· 

Wyzwanie Tytanów #19 - Te wszystkie uczucia są takie trudne!

Podchodząc do drzewa, w mojej głowie zaczęło się tworzyć wiele niewiadomych, nie było mi dane długo szukać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, gdyż z tłumu wyłonił się oschły zwykle głos mojego czarno-białego ukochanego, Midnight'a. Odwróciłam głowę w jego stronę, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, to ja zabrałam głos.

 

- Wrócę. Musisz poczekać chwilę, a zaraz znów ujrzysz mój pyszczek, ale jeśli nie, to zajmij się, proszę moim „zaskrońcem”, dobrze? - Powiedziałam pewna tego, że zaraz wrócę. Oczywiście miałam gdzieś z tyłu głowy, że mogę już nie zobaczyć tych przewspaniałych wilczków, ale to była taka cichutka myśl. Liznęłam go delikatnie po policzku, po czym, zanim on zdążył mi odpowiedzieć, skoczyłam w stronę drzewa, którego liany od razu mnie oplotły. Widziałam tylko ciemność, czułam, jak powoli się duszę. Po chwili tego już nie było. To nie przyjemne uczucie przeminęło, jakby to wszystko ustało, a kiedy znów widziałam normalnie, zobaczyłam przed sobą członków watahy. Byłam w tym samym miejscu, przed drzewem. Nic się nie stało? To dziwne. Nie pamiętam, żebym już przeszła tę próbę, po której wszyscy byli wykończeni. Rozglądnęłam się dookoła.

 

- Mówiłam, że zaraz wró... - Przerwałam sobie sama, nie widząc nigdzie znajomego mi pyszczka. - Gdzie Midnight?

 

Wszyscy spojrzeli na mnie dziwnym wzrokiem. Jakby chcieli mi coś powiedzieć, ale się bali.

 

- No co jest? Coś mu się stało? - Dopytywałam, spodziewając się najgorszego.

 

Wilczki rozsunęły się, dając mi szansę zobaczenia mojego ukochanego. Już miałam do niego biec, kiedy ujrzałam obok niego pewną waderę. Nie znałam jej, miała czarne futro, które przyozdabiały jaskrawo niebieskie plamki. Przytulała go, a jemu ewidentnie się to podobało. Wszyscy obrócili się tyłem do mnie i poszli w stronę tej „pary”. Stanęli wokół nich i zaczęli im gratulować. To zabolało. W środku.

 

- Ja myślami, że... Ty mnie kochasz... - Powiedziałam sama do siebie, patrząc na mojego Mid'a i jego nową wybrankę serca. Był szczęśliwy, uśmiechał się. Nic dziwnego, że wybrał ją. Była ładniejsza, zgrabniejsza, bardziej... Pociągająca, miała śliczny uśmiech i potrafiła sprawić, że i on się uśmiecha. Najwidoczniej ma to, czego brak mnie. - Skoro wolisz ją, mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy. Obróciłam się do nich tyłem, nie chciałam już na to patrzeć, na to, jak się przytulają, na to, jak wszyscy im gratulują. Jestem pewna, że ktoś powiedział nawet, że ona jest dla Midnight'a o wiele lepsza niż ja. Spojrzałam na to drzewo przede mną, nie mogłam nic zrobić, to bolało, wszyscy zostawili mnie dla niej, kim ona w ogóle jest!? Pierwszy raz ją widzę! Usłyszałam za sobą kroki. Ktoś się do mnie zbliżał. Odwróciłam głowę, a ku zaskoczeniu wszystkich podchodził do mnie Midnight. Podniósł łapą moją głowę, tak, abym patrzyła mu prosto w oczy, samiec westchnął z delikatnym, sarkastycznym uśmiechem.

 

- Oh Red, jesteś taka żałosna. - Powiedział mój ukochany - Udajesz, że niczego się nie boisz, że jesteś silna, że sobie radzisz, a tak naprawdę jesteś tylko szczeniakiem we mgle. Nie potrafisz sobie z niczym poradzić, to takie żałosne, niby mądra, a tak łatwo pakuje się w kłopoty i jeszcze wciąga w to wszystko mnie. Beznadziejny, głupi kundel z ciebie. Żałuję, że cię poznałem, żałuję wszystkiego, co z tobą przeszedłem. O wiele bardziej wolałbym spędzać ten czas z Nell. - Zakończył, kierując swój krok w stronę czarnofutrej.

 

Każde jego słowo bolało, czułam, jak moje serce powoli się łamie, kruszy się, rozpada. A więc to nie był ten jedyny? Znowu się pomyliłam? Padłam na ziemię i zamknęłam oczy, a kiedy znowu je otworzyłam, stałam na sporym głazie. W dole było widać mnóstwo pająków pożerających moich przyjaciół. Przecież ja panicznie boje się pająków! Wszystkie te włochate stworzenia zebrały się pod skałą i patrzyły na mnie z apetytem. Zaczęły się wspinać po głazie, patrząc na mnie tymi swoimi ślepiami. Niech przestaną! To okropne! Czemu chcą mnie zjeść!? Nic im nie zrobiłam! Zaczęłam uciekać, biegłam i biegłam, aż w końcu, przed sobą ujrzałam znajomą mi waderę. Była to Alice, cała zapłakana, czekała na kogoś, chyba na mnie. Podbiegłam do niej, zyskując nam trochę czasu, gdyż te maluchy nie były aż takie szybkie.

 

- Alice, co się dzieje!? Czemu tu stoisz, musimy uciekać! - Wykrzyczałam, szykując się do ucieczki.

 

- Nie. Już nie chce. Ketos, Alessa, Vesna. Oni nie żyją. Ja też już nie chce. - Odparła mi, po czym zaczęła biec w stronę tych małych, rządnych krwi stworzeń.

 

Nie zdążyłam nic zrobić, nie zdążyłam jej zatrzymać, więc zaczęłam biec dalej. Wbiegłam do jednej z jaskiń, w której leżała martwa Alessa, a obok niej Ketos i Vesna. Na ten widok zrobiło mi się jeszcze bardziej przykro. Nasze drogie alfy. Te obecne, jak i przyszłe, ale nie mogłam się rozczulać. Musiałam uciekać dalej, wybiegłam więc z jaskini i pobiegłam dalej. Po drodze zobaczyłam tą całą Nell, dla której wszyscy mnie zostawili. Nie zamierzałam jej pomagać, niech zginie, nawet jej w tym pomogę. Pobiegłam za nią i wepchałam ją w objęcia pająków. Widziałam, jak leci, jak nie może nic zrobić. Oczami duszy mogłam zobaczyć, jak ją mordują. To było takie, piękne. To napełniało moje serce radością, jakąś chorą satysfakcją.

 

Chwila, przecież ja taka nie jestem! Fakt, mam coś z głową, ale nie morduje bez powodu, tak, zabrała mi Mid'a i resztę watahy, ale... Oni sami zdecydowali, chyba ich nie zmuszała do niczego. W ostatniej chwili chwyciłam samkę za ogon i przyciągnęłam do siebie i kazałam jej uciekać. Sama stanęłam naprzeciwko tych morderców, zdeterminowana, pełna czegoś, co nazwałabym satysfakcją z wygranej z chęcią zemsty.

 

- Jesteście tylko pająkami, atakujecie, kiedy się boicie. To jest tylko jakaś iluzja, czy inne cholerstwo. Oni wszyscy żyją, a wy? Małe, żałosne stworzenia, to wy powinniście się bać mnie, a nie ja was. - Przybrałam dumną postawę, a pająki powoli zaczęły znikać, wokół nastała czerń, a ja zamknęłam oczy z uśmiechem. Czułam, jakby zeszedł ze mnie ciężar, jakbym mogła znowu oddychać. I tak było, pnącza zaczęły się luzować, a ja, ujrzałam znajome mi pyszczki, z satysfakcją napełniając całe moje płuca świeżym powietrzem.

 

- Wróciłam. - Powiedziałam krótko, rozglądając się po wszystkich, ale tak naprawdę, to chciałam zrobić tylko jedno. Podeszłam do Mid'a i delikatnie go przytuliłam, ciesząc się, że nigdzie nie ma tej Nell, a on już nie mówi tych niemiłych słów na mój temat.

 

Kątem oka zobaczyłam, jak z tłumu wyłania się pewien basior. Skaza.

 

- Powodzenia, jestem pewna, że dasz radę. - Powiedziałam zbliżającemu się do drzewa basiorowi.

 

C.D.N.

 

>Skaza, jestem ciekawa co jest twoim strachem, powodzenia!<