Moje nietoperze dziecko znowu namówiło mnie na długie zwiedzanie okolicy, a ja głupi zgodziłem się na to. Jakimś cudem znaleźliśmy się poza terenami watahy i kompletnie straciłem orientację w terenie, lecz Nagai zapierał się, że wie gdzie jesteśmy. Kilkanaście razy już chciałem zawrócić, ale wtedy młody bojownik Atlasu zaczynał swoje zawodzenie i płacz, przez co automatycznie zmiękło mi serce. Mały manipulator.
-Chodź stary kundlu, zobacz! - wykrzyknął, targając mnie za ucho. - Ta skalista górka wygląda zabawnie, możemy tam weeeejść? - spytał, posławszy mi maślane oczka.
-Hm… ale tylko na chwilę, potem musimy wracać. - odpowiedziałem, wciąż przyglądając się obiektowi zainteresowania mojego towarzysza. Wzniesienie faktycznie składało się z różnorakich skał, niektóre były gładkie, jeszcze inne miały poszarpane, ostre krawędzie, zaś kilka wyglądało jak małe, niebieskie kryształki. Całkiem urocze.
Nie czekając ani chwili dłużej nietoperz żwawo poleciał w kierunku szczytu i zniknął mi z pola widzenia, ja zaś bez pośpiechu podążyłem jego śladem.
Minął już dłuższy moment odkąd zniknął mi z pola widzenia i właściwie od tamtej pory nie dawał znaku życia. Było po prostu za cicho, co było do niego niepodobne. Zmartwiony przyspieszyłem kroku, cały czas nawołując towarzysza. Bez skutku.
-Gdzie jesteś mały szarlatanie? - rzuciłem w pustkę, usilnie starając się ukryć załamanie w głosie. W oddali dało się słyszeć ciche, stłumione popiskiwanie.
Pognałem do przodu i z powodu swojej własnej nieuwagi spowodowanej stresem wpadłem przednimi łapami w dziurę.
Ku mojemu zaskoczeniu w środku było miękko i jakby… futrzasto? Gdy dotarło do mnie co zrobiłem, odskoczyłem do tyłu, po czym ostrożnie wyciągnąłem Nagaia ze środka, a ten bez wachania wtulił się w moje futro.
Chyba nic mu nie było.
-Wszystko w porządku? - spytałem ostrożnie.
-P-po prostu bałem się… nie mogłem cię znaleźć i schowałem się tutaj. - odparł cicho, pochlipując.
-Wracajmy do domu, co? - zaproponowałem, a nietoperz kiwnął głową w odpowiedzi.
KONIEC