· 

Śnieżyca

Pędziłem, klucząc między drzewami. Ostry wiatr zacinał mi w oczy, a śnieg ograniczał pole widzenia. Mój towarzysz leciał beztrosko kilka metrów przede mną, zwinnie wymijając wszystkie napotkane przeszkody w postaci gałęzi. 

 

Z tym małym niesfornym nietoperzem poznałem się zupełnie przypadkowo. Chcąc ukryć się przed śnieżycą wparadowałem mu do jego małej jaskini, znajdującej się głęboko w lesie. Rozjuszony, postanowił, że rzuci się na mnie w celu wydrapania mi oczu. Jednakże przeszkodził mu w tym jego burczący, biały brzuszek. Zrezygnowany, wycofał się w cień, a ja wykorzystałem tę sytuację żeby zorganizować mu coś do jedzenia. Zrobiło mi się strasznie szkoda tego małego, wygłodzonego stworzonka.

 

Po kilkunastu minutach powróciłem do uprzednio opuszczonego schronienia i rzuciłem zdechłego wróbla w głąb nory. Właściwie nie wiedziałem wtedy jeszcze, czym Nagai się żywi, ale pomyślałem, że lepsze to niż nic.

 

Przerażona kuleczka ostrożnie obwąchała podarunek i po chwili z ptaka została garstka piór i kości.

 

-Byłeś naprawdę głodny, co? - spytałem, nie oczekując żadnej odpowiedzi.

-Sam potrafiłbym zdobyć dla siebie pożywienie. - odparł aroganckim tonem i donośnie beknął. Przez moment stałem, zamurowany. Nie przyszło mi do głowy, że będzie mówił w moim języku, a już tym bardziej, że będzie takim małym dupkiem.

-Taaa, nie dziękuj…- powiedziałem i smętnie skierowałem się do wyjścia. Byłem już przy wylocie jamy, gdy zobaczyłem jak bardzo zaśnieżyło się na zewnątrz. Wygląda na to, że nigdzie się nie wybiorę w najbliższym czasie.

 

 

Tak więc zostaliśmy we dwójkę i siłą rzeczy zaczęliśmy rozmawiać.

 

-Jakim cudem właściwie znasz moją mowę? - spytałem.

-Bywało się tu i tam. - odpowiedział od niechcenia, nie rzucając mi nawet nędznego spojrzenia.

 

Właściwie to czemu jesteś tutaj sam? Myślałem, że nietoperze to zwierzęta stadne. - ciągnąłem. Naprawdę nie chciałem spędzić kilku następnych godzin w ciszy. Ku mojemu zdziwieniu malec spoważniał.

 

 

-Zachciało mi się światowych podróży, więc opuściłem rodzinną jaskinię. Warunkiem opuszczenia jej był brak możliwości powrotu. Muszę sobie radzić sam. - przerwał. - No, ale jak widzisz idzie mi to całkiem dobrze. - dodał, a jego zwyczajowy ton głosu powrócił. 

 

Uśmiechnąłem się pod nosem i ziewnąłem szeroko. Czułem jak ciągnie mnie na sen. 

 

 

-Jak masz właściwie na imię? - spytałem, orientując się, że nadal się sobie nie przedstawiliśmy.

-Nagai, a ty? 

-Marston. - odparłem i zamknąłem oczy, kładąc się na ziemii. Tuż przed odlotem poczułem jak nowo poznany towarzysz wtula się w moje futro na karku.

 

 

I tak oto znalazłem się w obecnej sytuacji, ścigając się z latającym przyjacielem.

 

 

-Coś ci dzisiaj nie idzie Wilku! - dogryzał Nagai. Przyspieszyłem biegu i teleportowałem się kilka metrów do przodu, posyłając zostawionemu w tyle nietoperzowi złośliwy uśmiech.

-To niesprawiedliwe! - doszedł mnie jego głos.