· 

Zimowa frajda [misja miesiąca]

Lodowate powietrze wręcz przeszywało płuca Nasari, która akurat dotarła do lokacji zwanej wodospadami życia. Choć mróz był potężny, nawet zbyt potężny jak na początek zimy, samej wilczycy zdawało się to jednak nie przeszkadzać. Właśnie tego dnia o tej porze odezwała się jej dusza marzycielki i myślicielki. Już z samego rana zamiast od razu wstać i zająć się pracą spędziła jeszcze długie chwile leżąc w swoim cieplutkim posłaniu i rozmyślając o otaczającym ją świecie.

 

Teraz jednak postanowiła zobaczyć jak temperatura powietrza wpływa na jej otoczenie. Oczywiście najbardziej widocznym zjawiskiem było zamarznięcie jeziora oraz jego wodospadów. Śnieg, choć nie było go nie wiadomo jak dużo, pięknie przystroił nagie gałęzie drzew oraz szaroburą ziemię, zabawnie skrzypiąc pod naciskiem łap. W powietrzu wyraźnie dało się wyczuć zapach zimy, który zarazem wprawiał w tęsknotę za ciepłymi promieniami słońca. Okolica, choć skąpana była w dość posępnych barwach, prezentowała się nad wyraz okazale oraz pięknie, a towarzysząca jej niska temperatura powietrza zdawała się jakoś szczególnie nie przeszkadzać czarnofutrej wilczycy.

 

Stanęła tuż przy brzegu zamarzniętego jeziora, podziwiając te nietypowe uroki owego miejsca. W końcu jednak jej uwaga w pełni skupiła się na lodzie pokrywający wodę. Biało-błękitna, półprzeźroczysta powierzchnia zdawała się być dość gruba. Wystarczająco, aby mógł po niej stąpać dorosły wilk. Postanowiła się więc przekonać. Ostrożnie postawiła jedną z przednich łap na zimnej pokrywie jeziora. Nie stało się absolutnie nic. Przerzuciła większą część ciężaru swojego ciała na ową łapę, jeszcze bardziej przy tym przyduszając ją do powierzchni. Lód jednak ani drgnął. To dobrze. W końcu z kruchą, cienką warstwą lodu niewiele da się zrobić.

 

Taki krótki test zdecydowanie jej wystarczył. Beztrosko wyskoczyła na zamarznięte jezioro i... Nie skończyło się to dla niej najlepiej. Jeśli jednak ktoś pomyślał, iż lód nie wytrzymał, i tak niewielkiego, ciężaru ciała wilczycy, no to był w błędzie. Widzicie, łapy Nasari nie były przystosowane do chodzenia po śliskich powierzchniach, co zakończyło się efektownym upadkiem, któremu towarzyszył głuchy huk. No cóż, zdarza się. Zaczęła się ostrożnie podnosić, jednak jej łapy rozjechały się na lodzie, co spowodowało kolejny upadek. Spróbowała ponownie, lecz z takim samym skutkiem.

 

- Do trzech razy sztuka- pomyślała.

 

Postawiła jedną przednią łapę, wbijając przy tym pazury w lód, potem drugą, aż w końcu stanęła wyprostowana jak świeca. Złapała równowagę i choć mogła spróbować odlecieć z powrotem na brzeg, nie miała zamiaru tego zrobić. Śliska powierzchnia idealnie nadawała się do dobrej zabawy. Spięła więc wszystkie swoje mięśnie, po czym wykonała jeden, długi ślizg wzdłuż jeziora. O dziwo nie zakończył się upadkiem, co jednak wcale nie oznaczało, iż było to proste. Hamując, zarysowała lodową powłokę pazurami, przeszła do delikatnego półsiadu i rozłożyła skrzydła by utrzymać równowagę. Udało się.

Zaczęła powtarzać swoje "akrobacje" na lodzie, starając się wykonywać coraz dłuższe i płynniejsze susy. Powierzchnia z każdą chwilą pokrywała się nowymi rysami, a temu wszystkiemu towarzyszyły dziwne, przygłuszone dźwięki. W końcu zaczęła próbować jazdy na lodzie tylko na trzech, czy nawet dwóch łapach, lecz z dość mizernym skutkiem. Pozostała więc przy klasycznych ślizgach, wykonując od czasu do czasu jakiś piruet, czy skok. Podobało jej się to coraz bardziej, jednak powoli opadała z sił. Poduszki jej łap wręcz stwardniały z zimna i zaczęły powoli boleć.

 

Zatrzymała się i powolnym, ostrożnym krokiem wyszła na brzeg. Tam położyła się na kamiennym podłożu pokrytym śniegiem tak, aby dalej mogła zerkać na zamarznięte jezioro i co znajduje się pod lodową powłoką. Nie zauważyła jednak nic wartego uwagi, toteż przewróciła się na grzbiet, aby tym razem móc obserwować zachmurzone niebo. Spostrzegła czarne sylwetki ptaków przelatujących nad okolicą w jakiej się znajdowała. Nawet udało jej się dostrzec kilka bladych promieni słońca, nieśmiało wychylających się zza chmur, co wywołało u Nasari uśmiech. Co prawda nie miała nic do zimy, ale czasem brak słońca wprawiał ją w delikatne stany depresyjne. Z resztą, miała wrażenie, że dotyczy to niemal każdego.

 

W końcu zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech i odpłynęła jeszcze głębiej do świata swoich myśli, dalej wsłuchując się w dźwięki płynące z otoczenia. Nawet nie zauważyła, że po pewnym czasie dosiadła się do niej jej córka. Położyła się tuż przy Nasari i, tak jak wcześniej jej matka, zaczęła poszukiwać na niebie jakichkolwiek śladów słońca.

 

KONIEC