· 

Chwile bólu

Wspomnienia

 

Szedł mrocznym tunelem, w pysku trzymając nóż, zdobiony, ociekający wciąż ciepłą krwią. Mówiąc prawdę, wilk był zmęczony, sapał wręcz, łapy mu się trzęsły powodując dyskomfort. Nie, nie było to spowodowane żalem bądź poczuciem winy po krwawym mordzie, on po prostu zmęczył się, zadając śmiertelne ciosy . Tamtego jesiennego dnia, ofiarą był wilk który na te zdradzieckie tereny przybył jedynie w odwiedziny. Zapewne nie był żadną ważną postacią wtapiająca się w arystokrację tej zasranej dziury, która w zwyczaju wołana była Rodzajem. Był tylko kolejnym celem alfy, która jak zwykle jako swe narzędzie obrała Merlina.

 

– Łatwo poszło. – wyszeptał zadowolony, zlizując resztki szkarłatnej cieczy z ostrza.

 

Ah, jakże on był usatysfakcjonowany tego dnia. Dwa, szybkie morderstwa krótkim nożem. Na dokładkę, czekał go awans w wojsku, miał zostać generałem. Na samą myśl, chude ciało wypełniało się adrenaliną oraz poczuciem wielkości. Bowiem jedyną wartością na której mu zależało była władza oraz siła.

 

Wyszedł z ciemnego korytarza i rozprostował si. Jesienne, chłodne promienie słoneczne uderzyły w jego zielone, wciąż młode tęczówki oślepiając je lekko.

 

Następnie skierował kroki w stronę pustkowia na którym znajdować miała się prywatna jaskinia samej Runy. Czarnofutrna zleciła Merlinowi jak najszybszy powrót, po wykonaniu zadania.

 

Jego futro powiewało lekko na chłodnym wietrze, który z czasem przerodził się w koszmarnie zimny wicher szastający deszczem. Basior rzucił się w chaotyczny bieg ku drzewom wypatrzonym na horyzoncie. Łapy stawiał nieregularne, wręcz nienaturalnie. Nie miał w zwyczajach biegać, co skutkowało naprawdę kiepskimi nawykami. Oczywiście, niekontrolowane ruchy spowalniały znacząco prędkość zarówno jak i obniżały wydajność.

 

Już po chwili, wpadł zasapany między leśny gąszcz. Tam nastała cisza, nie było niczego prócz gęstej mgły oraz lekkiego chłodu. Deszcz zarówno jak i wiatr ucichły, jakby tak naprawdę nigdy ich nie było.

 

Otrzepał się wstając z ziemi, rozglądnął się poprawiając błyskotki na łapach. Nigdy nie miał okazji odwiedzenia tego tajemniczego miejsca.

 

Idąc przed siebie nie widział praktycznie nic na metr od własnego nosa. Mgła była gęsta, wyglądała praktycznie niczym mleko zlane przez bogów z nieba. Jakby to bóstwa okrywały coś w tym gęstym lesie.

 

– Na ogon Nessy! – wytwarzał w złości stawiając pierwsze kroki w kierunku gęstej mgły.

 

Miedzy zarysem drzew, basior wypatrzył sylwetkę, nie wysoką. Wilczą z pewnością jednak nie czuł żadnej woni ani zapachu od istoty stojącej nieopodal. Rozglądnął się raz jeszcze jednak gdy zielone tęczówki powróciły do postaci wilka, jego tam już nie było. Cisza, brak jakiegokolwiek zapachu, zniknął. Czy to mogło być złudzeniem? Przecież całkowicie dokładnie widział wilczą sylwetkę stojącą nieopodal. Czarnofutrny poczuł się mocno zdezorientowany oraz w pewnym sensie zagrożony. Rozsądek podpowiadał mu jak najszybsze ulotnienie się z tamtego miejsca, jak też zrobił. Po wydostaniu się z gęstego lasu, szybko odnalazł drogę na dziedziniec watahy. Jakby nie patrzeć, Rodzaj był ogromnym terenem o różnej roślinności. Basiorowi nie raz zdarzyło się zgubić drogę czy też zabłądzić.

 

W oddali widział już niższych rangą żołnierzy ustawionych w szeregach, przerażonych do tego stopnia że żaden ani śmiał się poruszyć. Przed nimi, na skale siedział nikt inny jak Runa. Przywódczyni, alfa, morderca. Uśmiechała się szeroko widząc swego ulubionego podwładnego, który właśnie  wracał po wyśmienicie wykonanym zadaniu. Jego oczy zaś, świeciły pustką i znudzeniem.

 

- Oto i on - wstała. - najlepszy żołnierz.

 

Wcale mu to nie schlebiało, obrzydzało wręcz. Każde słowo wydobywające się  z tych odrażających ust było niczym największa kara.

 

- Zrobiłem co kazałaś. - zadeklarował się cicho by uniknąć dłuższej rozmowy.

-  Wyśmienicie - odparła i podeszła do niego - czas zacząć ceremonię.

 

Wszystko było mu obojętne, nie obchodziło go czy ceremonia odbędzie się dziś czy jutro. Równie dobrze mogła nie odbyć się wcale. Jednak on nie miał nic do gadania, to ta szalona wadera ustawiała warunki. Wyprostował się raz jeszcze i otrzepał lekko. Przyjął również niezwykle poważny wyraz pyska, jego tęczówki wypełnione były pustką jednak było w nich coś jeszcze. Wściekłość. Jedyna emocja jaką potrafił odczuwać.

 

- Jestem gotów.

 

Koniec.