· 

Pośród mgły...

Było ponuro.. Padał deszcz, a ja leżałam w swoim samotnym kącie jaskini, było mi smutno, że nie mam kogoś kto chciałby ze mną posiedzieć i przytulić, chciałam poczuć czyjąś bliskość, ciepło choć zawsze wolałam być sama... Pociekła mi łza, nie chciałam by ktokolwiek to widział, wolałam pozostać tą nie płaczącą w oczach innych. Otarłam więc łzę i wybiegłam z jaskini nie patrząc na pogodę. Biegłam ciągle przed siebie, wbiegłam w las. Nagle stanęłam i zapytałam sama siebie: ,,M-Mgła..?". Próbowałam zawrócić ale.. gdy się odwróciłam i zaczęłam ponownie biec odbiłam się od czegoś w rodzaju niewidzialnej ściany. Rozejrzałam się, podeszłam kawałeczek dalej... Przede mną pojawiła  się cienista postać, skoczyła na mnie... Przewróciłam się na plecy, ale w momencie gdy uderzyłam łapą w to coś.. to... Zniknęło! Wzięłam kilka kamieni na wypadek gdyby ta osoba? cień? pojawiła się jeszcze raz. Chwilę potem poczułam uderzenie w głowę.. Pamiętam tylko to, że straciłam przytomność. Z tego co się dowiedziałam obudziłam się po jakiejś godzinie, ale w innym miejscu niż byłam przed tym wypadkiem bo w norze pod korzeniami drzewa. Sprawcą tego zdarzenia był mój brat, który podczas mojego ,,snu" i przebudzenia okrywał mnie skrzydłem aby było mi ciepło. Byłam wdzięczna i zarazem poddenerwowana.

 

-Dlaczego to zrobiłeś?- Zapytałam patrząc na niego spod oka.

-Chciałem się tylko spotkać więc nie marudź.-Nathan przewrócił oczami i poszurał mi szorstką łapką po łbie.

-To bolało.

-Przepraszam.

-Ale cóż ode mnie chcesz, że aż używasz tak ,,drastycznej'' magii?

-Stęskniłem się trochę.

-Rozumiem, ale mogłeś po prostu przyjść w moje rejony i pogadać, te cienie były straszne.

Mój brat wyszedł z nory i rozłożył skrzydła i zaczął nimi machać tym samym rozwiewając mgłę. Następnie odprowadził mnie do jaskini.

-Chciałbym mieszkać tu z tobą... Samotność mnie dobija..

-Hmm.. Można się tym zająć.

Weszliśmy i poszliśmy w mój skromny kąt. Usiadłam sobie a on mnie tulił i nie chciał puścić, doceniłam to mimo tego co zrobił dawno temu.

Przed nami pojawił się jakiś płomyk, co dziwne miał on uśmiech. Postanowiłam go dotknąć, nie był to najlepszy pomysł-

Poparzyłam sobie łapę, rozpłakałam się z bólu i zacisnęłam szczęki.  Nathan stanął przede mną i polał mi łapsko wodą po czym owinął je bandażem. Kulejąc Zaczęłam biec za płomykami ale brat mnie zatrzymał i powiedział: 

-Stój... Bądź rozsądna.. Nie chcę by coś Ci się znowu stało.

-Dobra, dobra.- Odpowiedziałam puszczając to mimo uszu.

 

Płomyki prowadziły nas przez Płomykowy Las aż do Jeziora dusz..

To co ujrzeliśmy było zdumiewające a zarazem przerażające. Otoczyła nas mgła pozostawiając tylko przejście w stronę Jeziora. Niewiele myśląc poszłam. Gdy już byłam przy tafli jeziora zobaczyłam duchy naszych rodziców tańczących na wodzie. Nagle mama, a dokładniej jej duch podbiegł do mnie i wyciągnął łapę. Ja również wyciągnęłam łapę, byłam niczym zahipnotyzowana przez co zrobiłam krok do przodu. Nathan widząc to zaczął biec do mnie ale nie zdążył... Wpadłam do wody, tonąc ocknęłam się i widziałam już tylko jak jestem co raz niżej i niżej. Ledwo co przez wodę usłyszałam krzyk mojego braciszka. Skoczył za mną i mnie wyciągnął. Zaczęłam kaszleć i odksztuszać wodę. Opowiedziałam mu co widziałam.

 

-Wiem, że za nimi tęsknisz..  Z mojej winy.. Ale miałaś być rozsądna...

-Przepraszam, nie chciałam by tak wyszło.

-Nie chciałbym Cię stracić, ufam tylko tobie i tylko ty mi zostałaś.-Stwierdził smutno.

 

Otrzepałam się i go przytuliłam nic nie mówiąc, po części rozumiałam go ale nadal  było mi przykro że z jego winy już nie zobaczę swoich rodziców..  Każdemu byłoby ciężko po stracie kogoś ważnego, ale trzeba wziąć się w garść i iść dalej, ciągle przed siebie i nie patrzeć wstecz. Zaproponowałam basiorowi wspólny wypoczynek w Purpurowym gaju.  Położyłam się pod drzewem i patrzyłam jak mój towarzysz bawi się niczym dziecko. Spojrzałam na jego uśmiechnięty pyszczek, od razu zrobiło mi się milej i cieplej na sercu. Jego szczęście jest także moim szczęściem. Jak już mój mały braciszek się wyhasał był tak zmęczony, że ledwo co dał radę iść więc pozwoliłam mu się oprzeć o mnie. Położyliśmy się w moim zakątku jaskini i zasnęliśmy wyczerpani po dzisiejszych zdarzeniach

 

KONIEC