Niebo usłane było tysiącami gwiazd, a tej nocy widać je było zaskakująco dobrze. Dało się nawet dojrzeć zarys drogi mlecznej. Setki błyszczących konstelacji, a każda z nich nazwana przez istoty tak im odległe i tak dla nich nieistotne jak zwykłe wilki zamieszkujące ziemię. Skąd wziął się pomysł nadawania imion gwiazdom? Czy to nie było zwyczajnie głupie? Nazywać coś oddalonego o miliony mil, tylko po to, by móc się z tym łatwiej oswoić. By móc nie uważać tego, za coś obcego i nieznanego.
A może gwiazdy robią dokładnie to samo z nami? Może mają swój język? Posiadają swoje prawdziwe imiona, a te, które my im nadajemy są fałszywe. Sztuczne. Są jedynie przezwiskiem, które nadały im małe, nieistotne pchły. Nieznaczącym zupełnie nic zlepkiem liter, czy wyrazów. Może jednak patrzą na każdego z nas i każdą istotę na planecie także nazywają inaczej, tak jak to my robimy z nimi? Nadają imię które określa to, kim tak naprawdę jesteśmy. Które odsłania nasze wnętrze, naszą duszę. Pokazuje nasze prawdziwe ‘ja’.
Imię w języku gwiazd.
Złote oczy młodego wilka skierowane były w stronę nocnego nieba, a jego trójkolorowa sierść poruszana była delikatnie przez lekki powiew chłodnego jak na tą porę roku wiatru. Nie spał, mimo że większośc stada już dawno schowała się w swoich jaskiniach, by móc udać się w podróż do krainy Morfeusza, wypełnionej marzeniami sennymi i skrytymi pragnieniami. On zaś, leżąc pod jedynym drzewem na całej Beztroskiej Polanie, pozwolił się ponieść wyobraźni i wspomnieniom.
To był jego sposób na radzenie sobie z bezsennością. Z niewyjaśnionym niepokojem, który ostatnio coraz częściej wyrywał go ze snu i nie pozwalał mu zmrużyć oczu ani na moment. Dzięki temu mógł pozwolić sobie na chociaż krótką chwilę odpoczynku. Na wzięcie oddechu i zrelaksowanie się. Oderwanie się od tego co go dręczyło. Od świata rzeczywistego. Ułożenie swoich myśli, które powoli zaczynały przeradzać się w jego głowie w czarny kłębek poplątanych wspomnień i negatywnych emocji, rosnący z sekundy na sekundę.
Wszystko dookoła jednak zdawało się mu to uniemożliwiać. każdy szczegół przypominał mu o innym wspomnieniu związanym właśnie z Nią. Z tą, dla której byłby w stanie bez wahania poświęcić dosłownie wszystko, co tylko byłoby potrzebne, by nic jej nie zagrażało. By była szczęśliwa. By nic jej nie brakowało i by czuła się bezpiecznie.
Sierpowaty księżyc wyglądał identycznie jak tej pamiętnej nocy, gdy oboje spotkali się po raz pierwszy nad jeziorem. Wtedy też właśnie podarował jej pierścień z rubinem - pamiątkę, która miała symbolizować ich bliskość i całkowite oddanie tylko i wyłącznie dla Niej. Jak bolesne było przypomnienie sobie, że to właśnie ów pierścień został przez nią rozerwany. Zniszczony. Zdruzgotany na tysiące kawałeczków, by już nigdy nie mógł być złożony z powrotem. Przez tą, która miała go nosić ze sobą do końca życia i dzięki niemu pamiętać o tym, że nie jest sama. Że jest ktoś, kto szczerze ją kocha.
Prawda?
Złotooki pokręcił głową, próbując pozbyć się tym samym myśli, które aktualnie krążyły w jego głowie. Wstał z trawy i szybkim krokiem opuścił polanę, kierując się w stronę Magicznej Drogi. Wszystko by o tym nie myśleć. By zapomnieć. Próbował skupić wzrok na swoich łapach, które zostawiały delikatne ślady na wilgotnej glebie. wczoraj padało. Myśl o tym, o niczym innym.
Ciche westchnienie wyrwało się z jego uchylonych ust, gdy idąc ścieżką dojrzał rosnący nieopodal mały, pojedynczy kwiat. Zwykły chaber górski, jednak jego niebieski kolor wydawał się migotać tak, jakby był jedną z gwiazd. Jakby jedna z nich spadła na ziemię i postanowiła się odrodzić właśnie w formie tego niepozornej, delikatnej rośliny o drobnych płatkach. Płatkach, które tak bardzo przypominały swoją barwą Jej oczy.
Pamiętał, jak patrzyły na niego z miłością. Pamiętał ich łagodny wyraz i ich głębie. Emocje, które były wiecznie w nich ukryte, niczym zatopione na samym dnie jeziora skarby, po które należało się zanurzyć, by móc ich ich chodźby dosięgnąć. By móc je zrozumieć i pojąć. Do tego zawsze potrzebny był czas. On jednak to potrafił. Jako jedynej osobie na całym tym świecie to właśnie jemu pozwolono zdobyć tak cenną rzecz. rzecz tak głęboko ukrytą w jej oczach.
Oddałbym wszystko, bym mógł je ponownie ujrzeć, choćby na krótką chwilę… - wyszeptał, nie próbując już walczyć z powracającymi do niego wspomnieniami.
Jego słowa zabrał wiatr, niosąc je ze sobą w stronę nocnego nieba i czuwających nad nim tysiącem gwiazd, a on uśmiechnął się słabo patrząc z tęsknotą w otaczający go mrok.
KONIEC