Wyrwałem się do przodu gdy tylko zauważyłem w oddali sylwetkę postaci. Było to nieco lekkomyślne z mojej strony, biorąc pod uwagę że znajdowałem się na terenie bogów, ale nie byłem w stanie okiełznać uczucia narastającego podniecenia. Wciąż nie dowierzałem jak miękkie i zwiewne były chmury, robiące tutaj za imitację schodów. A może one były pierwowzorem? Na tym świecie jest tyle rzeczy z których nie zdawałem sobie sprawy...
Gdy już podbiegłem na tyle blisko by móc przyjrzeć się postaci, ta wyparowała. Zdezorientowany rozejrzałem się dookoła i próbowałem wyłapać ją wzrokiem. Wtem pojawiła się niemalże tuż obok mojego łba. Była to średniego wzrostu, szczupła, biała waderka. Jej pyszczek wyglądał bardzo szczenięco, natomiast w oczach można było dostrzec figlarne błyski. Unosiła się w powietrzu za pomocą pary pozłacanych, pierzastych skrzydeł. Nim zdążyłem przyjrzeć się dokładniej ta znów zmieniła swoje położenie, zrozpaczony wepchnąłem nawet głowę między przednie łapy, patrząc do tyłu, a ta wyskoczyła dosłownie spod moich łap, przez co straciłem równowagę i zrobiłem fikołka. Moich uszu doleciał cichy chichot Alessy i figlarnej wilczycy.
-To miejscowe dobre duchy. - rzekła moja partnerka. - Bardzo lubią zabawy ze śmiertelnikami.
-Zauważyłem. - prychnąłem, podnosząc się z ziemi.
Czy cię zapomni czas?
Rozbrzmiał donośny głos, odbijając się w mych uszach echem delikatnym niczym dźwięk małego dzwonka.
Czy zostawisz jakiś ślad?
Czy historia ta ma jeszcze brzmieć przez wiele lat?
Alis zbliżyła się do mnie jeszcze bardziej i nastawiła uszu, by móc wsłuchać się w śliczne nuty dobiegające zewsząd dookoła. Same te dźwięki przywodziły na myśl wiatr szumiący w trawie, na leśnej, zapomnianej polanie.
Czy powstanie pieśń o twych czynach nie wie nikt.
W twoich rękach to, decydujesz tylko ty...
Dźwięki dookoła ucichły, jednakże słowa piosenki zostawiły po sobie wyraźny ślad w mojej pamięci. Spośród otaczających nas chmur zaczęły wyłaniać się wilczyce podobne do tej pierwszej. Uśmiechały się do nas kokieteryjnie, trzepocząc rzęsami.
-Może lepiej chodźmy szukać dalej. - zasugerowałem nieco poirytowany. Jednak nie wszystko było tutaj tak piękne, jakby się wydawało.
-Poczekaj myślę że one mogą znać odpowiedź. - odparła i podeszła do jednej z nich. Zapytawszy się gdzie możemy znaleźć Jowisza i Junę otrzymała w zamian tylko nieśmiałe pokręcenie głową i wilczyce znów rozpłynęły się w powietrzu.
-Cóż, w takim razie panie przodem. - powiedziałem, czekając aż Aless mnie wyprzedzi. Nie czułem się tutaj jeszcze na tyle pewnie, by samemu poruszać się po tych terenach.
Dotarliśmy już na jedną z wysepek. Z jej boków tryskała krystalicznie czysta woda, niknąc gdzieś tam w dole. Po dłuższym namyśle doszedłem do wniosku, że nie chciałbym spędzić tu całego swojego życia. Byłoby zbyt...nudno. Podzieliłem się moimi myślami z ukochaną i rozmawialiśmy przez chwilę o tym jakby to było mieszkać tutaj razem, aczkolwiek oboje wiedzieliśmy że nigdy do tego nie dojdzie. Zbyt bardzo zależało nam na watasze i wszystkich tych osobach, które się na nią składają.
Przemierzaliśmy spokojnie razem boską krainę, gdy Aless nagle przystanęła i zmarszczyła brwi.
-Co jest? - spytałem profilaktycznie, ale chyba już rozumiałem o co chodzi. Parę metrów przed nami, odwrócony plecami, siedział potężnie zbudowany basior wokół którego unosiła się niebezpieczna, mroczna aura. Wydawało mi się że kiedyś go już spotkałem, było to tuż po tym, gdy przypałętałem się na tereny watahy. To spotkanie właściwie nie wniosło do mojego życia za wiele, poza tym że nieco bardziej uwierzyłem w istnienie bogów.
-Witaj, Pluto. - rzekła wadera podchodząc bliżej do boga śmierci.
-Oh, Alessa… nie sądziłem że jeszcze zawierasz w tych skromnych okolicach. Co cię sprowadza? Bo obstawiam, że nie przybyłaś tutaj bezcelowo. - odparł, obrzydliwie przeciągając każde słowo, przez co futro na moim grzbiecie stanęło dęba.
-Mam sprawę do Jowisza, wiesz gdzie mogę go znaleźć? - spytała samka, nie dając się sprowokować.
-Zapewne przebywa teraz w swojej jaskini. - odpowiedział krótko i odwrócił się lekceważąco.
-Że też na to nie wpadłam… do następnego.
-Oby to nie nastąpiło zbyt szybko.
Po tej krótkiej i dosyć niemiłej wymianie zdań oddaliliśmy się od wilka i skierowaliśmy się w stronę jaskini Jowisza. Znajdowała się ona na najwyżej, najbardziej żyznej i najpiękniejszej wyspie w okolicy, no kto by się spodziewał.
Im bliżej celu byliśmy, tym Al robiła się bardziej nerwowa.
-To twoi rodzice, prawda? - spytałem, przybliżając się do niej.
-Tak… martwię się tylko, że nie zechcą nam pomóc.
-Nie przejmuj się, to twoi rodzice i nie wiem jak to wygląda u was, bogów, ale moi pomogliby mi bez względu na wszystko. - powiedziałem kojącym głosem.
Widząc że wilczyca nie jest skora do rozmowy zamknąłem jadaczkę.
Bezceremonialnie wkroczyliśmy do miejsca zamieszkania jej ojca. Ściany korytarza były pokryte rożnego rodzaju kryształami i kamieniami szlachetnymi, które emanowały przyjemnym dla oczu światłem. Wszystko to idealnie współgrało z miękkim futrem mojej wybranki i sprawiało, że wyglądała jeszcze ładniej.
-Ślicznie wyglądasz… - powiedziałem cicho.
-Hm? Dziękuję… - odparła, rumieniąc się.
Wkroczyliśmy do sporych rozmiarów komnaty, która lśniła nie mniej niż uprzednio minięte przez nas korytarze.
-Alesso? - rozbrzmiał łagodny głos, a naszym oczom ukazała się Juna we własnej osobie. Teraz przynajmniej wiedziałem po kim moja samka odziedziczyła urodę.
-Witaj matko. - odpowiedziała, a ja, niewiedziawszy co ze sobą zrobić nerwowo przekładałem łapy. - Gdzie ojciec? - spytała.
-Jak zwykle gdzieś wyszedł. Coś się stało, moje dziecko? - przerwała i popatrzyła na mnie. - Och? Więc to jest ten wybranek serca o którym krążyło tyle plotek? - poczułem jakbym zalewał się zimnym potem, co jeśli jej się nie spodobam?
-Tak, jeste…- chciałem się przedstawić, niestety nie było mi dane tego dokonać.
-Ugh… tak. Ale nie mamy teraz na to czasu. - odparła Alis. - Matko, czy wiesz gdzie możemy znaleźć kogoś na tyle potężnego, aby był w stanie odczarować kilkanaście wilków do ich pierwotnych postaci? - spytała i widząc skonfundowane spojrzenie bogini pokrótce opowiedziała o naszej przygodzie.
-Jestem pewna, że ktoś taki znajduje się w waszej watasze, córko. Może nawet wy sami dacie radę tego dokonać. Wyczuwam coś w twoim towarzyszu. Coś na tyle potężnego, że w połączeniu z twoimi mocami będzie w stanie zdziałać bardzo wiele w sprawie tych pokrzywdzonych stworzeń. - oświadczyła tajemniczo boska wadera, szkoda tylko że mówi o mnie tak, jakbym nie stał tuż obok niej.
-Ale jak mamy niby tego dokonać? - dopytywała Al.
-Odnajdźcie samych siebie… Szczególnie ty, Marstonie. - i z tymi słowami zniknęła z naszych oczu.
-Więc gdzie tym razem, Alesso? - spytałem, kompletnie nie wiedząc co mam o tym myśleć.
C.D.N.
>Alessa?<