· 

Piękno nocy

Czarnofutra wyszła przed jaskinię w momencie, w którym słońce schowało się za horyzontem. Stanęła i patrzyła się w ciemność z przerażeniem. Usłyszała za sobą kroki.

 

- Nasari?- spytała ją Leila przyciszonym głosem, wychodząc z jaskini, w której obie mieszkały.

 

Wpatrywała się w swoją matkę mocno zaspanymi oczami. Miała dość szalony dzień, więc nikogo nie zdziwił fakt, iż położyła się tak wcześnie spać. Przynajmniej inne wilki nie musiały odpowiadać na miliard pytań, które waderka zwykle zadawała.

 

- Wróć proszę do jaskini- odparła Nasari nie odrywając wzroku od okolicy pogrążonej w ciemności.

 

Leilani od razu zrozumiała co się dzieje i powiedziała:

 

- Wiem, że boisz się ciemności ale to nie jest pierwszy raz, kiedy idziesz na nocne zwiady! Myślałam, że już się przyzwyczaiłaś. No dalej! Musisz się wziąć w garść!

- Ja się do tego w życiu nie przyzwyczaję! Ale i tak muszę iść. A ciebie bardzo proszę wróć do jaskini- rzuciła Nasari. Doceniała to, że Leilani chce jej dodać otuchy, lecz robiła to, przynajmniej jej zdaniem, dość nieudolnie. Możliwe, że przez swój młody wiek.

 

Leilani pokiwała głową, ziewnęła i skierowała się w stronę swojego legowiska. Nasari stała jeszcze chwilę z podkulonym ogonem, wzięła głęboki wdech i ruszyła wypełniać swoje obowiązki. Nocne zwiady były jedynym minusem jej profesji. Lubiła nocne spacery ale nie w samotności. Miała już 5, no prawie 6 lat, a dalej bała się ciemności! To było dla niej dość przykre i upokarzające zarazem. Jedyną pozytywną informacją był fakt, iż nastało lato, co oznacza krótszą noc, czyli krótsze zwiady. I to w sumie tyle z plusów.

 

Tej nocy miała ona sprawdzić baśniowy las, płomykowy las oraz purpurowy gaj, w tym także jezioro dusz. Niby okej, ale biorąc pod uwagę fobię wilczycy te zwiady będą jednymi z tych trudniejszych. Ale przystepując do watahy zobowiązała się też do pewnych obowiązków. Lęki można zwalczyć co oznaczało, że jej fobia nie była żadną wymówką. Musiała iść, i tyle.

Zgodnie z planem zaczęła od Baśniowego lasu. Za dnia uroczy lasek o pięknych kolorach i dorodnej zwierzynie łownej, w nocy zmienił się w miejsce z koszmarów. Co prawda oczy Nasari powoli przywykły do obecnych warunków jej pracy, lecz lęk pozostał. Cały czas chodziła jak na szpilkach, nerwowo rozglądając się po okolicy.

 

- Ugh, no skup się w końcu!- pomyślała zirytowana. Nie mogła się skoncentrować przez kolejne mroczne historie jakie podsuwała jej wyobraźnia. Tak jak zwykle była dumna ze swojej kreatywności, tak w tym przypadku zaczęła siebie powoli za to nienawidzić.

Usłyszała nad sobą dźwięk sowy, który dodatkowo wprowadził nieco więcej niepokoju. Larota zawsze jej mówiła, że dźwięki sowy w nocy to zwiastowanie nadejścia czegoś niepokojącego lub nawet niebezpiecznego. No tak jeszcze tylko tego brakowało, aby Nasari poryczała się na zwiadach z tęsknoty za swoją matką! Ale o dziwo nie wydarzyło się nic wartego uwagi. I w sumie całe szczęście.

 

Drugi w kolejce był płomykowy las. Tam Nasari poczuła ulgę. Las był w miarę dobrze oświetlony dzięki czemu zwiady tych terenów były przeprowadzone zdecydowanie lepiej i spokojniej niż w baśniowym lesie. Szła spokojnym krokiem uważnie rozglądając się po okolicy, lecz słysząc szelest zatrzymała się. Możliwe, że to sprawa oświetlenia, ale Nasari w tamtym momencie za bardzo się nie wystraszyła. W pełni uszykowana do ewentualnego ataku czy obrony stała gapiąc się w krzak. Zza niego wyszedł lis. Zwykły, rudy lis. Zdziwione spojrzenia obu futrzastych stworzeń spotkały się, lecz na krótko. Rudzielec bowiem patrzył się na nią przez kilka sekund, po czym uciekł. Jako iż spotkanie lisa na tych terenach nie było niczym niezwykłym, Nasari wróciła do swoich zajęć. I tutaj również nie będzie zaskoczenia. Oprócz spotkania lisa nie wydarzyło się nic ciekawego.

 

Ostatnim już miejscem był purpurowy gaj. Różowe oczy wilczycy , podobnie jak jej psychika, znów musiały przyzwyczaić się do panujących tam ciemności. I historia się powtarza. Ogromna panika, chaotyczne myślenie i czarne scenariusze. Ah, ile ona by dała, żeby tylko pozbyć się tej fobii! Myśl o spacerze nad jeziorem dusz nocą również nie polepszała sytuacji. Co jeżeli spotka jakiegoś ducha? Lub, co gorsza, demona?

 

Stąpała powoli, słysząc pod łapami delikatny szelest liści ale nic poza tym. Żadnego zagrożenia ani nie widziała ani nie słyszała. Drzewa jednak w wyobraźni Nasari stawały się wysokimi demonami o dziwnej czuprynie, czekające tylko na okazję, aby skrócić jej życie. Krzaki z kolei dziwnymi niskimi istotami gotowymi w każdej chwili chwycić jej łapy w swoje zębiska i powolutku rozszarpywać na kawałki. Nie chwila... to dalej tylko chora wyobraźnia! Nic takiego nie ma miejsca!

 

W końcu doszła do jeziora. Zatrzymała się na chwilę, nerwowo przełykając ślinę. Jezioro, choć emanowało błękitne i miłe dla oka światło, dalej miało w sobie coś niepokojącego.

 

- Pamiętaj Nasari. Światło przyciąga dusze DOBRYCH zwierząt- myślała próbując dodać sobie otuchy, niestety równie nieudolnie co jej córka.

 

Szybko jednak pojawiały się kolejne myśli. No bo co jeśli tym razem będzie inaczej? Ale Nasari idąc obok jeziora poczuła dziwną pokusę, albo ciekawość. W sumie jedno i drugie pasuje. Weszła powoli do jeziora. Zanurzyła się mniej więcej do połowy długości swoich łap. Dalej była przestraszona, lecz czuła dziwną potrzebę wejścia do wody. Zorientowała się nagle, że coś koło niej krąży. Czasem czuła czyjś śliski dotyk na łapach, czy ogonie. Nie ruszyła się jednak. Nagle coś mocno uderzyło w jej przednią łapę. Tego Nasari już nie zniosła. W akcie desperacji wykopała dziwną istotę z jeziora, po czym uciekła. Biegła ze łzami w oczach jak najszybciej tylko umiała. Przez chwilę zdawało jej się, że słyszy czyjeś kroki za sobą. Czyli Larota miała rację. Sowa w nocy to chyba rzeczywiście jakiś zły omen. Przynajmniej dla Nasari.

 

Słońce powoli wstawało, więc nasza różowooka nie miała żadnych oporów, aby migiem wrócić do Areliona, zdać mu raport i o wszystkim zapomnieć. Tylko, że nie ważne jak bardzo chciała, nie mogła. Choć bywała tchórzliwa nadal często, mimo dorosłego wieku, objawiała się jej szczenięca ciekawość świata. Dlatego też po spotkaniu z Lunkiem zestresowana udała się z powrotem nad jezioro. Bała się co tam zastanie i czy wogóle coś zastanie. Ostrożnie wysunęła się zza skały i spojrzała z niedowierzaniem. Oto niedaleko niej leżała sporej wielkości... ryba. Czarnofutra podeszła bliżej z szeroko otwartymi oczami, usiadła przy martwym stworzeniu i wbiła w nie swój wzrok.

- Ja naprawdę potrzebuję pomocy...

 

 

Koniec.