Kiedy wadera się wtuliła w moje futro, poczułem ciepło i spokój, cieszyłem się, że mogłem mieć ją tak blisko, że czułem ją tak blisko. Chciałem, żeby zawsze tak było… Pragnąłem by zawsze była bezpieczna i szczęśliwa, nawet jeżeli nie ze mną i nie przy mnie. Wpatrywałem się w nią, jak w obrazek, kiedy tak spokojnie spała, była taka piękna… Nie, piękna to za mało powiedziane, była przepiękna, była najpiękniejszą waderą jaką widziałem, sama Wenus mogłaby pozazdrościć urody, tej niezwykłej i delikatnej istocie.
Po paru godzinach, Alice obudziła się i ziewnęła, muszę przyznać, że nawet ziewanie wychodzi jej z niezwykłą gracją.
- Witaj najmilsza – przywitałem się z nią.
- Hej, długo spałam? – zapytała i przeciągnęła się.
- Z dwie, może trzy godziny – odpowiedziałem, po czym też wstałem.
- Czyli nie za długo – stwierdziła szarofutra.
- Zawsze coś, wyspałaś się chociaż? – spytałem, bacznie ją obserwując.
- Cóż, myślę, że tak, nie odczuwam zmęczenia, a to już zawsze coś – uśmiechnęła się.
- To świetnie, w takim razie możemy ruszać dalej? – upewniłem się, czy wilczyca jest wypoczęta, przed dalszą drogą.
- Tak, oczywiście – zgodziła się.
W ten sposób znowu byliśmy w drodze. Pozwoliłem waderze iść parę centymetrów przede mną, dzięki czemu miałem widok na nią oraz na całą resztę. Ciągle o niej myślałem, w końcu dawała mi jakieś znaki, ale czy brać je na poważnie? A może po prostu jest dla mnie miła, a ja za dużo sobie wyobrażałem? Z taką urodą, gracją i mądrością, mogłaby mieć każdego basiora… A nie jakiegoś młodzika. – Karciłem się w myślach, że w ogóle wyobrażam sobie, że mogę mieć u niej szanse, w końcu na pewno marzy jej się ktoś dużo starszy z większym doświadczeniem niż moje.
Jak się okazało nie myliliśmy się co do rzeki… Rzeczywiście tak owa była jedyną prawdziwą rzeczą w tym miejscu. W końcu dotarliśmy do miejsca jej źródła. Woda płynęła z niewielkiej jaskini. Oboje zgodziliśmy się, że trzeba przez ten tunel przejść. Ruszyłem przodem, żeby wadera w razie niebezpieczeństwa mogła spokojnie się wycofać i uciec, w końcu nie chciałem by cokolwiek jej zagrażało. Przez dłuższą chwilę szliśmy w całkowitej ciemności, a woda nieprzyjemnie chłodziła moje całe podbrzusze i łapy, Alice na pewno czuła to samo, jednak nie skarżyła się, była niezwykle mocno zdeterminowana by wyrwać Lunę z łap oprawcy.
Niedługo po tym naszym oczom ukazało się światło, znaleźliśmy się na jakimś otwartym terenie, polanie, świeciło słońce, to nie były tereny watahy, nie byłem pewny czy to w ogóle było prawdziwe. I wtem, ni stąd, ni z owąd pojawił się jakiś basior. Spory, ciemnofutry basior, o błękitnym spojrzeniu. Na jego futrze widniało sporo blizn. Od razu ruszyłem by go powalić, jednak, gdy na niego skoczyłem, wylądowałem po drugiej stronie… Wilk, nie był prawdziwy i tylko nam się przyglądał. Alice od razu do mnie podbiegła i ze zmartwieniem spytała czy nic mi nie jest, odparłem, że nie i otrzepałem się z pyłu i piachu, który osadził się przez upadek na moim futrze.
- Hahaha, naprawdę myślałeś, że przyjdę osobiście was powitać? – przerwał ciszę i odezwał się do nas, co oznaczało, że nas widzi.
- Kim jesteś i co zrobiłeś Lunie? – wyrwała się szarofutra.
- Posłuchaj Lunie nic na razie nie jest, z resztą sama możesz z nią porozmawiać – rzekł po czym przy jego postaci pojawiła się iluzja bogini księżyca.
- Luna! Wszystko w porządku? – spytała zaniepokojona.
- Alice, uciekaj, poradzę sobie ten typ jest niebezpieczny – rzekła zmartwiona patronka wadery.
- Nie zostawię Cię samej odnajdziemy Cię – rzekła Alice.
- Dobra ucisz się, mają do mnie przyjść – rzekł basior i odsunął Lunę od siebie, przez co straciliśmy ją z oczu.
- Zatem dam wam wytyczne, gdzie jestem, przyjdźcie. Sami. Inaczej zabiję Lunę – rzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Błagam, nie rób jej krzywdy… Tylko my idziemy – wyjaśniała szarofutra, a ja przyglądałem się ich rozmowie, próbując wyciągnąć jak najwięcej informacji o mówcy.
- Jestem na dalekim zachodzie, w świątyni niegdyś… Boga chaosu. To już dawno zapomniana świątynia, ale z łatwością ją znajdziecie mając mapę – rzekł.
- Zaraz, zaraz, ale my nie mamy mapy – wtrąciłem się.
- A no tak… Zapomniałbym mapa jest ukryta gdzieś… Och niestety wypadło mi z głowy – stwierdził sarkastycznie. – Jest gdzieś tutaj, bawcie się dobrze w mojej iluzji, mam nadzieję, że wam się podoba, starałem się – dodał.
- Ach i jeszcze mały szczegół, macie trzy dni na dotarcie do mnie, inaczej zmienię swoją lokalizację i zaczniemy zabawę na nowo – mówiąc to zaczął się śmiać, a ślad po nim zniknął o ile tak można to nazwać.
Po zniknięciu tajemniczego basiora, popatrzyłem na Alice, która wyraźnie była zmartwiona. Bała się zapewne, że nigdy nie odnajdziemy jej patronki, tym bardziej, że to naprawdę duża lokalizacja. Uznałem, że może zrobi jej się lepiej, jak powiem, że nie jest z tym sama. Usiadłem obok niej i zacząłem rozmowę.
- Alice, chcę żebyś wiedziała, że zrobię wszystko, aby Ci pomóc i uratować Lunę – rzekłem, przybliżając się do wilczycy.
- Dziękuję Ketosie… - po tych słowach wtuliła się we mnie. Nie mogłem już dłużej dusić tego w sobie i postanowiłem się przełamać.
- Chciałbym Ci jeszcze coś powiedzieć… I wiedz, że nawet jeżeli odmówisz, chętnie Ci pomogę… - zacząłem przechodzić do sedna sprawy.
- Zatem zamieniam się w słuch – wadera popatrzyła mi w oczy.
- Zatem Alice… Pragnę Ci powiedzieć, że jesteś niezwykle piękną i równie mądrą waderą, jesteś najpiękniejszą wilczycą jaką widziałem, a ponadto samej Twojej wyjątkowej urody mogłaby Ci pozazdrościć sama Wenus, która jak wiadomo jest symbolem piękna. Ale to nie wszystko… Nie na komplementach chce skończyć. Chcę Ci powiedzieć, że bez Ciebie mój świat nie istnieje, odkąd pojawiłaś się w moim życiu… Tak naprawdę już od nastolatka się w Tobie podkochuje. Bez Ciebie kwiaty tracą kolory i swój zapach, słońce przestaje świecić, a mój ogon przestaje merdać. Bez Ciebie wszystko traci sens, to jest coś więcej niż miłość, to coś jak przyciąganie… Ciągnie mnie do Ciebie, by być przy Tobie, obiecuję Ci, że jeśli dasz mi szansę, będę Cię chronić, będę o Ciebie dbać, codziennie mówić Ci jaka jesteś piękna i cudowna, każdego dnia będę Cię wspierał i szanował, będziesz miała we mnie oparcie w każdej sytuacji… - wyjawiłem wilczycy, była wyraźnie zaskoczona, jednak ja jeszcze nie skończyłem. – Najmilsza… Czy zechcesz… Czy zaszczycisz mnie i pozwolisz bym był Twoim stróżem, powiernikiem, obrońcom, przyjacielem, może i przyszłym mężem? Pragnę byś została moją waderą… Pragnę byś była moja… - dodałem, czekając na odpowiedź wilczycy moich marzeń.
C.D.N.
<Alice? Czy się zgodzisz? <3>