· 

Wyzwanie Tytanów #20

Nadeszła kolej Skazy. Poza nim została jeszcze tylko garstka nieszczęśników, którzy mniej lub bardziej drżeli ze strachu przed nieznanym. Każdy pragnął przebyć próbę pomyślnie, ale też każdy miał z tyłu głowy, że może stać się ofiarą pecha. I swoich strachów. Basior wyszedł kilka kroków przed resztę wilków. Nim podszedł do drzewa, otuchy dodała mu Red – wadera, która właśnie zwyciężyła z samą sobą i uwolniła się z uścisków drzewa. Słowa te rzeczywiście pozytywnie wpłynęły na wilka. Zbliżył się powolnym i ostrożnym krokiem do majestatycznego pnia. Zadarł łeb do góry i poczuł jego siłę, mimo że żadna z gałęzi nawet jeszcze nie drgnęła. Ta siła była czymś nieopisanym, jak potęga nieba przed burzą albo bezkres gwiazd. Siła ta sprawiła, że Skaza natychmiast spokorniał i zrozumiał, że pewność siebie, jaka mu do tej pory towarzyszyła była ułudą. Obleciał go strach na myśl, że jest zbyt słaby by ujść z życiem.

 

Drzewo pochyliło się nad basiorem i ujęło jego wątłe ciało. Poczuł jak coraz to więcej gałęzi oplata go, zabierając z niego życie i wsysając je. Wraz z uściskiem rósł w nim strach, a wraz ze strachem wzrastał ucisk. To było jak piekielne błędne koło. Kiedy już wilk niemal nie mógł się ruszyć ogarnął go blogi spokój. Nie wiedział czy wynika on raczej z braku tlenu, z końca próby czy może jej początku. A może już nie żył? Gałęzie powili zaczęły ustępować, a ciało bezwładnie opadało w dół, na niższe gałęzie. W końcu spoczęło na ziemi między potężnymi korzeniami. Niewyraźne szepty rozlegały się wkoło, jednak Skaza początkowo nie mógł zrozumieć co mówią. Dopiero po chwili je rozpoznał i dotarło do niego, że to wilki z jego watahy. Mokrymi nosami i zimnymi łapami szturchały zwłoki, komentując to co widzą.

 

- Jest martwy, zdecydowanie. – usłyszał głos Alice. Zdanie to miało rozstrzygnąć niepewności i zamieszanie, jakie zapanowało nad trupem. Wilki nie przejęły się jednak tymi słowami. Niektórzy mówili nawet, że właśnie na to zasłużył.

 

- Zawsze to o jednego darmozjada mniej. – skwitowała jakaś wadera.

 

            Mimo tego powszechnego przekonania o śmierci Skazy, basior wciąż zachowywał świadomość. Starał się krzyczeć ze wszystkich sił, ruszyć czymkolwiek, choćby uchem, byleby dać znać zgromadzonym, że przecież wciąż jest z nimi. Wykonać tak prozaiczną czynność było jednak w tym momencie zdecydowanie niemożliwe.

 

Wilki złapały go za łapy i zaczęły odciągać od drzewa, aby ciało nie przeszkadzało innym uczestnikom próby. Cichy pomruk wydostał się wówczas z jego pyska, jednak nikt tego nie zauważył. Z resztą wydostające się resztki powietrza z martwych płuc często wydają dźwięki przechodząc przez struny głosowe. O tym wilki dobrze wiedziały, więc nawet jeśli któryś z nich to usłyszał, nie potraktował tego jako oznaki życia. Zostawili nieboszczka kilkanaście metrów od najważniejszego miejsca tego dnia i powrócili do sprawdzania się po kolei.

 

W myślach Skazy znów kłębiło się coraz więcej możliwych rozwiązań tej beznadziejnej sytuacji. Może tak właśnie wygląda jego agonia? A może został sparaliżowany? Dla tego starego drzewa to nie problem naruszyć któryś z kręgów. A może jakiś jad sączył się z drobnych kolców i teraz nie ma już dla niego ratunku? Jeśli tak to jak długo jeszcze potrwa to umieranie? A co  jeśli to wszystko potrwa jeszcze znacznie dłużej niż można by się tego spodziewać. A może to właśnie piekło? Albo po prostu tak wygląda życie po śmierci. A może tak wygląda jego.. próba?!

 

W jednej chwili umysł Skazy znów stał się jasny i niezmącony.

 

- Jak mogłem o tym zapomnieć? Przecież dlatego się tu znalazłem, aby zaliczyć próbę! To jest właśnie mój największy strach. Basior otworzył oczy, strzygnął uszami i wstał obolały. Karykaturalnym ruchem zbliżył się do grupy tak szybko, jak tylko był oto możliwe. Oni jednak popatrzyli na niego z kwaśnymi minami.

 

- Jednak żyje? – mruknął jakiś rozczarowany głos z końca. Reszta wilków podzielała z nim entuzjazm.

 

- Nie wydaje ci się nieuprzejme wracać tu tak całkiem żywym, po tym kiedy już nas tak ładnie przekonałeś o swej śmierci? – syknęła Irni.

 

- I ty przeciw mnie? – jęknął teatralnie basior dla zgrywu. W innej sytuacji z pewnością przejęłoby go to, że wadera, będąca z nim w duecie na czas tego szalonego wydarzenia, posyła mu taki tekst. Teraz jednak był coraz pewniejszy tego, że to fikcja. Wilki Burzy takie nie są, nie zachowałyby się tak. – Nie wysilajcie się tak, znam już prawdę. – oznajmił na koniec i uśmiechnął się triumfalnie.

 

W końcu ocknął się na ziemi, wśród korzeni drzewa. Zebrały się nad nim wilki, a ich głuche szepty docierały do uszu Skazy, nie dając mu możliwości zrozumienia słów. Ktoś szturchnął go mokrym nosem, na co nie zareagował od razu.

 

- Żyję przecież. – powiedział po chwili, bardziej żywy niż kiedykolwiek. – Zrobiłem was.

 

Zebrał się na równe łapy i mrugnął lewym okiem porozumiewawczo. Wilki odetchnęły z ulgą. Jedynie wzrok Etrii był mocno niepewny i wyraźnie wskazywał na to, że teraz jej kolej.  

 

- Oczywiście, że ci się uda. – powiedział Skaza w jej stronę.

 

 C.D.N.

 

<Etrio? Cóż dalej? :D >