· 

Piękno Nocy

Czarny wilk imieniem Velgarth stanął na zalesionym wzniesieniu, obserwując z góry rozciągającą się panoramę kolorowych terenów watahy. Srebrzysty blask księżyca oświetlał jego sylwetkę, wyszczególniając detale w postaci czujnie postawionych uszu, błyszczących bursztynowych oczu oraz zwężających się i rozszerzających nozdrzy. Wypuścił powietrze, rozchylając pysk. 

 

 

Zaczął schodzić z urwiska, uważając na osypujące się skałki. Noc była jego ulubioną porą. Wtedy czuł, że oddychał - zarówno w znaczeniu dosłownym, jak i metaforycznym. Łapał potrzebną do spójnego funkcjonowania energię. Opuścił obszar Smoczej Przełęczy, udając się do Puszczy Życzeń. Ujrzawszy nieświadomą zagrożenia sarnę, zaczaił się w zaroślach, zaszczepiając w głowie myśl o jak najszybszym złapaniu jej i pożarciu. Przylgnął cielskiem do ziemi, czuwając. Wyskoczył w odpowiednim momencie - gdy parzystokopytna podeszła niebezpiecznie blisko. Sarna, zauważywszy drapieżnika, poderwała się z miejsca, rzucając wątłe ciało do ucieczki. Velgarth nie dawał jej żadnych szans; na uratowanie własnego życia było już za późno. 

 

 

Ale pozwolił jej biec. Dopadł ją dopiero przy rzece Nyks. W nagłym przypływie adrenaliny wybił się z tylnych łap, powalając zwierzynę na glebę. Przygnieciona sarna wierzgnęła kopytami, podrywając mały łeb. Basior skrócił jej męki, zatapiając dziko pragnące krwi zębiska w miękkim karku. Wgryzł się w szyję, lawirując jęzorem wśród ścięgien. Poszczególne kęsy ciepłego mięcha odrywał powoli. Ucztował. 

 

 

Najedzony, przepłynął strumień w jego głębszej części, a gdy wyszedł na brzeg, otrzepał się i truchtem skierował w stronę Beztroskiej Polany. Na miejscu nie spotkał nikogo. Mrok nocy zalewał barwną łąkę, na której w ciągu dnia zwykły odpoczywać i bawić się wilki z watahy. Rozejrzał się, przyciskając nos do podłoża. Zaczął węszyć. 

 

 

Za kolejny punkt nocnego zwiedzania Krainy Burz obrał, połączone z Purpurowym Gajem, Jezioro Dusz, uprzednio pokonując biegiem Magiczną Drogę. Tam przysiadł, szukając wzrokiem kogoś znajomego. Nic z tego. Noc należała tylko do niego, co było nawet całkiem przyjemnym uczuciem. 

 

 

Napiwszy się wody, podążył ku Zapomnianym Ruinom. Charakterystyczny odgłos skrzeczenia utwierdził go w przekonaniu o obecności czarnego ptaszyska wśród prastarych drzew. Ucieszył się. ‘Kruczy’ wyleciał znad kamiennych murów. Zatoczył koło nad głową basiora, po czym przysiadł na jego grzbiecie, wtulając końcówkę dzioba w gorące futro. Velgarth lubił tę okolicę. W miejscu tym nigdy niczego nie można było być pewnym. Aura tajemniczości szczelnie okrywała obszar mitycznych ruin. 

 

 

Z krukiem na ramieniu udał się w głąb zielonej gęstwiny. Spacerował jakąś chwilę, odrzucając troski i zmartwienia. Nostalgiczne zamyślenie sprawiło, że nie zauważył, kiedy znalazł się w Płomykowym Lesie. I tam pobył przez pewien czas, rozkoszując się chłodem nocy i gwieździstą przejrzystością granatowego nieba z połyskującym wśród niedużych chmur księżycem na czele. 

 

 

Baśniowy Las pokonał żwawym tempem. ‘Kruczy’ leciał. Basior, gdy zadarł łeb, by spojrzeć w górę, uznał, że ptaszysko z rozłożonymi na całą rozpiętość ciała skrzydłami prezentuje się imponująco. Czarne pióra lśniły. 

 

Wyprawę zakończył przy Kryształowych Grotach, które znane były z różnego rodzaju kamieni szlachetnych. Pomyślał, by wziąć jeden dla Alessy. Wszedł do pierwszej jaskini, rozglądając się. Kruk, zaskrzeczawszy, wyprzedził go, lecąc dalej. Mądry zwierz, przemknęło Velgarthowi przez myśl. Chciał sprawdzić teren i wcześniej wykryć potencjalne zagrożenie. 

 

 

Środek groty mienił się milionem kolorów, lecz basior skupił się tylko na jednym minerale. Podszedł do niewielkiej półki skalnej, by móc lepiej przyjrzeć się kamieniowi. Rozpoznał onyks. Czarny jak on sam. Czarny jak towarzyszący mu kruk. 

 

 

-Będzie idealny. 

 

 

Bursztynowe ślepia odbiły się jasnym blaskiem od połyskującej powierzchni minerału, kiedy basior pochylił pysk. Zabrał surowiec i opuścił jaskinię. 

 

 

Wiejący z północy wiatr zawodził wśród wysokich drzew. Noc była młoda, wydawała się trwać w piękną nieskończoność. Życie wszelkiej zwierzyny ucichło. Velgarth był sam. I spokój, jaki go ogarnął był jedną z tych rzeczy, które w egzystowaniu cenił najbardziej. 

 

 

Podsumowując okrytą płaszczem nocy wędrówkę po Krainie Burzy, musiał przyznać, że znajdował się na niesamowicie malowniczych terenach - pośród wilków, które były warte każdej uwagi i emocji. 

 

 

Poza tym, miał szczerą nadzieję, że znaleziony w jednej z Kryształowych Grot onyks przypadnie Alessie do gustu. 

 

 

KONIEC.