· 

Depopulatores totius mundi et possesores quadraginta regnorum #2

 Po paru kolejnych dniach wędrówki, które przemijały niezwykle spokojnie, Telisha i Lemo natrafiły na kolejny punkt ich wyprawy. Tereny tego królestwa owiane były niesamowitą magią, wszystko wydawało się tam bezproblemowe i radosne. Porośnięte było ogromnymi drzewami o złotych liściach, niektóre musiały mieć nawet ze dwadzieścia metrów wysokości. Pnie były równie grube, wydawałoby się, że nie mają końca. Królestwo to należało do Północnych Elfów. Telisha nigdy wcześniej nie miała okazji ich spotkać, ale Lemottien wydawała się z nimi zaznajomiona. Północe Elfy były plemieniem, który odłączył się od swoich nieco bardziej brutalnych braci z południa. Mieli bardzo smukłe sylwetki, choć byli raczej niewielcy. Dorosły przedstawiciel tego gatunku mógłby dosiąść mało wyrośniętego wilka niczym rumaka, ale dużo lepiej dogadywali się z lisami, na których bez problemu radziły sobie tez elficzki. Kolor ich skóry wydawał się Telishy zaskakującym zjawiskiem, ponieważ każdy z osobna wydawał się mieć zupełnie inny. Wadera wypatrzyła w niewielkiej grupce, która wyszła ich powitać, kilka elfich oblicz bladych niczym śnieg, niektóre były ciemne niczym kora drzew, a wśród nich były tez elfy o niebieskiej barwie skóry. Wielkie drzewa służyły im za podporę do własnych domów, budowali je na obfitych gałęziach, a schody wykonane z przekłutego kamienia oplatały grube pnie aż po same szczyty. Niektórzy z elfich przedstawicieli mieli też skrzydła, Telisha nie zazdrościła wdrapywania się na sam szczyt niezliczonych stopni tym, którzy urodzili się bez płatów nośnych. Ich szaty wykonane były z najróżniejszych materiałów, większość nawet nie występowała w tej okolicy, więc Telisha była przekonana, że ta stosunkowo niewielka społeczność musi utrzymywać kontakt z wielkim światem, by sprowadzać swoje zapasy. Najbardziej przypadła jej do gustu kunsztowna suknia w odcieniu jasnego bordo, przepasana złotym pasem. Elficzka nosząca ową szatę na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie bardzo skromnej, ale gdy się zbliżyła Telisha zrozumiała, że jest to ich Królowa. Coś w sposobie jej poruszania się było pełne królewskiej gracji. Jej ciemnobrązowe włosy sięgały do ramion, oczy miała ciemnoniebieskie. 

 

-Witajcie w naszym skromnych progach! Zwą mnie Ivette i przywodzę Północnym Elfom. -Telisha nie mogła wyjść z podziwu jak melodyjny głos posiadała Królowa. Mogłaby go słuchać w nieskończoność. -Co was do nas sprowadza?

-Witaj, Ivette. -Wadera pokłoniła się lekko, nie będąc pewna jak powinna się przywitać z jej wysokością. -Jestem Telisha, a to moja kocia przyjaciółka Lemottien. Przybywamy z Watahy Wilków Burzy. Zmierzamy w kierunku wielkiego zgromadzenia medycznego, aby zgłębiać wiedzę w tym zakresie. 

-Ohh, w takim razie zaznacie gościnności naszych progów. Chodzie, jest tu już jeden basior, który zmierza w tym samym kierunku. -Uśmiech rozpromienił delikatną twarz Ivette. -Estrlid, powiadom kucharzy by przyrządzili strawę. Nasi goście nie mogą być głodni w królestwie Eleonoru. 

 

Lemottien podążała krok w krok obok Telishy. Ivette szła kawałek przed nimi, a wraz z nią kilka innych elfich przedstawicieli, najpewniej strażników. Nie dało się jednak zauważyć przy nich żadnej broni. Królowa zadała im jeszcze parę pytań, ale wszystkie były bardzo grzecznościowe. Dotarli do jednego z drzew i rozpoczęli wspinaczkę na sam szczyt. Telishy wydawało się, że schody nie mają końca, po pewnym czasie mieniło jej się w oczach od mijanych progów. W końcu znaleźli się u celu i za równo ona jak i Lemo zaniemówiły z wrażenia. Widok był nieziemski. Sala do której przybyli była tą, w której spożywało się posiłki. Podłoga wykonana była z tego samego kamienia co schody, ścian nie było. Kilka podpór podtrzymywało dach, były też obręcze wykonane z pnączy mające zabezpieczyć przed upadkiem. Ale to widok był najpiękniejszy. Drzewo na które się wspięli było nieco wyższe od pozostałych i znajdując się na najwyższej z jego gałęzi można było podziwiać cały  las tych przeogromnych roślin. Telisha wypatrzyła w rogu wspomnianego wcześniej przez Ivette basiora, nie znała go w ogóle. 

 

-Robi wrażenie, prawda? -Zagaiła królowa, jakoby dumna ze swoich włości. -Królestwo to od lat uważam za najpiękniejsze. A żyliśmy wcześniej w wielu różnych miejscach. Przygotowaliśmy dla was pieczenie zajęcze i mnóstwo owoców. Mam nadzieję, że znajdziecie tu coś dla siebie. Rozgośćcie się proszę, po posiłku do was przyjdę. 

Telisha wydawała się zaskoczona, że królowa nie zamierzała z nimi zjeść. Sala była jednak przepełniona, ciężko było znaleźć wolne miejsce. Jedzenia zaś było aż nazbyt, każdy mógł znaleźć coś dla siebie i najeść się do syta. Gdy Telisha pałaszowała właśnie pieczonego zająca, którego swoją drogą jadła pierwszy raz, przyszedł do niej owy basior. 

-Witaj, wilcza przedstawicielko. Powiadomiono mnie, że wybieramy się w tym samym kierunku. Nazywam się Sa'luk, jestem medykiem i przedstawicielem watahy z dalekiego zachodu. -Ucałował Telishę w łapę. Taki akt kultury wydał jej się dziwny, ale należyty w danej sytuacji. 

Basior był większy od niej, miał jasnobrązowe futro, miejscami zupełnie ściemniałe. To co rzucało się w oczy to fakt, iż nie miał kawałka lewego ucha. Oczy miał spowite złocistą barwą, ale wydawały jej się nieco straszne. Cały on zdawał się być przerażający. 

-Witaj, Sa'luku. -Uśmiechnęła się ciepło. -Ja zaś jestem Telisha, również medyczka i przedstawicielka watahy z dalekiego południa. -Wadera nie zamierzała zdradzać mu swojego dokładnego pochodzenia, skoro on nie poczynił tego samego. -Miło mi Cię poznać. 

-Mnie również, Telisho. Nie spotkałem Cię nigdy wcześniej na żadnym ze zgromadzeń, a byłem już na kilku. Czyżby nowa dusza w towarzystwie?

-Tak, można tak powiedzieć. Z medycyną jestem już trochę obyta, ale zawsze warto gromadzić nową wiedzę. Wcześniej nie miałam okazji wybrać się na takowe zebranie.

 -Z pewnością Ci się spodoba. Pamiętam gdy ja znalazłem się tam po raz pierwszy, byłem totalnie pochłonięty zakresem mądrości jakim obdarzeni są tamtejsi medycy. A co roku dowiaduje się czegoś nowego. Jestem pewien, że Tobie również się tam spodoba. 

-Skąd ta pewność, Sa'luku? -Rzuciła na swój sposób uwodzicielsko, mrużąc przy tym oczy. Sama zastanawiała się co w nią wstąpiło, ale po chwili dała się ponieść chwili. 

-Żaden medyk nie wyszedł stamtąd jeszcze niezadowolony. -Odrzekł uśmiechając się połowicznie, ale Telishy zdawało się, że jej nieudany flirt go rozbawił.

W tym momencie z tłumu wyłoniła się Lemo, która zdołała zjeść chyba każdą rybę jaka znajdywała się w ofercie. Przeciągnęła się leniwie i przygramoliła się do Teli.

-Niesamowita strawa. Jestem pod wrażeniem tego wszystkiego, ale najbardziej tych ryb! Nie wiem jak oni to robią, ale jestem gotowa tu zamieszkać. -Rzuciła ocierając się o łapę samicy. 

Telisha nie podzielała jej entuzjazmu co do pożywienia. Pieczony zając nie smakował jej równie mocno co surowy, świeżo upolowany. 

-Sa'luku, poznaj Lemottien. To moja towarzyszka przygód i mój nieodłączny doradca. 

Do końca wieczora Telisha i Lemo przegadały z basiorem o najróżniejszych sprawach. Wadera czuła nawet wyrzuty sumienia, że tak pochopnie oceniła go po jego aparycji. Wbrew swemu wyglądowi bardzo przyjemnie się z nim rozmawiało, nawet Lemo zdawała się zaangażowana w dyskusję, co raczej rzadko zdarzało się przy nowo poznanych wilkach. Niedługo po północy Ivette zarządziła udanie się do sypialni. Telisha wraz ze swoją kocią towarzyszką otrzymały jedną z najwygodniejszych dziupli w całym skupisku. Wypełniona była po brzegi materiałami i ptasim puchem. Sen przyszedł bardzo szybko i następnego dnia na nowo mogły podziwiać piękno Eleonoru. Do zebrania było jednak coraz bliżej i wiedziały, że niedługo będą musiały wyruszyć. Cieszyły się, że tym razem z nową duszą w składzie.

 

 

C.D.N.