Oczy Sarene pozostawały szeroko otwarte. Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła, bynajmniej jednak wzrok jej nie mylił. Nora wypiła krew ich przeciwnika prosto z tętnic. Zrobiła to z czystą żądzą, która wywołała u Sarene odruch ofiary. Nie wiedząc, kiedy przybrała pozę obronną gotowa bronić się przed nienaturalnie zachowującą się wilczycą. W czasie, gdy ona stała tak sparaliżowana, zbyt wystraszona, by się cofnąć, a życie wciąż wypływało z powalonego wojownika wraz z jego krwią. Przy każdym łyku, jaki robiło to coś, było go coraz mniej. Zdecydowanie nie była to tamta wilczyca, w której Sarene tak skrycie się podkochiwała. Potwór oderwał się od szyi własnego pobratymca i spojrzał prosto na nią, świdrując jej oczy swoimi. Bała się oderwać od nich wzroku, bała się dygotać, bała się wykonywać najprostszych czynności, życiowych, gdy te dwa reflektory były skierowane wprost na nią.
-Hej, Sarene, wszystko gra? Nie zranił cię za bardzo?-spytała ostro oka, z niezmieniającym się wyrazem pyska. Ren niezdolna, by analizować jej słowa razem z wszystkimi za i przeciw postanowiła zachowywać się jak w czasie wdrożenia planu czterysta czternaście. Był on wykonywany w razie porwania bądź gróźb. Należało, być grzecznym jednak nie zbyt przymilnym.
- Eee wszystko w porządku… Tak przynajmniej myślę- mruknęła, przyglądając się zakrwawionemu ciału Nory. Nie wiedząc, dlaczego samica wydawała jej się znacznie większa i silniejsza. Była realnym zagrożeniem, a nie powodem, dla którego Cervo wykonała jedną z niewielu spontanicznych decyzji w swoim życiu; zgłosiła się, by walczyć. Teraz żałowała. Gdyby posłuchała rozumu, byłaby za górami w bezpiecznej strefie i grzała kuper. Zajmowałaby się przygotowaniem legowisk i zabezpieczaniem grupy. Nie byłaby zmuszona patrzeć w bezduszne oczy, które w końcu było widać zza grubej grzywki. W końcu je widziała i była pewna, że ten moment zostanie w jej pamięci na długo.
Nagle Nora, a raczej to, co przejęło kontrolę nad jej towarzyszką podróży, zaczęło się do niej zbliżać. Cervo położyła uszy po sobie, z całych sił starając się nie odsłonić zębów, jednak różowo futra wadera szybko ją wyminęła, kończąc jej wewnętrzną walkę.
-To jeszcze nie koniec, robota dopiero się zaczyna- rzuciła przez ramię, a następnie wybiła się z tylnych nóg znacznie silniej niż zazwyczaj, by ruszyć przed siebie, zostawiając martwe ciała na pastwę kruków. Właśnie. Gdzie indziej właśnie walczyli, a może i ginęli jej rodacy, a ona stała tutaj z wilczycą, która wcześniej zaimponowała jej zdolnością logicznego myślenia i rozstawiania pułapek, a następnie przeraziła ją do cna. Rogata ruszyła za nią, w głębi duszy zastanawiając się, co ona w zasadzie właśnie robi. Czy Nora jest zagrożeniem dla watahy? Czy zaraz po przybyciu powinna powiadomić Alessę o wszystkim, co widziała?
-Nie mów nikomu o tym, co zobaczyłaś- rzuciła różowo futra na jednym ze skrętów. Sarene jedynie skinęła głową. Teraz najważniejsze, było życie watahy i zamierzała powiadomić o wszystkim Alessę, gdy tylko ją zobaczy, nawet jeśli, przez to kontakty jej i Nory miałyby mocno się oziębić. Jednak dlaczego Nora jeszcze nie zaatakowała nikogo z watahy, skoro czuje jakiś pociąg do krwi? Ta sprawa była dla Sarene zdecydowanie skomplikowana. Co jakiś czas zostawała kawałek w tyle, by móc obserwować zachowanie starszej. Nie była pewna, czy Nora również zauważyła zmianę atmosfery.
***
Księżyc już dawno wzeszedł, a zmagania wojenne ucichły, obie wilczyce zostały jednak na pozycjach. Ich blizn i ran przybyło. Trzymały dystans, zupełnie nie rozmawiając. Sarene nie była gotowa na tę rozmowę, a różowa chciała, by ten temat poszedł w zapomnienie. Rozdarcie obu samic siedzących po przeciwnych stronach małego przesmyku między górami przerwała Nora. Wstała, pozbywając się okrywającej ją warstwy puchu, by podejść do młodszej. Jej oczy już przygasły albo zostały okryte przez grzywkę, mimo to Sarenę przeszedł dreszcz.
- Zaraz mi ogon odpadnie. Musimy wracać, bo ten Wes sobie w kiszki leci. Ciekawe ile niedobitych kwiatków znajdziemy po drodze- mimo swojego grubego futra samica stale się poruszała, stojąc na lekko zgiętych nogach.
-Masz rację, jest zimno. Poza tym długo już nikt nie nadchodził. Powinniśmy udać się do jaskini medyka- mówi drżącym głosem. Już od jakiegoś czasu planowała, tę wypowiedz, jednak bała się podejść do Nory.
-Pilnuj się, po drodze mogą być porozkładane pułapki- mówi na odchodne starsza, by kolejny raz minąć ją ramieniem i ruszyć przodem. Ren przyjęła ten obrót rzeczy bez sprzeciwu. Im bliżej Vesny i reszty watahy, tym lepiej. Oczywiście Nora mogłaby ją teraz wyprowadzić w pole i zabić, jak nic nieznaczącego zająca i okłamać resztę, że zginęła w czasie obrony terytorium zabita przez innego wilka. Oczywiście… Sarna brała to pod uwagę, aż za bardzo. Była skrajne skupiona na oczekiwaniu ataku ze strony towarzyszki. Chorobliwie skupiona Im bliżej obozu były, tym bardziej napięcie wzrastało równo z murem, którego zburzenie mogłoby zająć wiele czasu.
-Nareszcie!-za gaworzyła wesoło Nora, wchodząc do środka. Dostrzegły wszystkich. Nie sposób było się nie uśmiechnąć. Przyszły ostatnie, jednak w dość dobrym stanie jest porównać je z innymi. Szczerze powiedziawszy, Sarene spodziewała się większych strat. Na chwilę z jej głowy uciekła krwiożercza bestia krocząca obok niej. Podbiegła do każdego z członków stada z ciężkością, by ich obwąchać i sprawdzić jak się czują. Nie podchodziła jednak do osób już śpiących. Wymienili ciche pogaduszki, zaskoczeniem było dla niej ,jak dobrze się ze wszystkimi dogadywała. Teraz w chwili walk, gdy zostali zdani na siebie. Czuła ogromne zmęczenie. Zbyt duże jak dla takiego małego wilka, a do tego musiała jeszcze pilnować iluzji nałożonej przez siebie samą na rogi, których nie zamierzała odkrywać. Udało jej się nawet porozmawiać z Vesną i już miała mówić o sprawie Nory, jednak ktoś odciągnął ją od wilczycy i zaczął zadawać bezsensowne pytania. Pokręciła jedynie głową i udała się do medyka, by pokazać zranienia.
***
Jak na prawdziwego przywódcę przystało Vesna obudziła, bez skrupułów, ich o świcie, jednak nikt nie narzekał. Może oprócz Nory, jednak ta była ewenementem. Widziała szczęśliwe spojrzenie Alice i domyślała się, że chodzi o kogoś, kogo zostawiła po drugiej stronie. Sama Romanie i Red wydawały się być znacznie bardziej rozluźnione niż w ciągu dnia poprzedniego. Jedynie twarz Vesny była dla niej trudna do rozszyfrowania. Zresztą jak zawsze, wilczyca była dla niej zagadką. Ruszyła na przodzie grupy zmarzniętych kupek futra, dzielnie przebijając się przez śnieg. Zdecydowanie miała w tym wprawę. Jasno umarszczona samka nie jeden raz zastanawiało pochodzenie wilczycy, jednak zawsze bała się zapytać, a wiedziała, że plotkom nie wolno ufać. Powłóczyli nogami, w międzyczasie wymieniając się krótkimi spojrzeniami, bądź słowami. Cervo wciąż zadręczała myśl o Norze. W końcu czy tamta byłaby w stanie zrobić cokolwiek, co mogłoby zaszkodzić watasze?
-Czy to Baśniowy Las?- zapytała niepewna Romanie, na co Red Dust pieszczotliwe ugryzła ją w ucho, prawdopodobnie przekazując jej, że ma ona rację. Sama Vesna zdawała się przyśpieszać, gnana jakby boską siłą, która nakazywała jej pędzić do domu. Sarenę już miała się uśmiechnąć, gdy cos otarło się o jej bok.
-Pamiętaj, co mi obiecałaś- błysły bursztynowe oczy, a samka odskoczyła w bok.
-Pamiętam- skóra na jej karku zjeżyła się automatycznie. Pamiętała i bała się, co Nora zrobi, gdy ona powie już o tym, którejś z osób z wyższego stanowiska.
-Sarene wzrok ci ucieka. Patrz mi w oczy-mruknęła różowa odrobinę zbyt nisko.
-Oczywi…- przerwało jej zatrzymanie się zastępu. Wychyliła się w bok nie zważając na chwilowo zlagowaną Norę. Przed ich odziałem, rozciągała się połać terenu, na której końcu widoczne były inne wilki. Vesna zamerdała ogonem wstrzemięźliwie, jednak reszta gromady, która tak samo, jak ona rozpoznała zbliżającą się gromadę, nie próbowała, kryć szczęścia. Nikt nie wyprzedził dominującej nad nimi samicy, jednak rozemocjonowany oddech, jaki czuła na karku, na pewno był ciężki do wytrzymania. Jeśli było inne wydarzenie, dzięki któremu Beztroska Polana zyskała swoją nazwę, to spotkanie, jakie miało teraz miejsce, na pewno przewyższało je o niebo.
C.D.N.
<Alessa?>