· 

Starcie z Westem [Część #13] Rany, które nie goją się nigdy.

Vesna westchnęła głęboko, a z jej pyska uniosła się ciepła para. Był to gest pełen zmartwień, wydychane przez nią powietrze było pełne jej smutku i strachu, wszystkiego, co nosiła teraz w sercu i umyśle. Wadera przez chwilę miała wrażenie, że tak właśnie wygląda dusza opuszczająca ciało umęczonej i przytłoczonej istoty, krótki moment wznosi się w powietrzu, by następnie rozpłynąć się i nie pozostawić po sobie śladu, nigdy nie zostanie rozszyfrowana a jej uczucia znikną tak szybko, jak ona sama. Ale przecież to tylko zwykła para, nic nieznacząca pomimo emocji, jakie symbolicznie ze sobą niesie.

- Nikt więcej nie opuści pola bitwy- Vesna spojrzała w kierunku śpiących wilków.- Zawierzyli swoje życie watasze i są gotowi się z nim pożegnać tak jak ja.

- I ja.- dopowiedziała Alessa.- Ale pomimo to, chcę, żeby wiedzieli, że mają jeszcze wybór, mogą się ratować. Wiem, że z niego nie skorzystają, ale tak trzeba.

- Czysta formalność.- fiołkowooka uniosła wzroku ku niebu.

- Do wschodu jeszcze kilka godzin, wszystko może się zdarzyć, trzeba mieć ich na oku- głos Alessy był ciepły a spojrzenie jej kolorowych oczu było skierowane w stronę obozowiska. Coś błysnęło w jej oczach, pojawiło się, by następnie szybko zniknąć i ustąpić miejsca powadze i determinacji. Vesna, choć nie była w stanie dokładnie się temu zjawisku przyjrzeć, wiedziała co to było. Coś, co jej fiołkowym oczom było jeszcze obce, miłość odbijająca się ciepłym blaskiem w zwierciadłach duszy. Cynamonowofutra wilczyca nie dawała za często swoim uczniom odzwierciedlić się w spojrzeniu, teraz żałowała tego.

- Pójdę na drugą stronę obozu, pobliskie drzewa rzucają cień zbyt blisko śpiących wilków, łatwo zakraść się tam od strony zagajnika. Rzucę okiem na tamte chaszcze.

- Dobry pomysł, uważaj na siebie.-rzuciła Alessa w stronę powoli oddalającej się Vesny.

- Obie będziemy na siebie uważać.- fiołkowooka skinęła głową na znak zrozumienia i przyjęcia słów alfy.

Po chwili znalazła się w pobliżu śpiących wilków, idąc przez obóz doskonale wyczuwała ich zmęczenie i niespokojną aurę. Na pyskach niektórych malował się grymas, inni widocznie mieli złe sny. Wadera dostrzegła również wilka, który świadome bądź bez własnej intencji odtrącił ramiona Morfeusza. Czarny, skrzydlaty basior przesiadywał na skraju cienia obserwując czyste niebo. Vesna przemknęła za nim na odległość dwóch zajęczych skoków omijając przy tym śpiącą Etrię i Sarene. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, by porozmawiać z basiorem jednak ostatecznie postanowiła nie wyrwać go z rozmyślań i bezszelestnie dostać się do nieprzyjaźnie wyglądającego zagajnika.

- Wszystko w porządku?- cichy głos Aarela przerwał długotrwałe milczenie brzmiące w głowie samki. Był jak kubeł zimnej wody wylewanej na sierść bez ostrzeżenia.

- Jeszcze nie wiem, idę to sprawdzić.- wadera instynktownie posłała spojrzenie w kierunku drzew.- Nie jesteś zmęczony?

- Drzemałem, więcej mi nie potrzeba. W nocy czuje się bardziej wypoczęty, efektywniejszy.- basior odwrócił się w kierunku rozmówczyni a na jego ponurym od rozmyślań pysku pojawił się ledwie widzialny, sympatyczny uśmiech. -Mogę iść z tobą? Nie mam tu nic ciekawego do roboty.

- Tam też nie będzie nic ciekawego, chyba lepiej będzie, jeśli postarasz się jeszcze zregenerować siły. Do świtu kilka godzin a jutro każdy musi być odpowiednio wypoczęty.- Vesna zerwała kontakt wzrokowy z Aarelem i położyła uszy po sobie. Wiedziała, że była to marna wymówka, ale musiała wystarczyć. Nie chciała mieć towarzystwa podczas zwiadów i nocnej warty, a już na pewno nie chciała narażać Aarela na niezręczną ciszę lub niebezpieczeństwa związane z wejściem w ciemny zagajnik w czasie wojny.

- Jasne, spróbuje zatem jeszcze się chwilę przespać. Jakby coś, cały czas tu jestem. -odpowiedział, ku uciesze Vesny, równie niezręcznie i niepewnie co ona przed chwilą. Posłał jej krótki uśmiech i pospiesznie złożył głowę na przednich łapach.

-Zapamiętam.- rzuciła wadera, odchodząc w stronę drzew. Od razu skarciła się w myślach za tą nieporadną i cyniczną odpowiedź.

Zniknęła w mroku lasu cały czas pilnując, by jej ruchy były zupełnie niesłyszalne. Odetchnęła z ulgą, gdy w pobliżu nie wyczuła zapachu obcych wilków, to jednak nie sprawiło, że samka wyzbyła się choć części swojej ostrożności. Upewniwszy się, że odeszła na wystarczającą odległość od obozu podjęła szybką decyzję o przybraniu postaci boskiej. Zaczęła wprowadzać w życie lekcje Ozyrysa, nakreśliła pazurem znaki i symbole na zmrożonej ziemi, a następnie wypowiedziała kilka słów, które jej zdaniem, były bardziej czymś w rodzaju modlitwy lub posyłanej w świat intencji niż zaklęcia.

Na efekty nie musiała długo czekać, przez jej ciało przeszedł silny impuls, łapy zdrętwiały a oczy zaszły mgłą. Cała skóra wadery zaczęła ją potwornie piec i drażnić, a na miejsce cynamonowego futra wyrosła długa, srebrna sierść, znacznie milsza w dotyku i znacznie lżejsza. Gdy bursztynowe oczy samki otwarły się, widziała o wiele więcej niż dotychczas. Pomimo dobrego funkcjonowania fiołkowych oczu, jej postać boska była doskonalsza w każdym calu, nie miała żadnej blizny ni skazy. Pomimo tego, czuła się obco w tym ciele, jakby była w nim tylko gościem.

Wadera powoli zawracała w stronę obozowiska jednak coś przykuło jej uwagę, jakaś nieznana siła kazała jej nie ruszać się z miejsca, a jednocześnie podsycała rosnące pragnienie ucieczki. Zapach świerków i żywicy był obezwładniający, wypełniał wszystko dookoła, unosił się wszędzie. Woń jakby zbliżała się do wadery, mieszała w myślach, była zbyt intensywna i... nienaturalna.

Korony drzew oddalonych o kilkanaście metrów zaszeleściły przerywając ciszę a z ich wnętrza wyskoczyły istoty o wyglądzie wilków. Każdy kolejny ruch był rejestrowany przez samkę w jakby zwolnionym tempie, jej krew zawrzała w momencie a natura dała o sobie znać. Zanim którykolwiek parszywy kundel z oddziału Westa postawił łapę na ziemi, pierwszy sztylet był już w drodze oddalony zaledwie o pół metra od karku basiora, który nigdy nawet nie będzie wiedział, kiedy umarł. Skowyt zadźwięczał w uszach walczących a pierwsze ciało runęło bezwładne na twardą i zimną glebę stanowiąc element potknięcia dwóch wilków, które dopiero zeskoczyły z drzew. Po szybkim oszacowaniu sił wroga Vesna zaklęła pod nosem. Osiem basiorów i trzy wadery, każdy uzbrojony po zęby. Biegli na nią równocześnie jak dzikie bestie nasłane przez zwierzęcy instynkt. Vesna miała walkę we krwi, w takich sytuacjach działała jak sprężyna, niewiele nawet myśląc potrafiła rzucić się w wir walki. Tym razem nie było inaczej. Pierwszego wilka chwyciła za gardło i przez kilka sekund posłużył jej za swoistą tarczę. Nie przypuszczała, że któryś z wojowników Westa tak łatwo da pozbawić się życia. Sierść basiora pozostawiała w pysku Vesny goryczkowy smak esencji świerku i żywicy. Substancja naprawdę zamaskowała w zupełności zapach wilków. Niestety, miała ograniczone możliwości walki przy rozwścieczonym tłumie. Ciągle uniki niedługo ją zmęczą i będzie zmuszona obrać inną strategię.

Wtem, oczy wrogów przybrały zlękniony wyraz, każdy z nich cofnął się o krok. Bursztynowooka usłyszała za sobą znajome kroki, wiedziała kto stoi za nią.

Vesna miała okazję, by zakończyć tę walkę. Oddział był puki co w głębokim leku, paraliżującym, lecz krótkotrwałym. Zaczęła szeptać zaklęcia. Nagle temperatury spadła a samka poczuła jak energia przechodzi przez jej ciało. Bursztynowe oczy zaszły czernią a filigranowe łapy pociemniały od dymu, który spowił leśne poszycie. Gęsta mgła nie przeszkodziła wilkom w obserwowaniu tego, co za chwilę miało mieć miejsce. Rozdzierające krzyki zaczęły dochodzić do uszu wilków coraz to głośniej i głośniej. Do niedawna wściekły i pewny swych sił oddział padał po kolei na śnieg a ich dusze ulatywały szybko rozpływając się w powietrzu niczym para.

Vesna runęła na śnieg dokładnie tak, jak przed chwilą jej wrogowie. Odesłanie tych pełnych goryczy i ciężkich od złości dusz zabrało jej zbyt wiele energii witalnej. Od razu przy jej boku pojawił się Aarel, ten, który wywołał paniczny strach w dzikich wilkach.

- Nic ci nie jest? -dopytał zmartwiony

- Nie. Dziękuję za pomoc w walce, nie miałam pojęcia, że twoja magia jest aż tak potężna. Moja jest natomiast dla mnie zbyt silna, nie jestem na nią gotowa...- Vesna podniosła się z wysiłkiem na cztery łapy.- Musimy poinformować Alessę o tym incydencie.- wadera ruszyła powoli potykając się o własne łapy.

- Musisz odpocząć, do świtu jeszcze kilka godzin.- Aarel podparł Leśnem bokiem i dziarsko dotrzymywał jej kroku. Wadera zastanawiała się przez chwilę, czy basior nie powiedział tego z przekorą, jednak szybko porzuciła te myśli. Gdyby nie on, nie poszłoby tak łatwo.

Po chwili ciszy, która ku zdziwieniu obojga nie była niezręczna, znaleźli się między śpiącymi wilkami. Coś jednak tu nie pasowało i nie trzeba było długo rozmyślać nad przyczyną dziwnej atmosfery. Z przeciwległej części obozowiska dobiegały odgłosy walki. Vesna dostrzegła tylko wirujące sylwetki dwóch wilków, obu rozpoznała. Alessa toczyła bój z jednym z najemnych zabójców, wadera wiedziała kim on jest, uczniem, który przerósł mistrza. Za nimi niczym cienie biegły trzy inne wilki, każdy z krainy wiecznej zimy. Nim Vesna się spostrzegła, biegła u boku Aarela jakby o nowych siłach. Obudził się ktoś jeszcze, ktoś, kto wyprzedził ich dwójkę i biegł przed siebie skoncentrowany na celu, nie oglądając się na nic. Marston wzbił się w powietrze rozbryzgując na boki śnieg, a następnie wylądował z impetem na karku zabójcy. Teraz, wszyscy już wiedzieli, że West nie ma zamiaru dawać im ani chwili na namyślenie się, chciał tylko osłabić ich czujność. Jemu nie chodzi tylko o ziemię, on przyszedł po zemstę. Nim bogini dusz rzuciła się w wir walki w jej głowie niczym dzwony alarmowe zabrzmiał głos mordercy szczeniąt.

,,Ja jestem ... tylko ostrzeżeniem... zapowiedzią... jednym z wielu którzy tu przybędą... śmierć i zniszczenie... zawładnie krainą burz... i sercami jej mieszkańców. Mój pan, mój dowódca... mój Bóg... powiedział nam całą prawdę o tobie... Król przybędzie po swoją córkę. Twoim przeznaczeniem jest... siać zniszczenie... [...] Mogę być kundlem, najgorszym zbrodniarzem, mordercą szczeniąt... ale... nigdy nie będę gorszy od ciebie... księżniczko zła. Twoi rodzice... to kłamstwo.. [...] [wiem] Wszystko, czego ty nie wiesz... czego bogini wojny nie wie... o czym wkrótce się wszyscy boleśnie przekonacie...''

 

Swojego czasu wymazała to z pamięci. Vesna oddałaby wiele by móc cofnąć czas i jeszcze raz, uważniej przeczytać drogowskazy na pewnych rozstajach dróg, a później obrać inny kierunek. Teraz, miażdżyło ją poczucie winy, dawna chęć zapomnienia o wszystkim sprawiła, że nie zwracała uwagi na rzeczy, które były naprawdę ważne. W życiu chodzi o to, by znaleźć złoty środek między nadinterpteracją a ignorancją. Jej sumienie nigdy nie będzie już czyste.

 

<Marstonie, wybaczysz mi nieporadnie poprowadzoną akcję?>