· 

Starcie w Westem [Część #19] Życie.

To był mój żywioł. Wokół krew wroga przelewała się przez łapy moje i moich przyjaciół. Walczyłam akurat z jednym z upadłych bogów. Miał brudnobiałą sierść i niebieskie oczy. Na chwilę odwróciłam się w stronę innych wilków, żeby zobaczyć, czy radzą sobie z wrogiem. Oczywiście, radzili sobie doskonale. Chwila nieuwagi sprawiła, że od lewej strony zaatakował mnie inny basior. Zranił mnie w bok. Zanim straciłam przytomność, widziałam oczy wilka, który zadał mi cios. Zielone, przesiąknięte nienawiścią oczy upadłego Boga. To była chwila, jeden moment. Nie mogłam nic zrobić. Nie spodziewałam się tego ataku. No cóż. To wojna, ktoś musi oberwać. Potem słyszałam jeszcze krzyki Romanie. Basior uciekł, a ja... Nie pamiętam, co działo się ze mną potem. Czułam tylko, że bolało, ale nie mogłam nic powiedzieć, ruszyć się. Nic. Mogłam czuć tylko ból fizyczny. Obudziłam się po nieokreślonej dla mnie jednostce czasu. Otworzyłam oczy i byłam szczerze zdziwiona swoim położeniem. Była tam Alice i Etria. Alice...Etria... Medyczki...? Dlaczego tu jestem? Co się stało? Kiedy świadomość mniej więcej do mnie wróciła, odważyłam się spytać...

 

-Co się stało? Gdzie oni są, ci plugawi posłańcy Westa? - W głowie dalej mi się kołowało.

 

-Spokojnie Red, zostałaś ranna. Musisz się oszczędzać - Odpowiedziała mi zaniepokojona Etria. Obie chciały mi pomóc. Było to widać po ich zachowaniu. Nie robiły tego, bo musiały, robiły to, bo chciały. Robiły to, wkładając w to całe serce. Jestem im taka wdzięczna...

 

Przypomniała mi się jedna rzecz. Romanie.

 

-Romanie! Ona też tam była, muszę ją zobaczyć! - Wstałam gwałtownie na równe łapy, ale nie dałam długo rady tak postać. Poczułam gwałtowny ból w boku. Upadając, uśmiechnęłam się mimowolnie pod nosem. Dlaczego? Ten ból wywołał wspomnienia. Czułam to już kiedyś. I to nie raz. Kiedy tak leżałam na ziemi, słyszałam głos Alice, pełen zaniepokojenia. Etria i Alice były ostatnim, co zobaczyłam. I znowu padłam.

 

Może to koniec? Może już się nie obudzę? Odpocznę od bólu? Cierpienia? Moi wrogowie tylko na to liczą. Nie doczekanie ich. Teraz mam dla kogo żyć. Mam przyjaciół, ale przede wszystkim mam Romanie. Ona jest jak słońce w centrum mojego wszechświata. To dla niej przede wszystkim chce żyć. Mamy plany na przyszłość, więc w głębi serca, które już ledwo biło, walczyłam. Wiedziałam, że wszystko zależy od Alice i Etrii.

 

Nie pamiętam, ile tak spałam, ale na pewno nie było to krótko. Otworzyłam oczy, a pierwszy ruch, jaki wykonały medyczki, to delikatnie starały się mnie przytrzymać, dając mi znak, że broń Boże mam się nie ruszać.

 

- Red. Posłuchaj mnie uważnie. Jeden z podwładnych West'a porządnie cię zranił. Nie możesz wykonywać gwałtownych ruchów ani za bardzo się ruszać, więc leż spokojnie. - Rzekła poważnym tonem Etria.

 

Poczułam nagły przypływ bólu w miejsce rany. Zasyczałam. Alice wyciągnęła z torby jakieś niewielkie roślinki i rozgniotła je łapą w proch. Proch zmieszała z wodą i wtarła mi takie coś w ranę. Ból dalej był, ale zdecydowanie mniejszy i mniej odczuwalny. Wtedy to okopów wbiegła wściekła, a zarazem przerażona Romanie.

 

- Gdzie ona jest!? Jak się czuje!? - Spytała ognista wadera - Muszę ją zobaczyć!

 

- Romanie. Uspokój się... - Alice próbowała ją uspokoić kojącym głosem.

 

Romanie zobaczyła mnie za plecami medyczek i przecisnęła się, żeby mnie zobaczyć. Podbiegła do mnie. Na jej pysku widziałam szkarłatną krew. Zajęła się nimi... Roma zatrzymała się przy mnie, odetchnęła i zemdlała. Otworzyłam szeroko oczy. Chciałam wstawać, ale nie mogłam. Wiem, że to by jej nie pomogło. Romą zajęła się Etria, a mną Alice. Szarooka samica obejrzała dokładnie moją ranę i po chwili stwierdziła, że wszystko ze mną dobrze i że rana dobrze się goi. Cieszyłam się z tej informacji.

 

- Dziękuję Alice. - Ledwo mogłam coś powiedzieć, nie miałam na nic siły.

 

- Prawdziwe podziękowania należą się Etrii. Gdyby nie ona... - Odparła Alice.

 

Wtedy podeszła do nas wadera, której zawdzięczam życie.

 

- Romanie zemdlała ze stresu i z wysiłku... Musi po prostu odpocząć. Nic jej nie będzie. - Stwierdziła szaragdowooka - Jest wycieńczona.

 

***

 

Romanie obudziła się jakiś czas potem. Dostała jakieś zioła, ale długo niedane było mi na nią patrzeć, gdyż chciała iść walczyć. Medyczki mówiły, że nie powinna, że musi odpocząć jeszcze trochę. Zapewniłam ją, że mi nic nie jest i szybko się wykuruje, więc poszła. Pod wieczór Etria wysmarowała mi ranę jakąś niemiłą w dotyku papką, która miała przyśpieszyć gojenie. Faktycznie pomogłam mojej drużynie... Pomogłam jak nikt...

 

C.D.N.

 

>Aarel, I hope you're ready ;)<