· 

Słowa kluczowe - "Konfrontacja" +16

OPOWIADANIE PORUSZA MOTYW SAMOBÓJSTWA

 

 

Odkąd uciekła z rodzinnej watahy, by wkrótce trafić na Watahę Wielkiej Sosny, minęły niecałe dwa tygodnie. Kolejne dwa spędziła w tamtych rejonach, aż w końcu przyszło i ich opuścić z braku szansy na znalezienie sobie tam miejsca, bo i na co komu niepełnosprawny wilk? Czyli, minęły blisko cztery tygodnie.

A teraz stała na krawędzi dość wysokiego urwiska i spoglądała w dół.

Jej pusty wzrok analizował odległość od tamtego podłoża, zastanawiając się czy było potwierdzoną informacją o tym, że rzeka poniżej jest faktycznie bardziej płytka niż głęboka ale ma silny nurt. Tak mówiły wilki z Watahy Wielkiej Sosny - nie zapuszczali się pod poziom urwiska ale też wiedzieli swoje. Można było zaufać ich osądowi jak i poradami, gdyż nawet jeśli nie mogli zmienić decyzji swoich przywódców, chcieli jakoś wspomóc wędrującej waderze, głównie pod postacią nakreślenia położenia biegnącej wody.

 

Wystarczy jeden krok.

 

Wiatr dmuchał wprost w pysk wadery, nieprzyjemnie przy tym drażniąc cztery obrzydliwe szramy biegnące po jej oku. Krew może i przestała uciekać z jej ciała, jednak tkanka bardzo słabo się goiła, przez co zarówno okolice jej oka jak i łapa, świeciły otwartymi ranami, ukazując przy tym normalnie skrywane mięso po warstwą futra i skóry. To bolało fizycznie i psychicznie.

 

Jeden ruch, by to wszystko się skończyło.

 

Felavinia nachyliła się nad krawędzią na której stała dla lepszego poczucia bijących wiatrów w jej szczękę. Zamknęła zdrowe oko i zastanawiała się czy to boli. Co by powiedziałby jej ojciec, który poległ w walce? Albo Elyon, utonąwszy w mocniejszym nurcie rzeki, która przechodzi przez obie watahy? Matka też może by coś powiedziała...

Z drugiej strony, czy może pytać o coś takiego? Albo prosić o możliwie jak najszybszą i bezbolesną śmierć? Hah, pewnie nie. Dotychczas życie nie pokazało, że łaciata wadera nie zasługuje na nic dobrego od niego. Tylko czerpał satysfakcję z jej krzywd, napawając się niszczeniem samicy.

-Nawet nie próbuj tego robić- usłyszała ostrzeżenie. Głos brzmiał pewniej i bardziej oschle, niż u jakiegoś wilka, którego mogła poznać do tej pory.

-Dlaczego?- Fela zapytała się głucho.

-A dlaczego masz sięgać po taki radykalny krok?- Krytyka w głosie rozmówcy, albo raczej rozmówczyni, spowodowała lekkie zgarbienie się łaciatej.

-Nie zasługuje na nic dobrego. Nie mam nikogo ani nic- odparła cichszym tonem, dalej nie patrząc w stronę drugiego życia. Niejako zaskoczyło ją to, że towarzyszka parsknęła i mogłaby przysiąc, że czuła jak tamta przewraca oczami.

-Na wszystkie świętości, serio? Naprawdę jesteś poważna?

Dlaczego mówiła do niej tak, jakby ją doskonale znała? Z jakiej możliwości? I, co ważniejsze, dlaczego niejaka pogardliwa ironia nie była aż tak obca? Oczywiście, Fela miała niejednokrotnie do czynienia z podobnym postępowaniem ku niej z racji jej wyglądu, ale...

Dopiero wtedy wolno przeniosła pusty wzrok na tamtą. Po prawej stała pewnie postać kształtująca się niemal z mgły, która do złudzenia przypominała nią samą. Różnicami było, poza pewnością siebie, bardzo dobrze wyczuwalny surowszy wzrok, nawet jeśli mgła nie pozwalała na dokładne odwzorowanie wilczej sylwetki i były prześwity.

-Kim jesteś?- Spytała cicho. Postać wydawała się nieco znudzona, ale czym?

-Powiedzmy, że robię za twój rozsądek, twoje silniejsze ja. Jak ci to pomoże, zwracaj się do mnie Falavinia.

-Huh? Ale ty... ja...

-Nie dukaj- machnęła łapą zniecierpliwiona. Spojrzała surowo na stojącą na krawędzi.- I z łaski swojej, weź wyjaśnij, po kiego grzyba jeszcze tam stoisz?

Bez dwóch zdań Falavinia była pewna siebie i niespecjalnie grzeczna- wszyscy inni by mogli pomyśleć. Jakim cudem była "rozsądkiem" tej delikatnej kruszyny, którą los tak bardzo upodobał sobie w niszczeniu?

-Jesteś moim rozsądkiem, prawda? Wiesz dlaczego- powiedziała przenosząc wzrok na mglistą sylwetkę. Widząc jak tamta uniosła brew w geście usłyszenia odpowiedzi, tamta uciekła spojrzeniem na bok ale bez poruszenia głowy.- To wszystko moja wina. Gdybym... Gdybym się nie urodziła, oni by żyli. W ogóle nie powinnam przyjść na świat... Tylko nieszczęście sprowadzam.

Felavinia mówiąc te słowa, miała głównie na myśli swoje umaszczenie. Istotnie, odbiegając od zalecanych standardów dotyczących wyglądu, była już na samym starcie istnienia określona jako fatum. Łaty były skazą. Ona była skazą.

-Uważasz, że twoje ubarwienie odgrywa tu główną rolę?- Mgła tym razem odezwała się bez cienia ironii w głosie, jednak wyraz pyska dawał z goła inne zdanie.

-To wszystko przez łaty!- Pazury ze sprawnej łapy wbiły się w grunt. Druga łapa, ta ranna i bogata w blizny, była uniesiona i zbliżona do klatki samicy. Stawanie na niej było niemożliwe z racji wysokiego odczucia bólu.- Gdybym ich nie miała, wszystko byłoby w porządku! Moja mała siostrzyczka by wyrosła na wspaniałą waderę!

-Myślisz, że z łatami lub bez, coś by to zmieniło?- Mgła nie ruszała się z miejsca i tylko ją na razie obserwowała.

-WOLAŁABYM ZGINĄĆ ZAMIAST ELYON!- Wydarła się.- TO JA POWINNAM UMRZEĆ, NIE ONA!

Łzy zaraz wypłynęły jej spod powiek, w następnej chwili dodatkowo zakwiliła z bólu, gdyż wbiła pazury z łapy wprost w odsłonięte mięso na pysku, tuż pod zranionym okiem.

Nie dostrzegła, że postać wydawała się westchnąć na jej słowa, po czym spojrzała w kierunku urwiska.

 

Niech ta udręka się skończy.

Błagam.

 

-Ta wysokość jest faktycznie duża... Patrzyłaś w dół, ale czy spojrzałaś w górę?- Głos rozsądku wydawał się pozbawiony emocji a może był tak opanowany? Wycierając kapiące łzy z pyska i dodatkowo drżącym ruchem zdrowej łapy odgarnęła sobie również i grzywkę, przez co uderzyło ją chłodne, wręcz zimne powietrze wprost w rany.

Na niebie było kilka chmur na których jako tło latało kilka ptaków, słodko przy tym ćwierkając. To była pora godowa? Zabawy? Samica już dawno straciła poczucie czasu. Ale słońce całkiem przyjemnie otulało swoim ciepłem a nieopodal rosnące drzewa szeleściły swoimi liśćmi.

Falavinia ponownie spojrzała na Felavinie i zaraz, znowu spoglądała w niebo.

-Mimo, że pogodziłaś się z jej śmiercią, dalej cię to dręczy- zaczęła mówić to, o czym sama łaciata wielokrotnie myślała.- Tak prawdę mówiąc, zdziwiłam się, że nie myślisz o tym, co tamten ci zgotował. Że nie odczuwasz żadnego strachu ani ulgi, że nie zapłodnił cię. Nie udało mu się. Ale wiesz co Felo? Musisz przestać.

Wspomniana właśnie z imienia Feluś, słabym ruchem głowy spojrzała na mgłę.

-Może jesteś w tej chwili słaba fizycznie. Może nie umiesz walczyć. Jesteś jednak silna. Masz żelazną wiarę i zawsze chcesz innym ofiarowywać swoje serce. Chcesz być przydatna i, do diabła, jesteś. Robisz wiele dobrego a przy tym, nigdy nie oczekujesz niczego w zamian. Gdyby rodzina cię widziała, byliby dumni z tego, na kogo wyrosłaś. Twoi rodzice, bracia, Elyon, zawsze chcieli wszystkiego co dobre dla całej rodziny. To były te wilki, co zawsze życzyli pozytywnego dla każdego... I teraz pomyśl: czy chcieliby cię tak stracić? Wiesz jak bardzo by ich to bolało?

-Nic nie wiesz- odezwała się drżącym głosem, gdyż kolejne łzy poczęły uciekać z jej biednych oczu.

-Ależ wiem. A teraz to powiem, co powinnaś usłyszeć i wiedzieć.

Spojrzała twardszym wzrokiem na tamtą, nad krawędzią urwiska. Zaraz podeszła bliżej niej i chwyciła ją obiema łapami za szczękę. Jak na mgłę, miała zdumiewająco realistyczny chwyt.

-Masz prawo kochać, masz prawo śnić. Masz prawo śpiewać, masz prawo żyć. Masz prawo marzyć, teraz i tu. Na przekór kłamstwu i na przekór złu- mówiła patrząc jej pewnym wzrokiem wprost w jej oba oczy.- I nikt, absolutnie nikt nie ma prawa cię skrzywdzić!

Z każdym usłyszanym słowem, które mglista postać mówiła, Fela zaczynała coraz bardziej płakać. Nikt nigdy nie powiedział jej niczego takiego... Czy tego potrzebowała?

 

Słowa niczym kotwica.

 

Dygoczące łapy panny bogatej w łaty uniosły się w powietrze, by zaraz znaleźć się na grzbiecie Falavini dla mocnego trzymania się jej, niby ostatniej deski ratunku. Była tak prawdziwa w dotyku, że zaraz Felavinia się rozpłakała całkiem i wtuliła pysk w zgięcie szyi tamtej. W końcu, zaczęła wydawać z siebie rozpaczliwe krzyki, pełne bólu i cierpienia duszy, które tylko częściowo były tłumione. Wszelkie dźwięki jakie od niej wychodziły, krajały i rozdzierały serca.

-Nie powstrzymuj się. Wyrzuć to z siebie- mówiła cicho mgielna istota, która kojącymi ruchami jednej łapy, głaskała tamtą po grzbiecie, podczas gdy drugą ją trzymała.

Długi czas płakała, okrutnym w swej żałości głosem dla wrażliwości uszu. Rozsądek przez ten czas, nie wypuszczał ją z uścisku. Mglista postać doskonale zdawała sobie sprawę, że nikt nigdy jej nie trzymał w ramionach, a co dopiero o mówieniu takich słów ku niej.

Spojrzała na nią dopiero wtedy, gdy dłuższą chwilę stawała się coraz cichsza.

-Powiedz o czym marzysz. Co byś chciała. Nawet najbardziej egoistyczne życzenia, za jakie możesz je uważać.- Nie słysząc niczego od niej, westchnęła cicho.- Rozmawiasz sama ze sobą.

-J-ja...

-Tak?

-Ch-chciałabym... Chciałabym być potrzebna. Chce być chciana- zaczęła mówić a głos ponownie zaczął się załamywać a z jej oczu cieknąć łzy.- Chciałabym być kochana. Żeby ktoś mnie kochał... Troszczył się... Ch-chciałabym być szczęśliwa...

Rozsądek trzymał ją i w milczeniu słuchał, jak wyrzuca z siebie każde błaganie, wylewające się z najgłębszych zakamarków serca. Potrzeba poczucia bezpieczeństwa i bycia kochanym, czego w zasadzie nigdy nie doświadczyła a tak rozpaczliwie pragnęła. Jakie to miejsce musiało tak okrutnie pograć sobie z tą delikatną istotą?

-Ja cię kocham Felavinio. Lavinio, jak raczej teraz się nazywasz- usłyszała ciche, pełne ciepła słowa. Gdy odsunęła nieco głowę do tyłu, mgła wysunęła ku niej łapę.- Dlatego odejdź stąd, z tej krawędzi, dobrze?

-D-dobrze- powiedziała z zająknięciem się. W końcu zaakceptowała pomoc.

Kiedy obie znalazły się dobry kawałek od krawędzi zdradliwego urwiska, rozsądek ponownie przemówił.

-Nie skreślaj siebie, rozumiesz? Jeszcze zaznasz szczęścia a twoje marzenia się spełnią- rzekła poważnym tonem. Zaraz się po raz pierwszy uśmiechnęła.

-Mam tylko jedno pytanie- powiedziała po chwili ciszy i wpatrywania się Fela, podczas ocierania łez.- Czy to się dzieje naprawdę, czy tylko w mojej głowie?

-Oczywiście, że w twojej głowie. Jestem tylko złudzeniem twoich własnych myśli.

-Och- zamrugała nieco skołowana łaciata. Falavinia jednak znowu posłała jej uśmiech.

-Ale wiesz co? Spotkamy się jeszcze raz, gdy nauczysz się siebie kochać. Do tego czasu, będę czekać na ciebie, Lavinio...

 

Ocknęła się leżąc pod połamanym drzewem, gdzie musiała się zatrzymać. Natychmiast uniosła głowę i nadstawiła uszu dla rozeznania. Znajdowała się kilkanaście metrów od krawędzi urwiska, o którym tamte wilki mówiły.

Czyli... To był tylko bardzo rzeczywisty sen, złudzenie?

Jednak wadera myśląc o tym, usłyszała gdzieś cichy śmiech. Wiedziała jedno.

Musiała ruszać dalej w swej podróży.

 


KONIEC