Las. Czarny, ponury, nocny. Ciemny. Pośrodku niczego. Tylko ta nieznośna, gęsta, mleczna mgła utrudniała przemieszczanie się, jakby ciągnęła za nogi, chcąc zatrzymać przechodnia przy sobie. Problem w tym, że przechodniem była Shira i bardzo nie chciała tu być. Zasępiałe drzewa patrzyły na nią swoimi poskręcanymi konarami, w okryciu nocy wydające się wręcz czarne. Granatowe, zachmurzone niebo tylko czasem przebijało się pomiędzy koronami, a jeszcze rzadziej przepuszczało księżyc czy choćby gwiazdkę. Dojrzałą i wbrew pozorom otoczenia miękką trawę można było zobaczyć jedynie pod własnymi łapami, choć była wszędzie, bo mgła tak psuła widoczność. Zostawiała nieprzyjemną, momentami wręcz lepiącą wilgoć na całej sierści. I mgła, i trawa też. A na przekór wszystkiemu temperatura utrzymywała się na przyjemnym, dosyć ciepłym poziomie, lecz przestraszona Shirka nie była w stanie tego wyczuć i tym się cieszyć przez chłód otoczenia.
Nie wiedziała, czemu akurat tędy szła i dlaczego akurat w takiej porze, ale była pewna, że coś, jakieś złudzenie, ją tu ciągnie. I choć z początku wydawało się przyjemnie, teraz zaczęła myśleć, że z pewnością nie było to nic dobrego. A rozsądek kazał uciekać…
Trzask. Niepozorny, cichutki, jakby kazał się sobą nie przejmować. Jednak ten jeden malutki szczegół wystarczył, aby postawić uszy waderki na baczność, a żeby ona sama zaczęła trząść się ze strachu. Próbowała dostrzec coś w tej mgle, lecz ta do złudzenia zdawała się nie kończyć. Nieopodal jakiś ptak zatrzepotał dynamicznie skrzydłami i odleciał, wyraźnie czymś przepłoszony. Nastała grobowa cisza. Białofutra nie śmiała złapać nawet oddechu. Chciałaby potrafić zatrzymać nawet te szaleńcze bicie jej serca, które szarpało się jak dzikie zwierzę na łańcuchu. A trzeba było posłuchać rozsądku...
I wśród pustki oraz tej ogłuszającej ciszy zamajaczyła niewyraźna sylwetka. Zwierzyna? Wilk? Znajomy, obcy, przyjazny, groźny? Zamarła, gdy na ułamek sekundy spojrzał na nią. I zaraz odwrócił się z powrotem, jakby w ogóle jej nie zauważył. Tak, zdecydowanie nie był to nikt znajomy. Jednak nie wyglądał, jakby chciał ją skrzywdzić… Rozsądnie byłoby zagadać? Może potrzebuje pomocy? Zdawało się, jakby czegoś szukał, wypatrywał. Nie był duży, raczej drobny, chudy i zgrabny. Tylko tyle dał odczytać z samej swojej sylwetki.
W pewnym momencie, oprócz tej zwykłej mgły, Shira dostrzegła inną, złudną, czarniejszą, zbitą, jakby poruszającą się własnowolnie. Z impetem uderzyła w wilka stojącego dalej przed waderką, a on, ku jej zdziwieniu, w akompaniamencie zaskoczonego i przerażonego jęku, zaraz oblał się czernią i zabił od niego mroczny chłód. Teraz smolista sierść wtopiła się w otoczenie, stając się praktycznie niedostrzegalną. Tylko białe, jakby ślepe ślipia lśniły w nocnym mroku. Długie ucho strzygnęło, łeb z wolna odwrócił się w jej stronę. Została zauważona. Przeraziła się. Rozsądek podpowiadał ucieczkę, ale ciało nie chciało się słuchać. Zamarła w bezruchu, jedynie czując, jak zbiera jej się na płacz, gdy straszna postać tak otępiająco spokojnie zmierzała w jej stronę. W końcu stanęła wprost przed waderką, a ta z przerażenia aż skuliła się i zaczęła płaszczyć przy ziemi. Nic więcej nie była w stanie zrobić.
Nagle coś opanowało jej umysł, jakby macki wżerające się w jej łeb, nie pozwalały na własne myśli. Nie widziała tego szczegółu, ale jej oczy zaszły czystą bielą, stając się tak podobne do tych należących do, na pewno nie zwykłego, wilka, pochylającego się tuż nad jej łbem. Rozchyliła tylko lekko wargi, niczym w niemym krzyku. Chciałaby wrzeszczeć o pomoc.
– Nic nie widziałaś.
(Autor obrazka: Autorka opowiadania)
Paskudne, zimne, okropnie nieczułe głosy (bo z pewnością było ich więcej niż jeden) bez litości przeszyły całe ciało jak i duszę biednej Shiry. Poddała się, nawet nie śmiała walczyć z tak potężną siłą. Chciała wymiotować, nie wiedząc, czy z przerażenia i stresu, czy to pod wpływem dziwnej, nieczystej, nieznanej jej magii. Potem upadła, jej łeb osunął się z wolna na ziemię, kiedy monstrum puściło ją ze swego hipnotyzującego spojrzenia.
Ocknęła się dosłownie kilka krótkich minut potem. Leżała na zimnej, wilgotnej trawie, wciąż wśród obserwujących ją drzew, a mgła otulała ją, jakby chciała ją okryć. Jęknęła cicho, czując, jak psychiczny ból rozchodzi się po jej wątłym ciele. Dalej było ciemno, dalej wokół panowała głucha cisza. Zupełnie nie pamiętała jednak, jak się w ogóle tu znalazła, ani co było dalej, a w głowie pozostało jedynie złudzenie, że działo się coś złego. Czuła się tylko okropnie brudna, jakby ktoś wtargnął w nią bez żadnego pozwolenia. Wybuchła nieopanowanym płaczem, ukrywając szloch we własnych łapach.