Kiedy spałam, poczułam, że coś... Albo ktoś szarpie mnie za ucho. Otworzyłam oczy i zobaczyłam mojego malutkiego Anake'a.
- Wstawaj, no chodź, chodź! - Wykrzyczał młody.
- Gdzie...? - Zapytałam zaspana.
- Trenować, trenować! - Szarpnął mnie za ucho - Już, już!
Ten mały jako jedyny poprawiał mi humor... Wstałam więc na równe łapy i się rozciągnęłam.
- Więc młody? Gdzie chcesz iść potrenować? Smocza przełęcz może?
- Mroźne lasy!
Miałam już zaprzeczać, kiedy pomyślałam, że w sumie... Anake w końcu powinien trenować w niskich temperaturach, w końcu to wilk lodu.
- Dobrze, niech będzie. - Odpowiedziałam. - Jednak zanim pójdziemy... Musimy się do tego przygotować.
Wzięłam swoją torbę ze skóry i założyłam ją na plecy. Anake'owi założyłam skórzane butki. Młody nie był zadowolony, uważał, że świetnie sobie poradzi bez tego, a ja musiałam o niego dbać, w końcu to mój szczeniak. Moja jedyna pociecha po utracie Romanie. Musiałam się w końcu otrząsnąć po tym, tego właśnie by chciała. Abym była szczęśliwa. Anake dreptał przodem, a ja wlekłam się zmęczona za nim.
- Pośpiesz się! Musimy zdążyć, zanim zapadnie zmrok!
- Tak, tak. Idę już, spokojnie Anake. Nie pali się.
- Niby nie, ale słońce zachodzi!
Chwilkę później byliśmy już na miejscu. Anake był podekscytowany jak nigdy wcześniej. Szczerze cieszył się, że chciałam tu z nim iść, ale ja... Ja jakoś nie byłam przekonana, czy powinien zaczynać naukę od tak niebezpiecznego miejsca... Powinien potrenować najpierw gdzieś, gdzie jest... Trochę cieplej... Znaczy, nie wyglądało, żeby jemu było zimno, wręcz przeciwnie. Wyglądał, jakby mu to nie przeszkadzało, ale mi przeszkadzało. Musiałam się rozgrzać. Pobiegłam trochę i zaraz byłam gotowa.
***
Młody trenował dobre 2-3 godziny, aż w końcu był zmęczony i trzeba było wracać. Wracaliśmy krótszą drogą pomiędzy dwiema dużymi ośnieżonymi górami. Zakryłam pyszczek, aby pokazać, żeby był cicho. Byliśmy już w połowie drogi, kiedy maluch się zatrzymał. Wciągnął powietrze i głośno kichnął. Góry się zatrzęsły, ale nic się nie stało. Odetchnęłam z ulgą. Nagle na głowę spadł mi śnieg. Strzepnęłam go i nastawiłam uszy.
- Cholera. - Wzięłam mojego szczeniaka za kark w pysk i zaczęłam uciekać.
Nie myliłam się. Śnieg zaczął spadać z gór i był coraz bliżej nas. Anake był przerażony. Nie mogliśmy uciekać. Zobaczyłam niewielką jaskinię. Wbiegłam do niej, a śnieg zasypał wejście.
- Było blisko!... - Stwierdził Anake.
- To nie jest śmieszne! Mogliśmy zginąć! Teraz nie wyjdziemy stąd przez najbliższe godziny...!
Młody wtulił się w moje futro.
- Spokojnie... Wyjdziemy z tego razem! - Uśmiechnął się szczeniak.
Anake był mały, praktycznie bezbronny, a jednak potrafił mi poprawić humor. Anake miał niesamowity charakter. Był nastawiony do wszystkiego pozytywnie. Nawet jeśli mogliśmy przed chwilą zginąć. To było dla mnie niezrozumiałe i dziwne. Maluszek położył się obok mnie i poszedł spać, ale ja widziałam, że jaskinia powoli się zawala. Zaczęłam kopać tunel przez zamarznięty śnieg. Zajęło mi to bardzo dużo czasu, ale w końcu się udało. Wzięłam Anake'a na grzbiet, żeby go nie obudzić, a w końcu wyszliśmy na zewnątrz. Potem spokojnym truchtem maszerowałam do jaskini. Mój młody szczeniak dużo dziś przeszedł. Powinien się przespać. Dobrze mu to zrobi. Położyłam go więc w jaskini i sama poszłam spać.
Anake potem długo trzymał się z dala od Mroźnych lasów, trenował w spokojniejszych miejscach. To dobrze. Przynajmniej nie zrobi sobie krzywdy. Nigdy więcej nie spadnie na niego lawina.
KONIEC