Kiedy otrzymałem informację od Arrisa, w postaci listu, że możemy wrócić na tereny watahy, ucieszyłem się, myślałem tylko o Alice, o jej pięknych oczach i miękkim futrze. Droga powrotna minęła nam wszystkim znacznie szybciej niż wcześniej. Najchętniej teleportowałbym się tuż przy mojej ukochanej, ale wiedziałem, że musze poprowadzić resztę.
Kiedy po paru godzinach znaleźliśmy się już na znajomych ziemiach, od razu zacząłem szukać tropu Alice, pozostali od razu ruszyli w poszukiwaniu reszty. Dowiedziałem się, że Alice, jest w okolicy mojej jaskini więc tam się teleportowałem. Zacząłem się rozglądać i ujrzałem ją, wpatrywała się w zachodzące słońce, przemieściłem się od razu tuż za nią i położyłem jej łapy na oczach.
- Ketos! – pisnęła, a jej ogon zaczął niezwykle szybko merdać.
- Tak, najmilsza, wróciłem – obróciłem waderę przodem do siebie i zbliżyłem swój nos, do jej noska.
- Tak się bałam, że Cię więcej nie zobaczę – wtuliła się w moje futro.
- Ja też się strasznie martwiłem, nie mogłem spać po nocach, nie wiem co bym zrobił jakbym cię stracił – rzekłem, tuląc wilczycę tak mocno jak nigdy wcześniej.
- Już nigdy więcej mnie nie zostawiaj, dobrze? – spytała, nie odklejając się ode mnie.
- Nie mam zamiaru. Będę Cię chronić zawsze i na zawsze, przed wszystkim i przed wszystkimi, nigdy nie pozwolę byś była sama i się bała, najdroższa – wyznałem jej, bo taka była prawda, nie chciałem jej już nigdy zostawić.
- Opowiadaj, co się działo, wszystko! – podekscytowała się szarooka.
- Oczywiście, już Ci opowiadam, ale może chodźmy w między czasie na spacer? – zaproponowałem by nacieszyć się jej obecnością.
- Jasne! – uradowała się i wstała błyskawicznie.
- Więc tak, wyruszyliśmy w drogę, ja z Telishą byłem na przodzie, pilnując szczeniąt, które jak wiadomo jako pierwsze mogły by skończyć jako czyiś posiłek. Dużo rozmawiałem z nią na temat Ciebie, na temat tego co nas czeka, starała się podnieść mnie na duchu, ale nie za bardzo się to udawało. Wszyscy byliśmy naprawdę zmartwieni i zaniepokojeni. Droga na szczęście w przeciągu dwóch dni została przez nas pokonana i znaleźliśmy się na terenach, o których mówiła Alessa – opowiadałem jej, kierując ją w stronę Jeziora Dusz.
- I co jak tam było? – dopytywała z zaciekawieniem.
- No powiem Ci, że ładnie. Pełno rzek, jezior, które były w dużej części zamarznięte. Parę jaskiń też widziałem, w jednej z nich spałem wraz ze szczeniętami i Telishą, ona głownie się nimi zajmowała, martwiła się bardzo czy dobrze zrobiła zostawiając Etrię i Ciebie, jako medyczki, czuła, że też powinna wziąć udział w walce, ale z drugiej strony wiedziała, że przyda się nam tutaj, gdzie w razie niepowodzenia nie byłoby praktycznie nikogo z wiedzą medyczną, a to podstawa przecież. Wracając, pełno gór, polana trochę podobna do tej naszej, ale mimo to, nie było to, to samo co nasze tereny, było tam pięknie, ale w sercu i tak czułem pustkę, pewnie tak samo jak pozostali – wyjaśniałem jej i kontynuowałem moją historię.
- Nam też was bardzo brakowało – wtrąciła Alice, która z zaciekawieniem słuchała tego co mówiłem.
- Nikt nie miał ochoty na żarty, ani nie mówiliśmy o niczym innym, niż to, co się u was działo. Nawet szczeniaki nie miały ochoty na harce. Naprawdę przez pierwsze dni mieliśmy doła, dopiero po dostaniu listu, który przyniósł Arris, poczuliśmy się trochę lepiej. Alessa napisała, że pierwsza fala wroga została pokonana oraz że połączyliście siły i jesteście jednym oddziałem, jednak słowem klucz, było to, że wszyscy byliście cali i zdrowi, że wszyscy żyliście, że Ty żyłaś – mocno zaakcentowałem ostatnie zdanie. – Dopiero po tej informacji wilki stały się trochę bardziej ożywione, Araceli była dumna z Vesny, że cytuje „skopała tyłki armii Vesta”, wraz z Ciri i pozostałymi szczeniakami nawet symulowały, jak to mogło wyglądać, część z nich udawała oddział Westa a druga część naszych wojowników, komicznie to wyglądało, ten widok rozbawił niemal nas wszystkich i dodał otuchy, że jest dobrze – opowiadałem dalej, widząc zaciekawienie mojej partnerki.
- To naprawdę musiało śmiesznie wyglądać – przyznała szarofutra, uśmiechając się.
- Potem dostaliśmy informację, że West się pojawił. Był to nerwowy dzień, tym bardziej, że w liście nie było nic więcej, tylko tyle. Wszyscy niepokoiliśmy się, nawet żadne z nas nie miało ochoty na jedzenie. Nasze rozmowy skupiały się tylko na tym, że na pewno będzie dobrze, na pewno pod dowództwem Vesny i Alessy wszystko pójdzie dobrze. Chociaż każdy z nas czuł w środku, że może się to źle skończyć, że dołączy do nas garstka z was, że dużo naszych zginie i już nigdy nie będziemy mogli wrócić na tereny watahy. Że już nigdy mogę nie zobaczyć Ciebie, że całe życie będziemy musieli się ukrywać przed tym niegodziwcem – starałem się oddać jak najwięcej emocji, które wtedy czułem, chociaż wiedziałem, że to nie jest do końca możliwe, po prostu musiałaby tam być, żeby wiedzieć jakie to było dla nas straszne, bezsilność to najgorsze uczucie.
- Domyślam się, my również bez przerwy myśleliśmy czy wam nic nie jest, czy armia Westa za wami nie poszła, czy jeszcze was zobaczymy – wyznała szarooka.
- Po dwóch dniach przyszła kolejna informacja, wystraszyłem się, bo nie było to pismo Alessy. Ale ucieszyłem się, bo treść listu mówiła, że mamy wrócić do domu. Nawet żadne z nas nie zdążyło nic zjeść, wzięliśmy kilka królików na drogę, obudziliśmy szczenięta i tak jak staliśmy ruszyliśmy ku naszym terenom, naszemu domu. – gdy dotarłem do tego momentu relacji, siedzieliśmy już nad jeziorem dusz, wpatrując się w jego półzamarzniętą taflę.
- To ja napisałam ten list, Alessa była wtedy nieprzytomna – wtrąciła Alice.
- Musisz mi koniecznie powiedzieć co się wydarzyło, ale przed skończę. Ruszyliśmy niemal chwilę po otrzymaniu wiadomości, jeszcze nigdy nie widziałem takiej radości u szczeniąt, jak i pozostałych, nasze ogony niemal cały czas merdały, a rozmowy były tylko i wyłącznie o tym, że nie możemy się doczekać aż zobaczymy wszystkich, przytulimy ich i znowu będziemy watahą, znowu będziemy bezpieczni i znowu będziemy jednością, najbardziej cieszyło to, że wszyscy byli cali i zdrowi, chociaż mocno niepokoiłem się zmianą pisma w liście, który przyniósł Arris, od razu pomyślałem o najgorszym – wyznałem.
- Właśnie, Alessa! Trzeba do niej zajrzeć! – rzuciła nagle i wstała. – Ja tylko sprawdzimy czy wszystko u niej dobrze opowiem Ci wszystko, okay? – spytała.
- Oczywiście – zgodziłem się.
I tak biegiem ruszyliśmy do jej jaskini. Zauważyłem, że Marston przy niej czuwa, jednak był tak zmęczony, że go zmieniłem. Niedługo po tym, Alessa się ocknęła. Ucieszyła się naszym widokiem, od razu poprosiła o zaprowadzenie do Vesny, ze względu na jej trudności w chodzeniu, pomogliśmy jej oboje w przemierzeniu tej odległości. Zostawiliśmy je same, a potem obie wilczyce ogłosiły, że jesteśmy bezpieczni i podziękowały nam wszystkim. Nie do końca miałem pojęcie o co chodzi, ale wiedziałem, że Alice zaraz mi wszystko opowie.
C.D.N.
<Aliceeee? <3>