Skaza przebudził się w środku nocy. Coś nie pozwalało mu spać, majaczyły mu się jeszcze niespędzone z powiek resztki snu. Było jakoś niepokojąco duszno i w zasadzie sam biedny nie wiedział czego w tamtej chwili chciał. Z muchami w nosie wyszedł na zewnątrz. Rześkie powietrze otulało jego ciało i zdawało się wsiąkać w sierść. Księżyc w swej pełni wyraźnie okrywał blaskiem wszystko wokół, tak, że nawet w gęstwinach nie było miejsca na nieprzenikniony mrok. Tam z resztą basior dostrzegał niewyraźny kształt niewielkiego zwierza. Nie był do końca pewien czy to co widzi było jawą czy ułudą. Nie wyczuwał żadnego zapachu, nie słyszał oddechu. Jednakże bezwietrzna pogoda nie mogła przyczynić się do szeleszczenia zarośli. Skaza podszedł pewnym, acz ostrożnym krokiem. Wtem z zarośli wyskoczył ku niemu czarny kotek. Nie był jednak zwyczajnym sierściuszkiem. Jego aksamitne futro lśniło granatowym blaskiem, oczy jarzyły się żółtym żarem. Basior cofnął się o krok, co nie było w jego zwyczaju, jednakże nie miał ani siły, ani nastroju na walki i uszczypliwe komentarze.
- Zgubiłeś się? - spytał spokojnie oziębłym tonem. Mały jednak nie odpowiedział, jednakże jasne było, iż chce, aby wilk podążał za nim.
Zaprowadził go do miejsca, które wilk dobrze znał. Spędza nad tym ruczajem wiele wolnego czasu. Tym razem był on bogatszy o coś na kształt portalu. Kotek wszedł przezeń. Basior wahał się chwilę, jednakże ciekawość wzięła górę. Znalazł się w alternatywnej rzeczywistości - te same tereny, te same wilki. Z tą różnicą, że wszystkich ogarniał sen. Zaciekawiony poszedł z miejsce, w którym zwykł sam sypiać. Ku swemu zdumieniu, zobaczył siebie, śniącego niespokojny sen. Podszedł bliżej, zastanawiając się, czy obudzenie drugiego siebie będzie dobrym posunięciem. Szturchnął śpiącego nosem, po czym poczuł, że spada. Zerwał się na równe łapy, nie mogąc złapać oddechu. Ten sen zapamięta do końca życia.
KONIEC