· 

Orędownicy Pokoju [Część #1]

Kiedy tylko się obudziłem i przeciągnąłem od razu ruszyłem ku wyjściu jaskini. Pogoda była oszołamiająca, było ciepło, słońce grzało, a niebieskie bezchmurne niebo dodawało tylko chęci do życia, chciałem pójść do mojej ukochanej, strasznie mi jej brakowało, gdy nie mogliśmy spędzać nocy razem, wtuleni do siebie.

Jednak przed jej jaskinią, nie napotkałem jej, tylko Alessę, widziałem po niej, że coś ją męczy, więc postanowiłem dowiedzieć się o co chodzi.

 

- Coś się stało Alesso? – spytałem, chociaż dobrze znałem odpowiedź.

- Tak, stało się… Ale nie możemy rozmawiać o tym tutaj, to bardzo delikatna sprawa… Przyjdź do mnie z Alice, jak najszybciej się da, dobrze? Będę czekała na Beztroskiej Polanie – rzekła nerwowo pierwsza alfa i od razu poszła przed siebie. 

 

Zatem Alessa też szukała Alice – pomyślałem i ruszyłem na poszukiwanie swojej drugiej połówki. Zazwyczaj o tej porze była w jaskini, a teraz jak jest potrzebna to oczywiście jej nie ma… Masz Ci los… Nie wiem, dlaczego, ale coś mi mówiło, że znajdę ją przy Wodospadach Życia, tak zwany siódmy zmysł… 

I nie myliłem się moja wadera siedziała przy wodospadach wpatrując się w niebo i ptaki, które po nim latały. Szum wody sprawiał, że stałem się dla niej niesłyszalny… Więc mogłem ją zaskoczyć. Zerwałem po drodze mak, bo tak owe już rozkwitły, chociaż zdaje sobie sprawę, że mogłem sobie stworzyć jakiegokolwiek kwiatka i go przywołać, ale taki zerwany osobiście to lepszy prezent.  Podszedłem jeszcze bliżej i położyłem przednie łapy na jej oczach.

 

- Zgadnij kto to – szepnąłem jej na ucho, nie wypuczając z pyska maku.

- Ketos – wilczyca położyła swoje łapy na moich.

- Zgadłaś, a to Twoja nagroda – rzekłem obracając ją do siebie przodem i wręczając jej mak.

- Piękny – uśmiechnęła się na jego widok i mnie polizała.

- Może i tak, ale nie tak piękny jak Ty najmilsza – rzekłem przyglądając się jej, a mogłem to robić godzinami, jest taka piękna…

- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? – spytała ukrywając rumieniec na swoim słodkim pyszczku.

- Powiem Ci, że miałem jakieś przeczucie, dziwnie to brzmi, ale serio tak było – wyjaśniłem. 

-Ja Ci wierzę – uśmiechnęła się i wtuliła się w moją sierść. 

- Musimy iść do Alessy, Kochanie – powiedziałem, chociaż nie chciałem się od niej odklejać.

- Coś się stało? – spytała z wyraźnym zaciekawieniem.

- Opowiem Ci po drodze, dużo do gadania nie ma – powiedziałem wstając i nabierając kierunek na Beztroską Polanę.

Alice była jeszcze bardziej zaniepokojona jak opowiedziałem jej o tym co powiedziała mi pierwsza alfa, sam się martwiłem, bo normalnie jest opanowana, a tutaj było widać, że się niepokoi o coś. Doszliśmy na polanę w dosłownie parę minut, jednak ku naszemu zdziwieniu Alis tutaj nie było. 

 

- Dziwne, tutaj się z nią umawiałem – rzekłem do swojej partnerki.

- Jestem pewna, że zaraz się zjawi – próbowała mnie uspokoić wadera.

 

I miała rację, przed nami zaczęła lądować z nieba walkiria. Przywitała się z nami ocierając się o nasze boki i od razu przeszła do rozmowy.

 

- Odnalazłam bardzo starą mapę, która prowadzi do zaginionej krainy wilków lodu oraz ognia. Mapa wiele lat temu przepadła a kraina zniknęła… Nic nie było o niej wiadomo, aż do teraz… Dzięki tej mapie będziemy mogli się przekonać czy oni jeszcze istnieją… Ale… Mapa nie jest kompletna, to pierwsza rzecz, a druga nie wiemy jakie nastawienie będą miały te wilki – wprowadziła nas do tematu.

- O kurcze, to brzmi naprawdę niezwykle! – wtrąciłem wsłuchując się w to co mówi.

- Na pewno będą mili, dlaczego mieliby mieć nieprzyjazne zamiary w kierunku do nas? – rzekła jak zawsze uroczo Alice.

- Cóż, z tego co wiem od lat nie mieli kontaktu z innymi wilkami, mogli odrobinę zdziczeć… - wyjaśniła Alessa.

- To jaki masz plan? – spytałem, wiedząc, że po coś nam to mówi.

- Muszę kogoś tam wysłać… Nie mogę iść osobiście, bo mam spotkanie w Dolinie Bogów… Będą tam wszyscy, nie mogę teraz zrezygnować, bo znalazłam mapę do krainy, która nawet nie wiadomo, czy istnieje… - ton Alessy zmienił się na poważniejszy. – Ale wy nadajecie się idealnie, Ketos jesteś odważny i silny, a Alice jest pacyfistką, albo przemówicie do nich rozsądkiem – mówiąc to skierowała wzrok na szarooką. – Albo siłą – popatrzyła na mnie. 

- Piszemy się na to! – rzekłem z ekscytacją.

- Tak, dla dobra nas wszystkich – poparła mnie Alice.

- Cieszę się, że mogę na was liczyć, nie mówicie na razie nikomu o tym, dopóki nie dowiemy się czy ta kraina istnieje, w porządku? – upewniła się alfa.

- Oczywiście, zatem możemy mapę? – od razu postanowiłem zabrać się za podróż.

- Jasne, trzymajcie i uważajcie na siebie – mówiąc to Alis wzbiła się w powietrze i zniknęła nam z oczu.

 

Wraz z moją Ukochaną rozłożyliśmy mapę, w większej części była czytelna, ale mniejsza część była bardziej istotna, bo wyznaczyłaby nam konkretne miejsce, gdzie znajduje się ta mistyczna kraina. Ale trzeba korzystać z tego co mamy, wyznaczyliśmy sobie kurs i ruszyliśmy przed siebie, w kierunku Wulkanicznego Zbocza. 

Droga minęła nam całkiem sprawnie, po drodze rozmawialiśmy trochę o wszystkim i o niczym, wiadomo oboje byliśmy zdeterminowani i zaciekawieni, co przyniesie nam dalsza podróż… Powoli opuszczaliśmy już tereny watahy… Czułem się dziwnie musząc znowu je opuszczać… Zupełnie tak jak jakiś czas temu, gdy ewakuowałem wilki na czas walki z Westem, te wspomnienia sprawiły, że aż przeszły mnie ciarki. Nie zauważyłem nawet kiedy, ale znaleźliśmy się w ciemnym lesie, nigdy wcześniej w nim nie byłem i widząc po zachowaniu Alice, która delikatnie stąpała po ziemi, ona również tutaj nie była. 

 

- Dziwnie to miejsce, takie mroczne… Nieprzyjemne – powiedziała szarooka rozglądając się bacznie dookoła.

- Masz rację, ledwo co dociera tutaj słońce – mówiąc to wskazałem jej na korony drzew, które całkowicie niemal zasłaniały światło.

- Wydostańmy się stąd jak najszybciej – dodała, przyspieszając kroku.

- A wy, dokąd? Nieczęsto miewam tu gości! – odezwał się nagle głos basiora, jakby z głębi lasu.

- Kim jesteś? – rzekłem stając przy mojej waderze.

- Twoim oprawcom! – krzyknął samiec i skoczył na moje plecy.

 

Instynktownie zacząłem się obracać, jednak było to na nic, basior wbijał swoje szpony nie chcąc się odczepić, wtem wymyśliłem inną taktykę zacząłem uderzać nim o drzewa, co poskutkowało tym, że sobie darował duszenie i zeskoczył z mojego kręgosłupa. Korzystając z okazji, że przeciwnik był kawałek dalej, popatrzyłem na Alice, była na szczęście cała, schowała się między korzenie drzew. A potem skierowałem wzrok na basiora, wtem zauważyłem, że na swoim ciele ma znaki i pióra, przypominał jakby kapłana, bądź szamana, chodź bardziej obstawiałem tą drugą opcję.

 

- Walcz tchórzu! – krzyczał ciągle, a ja nawet nie wiedziałem czemu chce ze mną walczyć, przecież nie znałem go, ani on nie znał nas.

- Nie chce walczyć, chce porozmawiać – powiedziałem spokojnie, zbliżając się do samca.

- Zamknij się głupcze – rzekł i uderzył mnie kijem.

- Skoro nie rozsądkiem, to siłą… - powiedziałem bardziej sam do siebie niż do niego i również podniosłem z ziemi kij, który teraz służył mi za broń. 

 

I tak walczyliśmy ze sobą na kije, robiłem uniki i atakowałem wykorzystując każdy możliwy moment na uderzenie. Widząc, że mój przeciwnik się zmęczył, odpuściłem sobie dalszą walkę z nim… Przyglądając mu się z bliska mogłem dostrzec, że był on starcem, który oszalał… Nie miałem zamiaru się nim dłużej przejmować i poszedłem do szarofutrej. 

Kiedy pomagałem wydostawać się jej spośród korzeni, basior nie pozostał bez słowa…

 

- Ten sposób walki… Ty… Walczysz niczym walkiria… Kto cię tego nauczył? Sigrun? – dopytywał, a mnie zaciekawiło skąd wie, kim są walkirie.

- Sigrun od dawna nie żyje – powiedziała spokojnym tonem Alice, która jak ja była zdziwiona tym pytaniem.

- Wiem o tym…- basior powiedział to z wielkim smutkiem, widocznie bolała go ta strata.

- Znałeś ją? – spytałem.

- Oczywiście… Walkirie, one pomogły mojej watasze… - wymamrotał. 

- A znałeś Alessę? – zaciekawiłem się jeszcze bardziej starcem.

- Podopieczna Sigrun, co ciekawe… Nie doczekała się ona mianowania na walkirię – dodał, a ja zaniemówiłem. Skąd on to wie? I jak to się nie doczekała? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. 

- Doczekała, jest walkirią… - odparłem pewny swego.

- Czyżby? Została walkirią, bo jako jedyna z nich przeżyła – odparł basior.

- Myślę, że o tym powinieneś porozmawiać z nią samą… - rzekłem już mniej pewny siebie niż wcześniej.

- Pewnego dnia na pewno, ale nie teraz… Pokonałeś mnie w walce, zatem jestem Twoim dłużnikiem, po co tutaj jesteście? – stał się teraz bardziej miły.

- Poszukujemy krainy Lodu i Ognia – powiedziała Alice, a ja porozumiewawczo na nią popatrzyłem. Zapomniałem jej powiedzieć, że nie powinniśmy o tym mówić każdemu spotkanemu wilkowi…

- Tak się składa, że co nieco wiem o tej krainie, pokażę wam coś… - basior skierował się w prawo i pokazał nam ogonem, że mamy za nim iść.

 

Nie ufałem mu, ale widząc, że Alice darzy go swego rodzaju zaufaniem, a ja darzyłem zaufaniem ją, ruszyliśmy za nim…

 

C.D.N.

 

<Alice? <3>