· 

Głos rozsądku

Ciemnofutry basior obudził się w środku lasu.

No cóż, w każdym razie miał nadzieję, że był to las. Widział bowiem jedynie przebłyski drzew i powalonych pni, gdy jego wzrok usilnie próbował przebić się przez gęstą mgłę, otaczającą go ze wszystkich stron. Mgła zdawała się trzymać skrzydlatego wilka w miejscu, nie pozwalając mu się ruszyć, a jemu samemu wydawało się, że ledwo jest w stanie oddychać. Powietrze było ciężkie, a praktycznie zerowa widoczność otumaniała zmysły basiora.

W uszach mu dzwoniło. Nie był w stanie zebrać myśli, wszystkie chaotycznie przebiegały po jego głowie, by zaraz później zniknąć bezpowrotnie. Basior niemal fizycznie czuł, jak mgła przeszywa jego umysł, nie pozwalając mu myśleć jasno.

Miał ochotę schować się gdzieś, gdziekolwiek tylko nie dosięgłaby go mgła. Wzbić się w powietrze, zakopać pod ziemią, zrobić naprawdę cokolwiek byleby wydostać się z tamtego miejsca.

Łapy jednak odmawiały mu posłuszeństwa, a płuca powoli przestawały się starać o złapanie czystego powietrza.

- Nuka!

Z oddali dobiegł ciemnofutrego pewien głos. Ciepły, przyjazny, a przede wszystkim – znajomy.

- Pomocy, Nuka!

Basior nastawił uszy.

- Nuka, błagam! Pomocy!

Skrzydlaty wilk wziął głęboki oddech. Spiął mięśnie. Powoli, z wielkim wysiłkiem wstał z ziemi i ruszył w stronę znajomego głosu. Krok za krokiem, wdech za wydechem. Zbliżał się coraz bardziej do swojego celu, starając się przypomnieć sobie do kogo właściwie zmierza. Jego umysł nie chciał pracować jak powinien, szedł więc jedynie półświadomie przed siebie, próbując rozbudzić swoje zamroczone zmysły. Łapy mu się plątały, potykał się o najmniejsze korzenie, kilka razy wylądował pyskiem w ziemi. Wstawał jednak, otrzepywał się i szedł niezmordowanie dalej, podążając za głosem wbrew własnemu rozsądkowi.

Wdech.

Wydech.

Wdech.

Ciemnofutry poczuł zapach jaśminu.

Usiadł na chwilę na ziemi.

- Jaśmin, jaśmin... Kwiat Jaśminu... – Basior mamrotał do siebie, próbując pobudzić do działania szare komórki.

- Nuka! – Głos zawołał rozpaczliwie, boleśnie przeszywając myśli wilka.

- Yavi? – Spytał słabym głosem, uważnie nasłuchując odpowiedzi.

- Nuka? – Głos odpowiedział mu po chwili. Było w nim słychać czysty lęk, a skrzydlatemu niewiele było potrzeba by to wyczuć. Zmusił mięśnie do większego wysiłku i ruszył biegiem, rozglądając się i wołając imię złotookiego.

Basior sam nie wiedział, jak długo zajęło mu znalezienie Yaviego. Błądził we mgle, nie raz i nie dwa potykając się o własne łapy. Powietrze stawało się coraz cięższe, ciemnofutry ledwo był w stanie oddychać. Wysiłek sprawiał, że basior czuł, jakby za chwilę miał się udusić. Przystanął na chwilę. Płytki, urywany oddech nie dostarczał mu dużo tlenu, skrzydlaty był pewien że za moment przewróci się i straci przytomność. Na chwiejnych nogach ruszył jednak w dalszą drogę. Świat wirował naokoło, bezwzględna cisza coraz bardziej otumaniała jego zmysły. Kątem oka wychwycił sylwetkę zgrabnego wilka, stojącego nieruchomo na klifie. Zatrzymał się na sekundę, odetchnął głęboko, po czym ruszył już spokojnym krokiem w jego stronę.

- Yavi, co... – Ciemnofutry wziął wdech – co się stało? Jesteś ranny?

Złotooki odwrócił się, spojrzał na skrzydlatego pobłażliwym wzrokiem, po czym z uśmiechem na pysku cofnął się na kraniec klifu.

Pojedynczy odłamek skały spadł w nicość.

- Hej, Yavi, co się dzieje? – Umysł Nuki działał teraz na pełnych obrotach a serce biło jak szalone. Nie rozumiał nic z całej tej sytuacji. Dlaczego Yavi nic nie mówił? Czemu stoi na klifie? Co się dzieje?

Złotooki basior szepnął:

- Ratuj mnie.

Wychylił się do tyłu i zaczął bezwładnie spadać w dół.

Skrzydlaty nie zastanawiał się. Skoczył zaraz za spadającym wilkiem, pozwalając sobie spadać ze zwiniętymi skrzydłami, zbliżając się do niego coraz bardziej i bardziej. W głowie mu szumiało. Skupił całą swoją uwagę na sylwetce basiora. Wiatr niemal uniemożliwiał mu używanie słuchu, lecz jakimś cudem usłyszał słowa złotookiego.

- Złapiesz mnie, Nuka? Co podpowiada Ci rozsądek?

Skrzydlaty nie był w stanie mówić. Do oczu cisnęły mu się łzy, przednie łapy rozpaczliwie wyciągnął w stronę spadającego wilka. Dlaczego Yavi skoczył? Dlaczego on sam zrobił to samo?

Ciemnofutry szerzej otworzył oczy. Chwila realizacji przeszyła jego umysł i kazała posłuchać głosu rozsądku.

Rozpostarł skrzydła i zatrzymał się w powietrzu, żegnając wzrokiem spadającego w nicość złudzenie jego przyjaciela.

- Tylko złudzenie – szepnął do siebie skrzydlaty, odwracając wzrok od zamglonej sylwetki Yaviego i wylatując z przepaści w stronę słońca.

 

 

 

Koniec