Cisza, spokój i nieśmiały blask gwiazd przyjemnie koiły nerwy złotookiego basiora, przechadzającego się spokojnie po Klifach Thora. Niby wiecznie wietrznemu miejscu teraz towarzyszył jedynie delikatny wiaterek, przyjemnie muskając futro ciemnofutrego. Zamknął oczy, pozwalając chłodnej bryzie otulić jego ciało, po czym rozpostarł skrzydła i wzniósł się bez wysiłku w powietrze.
Złotooki od zawsze podziwiał gwiazdy. Chciał sięgnąć ich choćby końcami lotek, czubkiem nosa, pazurami łap – wiedział oczywiście że jest to niemożliwe, lecz raz na jakiś czas pozwalał sobie na chwilę marzycielstwa. Gwiazdy od zawsze kojarzyły mu się ze snami, marzeniami i wspomnieniami. Sam nie wiedział dlaczego, lecz słyszał w głowie głos nieznanej mu wadery. Szeptała ona delikatnym głosem, opowiadając historię o gwiazdach.
Nuka zamknął oczy i wsłuchał się w głos wadery.
„Mój drogi, gwiazdy nie zawsze nam towarzyszyły. Gdy pojawił się pierwszy wilk na tym świecie, zaczął on pleść z pyłu, promieni słońca i blasku księżyca swoje wspomnienia, sny i marzenia. Chciał je przekazać innym wilkom, które miały zawitać na ten świat. Stworzył więc gwiazdy, by wskazywały drogę wilkom zagubionym. Jego wspomnienia, sny i jego wiedza nadal pozostały w gwiazdach. Później i inne wilki nauczyły się tej sztuki, przekazując swą wiedzę i marzenia gwiazdom. Jeśli kiedyś nie będziesz wiedział co robić, spójrz w gwiazdy. Porozmawiaj z nimi. One wskażą Ci drogę.”
Skrzydlaty spojrzał ku gwiazdom. Znał książkową definicję gwiazd. Jak są zbudowane, czemu służą w świecie. Wierzył w naukę, ale z drugiej strony opowieść wadery została z nim aż do teraz. Trzymał się jej kurczowo, nie chcąc zagubić kolejnego wspomnienia. Wierzył nieznajomej wilczycy.
W końcu w każdym micie jest ziarenko prawdy, czyż nie?
Złotooki wylądował na ziemi. Przeciągnął się, rozprostował kończyny. Jeszcze raz spojrzał na gwiazdy i ruszył przed siebie.
Dotarcie do Wodospadów Życia nie zajęło mu długo. To miejsce w nocy miało zupełnie inny klimat. Za dnia dodawało energii swoim rześkim powietrzem i chłodną, przejrzystą wodą. W nocy zaś tafla jeziora odbijała blask gwiazd i księżyca, a czas zdawał się płynąć tam wolniej. Mistyczna sceneria uspokajała i niemal przenosiła ciemnofutrego w inny czas, inny wymiar.
Basior zamoczył łapy w chłodnej wodzie i przeszedł się spokojnie brzegiem jeziora. Nie myślał za wiele – jego myśli same postanowiły oddalić się, pozwalając basiorowi na chwilę czystego relaksu.
- O japier...! – ciemnofutry wyskoczył z wody jak poparzony, gdy tylko niewielka rybka w jeziorze dotknęła jego łapy. Odsunął się daleko od brzegu, przez chwilę stał niemal sparaliżowany, po czym odchrząknął i rozejrzał się naokoło.
„Nikogo nie ma, spokojnie” pomyślał basior, próbując uspokoić oddech i powoli ruszając w dalszą drogę.
Ruiny w środku lasu były jednymi z ulubionych miejsc złotookiego. Klimat Leśnych Wrót niesamowicie wręcz go uspokajał, pozwalając zmysłom na chwilę odprężenia. Basior często tu przebywał, zarówno za dnia, chcąc się schować przed słońcem, jak i w nocy, korzystając z ciszy i samotności.
Wilk przystanął na chwilę. Czujne oczy ciemnofutrego wychwyciły niemal niewidoczne stworzonko, które widząc na sobie wzrok drapieżnika stanęło jak sparaliżowane. Basior jedynie przewrócił oczami i szepnął do stworzenia:
- No już, przecież nie zrobię Ci krzywdy. Zmykaj stąd.
Stworzonko powoli rozprostowało spięte łapki, po czym ruszyło pędem z dala od wilka.
Złotooki uśmiechnął się nieznacznie i ruszył dalej, w głąb Puszczy Życzeń.
Puszcza znana jest z tego, że jest doskonałym miejscem do polowań. Wilki przychodzą tu by się posilić, wybiegać, poćwiczyć polowanie na mniejszą i większą zwierzynę. Ciemnofutry osobiście nie przepadał za tym miejscem za dnia, jako że łatwo było w nim spotkać innego osobnika jego gatunku, lecz w nocy Puszcza Życzeń miała swój urok, któremu nawet on nie był w stanie zaprzeczyć.
Łapy wilka odbiły się mocniej kilka razy od ziemi, by później ponieść go pędem przez las.
Złotooki potrzebował tego biegu, tego uczucia wolności które dawało mu przemykanie między drzewami, dalekie skoki nad leżącymi konarami i szybowanie w powietrzu gdy tylko udało się mu znaleźć kawałek miejsca by rozwinąć skrzydła. Basior nie myślał o niczym wiele, ciesząc się jedynie uczuciem podłoża umykającego spod jego łap i powietrza opływającego jego ciało i mierzwiącego futro. Kilka ostatnich kroków i skrzydlaty wzbił się w powietrze.
Wschodzące słońce powoli oświetlało tereny watahy, przykrywając blask gwiazd i witając ziemię swym ciepłem. Pierwsze promienie otuliły sylwetkę złotookiego, wywołując uśmiech na jego pysku.
- Dzień dobry – Szepnął, składając skrzydła i bezwładnie opadając ku ziemi.
Koniec