy i wypytać wilki o wszystko, może tak samo jak oni również czuli niepokój.

 

- Wiedzieliśmy, że was znajdziemy… Posłuchajcie coś tu nie gra – rozpoczęła rozmowę szarooka, zaraz po przywitaniu się z wilkami.

- Co masz dokładnie na myśli? – spytała z zaciekawieniem Red Dust, która nie do końca rozumiała o co chodzi waderze.

- Nie wydaję wam się to wszystko podejrzane? Z resztą… Co dostaliście w nagrodę? – dopytał basior, aby dowiedzieć się czy oni także dostali to o czym marzyli.

- Cóż dostałem własny oddział zwiadowczy, według Alessy zasłużyłem – pochwalił się Midnight, normalnie oboje by mu pogratulowali, ale nie w tej sytuacji.

- A Ty Red Dust? – dopytała Alice.

- Cóż, dostałam awans – pochwaliła się również. - Ale nie wiedziałam, że dostałeś własny oddział – dodała patrząc lekko przymrużonymi oczami na swojego partnera, na co wilk odpowiedział usatysfakcjonowanym uśmieszkiem.

- Nie, że w was nie wierzę albo że nie uważam, że na to nie zasługujecie… Ale naprawdę myślicie, że przechodząc labirynt jako ochotnicy otrzymalibyście awanse, oddziały czy cokolwiek innego, a na wojnie z Westem, gdzie naprawdę narażaliście swoje życie nie? – naprowadzał ich na trop przyszły alfa.

- Fakt, też mnie to zdziwiło ale w sumie nie doszukiwałem się w tym niczego dziwnego – przyznał ciemnofutry basior.

- Do czego zmierzacie? – wtrąciła Red Dust.

- Do tego, że to fikcja i każdy z nas otrzymał to, o czym marzył… Każdy z nas marzył o powrocie do domu i nagrodach… Każdy z nas je otrzymał, ja z Alice również otrzymaliśmy pochwały i awanse na stanowiska, na które trzeba normalnie pracować latami – podzielił się swoimi przemyśleniami. 

- Ma to sens… - przyznał Midnight. – W takim razie co teraz? – dopytał po chwili ciszy.

- Musimy uświadomić pozostałych, prawdopodobnie, jeśli wszyscy zrozumiemy, że to obłuda, iluzja się zakończy tak jak te, które przechodziliśmy w pojedynkę – stwierdziła szarofutra, na co inni zgodzili się z jej słowami. 

 

I tak zaczęła się dalsza przygoda w poszukiwaniu pozostałych członków watahy, którzy również brali udział w wyzwaniu. Nasi bohaterowie przemierzali swoje terytoria w poszukiwaniu swych przyjaciół. W pierwszej kolejności zdecydowali się skierować z powrotem do obozowiska watahy, gdyż to właśnie tam o tej porze najczęściej przebywały wilki biorące na siebie nocne patrole. Nie mylili się, następnym wilkiem jakiego napotkali na swojej drodze był Arelion, aczkolwiek nie był on sam, siedział z Alessą. Był to dość interesujący widok, bo wilki były w siebie wtulone, co tylko uświadczyło pozostałych w przekonaniu, że basior także miał swoje marzenie, które właśnie niby się spełniło.

 

- Wykazałeś się olbrzymią odwagą Arelionie – dało się usłyszeć głos pierwszej alfy, co było nie lada zaskoczeniem dla wszystkich.

- Naprawdę, czuję się zaszczycony, że mogę być przy Tobie – rzekł do niej skrzydlaty basior, zapatrzony w walkirę. 

- Nie, to ja jestem zaszczycona, że mogę być przy Tobie – droczyła się z nim kremowofutra.

 

Czwórka wilków przez chwilę wpatrywała się w parę siedzącą przed nimi wytrzeszczonymi oczami. W czasie, gdy Red nieco przytłoczona ich słodzeniem z frustracją wywróciła oczami, Ketos postanowił oderwać Areliona od Alessy, aby mu wyjaśnić, że to co się dzieje, nie jest prawdą.

 

- Arelion, mogę na słówko? – poprosił granatowofutry basior, stając przed pierwszą alfą i gammą.

- Jasne – odparł skrzydlaty samiec i już wstawał jednak nie pozwoliła mu na to wadera.

- Ależ, dokąd Najdroższy, chyba mnie tak nie opuścisz – przyciągnęła go do siebie, a ten oczarowany jej wdziękiem, nawet się jej nie opierał.

- Ja rozumiem, że jesteś zajęty, ale… To ważne – zaczął go przekonywać z nadzieją, że mu się uda.

- Może to zaczekać Ketos – rzekł bardziej stanowczo. 

- Nie może…. Bo… Emmm… chodzi o Ciri! Złamała łapę! – niebieskooki wymyślił na poczekaniu historię.

- Cooo!? Wybacz najpiękniejsza, ale muszę na chwilę Cię opuścić, wrócę jak najszybciej się da – dodał, wypuczając kremową waderę z objęć. Ta nie mogąc go zatrzymać odpuściła.

 

Błękitnooki natychmiast poprowadził gammę w kierunku miejsca, w którym czekali pozostali członkowie watahy. Arelion natomiast, momentalnie zalał go dziesiątką pytań.

 

- Gdzie jest Ciri?– rzucił półbóg kosmosu, wyrywając się gwałtownie do przodu – Telisha już się nią zajęła? Jak to się w ogóle stało? – Przerwał, dostrzegając dowódczyni opiekunów i nauczycieli. – Alice, byłaś przy tym? Widziałaś co się stało? – wadera, nie wiedząc do końca, o co mogło chodzić, spojrzała na gammę pytającym spojrzeniem.

- Uspokój się, Ciri nic nie jest. Wybacz, że cię okłamałem, ale nie zostawiłeś mi innego wyboru – rozjaśnił najwytrwalszy heros.

- Jak to? Wyjaśnij mi, bo chyba nie do końca rozumiem – starszy samiec spojrzał podejrzliwie na Ketosa, prostując dumnie sylwetkę i unosząc lekko głowę.

- Stary, ja rozumiem… Że pomiędzy Tobą a Alessą coś jest… Ale… No to wszystko nie jest prawdą – przyszły alfa starał się jak najdelikatniej mu to wyjaśnić kładąc białofutremu łapę na ramieniu.

- Jak nie jest? Wykazałem się odwagą! Uważasz, że na nią nie zasługuję? – jego rozmówca stał się bardziej zdenerwowany. – Oderwałeś mnie od niej, kłamiąc, że coś stało się Ciri, a teraz wymyślasz jakieś głupoty, jesteś poważny? – dodał zirytowany jeszcze bardziej.

- Inaczej ona by Cię zatrzymała, żebyś nie poznał prawdy! Każdy z nas został oszukany… Ja również otrzymałem to czego chciałem po powrocie… Tak samo jak Red Dust i Midnight, myślę, że to, że przemierzyliśmy labirynt nie oznacza, że spełnią się nasze marzenia, pomyśl na logikę – Ketos również zmienił ton na poważniejszy i wyjaśnił basiorowi jak sprawa wygląda.

- Wszyscy? A co z resztą? – spytał, aby się upewnić, że dobrze rozumie. Mimo tego wszystkiego słowa "pomyśl na logikę" przemawiały do niego najbardziej. Już raz nieomal dał się omotać iluzji i tylko dzięki trzeźwemu i logicznemu myśleniu udało mu się z tego wyjść w jednym kawałku. To wszystko było takie spójne i niezaprzeczalne. Jeden labirynt to za mało by zmienić uczucia Alessy. Może paradoksalnie właśnie to była jedna z rzeczy, za które ją kochał.

- Jeszcze nie wiemy, ale na razie cała nasza czwórka, teraz już piątka otrzymała to czego chciała, dziwnym zbiegiem okoliczności… Co tylko potwierdza, że to fikcja – niebieskooki dalej tłumaczył swój punkt widzenia. 

- On ma rację – dodał Midnight, który przyłączył się do rozmowy.

- Musimy znaleźć pozostałych śmiałków i to potwierdzić… Jak każdy z nas przekona się, że to fikcja powinna zniknąć – wtrąciła spokojnym tonem Alice.

- A co, jeśli ja nie chcę by zniknęła? – spytał nagle nieco zgorzkniałym tonem Arelion.

- Serio? A co z Ciri i Beiu? One potrzebują Cię naprawdę, a nie w jakieś wizji! – wtrąciła zdenerwowana Red Dust. – Poza tym, wszyscy chcemy się stąd wydostać! – dodała.

- W watasze czeka na nas prawdziwa Alessa, pomyśl o tym – dodał Ketos po chwili ciszy, wiedział, że to przekona skrzydlatego samca.

- Nie no, w porządku, jasne. Zażartowałem – wytłumaczył się dość niepewnie kolorowooki, jednocześnie odwracając wzrok.

- Trzeba znaleźć resztę…  – stwierdził przyszły alfa, rozglądając się po okolicy, z zamiarem obrania kierunku dalszych poszukiwań.

- Masz do nas o to żal Arelionie?  – dopytała Alice, widząc nietęgą minę cudotwórcy.

- Wy nie macie z tym nic wspólnego, ani nie jest to żal... to raczej... – westchnął, nie dokańczając swojej poprzedniej myśli – ...Będzie okej. Teraz najważniejszym jest odnaleźć pozostałych i wydostać się z tego przeklętego miejsca  – rzekł półbóg kosmosu, jakby odtrącając wszystkie pozostałe myśli na bok, po czym pogodnie się uśmiechnął do całej gromadki.

 

Piątka wilków szła przed siebie w poszukiwaniu pozostałych. Na szczęście ich przechadzka nie trwała długo. Etrię i Irni znaleźli razem, leżące spokojnie w cieniu jednego z pobliskich drzew. Alice i Ketosowi od razu rzucił się w oczy pewien nietypowy szczegół. Mianowicie, para ogromnych, ciemnoszarych skrzydeł wyrastających z grzbietu wilczycy ziemi. Spowodowało to w wilkach dość mieszane uczucia, gdyż widok ten był delikatnie mówiąc niecodzienny.

 

- Naprawdę, nie mogę się na nie napatrzeć. Nigdy bym nie pomyślała, że Alessa uzna, że... – zwierzała się przyjaciółce ziolonooka, niespodziewanie dostrzegając kątem oka grupę nadchodzących wilków.

- Cześć! – Przywitała się pogodnie Irni.

- Etrio... ty masz skrzydła...? – rzucił retorycznie Mid z wyraźnym niedowierzaniem na pysku.

- Tak! Uwierzylibyście? – wyraźnie szczęśliwa i podekscytowana Etria wstała z miejsca energicznie merdając ogonem 

- Alessa poprosiła nas byśmy dołączyły do jej gwardii walkirii – rozjaśniła nieco Irni – Po tym co przeszłyśmy w labiryncie i jak sobie poradziłyśmy, stwierdziła, że... – przerwała na chwilę, aby złapać oddech – ...Że jesteśmy wystarczająco odważne i szlachetne... Sama nie mogę w to uwierzyć, ale takich słów właśnie użyła.

- Ja... – westchnęła Etria z lekkim uśmiechem – Ja również nie mogę w to uwierzyć. Całe życie mi powtarzano jaka jestem głupia i słaba..., że nic nie potrafię, a w szczególności walczyć... a teraz... ktoś w końcu dostrzegł we mnie siłę. Będziemy mogły wraz z Irni walczyć w słusznych sprawach. Czuję się potrzebna i.… po raz pierwszy w życiu coś warta – mówiła zielonooka coraz to bardziej i bardziej spokojnym głosem. Wypełnionym, żalem jak i smutkiem na wspomnienie tego co przeszła w swojej rodzimej Watasze Ziemi, a zarówno była taka szczęśliwa z tego, gdzie aktualnie się znalazła. Jej ton łamał Alice serce. Miażdżył je i rozbijał na kawałki, gdyż byli zmuszeni im wyznać, że to wszystko tylko jedna wielka iluzja i kłamstwo. Czuła, że nie ma serca jej tego powiedzieć.

 

Dla szarookiej było oczywistym stwierdzenie, że chce wracać do domu. Przede wszystkim po to by spotkać swoje ukochane wilczki, a nie ich marne imitacje, niezawierające w sobie ani krzty duszy i uczuć. Nie chciała reszty, życia spędzić w czymś co nie było prawdziwe. Jednak... czy inni będą chcieli tego samego? Nawet jeśli ten świat to ułuda to czy nie jest właśnie tym do czego podświadomie dąży każdy z nas? Co jest sensem życia? Wiecznym szczęściem i spełnieniem życiowych celów i marzeń. Alice zaczęła się obawiać, że nawet jeśli uda im się odnaleźć wszystkie wilki i przekonać do swojej teorii to nie każdy z nich, nawet z tą świadomością będzie chciał wracać do domu. 

 

- Irni... Etrio... – zaczął, przygnębiony Ketos – Przykro mi wam to mówić, ale...

- To wszystko fikcja. Najprawdopodobniej jesteśmy w kolejnej iluzji, wytworzonej przez labirynt – dokończył Midnight nie owijając w bawełnę. Nie miał zamiaru tego dłużej, niepotrzebnie ciągnąć. Nie widział w tym sensu.

- Co? Ale jak to? – Irni posłała wilkom zawiedzione spojrzenie.

- Macie na to jakieś dowody? – spytała Etria, lekko unosząc swoją opuszczoną głowę. Jednak już wtedy wiedziała, że wilki nie kłamią.

- Nie czujesz tego Etrio? Tego niepokoju. Każdy z nas otrzymał to czego pragnął najbardziej. Ja i Alice zostaliśmy dowódcami w swoich profesjach. Midnight i Red Dust otrzymali awanse – Ketos przerwał na chwilę nie będąc pewnym czy Arelion życzyłby sobie wspominania o jego nieodwzajemnionej miłości. Mimo wszystko była to bardziej prywatna i delikatna sprawa – Wy też prawda?

- Tak... – wydukała rozczarowana Irni.

- Mogłam się domyślić... – zielonooka momentalnie wstała z miejsca, po czym niemal bezwładnie ruszyła przed siebie.

- Etrio, poczekaj – zawołała za nią białoskrzydła przyjaciółka.

- Musimy iść poszukać reszty. Gdy wszyscy zdadzą sobie sprawę z tego, że to iluzja, wydostaniemy się stąd – zaniepokojona Red Dust strzygnęła uszami w czasie gdy zielonooka się po prostu zatrzymała. Zmartwiona Alice, która wcześniej nie mogła z siebie wydusić słowa podeszła do niej i stanęła obok.

- Etrio, to nic nie znaczy, wiesz dobrze, że jesteś silna nawet bez bycia walkirią – wyszeptała do niej spokojnie.

- Nie rozumiesz... Jestem tak naiwna, że byłam w stanie uwierzyć, że ktoś taki jak ja mógłby zasłużyć na bycie legendą...  – odpowiedziała zasmucona wadera.

- Etrio, nie mów tak...  - srebrnofutra spojrzała rozmówczyni w oczy – Wszyscy jesteśmy w tej samej sytuacji. To, że jesteśmy w iluzji nie oznacza, że jesteśmy słabi i nie zasługujemy na to o czym marzymy. Po prostu musimy sobie na to wszystko ciężko zapracować i uzbroić się w cierpliwość, a na pewno wszystko będzie dobrze i osiągniemy to co chcemy w prawdziwym świecie – kontynuowała – Ja wiem, że jesteś zawiedziona, ale nie możesz przez to tracić wiary w siebie. Wszystko co mówił kiedykolwiek twój ojciec jest nieprawdą, i ja to wiem. Nie jesteś słaba ani głupia i zabraniam ci kiedykolwiek tak o sobie mówić. Nie pamiętasz komu Red Dust zawdzięcza życie? Dzięki czyjej interwencji może być tu teraz z nami? – Po słowach Alice, Etria westchnęła po czym uniosła głowę tym razem z lekkim, acz szczerym uśmiechem na pysku, po czym odwróciła się do pozostałych.

- W porządku. A więc jaki jest dalszy plan? – spytała już bardziej pewna siebie.

- Przede wszystkim odnaleźć resztę, a potem... zobaczymy? – wyjaśnił Ketos szczerząc zęby w niewinnym uśmiechu.

- W takim razie na co czekamy?  – i tym oto sposobem grupa bohaterów po raz kolejny ruszyła przed siebie, w poszukiwaniu swych przyjaciół, jednocześnie debatując i dyskutując na temat tego co im się przytrafiło. Cała zaistniała sytuacja, zaczęła dawać im do myślenia. Labirynt wykorzystywał autorytet Vesny i Alessy, by dawać wilkom nadzieje, awanse i wszystko to czego zapragną, każdy z wilków czuł się wyjątkowo, a tak naprawdę każdy otrzymał niemal to samo… Można było powiedzieć, że było to na swój sposób ironiczne.

 

Znalezienie następnej pary wilków zajęło naszym ochotnikom trochę więcej czasu. Przechodząc przez las do ich uszu wraz z echem dobiegły charakterystyczne głosy, energicznie rozmawiających ze sobą wilków.

- Mówię ci, to wszystko jest jakieś dziwne. Należysz do watahy ledwie kilka tygodni i niemal od razu otrzymujesz awans? – śnieżnobiała wadera mówiąc to, rozejrzała się podejrzliwym wzrokiem po okolicy, aby mieć pewność, że nikt ich nie obserwuje. Wiedziała, że gdziekolwiek trafili, to nie jest ich dom i dopuszczała do swojego umysłu każdą ewentualność, z niespodziewanym atakiem włącznie.

- Niyebe, nie wierzysz we mnie i moje możliwości? To raniące – odpowiedział jej Victor, udając urażonego jej słowami.

- Nie wygłupiaj się, to nie jest śmieszne – samka posłała mu karcące spojrzenie, lekko szturchając basiora.

- Dobrze, dobrze wiesz, że ci wierzę śnieżynko. Teraz pozostaje przekonać do tego resztę. Nie zaprzeczysz przecież, że brzmi to delikatnie mówiąc irracjonalnie – zaśmiał się lekko wojownik, nic nie robiąc sobie z krzywego spojrzenia swojej towarzyszki.

- Chyba nie będzie takiej potrzeby – w tym momencie zaskoczył ich głos przyszłego alfy, kroczącego przez las wraz z pozostałymi wilczkami.

- My również podejrzewamy, że coś może być na rzeczy – dodał Midnight, wychodząc dumnie na przód.

- Cóż, tak coś czułam, że raczej z dnia na dzień nie zostałabym patronką poetów – zaśmiała się Niyebe.

- No, a ja raczej też bym awansu tak szybko nie otrzymał, tym bardziej, że jestem tu stosunkowo nowy – wtrącił się w rozmowę Victor.

- Czyli wy również wiedzieliście, że to podstęp? – dopytała szarooka z lekkim zdziwieniem.

- Tak, to by było… Ja kto mówią… Zbyt piękne, żeby było prawdziwe – stwierdziła słusznie Niyebe. – Aczkolwiek była to całkiem przyjemna wizja – dodała z lekkim uśmiechem.

- Zatem, kto nam jeszcze został? – dopytał zaciekawiony Victor, przyglądając się obecnej grupie ochotników.

- Jeszcze Aarel, Skaza i Clementine – odpowiedział niebieskooki, który cieszył się, że w tej sytuacji nie musiał niszczyć marzeń.

- Zatem nie ma co zwlekać, ruszajmy dalej, tym szybciej, tym lepiej, mam już dość tego wyidealizowanego świata! – podsumowała i pospieszała białofutra wilczyca, na co reszta oczywiście się zgodziła. 

 

Cała grupa po raz kolejny ruszyła przed siebie. Tym razem zdecydowali się skierować w stronę Leśnych Wrót, było to dość popularne miejsce w watasze, zaraz obok Beztroskiej Polany i często można było znaleźć tam wilki, szukające przygód. 

 

- A więc teraz dokąd?  – spytała Niyebe, która nie znała jeszcze tak dobrze terytoriów watahy, jak pozostali jej członkowie.

- Tak jak wcześniej mówiliśmy, do Leśnych Wrót – rozjaśniła białoskrzydła wadera.

- Wciąż nie wiem, o jakim miejscu mówisz moja droga – odpowiedziała jej z elokwencją wilczyca lodu i dusz.

- Nie byłaś tam jeszcze?  – dopytała z zaciekawieniem Irni.

- Jakoś nie miałam okazji – odchrząknęła niebieskowłosa.

- Spodoba ci się tam. Ogólnie jest to pewna część lasu, w której znajdują się stare ruiny ludzkiej budowli. Z owych zgliszcz zostały tam właściwie tylko wrota, stąd nazwa, ale jest to nie lada fajne i tajemnicze miejsce – idąca na przodzie Alice odwróciła lekko głowę w kierunku białofutrej.

- Zapewne – odpowiedziała jej krótko.

- Swoją drogą, gdyby nie te wszystkie nieścisłości, w życiu bym nie pomyślał, że jesteśmy w iluzji – po dłuższej chwili ciszy, głos zabrał Midnight, rozglądając się po przemierzanym przez nich lesie.

- Co masz na myśli? Miraż to miraż, ma wyglądać prawdziwie – skomentował Victor

- Wiesz, znam się trochę na iluzji – ciemnofutry samiec przystanął na chwilę koło jednego z pni drzew – zwykle im większą chcesz stworzyć iluzję, tym bardziej traci ona, jakby to powiedzieć... "na jakości", bo zużywasz na nią coraz więcej magii, a tutaj... spójrz. Mamy każdego najmniejszego owada, każdy najmniejszy szczegół tej kory. Nie chcę wiedzieć, ile wytworzenie czegoś takiego musiało kosztować energii, nie zapominając o tym, że prawdopodobnie odwzorowuje ona całe nasze terytorium, a może nawet więcej.

- To świadczy głównie o tym, z jak potężnymi istotami możemy mieć do czynienia. A co gorsza... nikt nie powiedział, że są one dobre – dodała Etria.

- Czyli myślicie, że tytani istnieją? W końcu kto jak nie rodzice samych bogów mogliby to wszystko stworzyć? – rzucił Victor, natomiast słowa jego przed rozmówców dały bogowi chaosu wiele do myślenia. Przypomniał sobie wszystko, to co widział podczas swojej pierwszej, wielkiej podróży, wraz z Alice u boku. Hybris, mimo iż był upadłym bogiem, wciąż był silniejszy od na przykład półboga. Wytworzył iluzję która, mimo iż była ogromna, nie była doskonała. Była to rajska dolina znajdująca się w pełni pod ziemią, a jednak było tam wiecznie jasno, co w normalnych warunkach nie dawałoby, niby żyjącym tam istotom, szans na przeżycie.

- Nie muszą być to tytani – stwierdził słusznie Arelion – W naszym świecie istnieje wiele magicznych miejsc i artefaktów. Tak właściwie równie dobrze może się okazać, że to wszystko jest tworzone przez jeden, mały, niepozorny kamyczek – wszyscy równocześnie spojrzeli na gammę – Mówię tak teoretycznie – dodał.

- A już myślałam, że jesteśmy blisko rozwiązania zagadki, tymczasem mam jeszcze większy mętlik w głowie niż przedtem – wydukała zmieszana Etria.

- To byłoby za łatwe – Irni z uśmiechem położyła swojej przyjaciółce skrzydło na grzbiecie, po czym zapadła całkowita cisza.

- Patrzcie, jesteśmy na miejscu – po dłuższej chwili chodzenia w milczeniu, ochotnicy usłyszeli wesoły głos Red.

- Faktycznie jest tu... ciekawie –skomentowała Niyebe, robiąc typową dla siebie minę. Niemal zawsze taką robiła, gdy w jej umyśle zaczynało błądzić coraz więcej myśli opisujących jakieś nowe doświadczenie, lecz wadera nie miała w zwyczaju się nimi dzielić, a przynajmniej nie w chwilach takich jak ta, więc zdecydowała się zachować wszystko, co dostrzegła tylko dla siebie. Rozumiała, że nie teraz jest na to czas.

 

W końcu, przy strumyczku Leśnych Wrót, naszym bohaterom udało im się dostrzec Clementine, która goniła swój ogon, najwyraźniej, ani trochę nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. 

- Hej wilczki! – rzekła radośnie, widząc swoich pobratymców – Widzieliście gdzieś mój... eee... coś co przed chwilą zgubiłam?

- Masz na myśli ogon? – zapytał lekko rozbawiony Victor.

- Tak, dokładnie! Przed chwilą go goniłam, ale zakręciło mi się w głowie i wtedy zobaczyłam was – wadera zrobiła zdezorientowaną minę, po czym zamrugała kilka razy – Ach! Tutaj jesteś! – pisnęła, po czym już miała zamiar zacząć ponownie go gonić.

- Poczekaj, zwolnij trochę. Mamy do ciebie pewne, bardzo ważne pytanie – zatrzymał ją brązowofutry wojownik, uśmiechając się pogodnie.

 

- Co takiego otrzymałaś od alf, zaraz po wyjściu z labiryntu? – spytała Alice, podchodząc powoli do wilczycy.

- No jak to co! Zostałam cudotwórcą! – pochwaliła się z dumą rozmówczyni.

- Clem… Ale wiesz, że to stanowisko jest od dawna zajęte i to niemożliwe? – wyjaśniła jej szarooka samka.

- Zajęte? Jak to, nie rozumiem – przyznała wyraźnie zaskoczona.

- Cóż, ja jestem cudotwórcą i nic mi nie wiadomo o tym, abym przestał nim być – potwierdził słowa szarofutrej Arelion, delikatnie mrużąc oczy.

- Ochh… Czyli to nieprawda? – spytała z wyczuwalnym smutkiem w głosie.

- Niestety nie, ale nie martw się, nie tylko ty zostałaś wpakowana w tę fikcję, my wszyscy zostaliśmy w to wciągnięci – pocieszyła wilczycę Alice w głębi duszy licząc, że ta szybko odzyska swój pogodny nastrój. Szczerze mówiąc, nigdy nie miała okazji spotkać kogoś tak beztroskiego i optymistycznego co Clem, włączając w to samą siebie.

- Musimy znaleźć jeszcze Skazę i Aarela, jak tego dokonamy, uda nam się wrócić do prawdziwej watahy i naszych przyjaciół – postarał się ją podnieść na duchu Ketos.

- Szkoda, to miejsce wygląda zupełnie jak dom – ruda wilczyca uniosła głowę spoglądając z zadumą w niebo.

- Ale niestety, albo stety nim nie jest. Mówiąc szczerze, jest tu aż mdląco idealnie. Chyba nie byłabym w stanie wytrzymać tu dłużej – zaśmiała się Red Dust obejmując pocieszająco Clementine.

 

Tak jak poprzednio, tak i teraz cała grupa ponownie ruszyła do przodu, chcąc odnaleźć swoich drogich towarzyszy oraz rzecz jasna wrócić w końcu do domu. Ta przygoda stanowczo za bardzo się dłużyła. Wilki bardzo wiele przeszły w ciągu tego jednego dnia i nie marzyły o niczym innym, niż ułożenie się w końcu w swoich legowiskach, Ketos i Alice nie byli wyjątkami. Kochankowie stresowali się zaistniałymi wydarzeniami chyba najbardziej, mając cały czas z tyłu głowy, że teraz wszyscy na nich liczą bardziej niż kiedykolwiek. Czuli w sobie wewnętrzny obowiązek, by doprowadzić wilki bezpiecznie do domu, nawet za cenę własnego życia. To tak silne uczucie towarzyszyło im od początku tej przygody bez przerwy i do tej pory nie ustawało. Byli gotowi niemal na wszystko, byleby uzyskać dobre zakończenie całej tej historii. Byleby zapewnić innym bezpieczeństwo. Czy to właśnie tak Vesna i Alessa czują się przez cały czas? W dodatku... te momenty, gdy byli zmuszeni zrujnować pozostałym wilkom marzenia, po to by zrobić coś co byłoby dla nich najlepsze. Czy prawdziwe alfy często są zmuszone do takich decyzji, by zrobić coś co jest dobre dla wszystkich? By uzyskać dobre zakończenie? Jeśli jesteś przywódcą czasem jesteś zmuszony kogoś rozczarować, lub zasmucić po to by go chronić. I nawet jeśli oni tego nie rozumieją zawsze robisz to dla ich dobra, dla dobra watahy. Zupełnie jak matka surowo karcąca swoje młode za wchodzenie na oblodzone jezioro. Chce jedynie zapewnić im bezpieczeństwo, choć szczeniaki zwykle są w stanie zrozumieć te decyzje dopiero, gdy same staną się rodzicami. Alice i Ketos dobrze wiedzieli, że jeszcze przed nimi nieskończenie wiele nauki, jeśli chodzi o bycie alfami, a to była dopiero pierwsza lekcja. 

 

- W końcu, ciężkie treningi i determinacja popłaciły – bohaterowie usłyszeli znajomy głos dobiegający zza jednego z pobliskich drzew. Aarel, z pełną dumą i zadowoleniem przejechał powoli łapą po nowiutkim Mieczu Apokalipsy, który był obecnie najtrudniejszą do zdobycia, znaną bronią w watasze. W jego posiadaniu były najczęściej wilki wysokie rangą, w profesji wojownika. Nie mógł uwierzyć, że pierwsza alfa we własnej osobie zaproponowała zrobić dla niego wyjątek i tak szybko awansować go na oficera. Choć szczerze nie mógł zaprzeczyć, że wydawało mu się to co najmniej dziwne. Niemniej jednak, nie było niczego co mogłoby sprawić, że nabrałby jakichkolwiek podejrzeń, poza tym jak to mówią: "Gdy dają to bierz, gdy biją to uciekaj." 

 

- Ranga przywódcy... Hah, nie pomyślałbym, że Arelion tak łatwo mi ją odda. Myślałem, że jest bardziej cięty na to stanowisko – skomentował Skaza, z nieukrywanym zadowoleniem na pysku.

- To prawda, że bardzo mu zależało, ale odkąd Alessa odwzajemniła jego uczucia, myślę, że przestało go to obchodzić. Sam rozumiesz, miłość ponad wszystko – dodał Aarel kiwając lekko głową.

- Widocznie czasem warto poczekać i uzbroić się w cierpliwość. Tak właściwie... – Drugi basior podejrzliwie zmrużył oczy, przeszywając swoim spojrzeniem grunt, na którym siedział.

- Hm? – jego rozmówca, spojrzał pytająco na zapatrzonego basiora.

- W tej watasze zawsze było tak łatwo awansować? Wystarczy przejść kilka prób i jesteśmy w domu? –  rzucił. Mimo iż wilkowi wydawało się to co najmniej nietypowe, nie miał powodów do marudzenia. W końcu nie jest typem, który gardzi możliwością wspięcia się choć trochę wyżej w hierarchii, jednak wiedział, że otwiera to przed nim nieograniczone możliwości.

- Nie. tak właściwie to nie. – Rozjaśnił Aarel. Dopiero wypowiedzenie tych słów na głos skłoniło go do głębszych przemyśleń. Jest w tej watasze od dłuższego czasu i zdążył się już w pełni zorientować w tutejszych obyczajach. Zostanie z dnia na dzień oficerem, niewątpliwie było rzeczą piękną, ale trochę za łatwą, jak na jego gust. W tym momencie uwagę obu panów skupiła na sobie gromadka ich pobratymców, zbliżająca się do nich pewnymi krokami.

- Posłuchajcie, rozumiem, że awanse i to wszystko jest wspaniałe i niewiarygodne, ale to wszystko, to fikcja… Każdy z nas został oszukany – stwierdził niebieskooki basior, po raz kolejny musiał niszczyć marzenia drogich sobie wilków.

- Ale jak to? Wszyscy? – dopytywał Skaza, a jego towarzysz pokiwał głową na znak, że też nie rozumie zaistniałej sytuacji.

- Cóż, sprawa jest prosta. To kolejna fikcja, próba labiryntu, każdy z nas dostał to o czym marzy, jeśli wszyscy się nie otrząśniemy, pozostaniemy w tym na zawsze, więc mam nadzieję, że tak samo jak my, chcecie wrócić do prawdziwej watahy – podsumowała słusznie Red Dust.

- My wszyscy byliśmy zawiedzeni, ale wiecie, wszystko da się osiągnąć ciężką pracą i cierpliwością – starała się ich pocieszyć pierwsza przyszła alfa.

- Teraz wszystko jasne… Dobrze przeczuwaliśmy, że za łatwo poszło – rzekł Aarel, ze smutkiem wpatrując się w niedawno otrzymane ostrze, jednak wiedział, że pewnego dnia dane mu będzie otrzymać prawdziwy egzemplarz, a nie jakąś podróbkę.

- Cholera, a już cieszyłem się na to stanowisko przywódcy zwiadowców – przeklął pod nosem Skaza.

- Ty też je otrzymałeś? Podobnie jak ja, i to jeszcze ze swoim własnym oddziałem –Zaśmiał się Midnight. Faktycznie sytuacja robiła się powoli komiczna, szczególnie w momencie, w którym aktualny naczelny, dołączył się do rozmowy stając między dwoma basiorami.

- Dobre sobie, mogę wam zagwarantować, że gdy wrócimy do prawdziwego świata, nie będzie tak łatwo mnie wygryźć – białofutry przyjacielsko się zaśmiał, przymykając jedno ze swoich dwukolorowych oczu w wyzywającym uśmiechu.

- Heh, swoją drogą, gdyby ten świat okazał się jednak prawdziwy, tak bardzo wymarzona przez nas ranga momentalnie straciła, jakby na wyjątkowości nie uważacie? To aż zabawne – po słowach Skazy wszyscy przytaknęli zgodnie głowami. Nagle to, co wcześniej wydawało się tak unikalne i wyróżniające, stało się niczym kolejna kropla w morzu, taka sama jak wszystkie inne.

 

Po raz kolejny, marzenia wilków legły nagle w gruzach. Na szczęście wszyscy się z tym pogodzili, no bo co to za spełnienie marzeń, jeśli nie jest prawdziwe? Tytani po raz kolejny pokazali co potrafią o ile rzeczywiście istnieją. 

 

Jak się okazało Alice i Ketos nie mylili się co do swoich przypuszczeń, po zebraniu całej grupy ochotników świat zaczął się radykalnie zmieniać, stracił całkowicie kolory, a potem zniekształcał, aż została zupełnie pustka, po której na nowo zaczęły pojawiać się tekstury, tak dobrze znane im prawdziwe tereny watahy pojawiły się w zasięgu ich wzroku. Dookoła jednak dalej panowała pustka, całkowita biel, poza portalem, w którym było widać ich utęskniony dom, do którego wszyscy chcieli wrócić.  

 

- Naprawdę, zaskoczyliście nas – przemówił za nimi przyjemny dla ucha głos, a na jego dźwięk wszyscy natychmiastowo się obrócili. 

- Tytani? – spytał Ketos przyglądając się posturom, wszyscy z zaciekawieniem wpatrywali się w cienie, które zbliżały się w ich kierunku.

 

Cienie przybrały postaci wilków. Najpierw wyszła biała jak śnieg wadera z długimi białymi włosami, z wplecioną w między nimi złotą wstęgą o szmaragdowych oczach i pięknych białych skrzydłach. Przypominała trochę walkirię, jednak biła z niej aura mistyczności i potęgi. 

 

- Jestem Gaja – przedstawiła się biała jak śnieg wadera. 

 

A u jej boku pojawił się silny basior, o złotym futrze, również posiadał jak ona skrzydła. Był odziany w złotą jak jego futro zbroję, a jego oczy były niebieskie, podobnie jak od wadery biła od niego potężna magia, z którą nigdy się wcześniej wilki się nie spotkały. 

 

- A ja jestem Solaris – dumnie przedstawił się basior, stając przy przedmówczyni.

 

Trzecim i ostatnim wilkiem, był ciemnofutry basior, jego sierść przechodziła z czarnego koloru w ciemny jak noc granat. Miał przenikliwe błękitne spojrzenie, podobnie jak poprzedni samiec, ten miał na sobie zbroję tylko koloru srebrnego.

 

- Ja jestem Thor – stwierdził krótko, a wszystkim na widok tych trzech wilków zaparło dech w piersiach. 

- Wy naprawdę istniejecie! – dodała z ekscytacją Alice, która przyglądała się każdemu z tytanów z osobna, chciała jak najwięcej zapamiętać z ich spotkania.

- Owszem, nikt nigdy nie powiedział, że nie – odparła spokojnym tonem Gaja, która w ogóle nie była zaskoczona taką reakcją wilków.

- Tak, ale nikt też nigdy nie powiedział, że tak – stwierdził Ketos, który nie dowierzał w ich istnienie, aż do ostatniej chwili. 

- Zatem, jesteście rodzicami, których bogów? – spytała z zaciekawieniem Red Dust.

- Też jestem ciekaw – zgodził się z nią Midnight. 

- To akurat jest mitem kochani. Nie jesteśmy niczyimi rodzicami. Jesteśmy filarami, które pomagają bogom w utrzymaniu harmonii na świecie – wyjaśnił wątpliwości Solaris, co jeszcze bardziej zafascynowało ich gości.

- Och… Ale co ma na celu ten labirynt? – zainteresował się Aarel, który podobnie jak reszta nie rozumiał jego zastosowania.

- Labirynt to próba, wilki o dobrych sercach i czystych duszach bez problemu sobie z nią poradzą, za to Ci, którzy mają nieczyste serce, przepełnione pychą i złem, zostają w nim na zawsze – zaczął wyjaśniać Thor. – Jest to czymś na zasadzie czystki… Dzięki temu chociaż część wilków, które mordują, niszczą i znęcają się nad innymi zostają za to ukarani, zaś inni mogą odejść, z czystym sumieniem i ze świadomością, że nas poznały – dodał.

- Szczerze mówiąc nie sądziłem, że wam się uda przejść ostatnią próbę, ale jesteście czujni oraz zgrani ze sobą. Trochę nie wierzyłem w was, a powinienem, jestem w końcu pierwszym wilkiem burzy – wyjawił Thor, co wyjaśniało nietypowy kolor sierści basiora.

- Ja za to od początku w was wierzyłam – uśmiechnęła się czule Gaja.

 - Czyli pojawiacie się raz na sto lat i tyle? – spytał Ketos, który był trochę rozczarowany postawą tak ważnych wilków.

- Nie do końca, jak wspomniał wcześniej Solaris, jesteśmy filarami, reprezentujemy wszystkie dobre wartości, jak lojalność, odwaga, szczodrość oraz dobroć, pomagamy bogom w utrzymaniu pokoju i harmonii, nie uwierzycie jak wiele wilków potrafi udawać, kłamać, zabijać, nie ponosząc za to żadnych konsekwencji. Naszego labiryntu nie da się oszukać, wszystko co ujrzeliście, co przeżyliście było doświadczeniem i testem, który zdaliście – wyjaśniła Gaja.

- Jesteście bogami? – kolejne pytanie padło tym razem ze strony Areliona.

- Nie, nie jesteśmy. Jesteśmy mistycznymi istotami, które pomagają im i z nimi współpracują. Pomagamy im oddzielać dobro od zła, co nie zawsze jest łatwym zadaniem– zdradziła nam białofutra wilczyca. 

- To czemu tak rzadko się pojawiacie? – zaciekawiła się Clementine.

- Nie jesteście niestety jedyną krainą nad jaką czuwamy, jest ich naprawdę wiele. A my staramy się pomóc im wszystkim, wszystkie wilki są dla nas priorytetem, ich bezpieczeństwo i dobrobyt są dla nas na pierwszym miejscu – odpowiedział Solaris.

- Musicie wiedzieć, że to dla nas zaszczyt was poznać, pamiętajcie jednak, że wszystko o czym teraz wiecie to sekret, nie możecie go nikomu wyjawić. Inaczej wilki, nie wchodziły by do labiryntu, poza tym mamy wielu wrogów… Wiele wilków chce nas poznać, jednak zdarza się to nie licznym, jeśli ktoś by wiedział co go czeka w labiryncie mógłby przejść próby nie będąc godnym – poprosił o dyskrecję Thor.

- Myślę, że rozwialiśmy wasze wszelkie wątpliwości, jak wiecie nagrodą było poznanie nas, zaiste ją otrzymaliście, my w zamian chcemy tylko waszej dyskrecji – uśmiechnęła się białofutra.

- Ależ oczywiście Gajo– zgodziła się z uśmiechem Alice.

- Spotkamy się jeszcze? – spytała zaciekawiona Niyebe.

- Mam nadzieję, że nie, bo oznaczałoby to coś złego. W labiryncie drugi raz też się już więcej nie spotkamy, ale możecie być pewni, że czuwamy nad wami gdzieś tam wysoko w chmurach, wspieramy was, w każdej podejmowanej decyzji, jeżeli będziecie potrzebować pomocy przybędziemy, wasza wataha jest wyjątkowa – odpowiedziała ze smutkiem Gaja, wiedząc, że to prawdopodobnie ostatnie ich spotkanie. 

- To wszystko było wspaniałe! Tak się cieszę, że mogłam was poznać! – krzyknęła z ekscytacji Clementine.

- Tak, to szkoda, że już więcej się nie zobaczymy, ale może tak musi być – uśmiechnął się Aarel.

- To chyba pora wracać do domu – wtrącił Skaza, wpatrując się w portal, znajdujący się przed nimi.

- Ależ oczywiście, nie zatrzymujemy was. Wracajcie do domu i odpoczywajcie, bo na to zasłużyliście – pochwalił ich na pożegnanie Solaris.

 

Po jego słowach, wilki po kolei żegnały się z tytanami, po czym wchodziły do portalu, znikając parze z pola widzenia. Na samym końcu została Alice z Ketosem, wpatrywali się oni w tytanów, chcieli jak najwięcej zapamiętać, bo wiedzieli, że to prawdopodobnie ostatnia okazja na to.

 

- Jesteście oboje bardzo wyjątkowi… Wyczuwam boską krew w waszych żyłach, wiele w życiu osiągnięcie, macie czyste serca, musicie jednak bardziej uwierzyć w siebie – skierowała się do nich Gaja, a jej słowa były dla nich jak melodia, której mogli by słuchać w nieskończoność.

- Postaramy się – rzekł Ketos, nie wiedząc co innego mógłby na to odpowiedzieć.

- Postaraj się bardziej myśleć tym, a nie tym herosie – Gaja, mówiąc to wskazała wilkowi najpierw na klatkę piersiową, mając na myśli jego serce, a potem na głowę, sugerując rozum.

- Oboje kierujcie się zawsze tym co mówi wam serce, tak jak przy ostatniej próbie, to dzięki wam wracacie do domu – dodał Solaris po czym zaczął kierować się w stronę stojącego za nim Thora.

- Uważajcie na siebie – dodała na pożegnanie Gaja, czule obejmując parę.

- Na pewno będziemy, dziękujemy wam za wszystko – ukłoniła się im szarofutra, na co jej partner zrobił to samo.

 

Para kiwnęła jeszcze na znak wdzięczności głowami i skierowała się w stronę teleportu. Tym razem naprawdę byli w domu, na tak znanych im terenach watahy. Do Ketosa dopiero teraz dotarło na czym naprawdę polegała ostatnia próba, co miała na myśli pierwsza alfa mówiąc, że się muszą sprawdzić.

 

- Alice, teraz już rozumiem o co chodziło Alessie – zaczął mówić a podekscytowaniem basior, wszystko łączyło się teraz w jedną całość.

- Tak? – spytała by dowiedzieć się co chodzi po głowie jej partnerowi.

- Tak, chodziło o to byśmy kierowali się tym co podpowiadało nam serce… Czuliśmy, że coś było nie tak… I przekonaliśmy o tym resztę, gdzie tak naprawdę mogli nam nie uwierzyć, ale mimo to udało się nam – wyjawił.

- A i owszem, masz rację – oboje usłyszeli głos Alessy za sobą. – Niełatwo jest przekonać innych do swojej racji nawet jeśli jest słuszna, nie łatwo jest również sprawić by reszta za wami podążyła, jednak wam się to udało, udowodniliście, że kiedyś ja z Vesną powierzymy watahę w dobre łapy – dodała uśmiechnięta pierwsza alfa, tym razem prawdziwa Alessa.

- Mam nadzieję, że to kiedyś nie nastąpi szybko – zmartwiła się Alice, czując w głębi duszy, że nie jest jeszcze gotowa zająć tego stanowiska.

- To na pewno Alice, ledwo co skończyłam sto dziesięć lat, jeszcze dużo stuleci przed nami – puściła do nich żartobliwie oczko.

- A teraz możecie być z siebie dumni, wszyscy są cali i zdrowi i dzięki wam trafili do prawdziwego domu – mówiąc to wskazała na radosne wilki przed nimi, które witały się z watahą, szczęśliwe, że wróciły do watahy.

- Zaraz, zaraz skąd wiesz, że była wizja naszej watahy? – wyrwał się nagle Ketos. Jednak jego pytanie poszło w eter, gdyż alfa już od nich odeszła.

- Chyba Alessa również przez to przechodziła, nie doszukuj się intryg – zaśmiała się szarooka i wtuliła się w basiora. – Naprawdę nam się udało Ketosie, jesteśmy w domu – uśmiechnęła się do niego.

- Tak, nam wszystkim najdroższa – uśmiechnął się i się w nią wtulił.

 

Tym razem rzeczywiście wszystko wróciło do normy. Teraz większe grono wie o tytanach, którzy jednak nie byli mitem, byli tak samo prawdziwi jak bogowie, choć zaskoczeniem jest dla nich nadal to, że tak niewielu mogło ich poznać, był to zaszczyt i olbrzymie wyróżnienie i zapewne nie tylko dla nich, ale i dla wszystkich członków watahy, którzy uczestniczyli w eksploracji labiryntu, który stawiał ich w wielu nieprzyjemnych sytuacjach, czasami naprawdę było trudno odróżnić fikcję od rzeczywistości, zwłaszcza kiedy otrzymali to o czym marzyli, jednak oczywistym było, że powrót do domu, do prawdziwych przyjaciół, rodziny, był i zawsze będzie priorytetem, zawsze będzie na pierwszym miejscu mimo wszystko, nawet jeśli część z nich miała przez chwilę wątpliwości. 

Alessa z Ketosem i Alice jeszcze o nich wiele rozmawiali, tak samo jak z pozostałymi, którzy brali udział w tej niezwykłej przygodzie. Dzięki temu w życiu każdego wilka coś się zmieniło, czegoś się o sobie dowiedzieli, przekonali się o swojej odwadze i lojalności, a przede wszystkim o tym, że razem dadzą radę przeciwko wszystkiemu, że czasami staje się w życiu przed naprawdę ciężkimi wyborami, jednak nawet te ciężkie wybory nie były w stanie ich poróżnić, nie były w stanie pokonać wilków Watahy Wilków Burzy.

 

KONIEC