· 

Nieznany trop #14

Wciąż zdziwiony wydarzeniami, które przed momentem miały miejsce wesoło podążałem za moją pierwszą, i mam nadzieję, że jedyną samką. 

 

Myśląc wcześniej o tym, że kiedykolwiek mógłbym posiąść jakiekolwiek stanowisko wymagające dużej odpowiedzialności z mojej strony aż mnie wewnętrznie skręcało, ale teraz, wiedząc że będę Alfą u boku Alessy nie czułem żadnego ciężaru. Jakby, byłem pewien, że razem damy radę wszystkiemu.

 

Wilczyca obróciła się w moją stronę i przekręciła pytająco głowę, jakby czytając mi w myślach. Posłałem jej kojący uśmiech, zapewniając że wszystko w porządku.

 

 

Przed nami widać było już gęsty las, w którym znajdowało się pełno powalonych starych drzew i wiele ogromnych, mających na sobie oznaki czasu skał. Nasz mniejszy towarzysz wyprzedził nas i zniknął między pniami, na co oczywiście przyspieszyliśmy tempo.

 

Czekał na nas przy jednym z wyżłobionych pniaków i ruszył przodem gdy tylko zobaczył, że jesteśmy blisko. Przejście wyglądało na bardzo, bardzo ciasne. Spojrzeliśmy po sobie zdezorientowani.

 

 

-Wejdę pierwszy. - oświadczyłem i nie czekając na odpowiedź wcisnąłem łeb do środka. Wszystko było porośnięte grzybami i brunatnym mchem. Niechętnie kucnąłem i zacząłem czołgać się na drugą stronę.

 

Przystanąłem raptownie gdy zobaczyłem ruch w głębi tunelu. Po chwili z ciemności wybiegła na mnie mysz. 

 

 

-Na ogon Neptuna! - przeklnąłem głośno.

 

-Wszystko w porządku? - spytała moja partnerka ze zmartwieniem w głosie.

 

-Taak, nie przejmuj się… - odparłem ze wstydem.

 

 

Alessie przejście zajęło zdecydowanie mniej czasu. Gdy już oboje byliśmy na zewnątrz naszym oczom ukazał się podziemny tunel, przy którego wejściu siedział Alvar, rzucając mi pogardliwe spojrzenie. Był nieco większy od poprzedniego, więc nie było konieczności czołgania się.

 

 

-Meh, kolejny tunel… nie mam bladego pojęcia kim jest ten jego przyjaciel, ale z pewnością ma dziwne upodobania… - powiedziałem cicho, podążając za moimi towarzyszami, z ogonem smutno wlekącym się po ziemi.

 

 

Po przejściu wielu zakrętów, napotkaniu wielu ślepych uliczek i nadepnięciu na kilka małych stworzonek przeszliśmy do ogromnej, wypełnionej świecącymi kryształami sali, na środku której stał kocioł z wrzącą lawą.

 

Nasz przewodnik pokicał do przodu i z ekscytacją wypatrywał swojego znajomego.

 

 

-Nikogo dzisiaj nie zapraszałem, zwłaszcza ciebie Alvarze. - rozległ się głos, który dobiegał najprawdopodobniej spod sterty zwierzęcych skór, na które nikt wcześniej nie zwrócił uwagi. - Odejdź, nie widzisz że jestem zajęty? 

 

 

Ignorując słowa swego znajomego stworek zerwał z niego wszystkie skóry. 

 

Osobnik ten wyglądał jak hybryda kojota z rysiem. I na moje oko wyglądał też na nieźle zdenerwowanego.

 

 

-Przychodzisz do mnie raz na ruski rok i jeszcze nie dajesz mi się wyspać, myślisz że w wieku pięciuset lat nie potrzebuję wypoczynku ty stary pierdzielu? Zrobię ci z dupy jesień średniowiecza. - warknął i wstał. - Czego chcesz?

 

 

W tym momencie kolorowooka i odchrząknęła niepewnie. - Właściwie to my potrzebujemy twojej pomocy. 

 

Zdezorientowany staruch popatrzył na nią z zaciekawieniem. I nie wiedzieć czemu strachem.

 

Widząc, że nie ma on nic do powiedzenia kontynuowała. - Masz doświadczenie w obchodzeniu się z boskimi brońmi? - spytała, pokazując mu cały nasz asortyment.

 

Kowal niepewnie podszedł i przez krótki moment przyglądał się ciężko zdobytym przez nas mieczom. 

 

-Nie. - odparł twardo. - Nie mogę wam pomóc. Odejdźcie.

 

-Czemu? - wtrąciłem, podchodząc do niego bliżej.

 

-Już był tu jeden wilk. Jedyne co mi przyszło z wykucia mu broni to to, czym jestem teraz..- odparł łamiącym się głosem.

 

 

Spojrzeliśmy po sobie z moją ukochaną. Mirion.

 

-Dlatego właśnie musisz nam pomóc. - starałem się przekonać starca. - Chcemy go pokonać.

 

Ten obdarzył mnie zaskoczonym spojrzeniem.

 

 

-Mój towarzysz mówi prawdę, szukamy sposobów na pokonanie tego tyrana od kilku tygodni. Jedyną nadzieją jest zrobienie z tych wszystkich mieczy jednej, potężnej broni. - rzekła Al. Czekaliśmy w ciszy na jego odpowiedź.

 

 

-Dobrze. Mogę wam pomóc. Ale obiecajcie mi jedno. - oświadczył. - Pokażecie mi truchło tego bydła, gdy już z nim skończycie.

 

 

Na te słowa ledwo powstrzymałem uśmiech.

 

Kowal wziął się do pracy prawie natychmiast. Wykonywał swoje ruchy z precyzją, którą można sobie wyrobić tylko wieloletnią praktyką.

 

Wszyscy siedzieliśmy oniemiali  i czekaliśmy na efekt końcowy. 

 

Po ponad godzinie przetarł pot z pyska łapą i położył miecz na kawałku skóry. Rękojeść była czarna, natomiast samo ostrze sprawiało wrażenie bycia wykonanym z niebieskiego kryształu.

 

Wolper bez wahania podleciał i już chciał go podnieść, jednakże rysio-kojot powstrzymał go.

 

 

-Nie dotykaj. Tylko on może. - oświadczył i wskazał na mnie pazurem.

 

 

-Hę? - spytałem stojąc jak wryty.

 

C.D.N

 

<Alesso?>