· 

Zimowa frajda [misja miesiąca]

Velgarth zwiedzał Zapomniane Ruiny. Zdecydowanie zbyt rzadko zapuszczał się w tamte rejony. A należało przyznać, że miejsce było fascynujące i inspirujące. Kamienie pokrywał twardy śnieg. Basior stąpał ostrożnie, nie chcąc nadziać łap na coś ostrego. Towarzyszył mu kruk, który nie leciał, a podskakiwał, będąc na ziemi. Wynalazł sobie świetną zabawę. Długi dziub zanurzał w białych zaspach, by po chwili zlepionymi kulami śniegu rzucać w Velga. Wilk nijak reagował, co jakiś czas otrzepując mokre futro. Był skupiony i spokojny. Te dwa stany osiągał dzięki samotności i wyciszającym wędrówkom. Nikt nie miał prawa zmieniać tych zależności. Jeśli zaś znalazłby się śmiałek - mógłby niekorzystnie na tym wyjść. Velgarth nie polecał, żeby przeszkadzać mu i wchodzić w paradę. Ot, dla własnego bezpieczeństwa i zdrowia psychicznego. 

 

 

Eksplorował teren, zaglądając w szczeliny, które wydawały mu się najbardziej interesujące ze względu na położenie i styczność z tajemniczo wyglądającymi figurami. Pozostałości po przodkach. Zapamiętał, by po powrocie do jaskini bardziej zgłębić temat. Był ciekaw. Mruknąwszy coś w zamyśleniu, przystanął przed wejściem do czegoś, co kiedyś zapewne stanowiło komnatę. Ptaszysko podleciało bliżej, zadzierając łebek. Basior, wysunąwszy przednią łapę, dotknął chropowatych ścian, zajmując głowę dziwnymi myślami. 

 

 

-Cholera, Kruczy. - Odezwał się do pierzastego przyjaciela. - Mógłbym przysiąc, że już kiedyś widziałem to miejsce. I nie, nie odkąd tu jestem. Zanim przybyłem na tereny Doliny Burz… - Znacząco zawiesił głos, mrużąc miodowe ślepia. 

 

 

-A to ciekawe, Velgie. - Rozległ się czysto brzmiący głos pewnej wadery. 

 

 

Basior, uśmiechnąwszy się pod nosem, opuścił łeb. To co on tam sobie bredził w umyśle o przeszkadzaniu osób trzecich w byciu samotnym? Kruczek, na widok Alessy, podskoczył żwawo, by w krótkim locie dobić do niej i opleść ją czarnymi jak smoła skrzydłami. Velgarth obrócił się, spojrzawszy wilczycy prosto w oczy. 

 

 

-Wciąż pamięta wasze wspólne loty. - Skomentował zachowanie Kruczego.

 

 

Samica Alfa wyszczerzyła białe zęby w perlistym uśmiechu, odwzajemniając uścisk ptaszyska. Po chwili podniosła wzrok mądrych oczu na wilka, przekrzywiając swobodnie głowę. Kaskada błyszczących włosów spłynęła na bok.

 

 

-A ty co? Długo mam czekać na twoje powitanie? - Alessa nie była zła, i Velgarth doskonale o tym wiedział. 

 

 

Podszedł do niej, ale nie zbliżył się. Jeszcze nie. Lubił się z nią droczyć. I jakby nie było - brutalnie przerwała jego egoistyczną wędrówkę. Chociaż! Velgarth musiał przyznać sam przed sobą, że - kto jak kto - ale Alessa miała do tego pełne prawo. I zawsze uświadamiał to sobie, kiedy ją widział. 

 

 

-Jesteś niemożliwy, Velgie. - Wadera uderzyła basiora rozpostartym skrzydłem, zwracając wzrok ku wschodowi. - Skończyłeś już zwiedzanko? Świetnie! Idziemy nad Jezioro Dusz. O tej porze roku wygląda bajecznie. 

 

 

Skulił uszy pod naporem nagłego ciosu, chcąc złapać zębami końcówkę jej skrzydła, ale, nie zdążywszy, tylko klapnął paszczą w powietrzu. 

 

 

-Nie podzielam twojego entuzjazmu, ale skoro muszę… - Rozciągnął kąciki pyska we wrednym uśmieszku, pospieszając kruka, który bawił się ośnieżonymi gałązkami drzew. 

 

 

-Czy ty możesz być mniej grobowy, bardziej rozrywkowy i choć raz poddać się dobrej, zimowej uciesze? Tak? Świetnie! No to idziemy! - Powiedziała Alessa, zanim wyruszyli. 

 

 

Velgarth, tym razem w towarzystwie ukochanej, opuścił Zapomniane Ruiny, by razem z nią udać się nad zamarznięte jezioro. 

 

 

Przystanęli przy brzegu, podziwiając wyrysowane przez mróz wzory. Wiatr smagał szklaną taflę cichymi podmuchami. Kruk, leniwie machając skrzydłami, zatoczył koło nad jeziorem. Było późne popołudnie. Przestrzeń spowijała ciemność. A Velgarth wraz z Alessą przyglądali się zachodzącym w naturze zmianom, rozmawiając o porach roku i rychłym przemijaniu. Omówili różnice, zwracając uwagę na najdrobniejsze szczegóły. Ostatecznie doszli do wspólnego wniosku, że zima, choć czasami sroga i nieugięta, bywała potrzebna. Potrafiła zahartować ducha. 

 

 

W pewnym momencie wilczyca wzięła rozbieg i, rozłożywszy skrzydła, skoczyła, lądując na lodzie, po którym przejechała aż na drugi koniec jeziora. Roześmiała się, nie tracąc jednak kontroli nad ewentualną kruchością podłoża. Miała skrzydła, w razie niespodziewanego wypadku była w stanie uchronić się przed nagłą wpadką i nieszczęśliwym zmoczeniem futra, choć sierść Alessy była odporna na wodę.  Velgarth uznał, że wyglądała pięknie i dostojnie jednocześnie. Lubił ją taką. Poddając się chwili, skoczył za nią, przewracając się na grzbiet dla lepszego poślizgu. 

 

 

-Wiesz, Alesso. - Odezwał się, kiedy dobił do boku jej ciała. Ostrożnie wbił pazury w lód, utrzymując lepszą pozycję. - Faktycznie. Zimowa frajda, zwłaszcza w twoim towarzystwie, to coś, czego potrzebowałem. Czy ja już mówiłem, jak bardzo wdzięczny ci jestem, bo ratujesz mnie przed mrokiem? 

 

 

Wadera uśmiechnęła się, wtulając pyszczek w kark Velgartha. 

 

 

 

KONIEC.