· 

Starcie z Westem [Część #23] - Wyrównanie rachunków - [FINAŁ]

Pomysł Nory by udać się do Kryształowych Grot, był genialnym pomysłem, wataha na tak małej przestrzeni miała przewagę nad wrogiem i z łatwością odpychała jego ataki, co prawda było parę wypadków jak złamana łapa Alessy, czy rana Red Dust, jednak nawet to nie było w stanie zniechęcić do dalszej walki mieszkańców Doliny Burz.

 

Z armii naszego nieprzyjaciela została garstka basiorów i wader, a West pojawił się na polu bitwy niosąc za sobą cały strach i niepokój oraz moc emanującą jego złem, które było wyczuwalne w powietrzu od momentu, w którym przywędrował wraz z ostatnią grupą żołnierzy na sąd ostateczny.  Z wyraźnym grymasem niezadowolenia na pysku, stawał twardo po ziemi, patrząc z pogardą na swoją gwardię, a raczej to co z niej zostało… Po czym skierował wzrok na wilki zbiegłe z jaskini. Na czele stały Alessa i Vesna bacznie obserwując sytuację, tuż za nimi Aarel z Marstonem, oraz Nora z Arelionem. Każdy czekał na ruch któreś ze stron. Upadły bóg nie miał jednak zamiaru długo czekać…

 

- Zatem jakimś cudem udało wam się pokonać moją armię, ale wiecie co? – basior uniósł głowę a na jego pysku pojawił się cień szyderczego uśmiechu. Pytanie bardziej skierował do siebie niż kogokolwiek innego, tak iż wszyscy czekali na odpowiedź choć podświadomie ją znali. – To była dopiero rozgrzewka! – rzucił po czym mocno uderzył przednimi łapami o ziemię, tak, że fala uderzeniowa trafiła prosto w jaskinię, z której tak dzielnie broniły się przed chwilą wojownicy burzy. Grota pod wpływem jego ruchu zaczęła się rozpadać, przez co wszyscy musieli ją opuścić natychmiastowo.

 

Nastał moment ciszy, tego milczenia świata, które było gorsze niż jakikolwiek rozdzierający dźwięk, niczym cisza przed burzą, każdy z trwogą oczekiwał jej rychłego zakończenia. Okrzyk wojenny Westa spadł na nich nagle, niczym grom z jasnego nieba a zdziesiątkowana armia ruszyła z dzikim skowytam na prawowitych mieszkańców terenów. Kremowofutra wilczyca nie miała zamiaru na to pozwolić, z resztą tak samo jak jej prawa łapa Vesna, która od razu ruszyła z pomocą pierwszej alfie. Jednak ich atak był zbyt impulsywny i nieprzemyślany, oddział Westa miał znaczną przewagę liczebną a jego żołnierze zdawali się nie kontrolować własnych ciał, wiele ryzykowali bezmyślnie rzucając się na wadery. W ich oczach widać było desperacje, nie mieli nic do stracenia, byli więc zdolni do wszystkiego.  Pochwycili je w połowie drogi. Obie wilczyce trzymały teraz cztery basiory, pozostali ruszyli w kierunku ich oddziału.

 

- Uciekajcie! – krzyknęła rudofutra wadera. Jednak było to na nic… Nie zdążyliby uciec, a nawet jakby jakimś cudem uciekli, pokazaliby w ten sposób drogę do grupy ewakuacyjnej. Na szczęście oni o tym wiedzieli, byli gotowi poświęcić własne życia by reszta mogła wyjść z tego obronną łapą.

 

Pobratymcy alf próbowali się zaciekle bronić, jednak z siłami upadłego boga nie mieli żadnych szans…  Każdy z oddziału burzy po pojmaniu otrzymał coś na kształt obroży, po czym został skrępowany łańcuchem. Kolorowooka z żalem patrzyła na ten widok, przypomniała jej się sytuacja, która wydarzyła się pół stulecia temu, kiedy do Walki z Westem stanęła z walkiriami, one również dzielnie broniły się do ostatniej kropli krwi… Tamtego dnia straciła najbliższe jej sercu wilki i dzisiaj też czuła, że historia może się powtórzyć, bała się tego, ale przeczuwała, że i tym razem nieprzyjaciel wybije jej całą rodzinę…  Z jej pesymistycznych rozmyślań wybił ją głos wroga.

 

- Nie! Je zostawcie, z nimi rozprawię się osobiście – oświadczył, gdy jego podwładni, trzymanym wilczycom chcieli założyć na szyję te przedziwne obroże, które były przesiąknięte czarną i nieznaną im dotąd magią.

 

Rudy wilk z satysfakcją patrzył na widok przed nim. Dwie pojmane boginie, które zaraz zgładzi i cała wataha niewolników, radowało go to. Jego na wskroś zła dusza żywiła się smutkiem i żalem, który zawładnął całą wilczą rodziną.  Był znacznie silniejszy od ostatniego spotkania z duchem walki, co niepokoiło Alessę i Vesnę. Kiedy wystarczająco się po napawał widokiem podszedł bliżej do wilczyc i pokazał samcom, że mają je puścić. Wadery miały chwilę by zareagować, jednak nawet ta chwila, to było za krótko by mogły w jakikolwiek sposób się wybronić… 

 

Basior natychmiastowo swoją nieznaną dotychczas mocą przygniótł je do ziemi. Dla wader było to coś przedziwnego, żeby wilk posiadał aż tyle mocy, West z łatwością się teleportował, był ponadprzeciętnie silny, władał nad przedmiotami i roślinami, manipulował umysłami swoich przeciwników, a teraz jeszcze mógł używać siły zdalnie, wgniatając boginie mocno w podłoże… Od razu zdawało im się to podejrzane, jeden wilk nie może być tak potężny i mieć tyle niepołączonych ze sobą mocy, tym bardziej, że basior stracił już dawno miano boga, zatem musiał skądś tą moc zdobyć… Bądź ją ukraść, co byłoby bardziej do niego podobne. Alessie zaczęło wręcz brakować powietrza, kiedy samiec z całej siły przygniatał ją do gleby czuła, że jej opór nic nie da, bo wilk bez problemu połamałby jej kości, gdyby ta się stawiała, Vesna również o tym wiedziała, stąd obie zaprzestały walki z jego mocą, zastanawiały się tylko czy będzie honorowy i zawalczy jak na wojownika przystało, czy zabije je wtedy, gdy są bezbronne i nie mogą się nawet ruszyć…

 

- Ile to już lat od ostatniego naszego spotkania minęło? – spytał basior przybliżając swój pysk do kremowofutrej.  – Będzie jakoś z pięćdziesiąt co? Powiem Ci, że Twoja bariera robi wrażenie, ciężko było przez nią przejść, ale po tylu latach dość osłabła na moją korzyść oczywiście – szyderczy uśmiech nie schodził mu z pyska. 

 

Jednak Alessa wiedziała, że może mieć on rację, nie sprawdzała stanu bariery ochronnej od czasu, kiedy stworzyła ją z Ereną, przez ten czas faktycznie jej moc mogła osłabnąć, ale nigdy nie przypuszczałaby, że aż do tego stopnia, że bez problemu przedrze się przez nią nawet ktoś tak podły jak West…  

 

-  Przedostanie się przez nią i tak nie powinno było ci się udać…  - zastanawiała się nad tym kolorowooka. W końcu zadaniem bariery była przede wszystkim ochrona przed wilkami o złym sercu i nieczystej duszy, tak naprawdę pomimo tego, że bariera była słaba, basior nie powinien być w stanie odnaleźć terenów doliny burz, bo przez nią stały się one niewidzialne dla takich jak on.

- Widzisz… Nie byłem sam. To ona mi pomogła tu trafić – mówiąc to wskazał na Vesnę.

- Kłamiesz psie! – zdenerwowała się Alessa, nie wierząc w ani jedno słowo basiora, w końcu rudofutra była jej rodziną i w życiu nie zrobiłaby tego watasze, chociaż z drugiej strony mogło być w tym ziarenko prawdy, przez ich spokrewnienie basior mógł tu trafić i odnaleźć dawno dla niego niedostępne tereny watahy.

- Czyżby, może niech sama ci powie, co? – rzekł po czym złapał kompankę Alis za pysk. – Kto Cię tego wszystkiego nauczył, co? Dzięki komu wszystko zawdzięczasz? No powiedz… - z każdym jego mówionym zdaniem, pysk Vesny przybierał coraz bardziej poważnego wyrazu a w jej oczach palił się ogień złości, buchał żarem prosto z serca, miało się nieodparte wrażenie, że w zwierciadłach duszy tańczą tysiące małych iskierek, gotowych spalić cały las.

- Nie, mylisz się… – Wadera uniosła wzrok by spojrzeć w oczy oprawcy. -Ty nauczyłeś mnie zabijać, nic więcej. To oni nauczyli mnie wszystkiego, nie masz pojęcia o tym, co naprawdę się liczy. Nauczyłeś mnie obrzydzenia do wilków i sztuki dbania o własny ogon, nie zważając na innych. Wiele o tobie słyszałam w tym owianym złą sławą bidulu. Dziwiłam się, że ja zawsze wychodziłam ze wszystkiego obronną łapą. Najpierw miałam się za szczęściarę, później doszłam do wniosku, że się mnie boisz. Jesteś tylko podłym skurwysynem, nie dowiesz się nigdy, czym w rzeczywistości jest ,,wszystko''. Tak wygląda twoja rzeczywistość, jesteś zepsuty, wzgardziłeś rodziną i prawością. A ja żyłam w kłamstwie, w twojej iluzji. Zostałam oszukana, ale przyszedł czas, by wszystko, czego mnie nauczyłeś obróciło się przeciwko tobie. - Wadera zdawała sobie sprawę z wagi swoich słów i ryzyka, które wiązało się z wypowiedzeniem ich. Jednak wolała zginąć mówiąc gorzką prawdę i oczyszczając się z zarzutów, jakoby ojcu zawdzięczała to, kim teraz jest, niż przeżyć dłużej milcząc w ważnych sprawach.

- On wszystkich oszukał – Alessa nie miała żalu do drugiej alfy, wiedziała, że w tym wypadku jabłko padło nadzwyczajnie daleko od jabłoni, tym bardziej, że zdawała sobie sprawę jakim zdradzieckim i plugawym osobnikiem jest ich przeciwnik.

- Mniejsza, zamknijcie się już obie, pora wyrównać rachunki – po raz kolejny basior zaśmiał się gorzko i wypuścił wadery z uścisku. W końcu poczuły ulgę i mogły się podnieść, chociaż tak naprawdę obie wiedziały, że prawdziwą ulgę i spokój poczują dopiero wtedy, jak West opuści tereny ich watahy. O ile będzie im dane tę ulgę poczuć.

 

Wilczyce instynktownie wpatrywały się w członków watahy, na szczęście poza skrępowaniem łańcuchami i tymi przedziwnymi ustrojstwami na szyjach nic im na razie nie groziło. Wojsko Westa pilnowało, aby żaden z wilków się nie uwolnił, aczkolwiek wydawało się to niemożliwe z powodu magii, która kryła się w obrożach, zdawało się, że ją absorbują, przez co posiadacz takiej biżuterii tracił całkowicie swoją moc.  

 

Wtem basior wykonał swój pierwszy ruch szarżując na wilczyce. Obie zgrabnie uniknęły ataku, po czym popatrzyły sobie w oczy, żadna z nich nie miała planu, zdawało się, że wszystko co się teraz stanie, będzie tylko i wyłącznie kwestią szczęścia lub nieszczęścia, głupiego losu i dzikiego instynktu... 

Alessa z impetem ruszyła na wroga, ich ostrza spotkały się ze sobą niejednokrotnie wydając przy tym nieprzyjemny dla ucha metaliczny odgłos. Jednak każdy atak bogini wojny kończył się blokiem, lub kontratakiem, kiedy kolorowooka zastanawiała się nad kolejnym ruchem do ataku wkroczyła Vesna, której ataki kończyły się tak samo jak pierwszej alfy, zdawało się, że ich walka nie robiła na nim wrażenia a ponadto nie wprowadzała niczego nowego do ich starcia, wyglądało to bardziej jak zabawa na mieczyki niż prawdziwa walka, West jakby zawsze był o krok przed nimi i znał każdy ich następny ruch odpowiednio się broniąc bądź kontrując. Coraz bardziej zaczęło to frustrować wojowniczki, które czuły się bezsilne w stosunku do wroga…

 

- Serio, tylko na tyle was stać? – rzekł z sarkazmem, mocno akcentując to pytanie.  Które można by było porównać do ciosu w pysk, gdyż obie dawały z siebie wszystko, a mimo to nie poszły ani trochę do przodu w walce z rywalem.

- To rozgrzewka – rzekła Vesna, chodź tak naprawdę nie miała żadnego planu ataku w głowie, uznała jednak, że powiedzenie tego sprawi, że basior poczuje się zagrożony? Niepewny? Sama nie wiedziała, uznała, że tak po prostu trzeba. Choć w głębi duszy wiedziała, że oszukiwała samą siebie.

 

Wtedy kremowofutra wpadła na pewien pomysł…Pomysł, który niczym lampka zapalił się w jej głowie, budząc przy tym w sercu nadzieję na pokonanie nieprzyjaciela Szybko podbiegła do swojej towarzyszki broni i wyjawiła jej go tak szybko i cicho by przeciwnik nie słyszał. Stał odpowiednio daleko od nich krążąc razem z nimi, mógł tylko bacznie wpatrywać się w rozmawiające ze sobą wilczyce. Fiołkowooka zgodziła się na plan pierwszej alfy, który wyglądał następująco, Alessa miała zaszarżować z mieczem i odwrócić jego uwagę, a Vesna w tym czasie mogła rzucić w niego sztyletami, to powinno go chociaż osłabić.  Cynamonowofutra i tak nie miała lepszego planu więc nie marnując czasu przeszły do realizacji pomysłu kolorowookiej…

 

Bogini wojny rzuciła się na Westa, który blokował każdy jej atak, jednak nie mógł przewidzieć tego, że za pleców wleci w niego deszcz sztyletów. Zaskomlał tylko z bólu, gdy te wbijały mu się po kolei w jego kręgosłup, kark i uda. Pani generał na zakończenie wbiła jeszcze swój miecz w klatkę piersiową samca, tak, że ten padł z hukiem na ziemię. Członkowie watahy jak i podwładni Westa przyglądali się całej sytuacji z zaciekawieniem, a wilczyce popatrzyły sobie pytająco w oczy.

 

- To koniec? – Spytała ciężko dysząc pierwsza alfa, licząc, że walka została zakończona, a ona wraz z drugą alfą będzie mogła uwolnić pozostałych i przekazać im dobre wieści.

- Tak… Tak myślę… - rzuciła niepewnie bogini dusz, przyglądając się leżącemu na ziemi basiorowi, chodź w głębi duszy czuła, że coś za łatwo poszło…

 

W ten sposób wszyscy zaczęli myśleć, że to koniec, wojsko Westa, chciało się już nawet wycofać, lecz wtedy ten zaczął się podnosić. Od razu okazało się, jak bardzo wilki się myliły…

 Jego śmiech był tylko tego potwierdzeniem, w dodatku odbił się echem w uszach wader, a te wpatrywały się ze zdziwieniem w to co właśnie się dzieje, nie wierzyły, jak to możliwe, że się podniósł. Wilk zaczął po kolei wyciągać ze swojego ciała ostrza, a jego rany natychmiast się regenerowały, zatem i moc samo regeneracji została przez niego opanowana, taka myśl przeszła przez głowę Alessy, która z zaniepokojeniem przyglądała się temu zjawisku. Basior był po prostu niezniszczalny, nie robiły na nim wrażenia obrażenia, które zawsze kończyły się śmiercią. Wilczyce właśnie zdały sobie sprawę z własnego położenia, były bardziej bezradne niż młode łanie złapane we wnyki.

 

- Wy naprawdę myślałyście, że ta wasza śmieszna broń, coś mi zrobi? – Samiec z jeszcze większym uśmiechem na pysku zbliżał się do wader, które zaczęły się wahać czy walka z nim miała jakikolwiek sens, czy jest szansa na pokonanie go, wyraźnie docierało do nich, że mogły nie docenić wroga jakim był West.

- Jak to możliwe? –  krzyknęły niemal jednocześnie nie wierząc w to co ukazało się im oczom, no bo jak to pojąć? Zrozumieć? To było coś czego nie dało się w żaden sposób racjonalnie wytłumaczyć, co jeszcze bardziej dobijało alfy.

 

Nie można walczyć z czymś, czego się nie rozumie, czymś, co jest obce i wykracza poza wszystko, co znało się do tej pory. Wroga trzeba poznać, ocenić i pokonać, ten jednak, był niczym definicja szeroko pojętego bezkresu możliwości i zła koniecznego.

 

- Nie jestem już tak słaby jak kiedyś, z resztą… Pora załatwić sprawy po staremu. Bóg, kontra bóg, tak jak powinno być – basior z wyczuwalnym w głosie gniewem uderzył mocno łapami o ziemię, podobnie jak wcześniej, lecz tym razem z inną falą mocy, skierowaną prosto na nas. Kiedy moc rozeszła się po sierści wilczyc, wymusiła u nich przemianę do boskich postaci tak, że nie mogły znowu powrócić do swoich śmiertelnych form. Dopiero teraz wilczyce zrozumiały z jaką siłą i potęgą się mierzą, że to będzie ich ostatnia walka…  

W tym momencie już miały pewność że nie doceniały wroga, West naprawdę był potężniejszy niż kiedykolwiek, w dodatku nazwał się bogiem co znaczyło, że mógł znowu nim być, bądź po prostu posiadać moc boga, aczkolwiek obstawiały tą drugą opcję. Był nawet silniejszy od bogów, posiadał wiele mocy, które nigdy nie powinny mieć ze sobą żadnego powiązania, to zdawało się być wcześniej niemożliwe i nie do osiągnięcia dla kogokolwiek, a teraz okazało się rzeczywistością, z którą ciężko było się pogodzić.

 

- Jakim cudem jesteś tak silny… – rzekła walkiria, bo teraz w tej formie musiała być Alessa. Wilczyca przyglądała się bacznie swojemu ciału i zbroi, która natychmiast dostosowała się do jej nowej postaci, pokrywając również jej skrzydła. Nie docierało do niej, że ktoś może wymusić na niej przemianę do boskiej postaci, w dodatku nie mogła wrócić do swojej śmiertelnej formy, jakby było to dla niej zablokowane pomimo tego, że była to jej umiejętność, a nie przeciwnika, sądząc po tym, że jej towarzyszka również się przemieniła, mogła się domyślać, że ta przeżywa to samo co ona w tym momencie.

- Żaden wilk, nie jest w stanie przemienić innego wilka… - wypowiedziała się srebrzystofutra samica, również będąc w szoku czego dokonał jej ojciec, podobnie jak bogini wojny, nie rozumiała tego co się właśnie z nią stało. Chciała, by tego dnia nic już jej nie zaskoczyło, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że to dopiero początek.

- Myślicie, że żartowałem, że jestem silniejszy? Wybiłem wielu półbogów, między innymi tych o których wam nikt nie mówił, bo byli bezużyteczni… Ale wiecie co? Gdy złączyło się moc ich wszystkich, to jest się naprawdę potężnym – śmiał się, rozmyślając nad tym, ile krwi wilków spoczywa na jego łapach, nie miał żadnych wyrzutów sumienia, a jeszcze się szczycił tym co zrobił, jakby było to coś czym warto się chwalić... Zabite przez niego wilki, to pewnie w większości półbogowie, dzieci bogów, które poszły w świat, on zabijając je wszystkie przejął ich moc, co nie tylko było okrutne i samolubne, ale i przerażające…

- Jesteś potworem! – rzuciła Vesna rozwścieczonym tonem. Jej złość wzmogła dodatkowo myśl o półbogach w jej watasze, których energia życiowa wraz z mocą miała zostać skradziona przez basiora w razie ich przegranej. Ten okrutny los miał spotkać między innymi Alice i Aarela, tak ważne dla niej wilki. Zwykle zimna krew zawrzała w niej a rozsądek ustąpił miejsca niepochamowanej złości. Rzuciła się na oprawcę jednak nie za wiele to dało, jej ojciec brutalnie rzucił nią w skały, które pozostały po grocie.

- Vesno! – Alessa chciała do niej podbiec, jednak uniemożliwił jej to basior, który stanął przed nią. Wykluczył jej towarzyszkę z walki, przez co tak jak pięćdziesiąt lat temu bogini wojny musiała stanąć do bitwy jeden na jednego. Mimo, że jej instynkt kazał jej pójść po Vesnę, wiedziała, że byłby to błąd i wtedy zabiłby je obie. Mieszkańcy doliny burz również rwali się do pomocy, jednak uniemożliwiały im to łańcuchy…

- I po raz kolejny sami… - uśmiechnął się do niej, po czym wziął do pyska miecz. – W tej formie jeszcze bardziej przypominasz mi o Sigrun, z jeszcze większą satysfakcją cię zabiję. Powiedz mi jeszcze, jak się czujesz z tym, że znowu zawiodłaś? Pomyśl jak ich wszystkich zabiję, dzięki temu, że pozwoliłaś na to by walczyli przeciwko mnie. Tak samo jak walkirie tyle lat temu, historia lubi się powtarzać – każde wypowiedziane przez niego zdanie sprawiało olbrzymi ból Alessie. Miał rację, zawiodła, zawiodła po całości, po raz kolejny, nie miała tyle siły, nie mogła, nie była w stanie obronić swoich bliskich, ta myśl zabijała ją niemal od środka, sprawiała, że traciła siły do walki…  

- Boli cię to prawda? – na jego pysku malował się jeszcze większy uśmiech niż dotychczas, jakby sprawiało mu przyjemność to, że może skrzywdzić waderę nie tylko fizycznie, ale i słowami.

- Ciebie też zaraz zaboli, kundlu – wilczyca rzuciła się na basiora, jednak ten jak wcześniej, uniknął jej ataku i pojawił się tuż przed nią.

- Wygląda na to, że nawet serca tak szlachetnych wilków, bogów… Nie są do końca czyste – rzekł z satysfakcją jej przeciwnik, delektując się jej gniewem i chęcią zemsty.

- Zamilcz! – Alessa mówiąc to, wbiła z całej siły swój miecz w bok basiora. – Zdychaj psie! – dodała, dociskając miecz, który wszedł w samca aż po samą rękojeść. Wilk zawył z bólu, po czym uczynił to samo co wadera, wbił w nią swoje ostrze…

 

Kremowofutra poczuła tylko ból w boku, czując jak łapy zaczynają odmawiać jej posłuszeństwa… Padła bezwładnie na ziemię, nie przemyślała tego, że jego broń, nie będzie zwykłym mieczem. Hamowała ona jej moce samo regeneracji, gdyby wiedziała, gdyby pomyślała o tym wcześniej nie uczyniłaby takiej głupoty, wpatrywała się w ciemnoczerwoną ciecz, która wypływała leniwie z jej rany, po czym popatrzyła na samca, który wyciągnął z siebie jej broń, i rzucił nią na ziemię, a obrażenia po jej ataku zniknęły, jakby nigdy się nie pojawiły…

 

- Wiesz, alfa może być tylko jeden – dodał bezczelnie i zostawił ją, a ona mogła teraz tylko się przyglądać, czując jak ucieka z niej życie, to były jej ostatnie chwile, tak skończy, patrząc jak ten łajdak zabija po kolei jej ukochane wilki, a ona mogła tylko patrzeć…  Było to dla niej niezwykle trudne i bolesne, czuła niemal ten sam ból, co pół wieku temu, kiedy widziała, jak basior wykańcza jej siostry…

 

Kątem oka zauważyła, że Vesna wstała, nawet instynktownie jej ogon niezauważalnie się poruszył na ten widok. Cynamonowofutra ruszyła na basiora, jednak po raz kolejny została odepchnięta przez niego, tym razem nie tak mocno jak wcześniej, dzięki czemu z łatwością odzyskała równowagę. West nie mając broni, nie był już taki pewny swego, aczkolwiek nie miał zamiaru z tego powodu ubolewać, postanowił nawet porozmawiać przed walką ze swoją przeciwniczką…

 

- Melione… Córko… Dlaczego stajesz przeciwko mnie? – spytał robiąc wokół niej kółka, jakby doprawdy nie mógł sam odpowiedzieć sobie na to pytanie.

- Bo jesteś potworem… - krótko wyjaśniła, patrząc na swoją towarzyszkę, bardzo chciała jej pomóc, jednak wiedziała, że ona również by poległa, gdyby spróbowała. A to mogłaby być niepotrzebna ofiara, tym razem srebrnofutra chciała oprzeć się instynktowi, który mówił, a wręcz krzyczał by West wykrwawiał się powoli w śniegu. Musiała podejść do tego z rozsądkiem, przecież on opuszcza ją jako ostatni tak jak nadzieja, a tym razem obie te rzeczy były w zasadzie tym samym, ostatnią nadzieją.

- Potworem? Czyżby? Pomyśl, jesteś silna, waleczna, potężna… Mogłabyś być pierwszą alfą, mieć szacunek i respekt, o wiele bardziej na to zasługujesz niż Alessa – mówiąc to wskazał na kolorowoką wilczycę. – Ze mną miałabyś wszystko, byłabyś alfą, byłbym u twego boku, nawet bogowie nie daliby nam rady – nagabywał samkę na swoją stronę. Vesna słuchała tego a każde słowo wypowiadane przez jej ojca brzmiało dla niej niczym bluzgi. Wadera spojrzała na niego jak na nowoodkryty gatunek robaka. – Jesteś dokładnie taka sama jak ja, nie potrzebujesz nikogo ani niczego, zawsze będziesz tylko i wyłącznie mordercą – dodał, a jego słowa przelały kielich goryczy bogini dusz.

- West, jesteś głupcem. Nigdy nie byłam ani nie będę taka sama jak ty psie – odpowiedziała i już się zamachnęła by zaatakować wroga, kiedy wilk natychmiastowo zjawił się za nią i szybkim ruchem ją powalił, po czym odebrał jej broń.

- Szkoda…  Wiązałem z tobą wielką nadzieję, ale jesteś równie bezużyteczna co ona – rzekł wskazując na Alessę, po czym wbił jej własne ostrze w drugą alfę, teraz i ta również leżała na ziemi z żalem wpatrując się w niebo. 

Tak właśnie Vesna chciała odejść, a czuła, że jej czas się zbliża. Wraca do domu, do miejsca które jest jej przeznaczeniem. Wadera omiotła krajobraz nieobecnym wzrokiem. Jak okiem sięgnąć widać szkarłatne plamy na śniegu a gdzieniegdzie ciała żołnierzy Westa. Kraina burz spłynęła krwią, jest przytłoczona jej ciężarem. Może i te ziemie porosną czerwonymi różami? Vesna widziała już raz takie zjawisko. Jednak tu nikt dotąd nie przelał krwi niewinnej, czystej jak podczas pogromu na świętej górze. Ta ziemia przyjęła zło, zło też wyda. Spojrzawszy na pobratymców wilczyca wyobraziła sobie krzaki róż otoczone przez ciernie i osty. Jeśli ich krew spłynie tego dnia, kraina burz będzie przeklęta na zawsze, gdyż posoka jej mieszkańców po raz kolejny stanie się jej częścią. Vesna poczuła wstyd, nie dała rady obronić watahy, leżała na ziemi krwawiąc a z każdą kroplą posoki opuszczały ją siły. Pomyślała jeszcze o Alice, swojej drogiej przyjaciółce i o Araceli, której nie dała rady zapewnić ochrony i zawiodła Asenę. Świadomość o tym, że nie podołała obronić watahy i wspierać Alessy, była niczym rozżarzone żelazo przyłożone do otwartej rany. W tej chwili myśli wadery zaczęły pierzchnąć, ale musiała zdobyć się na ostatnie słowa, potrzebowała je wypowiedzieć.

 

- Przepraszam Alesso – powiedziała, a jej oczy wypełniły się łzami. Przeprosiny to najgorsze słowa z jakimi można odejść, jednak kolorowooka nie miała pretensji do niej, kiwnęła głową na znak wdzięczności, gdyż nie miała już sił by się odezwać, obraz stawał się dla niej coraz bardziej niewyraźny i rozmyty, zaczęła ciężko dyszeć, jej czas się kończył i dobrze o tym wiedziała. Każdy kiedy zbliża się jego czas, zaczyna robić rachunek sumienia tak samo bogini wojny, zastanawiała się, czy po tym wszystkim jest w stanie powiedzieć sama sobie, że była dobrą alfą, czy była dobrym wilkiem, chociaż czuła, że odpowiedź może brzmieć: nie. Modliła się w głębi duszy do bogów, by ocalili chociaż niewinnych mieszkańców doliny burz, by trafiła do Walhalli jak każda prawowita walkiria, chociaż przeczuwała, że ona się tak nazwać nie może, w końcu odkąd pamięta wypierała tą myśl i nie przyznawała się do tego kim jest. Teraz dopadały ją wyrzuty sumienia, przyniosła hańbę bogom i walkiriom, oraz watasze… Zrozumiała, jak wiele straciła kryjąc się w swojej śmiertelnej formie, udając kogoś kim nigdy nie była, jakby bycie walkirią było wstydem, a powinno być to dla niej największa chwałą i zaszczytem, mogła tyle zmienić w swoim życiu. Niestety było już na to za późno… Zawsze chcemy coś zmieniać, kiedy jest za późno, to nasz największy błąd, zataczające się błędne koło…

 

- Zabić ich! – dał rozkaz West, wskazując na członków watahy, którzy także byli poruszeni. Krzyczeli, płakali, ale tak samo jak alfy nic nie mogli zrobić. Dla Alessy i Vesny, gorsze od straty życia, było to, że zaraz zobaczą śmierć watahy, jak armia Westa zażyna ich przyjaciół, a one są bezradne, to miał być ostatni ich widok, ostatnia rzecz jaką zobaczą…  Kremowofutra obróciła ostatkiem siły głowę, nie mogła na to patrzeć…

 

Wtem stało się coś czego nikt się nie spodziewał, nad głowami wilków zrobiło się jasno, światło wręcz zaczęło oślepiać. Alessa i Vesna instynktownie zamknęły oczy, gdyż czuły, że mogły by przez to oślepnąć, bogini dusz była prawie przekonana, że to jest światło na końcu drogi życia. Nie błyszczało ono długo, to wydawało się bez sensu. Gdy jednak ich oczy się otworzyły ujrzały bogów, bogów w zbrojach dzierżących broń, zatem ich modły zostały wysłuchane, powiedziały sobie w myślach…

 

Przy Alessie pojawił się odziany w złotą zbroję pełen majestatu Jowisz wraz z jej białofutrą odzianą w srebrną zbroję siostrą Ereną.

 

- Nie poddawaj się córko – rzekł i wyciągnął miecz z jej boku, a Erena zabliźniła jej ranę. Do Alessy niemal błyskawicznie powróciło życie, czuła się niemal jak nowonarodzona, chyba nigdy się jeszcze tak nie cieszyła z wizyty bogów.

- Musisz walczyć – dodała jej siostra, pomagając jej podnieść się z ziemi. Kiedy bogini wojny dzięki niej stanęła na cztery łapy.

- Co tak długo? – spytała z lekką irytacją w głosie, a w jej sercu zrodziła się nadzieja na zwycięstwo.

- Powiedzmy, że czekaliśmy na odpowiedni moment –  dodał władca bogów żartując, w nawet tak niekorzystnej sytuacji.

 

W tym samym momencie pomoc otrzymała również Vesna, u jej boku pojawił się odziany w czarną zbroję Ozyrys oraz pełna wdzięku Nessa, która miała na sobie zbroję podobną do tej, którą miała na sobie bogini pokoju.

 

- Córko, to jeszcze nie Twój czas – rzekła i jednym ruchem pozbyła się ostrza z jej ciała.

- Tak, jeszcze nie potrzebuje Twojej pomocy w Hadesie – dodał sarkastycznie bóg śmierci i pomógł się podnieść wilczycy. Tak samo jak pierwsza alfa, Vesna poczuła jak życie do niej powraca.

- Dziękuję – rzuciła krótko, na co bogowie odparli tylko skinieniem głowy, czuła przypływ energii i jeszcze większą chęć zemsty na basiorze, który chciał ją zabić.

 

I członkowie watahy nie pozostali bez opieki, do dyspozycji przybyła Juna, Fortuna oraz Luna, uwolniły wilki z mrocznej i nieznanej magii ustrojstw Westa, jak i łańcuchów, oraz odesłały armię basiora do czeluści Tartaru, w końcu tam było miejsce upadłych bogów. Boginie pomogły również schować się między skałami ocalałym, a same stanęły na czele by ich bronić, dzielnie dzierżąc bronie.

 

- Wy! Bezczelnie wtrącacie się w moje sprawy… Zatem będę musiał zabić i was! – krzyknął basior, który zauważył, że szala zwycięstwa przechyla się na stronę dobra. Był zaskoczony i zniesmaczony, tym, że bogowie tym razem postanowili się wtrącić. Był również zdezorientowany tym co się właśnie wydarzyło, jednak jego oczy zdradzały coś, jakąś tajemnicę, którą basior z satysfakcją ukrywał.

- West, zbyt długo przymykaliśmy na Ciebie oko, już czas raz na zawsze rozwiązać ten konflikt – rzucił Jowisz, po czym mi i Vesnie wręczył ostrze swoje i Juny. – Kiedyś my nimi walczyliśmy, teraz wasza kolej – szepnął. – Wiem, że dobrze się nimi zajmiecie – dodał nieznacznie uśmiechając się do wader.

- To nasza wojna, nie wasza! – wtrącił zdenerwowany rudofutry.

- Ależ oczywiście, my tylko przyszliśmy jako dodatkowe wojsko Alessy i Melione, nie masz się czego obawiać, przecież i tak masz przewagę, czyż nie? – powiedziała Juna odsłaniając Alessę i Vesnę, które dzierżyły teraz boskie bronie.

-Oczywiście, że mam. Z łatwością bym was wszystkich zgładził… – skierował te słowa do bogów i zaczął swoją szarżę na wojowniczki.

- Alesso już! – krzyknęła Vesna po czym podniosła głowę i pierś wyżej a biodra i ogon niżej tworząc walkirii wyskocznie. Alessa od razu zrozumiała o co jej chodzi i z rozpędu wybiła się z wadery i podleciała. Po czy z impetem zapikowała w basiora powalając go.

- Vesno Twoja kolej! – rzuciła walkiria przygniatając przeciwnika swoim ciężarem do ziemi.

 

Srebrzystofutra od razu wykorzystała moment i mocnym ruchem wbiła w samca ostrze, które dał jej sam władca bogów. West zwinął się z bólu, po czym wpatrywał się w Alessę, oczekując tego, że ta go wykończy. Wszyscy tego wyczekiwali... Pierwsza alfa zbliżyła się do niego, a ostrze w jej pysku trzęsło się, co od razu do kpin wykorzystał, nawet w pozornie przegranej sytuacji przeciwnik.

 

- Serio? Nawet po tylu latach nie potrafisz mnie wykończyć suko? Jesteś słaba… I żałosna tak samo jak Sigrun – rzekł a z jego pyska zaczęła spływać ciurkiem krew, zapewne z powodu doznanych obrażeń wewnętrznych.

- To nie moja zemsta – wilczyca nie zwątpiła, że basior zasługuję na karę, tylko zwątpiła w to, że to jej brzemię, przez całe życie tak myślała jednak tak naprawdę, to ktoś inny powinien to zrobić.

- Vesno, myślę, że to ty powinnaś to uczynić - rzekła pierwsza alfa przekazując cynamonowofutrej swój miecz.

 

Bogini dusz wzięła ostrze do pyska i nic nie mówiąc stanęła nad rudym basiorem. Jej łapy przybrały kolor brudnej czerwieni przez plamę posoki zwiększającej się wokół Westa z każdą chwilą.  I choć jakaś część jej chciała zobaczyć w upadłym bogu ojca, to gdy spojrzała na niego zobaczyła tylko potwora niezasługującego na litość. Nie miała mu nic do powiedzenia, pragnęła to zakończyć. Zamachnęła się mieczem a ten z dźwiękiem rozrywanej tkanki zatopił się między żebrami Westa. Basior zawył potwornie, gdy bogini przekręciła głęboko utkwiony miecz łamiąc przy tym jedną z kości. Z paskudnej rany krew trysnęła niczym potok a upadłym bogiem miotały ostateczne konwulsje.

 

  - To koniec, nareszcie...-wyszeptała do siebie, gdy basior zastygł w bezruchu. I choć wszystko pozornie się zakończyło, czekała ich jeszcze jedna, makabryczna niespodzianka.

 

Gardłowy śmiech rozwiał wszelkie nadzieje, które w momencie pękły niczym bańka mydlana. West podniósł się ze śniegu a następnie ostrożnie i z teatralną dbałością usunął ostrza, tkwiące w jego ciele.

 

- Jesteście niewiarygodnie żałosnymi sukami – rzekł do Alessy basior. – Sigrun na pewno byłaby z ciebie dumna, że po raz kolejny jesteś tak słaba – dodał, aby jeszcze bardziej jej dogryźć - Mając takie moce, jakie ja mam, nawet ta boska broń może mi posłużyć najwyżej do podłubania w zębach! - basior wybuchnął śmiechem. - Nie wpędzicie mnie do Tartaru, Sigrun nie dała rady, a teraz wy skończycie tak jak ona!

 

I w tym momencie oczy Alessy rozbłysnęły zrozumieniem. Owszem, wpędzą go do Tartaru. Spojrzała porozumiewawczo na drugą alfę.

 

  - My nie wyślemy cię do zaświatów, one same po ciebie przybędą. - po słowach bogini wojny Vesna zrozumiała. Srebrzystofutra uśmiechnęła się lekko, pomysł Alessy był ostatnią deską ratunku jednak wiedziała, że jest na to za słaba, przekonała się o tym podczas nocnej warty. Potrzebowała pomocy rodziny.

  - Musimy zbudować krąg, teraz! - Vesna krzyknęła a reszta wilków bezzwłocznie pojawiła się u ich boku. Byli wystraszeni i zmartwieni, a zarazem podekscytowani tym co zaraz się wydarzy, sami bogowie nie wiedzieli o czym pomyślały wilczyce.

- Potrzebuję was, was wszystkich, to co zrobię, będzie potrzebowało wiele mocy, waszej pomocy – wyjaśniła bogini dusz. – Niech każdy nastąpi na łapę wilka obok, pod żadnym pozorem nie wolno wam przerwać kręgu! – dodała przygotowując się do tego co zaraz nastąpi.

 

Wszyscy wraz z bogami i Alessą wykonali prośbę drugiej alfy. West został okrążony, a gdy pojął co ma się zaraz wydarzyć, było już za późno. Czuć było, jak absorbuje się moc, oczy Vesny przybrały barwę głębokiej czerni a ciało zrobiło się zimne jak lód, była w transie…  Temperatura spadła o co najmniej dziesięć stopni, a czarny dym unosił się nad wydeptanym śniegiem. Wtem, za Westem otworzyło się przejście a z jego wnętrza dochodziły przerażające krzyki dusz, przebywających w zaświatach. Nagle z czeluści wyszły duchy o wielkich skrzydłach, przypominały anioły zstępujące z niebios.  Niegdyś poległe walkirie zostały wywołane przez Melione. Walkirie powróciły. Powróciły by zabrać duszę Westa do najgłębszych czeluści Hadesu.

 

 - Dziękuję Ci Vesno, dzięki Tobie nasze porachunki zostaną wyrównane a nasze dusze będą mogły trafić do Walhalli – uśmiechnęła się królowa walkirii. Na co srebrzystofutra skinęła zmęczona głową.

- I Tobie Alesso, pragnę byś pojawiła się w królestwie walkirii chcę z Tobą porozmawiać – skierowała się tym razem do pierwszej alfy.

- Oczywiście – zgodziła się kolorowooka i ukłoniła się, co z uczynili bogowie, jak i wataha. Każdy wilk, wiedział, jak poświęciły się dla dobra wilków walkirie, pomimo tego, że minęło od tego wydarzenia tyle czasu, każdy miał tą legendę w głowie, a wdzięczność za ich bezwarunkowe oddanie w sercu.

- Jak to możliwe?! Sigrun?! – krzyknął z przerażeniem w głosie basior, była to chyba jedyna wilczyca jaka mogła wzbudzić takie emocje w samcu.

 

- West… Już pora… Czas spłacić dług jaki wobec nas masz – mówiąc to Sigrun wskazała głową na wszystkie stojące za nią skrzydlate wilczyce.  – To przez ciebie nasze dusze nie mogły zaznać spokoju, teraz twoją duszę czekają wieczne męki! – dodała, mocno akcentując ostatnie słowa, aby wilk zrozumiał to co go czeka.

 

Alessa korzystając z okazji podeszła do obezwładnionego przez wojowniczki Westa i złapała go za pysk patrząc mu głęboko w jego oczy, które teraz były przepełnione przerażeniem i niedowierzeniem.

 

- West, pięćdziesiąt lat temu odebrałeś mi wszystko… Ale teraz, jesteśmy kwita – rzekła z ulgą i puściła jego pysk, co Sigrun uznała za zakończenie rozmowy i skierowała głowę w kierunku swoich sióstr. 

-  Brać go – odparła była królowa walkirii, a na jej rozkaz walkirie rzuciły się na niego wciągając basiora w otwarte bramy czeluści Hadesu.

- Dziękuje również wam wszystkim, gdyby nie wy, nie mogłybyśmy się tu zjawić – rzekła do wilków Sigrun. – A teraz wybaczcie, musimy zając się naszym gościem – dodała znikając z pozostałymi wojowniczkami w przejściu do zaświatów.

- Nieeeeeee! – krzyczał, gdy jego ciało było pochłaniane do Tartaru, tam dopiero zazna cierpienia, gorszego niż kiedykolwiek zaznałby tutaj, w świecie śmiertelników.

 

Wszyscy byli tak podekscytowani i zdezorientowani, że przez pierwszą chwilę nikt nic nie mówił, wszyscy zaczęli się przytulać i merdać ogonami, nawet na pyskach bogów malował się uśmiech. Wojna została zażegnana a tereny watahy znowu były wolne. Pomimo tego, iż każdy już myślał, że to koniec… Tyle strachu, niepewności, a jednak dzieją się na świecie rzeczy niewyobrażalne, o których w życiu byśmy nie pomyśleli w normalnych okolicznościach.

 

- Wygraliśmy! – krzyknęła Alessa kierując wzrok na bogów i wilki, aby upewnić ich w przekonaniu, że West został pokonany, że tym razem szybko na pewno się nie pojawi, o ile kiedykolwiek…

 

Było słychać okrzyki radości, jednak nie był to jeszcze koniec. Trzeba było odbudować barierę, która została zniszczona przez basiora, a do tego Alessa potrzebowała drugiego boskiego wilka, sama nie była w stanie opanować tak silnej mocy ani na taką skalę, bo musiała objąć całe tereny Doliny Burz.

 

- Ereno… Czy pomożesz mi? – spytała wiedząc, że wcześniej ta jej pokazała, jak obchodzić się z tą mocą.

- Alesso, pora żebym Ci coś powiedziała – rzekła Erena. – Tą moc… To ty ją posiadasz i to dzięki tobie powstała bariera, ja pomogłam ci ją tylko użyć i ze mną szansa na to, że zapora będzie silna, jest słabsza niż z kimś kto ma silne więzi z watahą i jej terenami – wyjawiła jej bogini pokoju.

- Zatem… To moja moc – dotarło to do bogini wojny, nie zdawała sobie sprawy, że to dzięki niej zapora powstała. – Ale potrzebuję do tego boskiego wilka, prawda? – upewniła się.

- Owszem – zgodziła się z nią jej siostra, wskazując na Vesnę, co wyraźnie sugerowało, że to właśnie z nią powinna spróbować.

- Ale nie mam nikogo takiego, Vesna jest za słaba, wywołała dusze walkir… - chciała się wypowiedzieć, jednak głos srebrzystofutrej jej przerwał.

- Dam radę – powiedziała krótko podchodząc do wilczycy.

- Nie dasz, jesteś za słaba… Za dużo tym ryzykujesz możesz nawet zginąć w tym stanie – próbowała ją przekonać pierwsza alfa, w końcu nie chciała jej stracić.

- Ze mną jest stuprocentowa szansa, że się uda. Dzięki nam wataha będzie jeszcze lepiej ochroniona – wyjaśniła jej Vesna. – Nie przekonasz mnie do innej decyzji – dodała pewna swego, chociaż w jej oczach było wyraźnie widać zmęczenie.

- W tym mogą pomóc również pozostali, dzięki wam bariera będzie jeszcze silniejsza i mocniejsza, tereny watahy nie przekroczy nikt, kto nie ma dobrego serca i czystej duszy – wytłumaczyła reszcie watahy Erena.

- Dobrze zatem – Alessa zabrała się za rysowanie okręgu, po czym kazała wilkom usiąść dookoła, bogowie przyglądali się temu z niewielkiej odległości, gdyż oni nie mieli tak silniej więzi z Alessą, jak i watahą, także ich pomoc mogła by osłabić barierę ochronną niż jeżeli ją wzmocnić.

- Vesno chodź do mnie – walkiria zawołała ją do środka okręgu. – Wsłuchaj się teraz w mój głos i skup się tylko na tym, zamknij oczy – doradziła, aby Vesna całkowicie poddała się tej czynności.

 

Po czym również zamknęła oczy i zbliżyła głowę do głowy swojej towarzyszki, tak, że te się stykały. Musiały nawiązać więź ze sobą i z pozostałymi członkami watahy, w przeciwnym razie bariera nie byłaby wystarczająco silna, bądź w ogóle by nie powstała…

 

- To będzie dla Ciebie coś nowego, coś co bardzo rzadko robisz. Musisz otworzyć się na uczucia, na to co czują inni, musisz spróbować to od nich wziąć, tak samo jak im dajesz – wyjaśniła jej pierwsza alfa, która obawiała się bardzo o swoją siostrzenicę.

- Spróbuję – dodała niepewnie Vesna, jakby czując, że to zadanie może być dla niej za trudne.

- Nie, nie możesz spróbować musisz to zrobić – głos Alessy zrobił się bardziej stanowczy. – Wilki są dla Ciebie ważne, prawda? – spytała jeszcze bardziej zbliżając się do wadery. Wiedziała, że dzięki temu, Vesna skupi się tylko na wilkach. – Kochasz ich wszystkich, myśl o nich, bardzo ich wszystkich kochasz, rozumiesz? – mówiła do niej dalej, akcentując ostatnie słowo. Kochasz! – dodała i wtedy między nimi nawiązała się więź. Członkowie watahy i alfy połączyły siły, stali się niemal jednością…

 

- Udało się!  - w tle było słychać głos Ereny, która przyglądała się temu zjawisku tym razem z boku, a nie jako uczestniczka.

 

Vesna jakby instynktownie przemieniła się w walkirie i razem z Alessą wzbiły się w powietrze. A za nimi wiła się jasna wstęga światła, która szybko z ziemi poszybowała aż za nimi do góry, po czym zaczęła tworzyć krąg wokół wader. Cała moc była teraz wokół nich, obie jakby od początku wiedziały co mają robić, jedna poleciała na zachód druga na wschód, rozciągając w ten sposób pasmo zebranej energii. Kiedy objęły cały teren watahy, ze wstęgi powstał okrąg wokół Doliny Burz, który wypełnił się i uformował w bańkę, która teraz pokrywała tereny w szerz i wzdłuż po czym zniknęła, tworząc niewidzialne pole siłowe, przez które mogły przejść tylko dobre wilki, teraz wataha znowu była bezpieczna i niewidoczna dla nieodpowiednich wilków.

 

Wadery spotkały się w miejscu początkowym nad wilkami, które z zaciekawieniem wpatrywały się w raz z bogami w to niesamowite zjawisko, które miało miejsce. Po wszystkim moc zniknęła… I Stało się niestety to czego Alessa się spodziewała, zanim Vesna zdążyła wylądować zaczęła spadać z powodu braku sił, to było za dużo na jednego wilka, nawet tak silnego wilka jak ona. Pierwsza alfa bez zwątpienia ruszyła na pomoc, złapała Vesnę i delikatnie wylądowała na ziemi.

 

- Ratujcie ją! – krzyknęła do reszty watahy, która dopiero co zdążyła wrócić do siebie po tym całym wydarzeniu, nawet bogowie pomogli w niesieniu Vesny do jej jaskini.

 

Alessa tak skupiła się na niej, że jeszcze do niej nie dotarło, że ją też to wykończyło…  Jej łapy zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa, a przed oczami zaczęło robić się jej ciemno, jedyne co zapamiętała to, to, że Marston wołał o pomoc, a Arelion pomagał jej wstać, jednak ta nie miała siły by współpracować, straciła przytomność…

 

Kiedy się obudziła była w swojej jaskini a przy niej siedział zmartwiony Ketos i Alice. Wtuleni w siebie przyglądali się wilczycy, ucieszyła się ona tym widokiem, cieszyła się, że grupa ewakuacyjna wróciła, że wataha jest znowu w komplecie. Już chciała się podnieść z ziemi, jednak była na to zbyt słaba…

 

- Alesso, musisz się oszczędzać! – podbiegła do niej zmartwiona szarofutra, która od razu zaczęła sprawdzać czy przypadkiem nic jej się nie stało.

- Nic mi nie będzie, muszę zobaczyć się z Vesną – po raz kolejny próbowała wstać, jednak i tym razem jej się nie udało, czuła, że musi się dowiedzieć w jakim stanie jest jej prawa łapa.

- Jeśli tak bardzo musisz to ci pomogę – rzekł Ketos, podpierając wilczycę, wiedział, że ta i tak by wyszła pomimo zakazu nadwyrężania się.

- Dziękuję, cieszę się, że nic ci nie jest – uśmiechnęła się i przetarła pyskiem o jego policzek, był moment, że bała się, że już nigdy go nie zobaczy, więc cieszyła się jeszcze bardziej niż kiedykolwiek, że go widzi.

- Ja również się cieszę, że jesteście cali – dodał patrząc to na Alessę to na Alice, która uśmiechała się na ten widok.

- Ja też pomogę – rzekła szarooka i podparła Alessę z drugiej strony, Alice była już dla wilczycy jak rodzina, niczym córka, była idealnym materiałem na przyszłą alfę, cieszyła się, że Ketos wybrał właśnie ją.

- Tobie również dziękuję – kolorowooka przetarła teraz pyskiem o jej policzek, na co ta zrobiła to samo.

 

Kiedy tak kuśtykając byli w końcu blisko jaskini Vesny, wyszła z niej Telisha, której mina nie zapowiadała niczego dobrego, popatrzyła ona ze zmartwieniem na alfę. Zanim zaczęła z nią dialog, medyczka bacznie się jej przyjrzała od ogona aż po nos i sprawdziła czy nie ma żadnego urazu.

 

- Alesso wiem, jak to jest stracić kogoś bliskiego, to olbrzymia strata i okropny ból – zaczęła wadera. Zmieniając ton na coraz to smutniejszy.

 

Alessa nic nie mówiła, bała się, że usłyszy zaraz najgorsze, już się na to naszykowała… Kiedy nagle akcent bety się zmienił na radośniejszy, budząc w waderze nadzieję, na dobre wieści.

 

- Jednak ciebie to nie spotka – na jej pysku wymalował się uśmiech, po czym przesunęła się, aby alfa mogła wejść wraz z Alice i Ketosem.

- Dziękuje, że się nią zaopiekowałaś – podziękowała jej walkiria.

- Nie masz za co Alesso, to mój obowiązek – powiedziała dumnie Telisha.

- Ale nie strasz mnie tak więcej, bo zejdę na zawał – zażartowała na koniec kremowofutra i ruszyła wraz z młodymi przed siebie, do jaskini swojej prawej łapy.

 

Medyczka na jej słowa kiwnęła głową i zamerdała ogonem, po czym zniknęła z pola widzenia wilczycy.

 

Vesna leżała nieprzytomna na skórze niedźwiedzia, Alis od razu upewniła się czy ta oddycha, u jej boku siedział Aarel, od razu pomyślała wtedy o Marstonie i wtedy dowiedziała się, że i on siedział przy niej dwa dni, kiedy ona była nieprzytomna, a Ketos obiecał mu, że popilnuje jej, aby ten mógł odpocząć. Aarel widząc pierwszą alfę, przywitał się z nią i opuścił jaskinię, aby mogły razem w spokoju porozmawiać, to samo uczyniła Alice z Ketosem, którzy usadzili kolorowooką przy drugiej alfie. Kremowofutra potarła nosem Vesnę, na co ta otworzyła oczy i podniosła wystraszona głowę.

 

- Udało się? Jesteśmy bezpieczni?! Gdzie wszyscy?! – zadał milion pytań, uspokajając tym samym pierwszą alfę.

- Cieszę się, że nic Ci nie jest! – wtuliła się w nią wilczyca. – Wszystko się udało, jesteśmy bezpieczni, West pokonany, bariera ochronna jest wytrzymała i mocna jak nigdy, nic nam nie zagraża, głównie dzięki Tobie – uśmiechnęła się Alessa, czując dumę z tego co udało im się uczynić, nie tylko jej i Vesnie, ale i całej watasze.

- Dzięki nam Alesso, nam wszystkim – dodała, po czym również wtuliła się w sierść wadery. Vesna również była przepełniona dumą, czuła, że wszyscy dobrze się spisali, nigdy nie przypuszczałaby, że to wszystko tak dobrze się skończy.

- Chyba czas by wszystkich uspokoić, poczują się lepiej jak nas zobaczą – próbowała wstać cynamonowofutra.

- Pomogę ci, jesteś również mocno osłabiona – wyjaśniła pierwsza alfa i pomogła podnieść się swojej prawej łapie.

- Ile czasu byłam nieprzytomna? – spytała fiołkowooka, wstając.

- Cóż skoro ja byłam dwa dni, to Ty tyle samo – odpowiedziała jej spokojnym tonem wadera.

 

I tak obie kuśtykając ruszyły w stronę wyjścia jaskini, gdzie czekała już z niecierpliwością cała wataha, wszyscy na ich widok zaczęli radośnie machać ogonami. U boku Alessy pojawił się Marston, z którym wadera się przywitała liżąc go po policzku i wtulając się w jego futro.

 

- Cieszę się, że nic ci nie jest, martwiłem się – powiedział białofutry i wtulił się w sierść wilczycy jeszcze mocniej.

- Wiem, ale już dobrze, nic nam nie zagraża – uśmiechnęła się kremowofutra.

 

W tym samym momencie Araceli podbiegła do Vesny i wtuliła się w jej miękkie futro. Chyba pierwszy raz od dawna na pysku cynamonowfutrej można było dostrzec uśmiech, wyraźnie cieszyła się obecnością swojej podopiecznej. Kiedy Alessa przestała przytulać Marstona postanowiła przemówić. Stanęła na środku, gromadząc wilki dookoła siebie, a u jej boku stał Marston, wraz z Vesną i Araceli.

 

- Dwa dni temu dokonaliśmy wspólnie czegoś niemożliwego, czegoś co zdawało się nieosiągalne. Odepchnęliśmy atak wojsk Westa, pokonaliśmy wszystkich wrogów, pokonaliśmy samego Westa, przywołując wspólnie walkirie, ale to nie wszystko, odbudowaliśmy barierę, dzięki czemu wataha jest jeszcze bardziej bezpieczna i wolna. Ale wiecie co jest w tym wszystkim najważniejsze? – wadera trzymała wszystkich w niepewności.

- Dokonaliśmy tego wszystkiego razem, gdyby nie wy, nigdy by nam się to nie udało. Pragnę podziękować paru wilkom, przede wszystkim Tobie Vesno za to, że dzielnie poprowadziłaś oddział Południowy, za to, że dzielnie walczyłaś ze mną ramię, w ramię, za to, nie poddałaś się i byłaś w stanie walczyć do ostatniej kropli krwi, dziękuję, jesteś nie tylko moją prawą łapą, ale i siostrzenicą, rodziną… Pragnę podziękować Marstonowi, który był moim oficerem, dzielnie walczyłeś, naprawdę, gdyby nie ty, byłoby nam ciężko. Chcę również podziękować dzielnym medyczkom Alice i Etrii, bo pomimo tego, że nigdy nie miały z tym styczności, tak dobrze sobie z tym poradziły i uratowały życie niejednemu wilkowi, pragnę również podziękować strategom Arelionowi i Red Dust, wasze plany były genialne i zapewne sama bym tego lepiej nie zorganizowała. Ale nie można również zapomnieć o naszych dzielnych wojownikach, Aaraelu, Noro, oraz Sarene, dziękuje wam za oddanie, bez was nasze oddziały nie byłby pełne – podziękowała wszystkim dumnie pierwsza alfa i każdego wymienionego wilka przytuliła.

- Ale są też wilki, które nie brały udziału w wojnie… Ketos… - skierowała wzrok na swojego przybranego syna.

- Dziękuje, że opiekowałeś się watahą pod naszą nieobecność, że wyprowadziłeś ich poza tereny i dałeś im nadzieję, że mimo wszystko będzie dobrze, ktoś inny mógłby sobie z tym nie poradzić – Alessa uśmiechnęła się do niego i również to przytuliła.

- Alesso jeśli mogę, też chciałabym coś powiedzieć – wtrąciła się cynamonowofutra wadera.

- Ależ oczywiście, że możesz Vesno – odparła bez zastanowienia koloroooka.

- Chciałabym bardzo wam podziękować. Wam wszystkim. Ja byłam za słaba by dokonać czegoś wielkiego i zawszę będę. Ale Wilki Burzy razem nigdy nie będą na nic zbyt słabe. To wszystko co się stało jest zasługą nas jako jedności. Będziemy mogli cieszyć się pokojem i beztroską, którą sami wywalczyliśmy.

 

Po słowach drugiej alfy, w sercach wilków znowu zagościła nadzieja, spokój oraz każdy poczuł się bezpiecznie. Dolina Burz znowu stała się ostoją, miejscem niedostępnym dla zła, światełkiem w tunelu. Do wilków dotarło, że razem są o wiele silniejsi i wszystkiemu sprostają, stawią czoła wszystkiemu co będzie chciało im zagrozić, bądź zmącić pokój jaki panuje na ich terenach. Pomimo tego, że nic nie wskazywało na dobre zakończenie, takie nastąpiło, wilki w Dolinie Burz mogły znowu żyć w spokoju, polować razem, spać razem, bawić się razem, oraz razem przeżywać każdy następny dzień. Po każdej burzy, wychodzi słońce, te słowa na zawsze pozostaną w ich sercach i umysłach, dopiero teraz część z nich zrozumiała ich prawdziwe znaczenie.

 

 

KONIEC