· 

Wiosenna kąpiel

Basior o bursztynowych oczach i czarnej sierści wyszedł przed Jaskinię Lazurowych Kryształów. Otaczał go mrok nocy. Rozejrzał się. Taki widok lubił najbardziej. Zastrzygł uchem, kiedy usłyszał za sobą znajomy głos wilczycy Alice, wołającej:

-Hej, a ty dokąd! Tak, ty czarniutki kolego! 

Velgarth zaśmiał się dźwięcznie, obnażając w szerokim uśmiechu dwa rzędy równych i białych zębisk. Obrócił łeb, obdarowując szarą waderę rozbawionym spojrzeniem. 

-Czyżbym miał strażnika? - Odpowiedział, unosząc lewą brew. 

-Wymykasz się! - Alice zbliżyła się do wilka, robiąc badawczą miną dzielnego detektywa. Zmrużyła jedno oko! - Jest noc, panie kolego. A w nocy grzeczne wilki śpią w swoich jaskiniach albo! W zależności od roli i zadań, czuwają na warcie bądź patrolują tereny watahy dla bezpieczeństwa. A ty, panie kolego, jesteś wojownikiem! Coś mi tu śmierdzi. Idziesz na wojnę? - Szarofutra uśmiechnęła się do basiora, nie zmieniając detektywistycznego oblicza. 

Czarnuch nie przestawał się śmiać. A należałoby zaznaczyć, że robił to niezwykle rzadko. Machnąwszy ogonem, usiadł. 

-Niezupełnie, droga Alice. - Przekręcił lekko łeb na prawą stronę, naciągając mięśnie grzbietu i karku. - Miewam koszmary, nie mogę spać. - Wyjaśnił krótko.

-Aha, akurat! Kochankę masz, przyznaj się. Do kogo wymykasz się nocami, hę? - Wilczyca zgarnęła z ziemi niewielką gałąź, którą pomachała wilkowi przed oczyma, jak latarką na przesłuchaniu szpiega. 

Basior wystawił łapę, broniąc się przed zabójczą bronią wadery. Chronił oczy. Istniało ryzyko, że mógł je stracić. Bardzo by tego nie chciał. Wierzył, że jeszcze mogą mu się przydać. 

-No i znowu nietrafiona odpowiedź. - Cofnął łeb. 

Alice zmrużyła oboje oczu, opuszczając patyk. 

-Mam ochotę na kąpiel. - Podjął się krótkiego wyjaśnienia, spoglądając w górę. - Dobra pora roku. Pogoda sprzyja. Szczególnie tej nocy. - Rozciągnął kąciki pyska w enigmatycznym uśmiechu. - To co, puścisz mnie, Pani Strażnik Jaskini? 

-Piękny tytuł! - Wilczyca z kolei uśmiechnęła się szeroko i serdecznie. - Idź, idź! 

-Do zobaczenia później, Alice. 

-Do zobaczenia, Velg! 

Basior udał się nad Jezioro Dusz. Pulsujące w odmętach ciemnej nocy niebieskie światło prezentowało się bardzo ładnie. Spoczął przy brzegu. Przypomniał sobie, że to właśnie tutaj spotkał nowego członka watahy, niejakiego Yaviego. Zamyślił się. Ani nie widział, ani nie natrafił na wilka od tamtego czasu. Pamiętał, że go uratował. Mruknął coś w zadumie pod nosem, wykrzywiając pysk w grymasie konsternacji. 

Wyciągnął przednie łapy, wchodząc do jeziora. Woda przyjemnie obmyła futro. Zanurzył się, zanurkował. Będąc pod powierzchnią, wstrzymał oddech i przepłynął paręnaście metrów, po czym wysunął nos nad taflę, zaczerpnął powietrza i ponownie zniknął, płynąc w dół. 

Kiedy wypłynął, coś uderzyło go w czubek głowy, zahaczając o uszy. Rozejrzał się, mrużąc błyszczące w świetle niebieskich smug miodowe oczyska. Oczywiście. Kruczy. Ptaszysko przysiadło na drzewie. 

-Dobrze wiem, dlaczego tak robisz. Boisz się konsekwencji! Nie jestem w stanie cię dosięgnąć. - Wilk potrzepał mokrym łbem. - No i widzisz, skrzydlaty przyjacielu, Alessa to ma dobrze. Jej futro nie nasiąka wodą. 

Kruk w odpowiedzi tylko przekręcał pierzastą główkę. 

Wilk postanowił sprawdzić swoją wytrzymałość - jak długo był w stanie wytrzymać pod wodą bez oddechu. Już kiedyś trenował takie rzeczy. Uznał, że nadeszła pora, aby sobie przypomnieć. 

Dobił łapami do piachu. Zaczepiwszy pazury o spoczywający na dnie jeziora konar, zastygł. Zamknął oczy, zatrzymując zapas powietrza w płucach. 

Nie wypływał przez dobre kilkanaście minut. 

Nie wypływał tak długo, że aż kruk poderwał się z gałęzi, na której siedział i podleciał do jeziora, zataczając nad poruszającą się taflą równe okręgi. Zaskrzeczał, wszczepiając wzrok w powierzchnię. 

Po zdecydowanie dłuższej chwili, z dna zbiornika wypłynął Velgarth, chlapiąc niezliczoną ilością wody czarne ptaszysko, które, głośno i nerwowo trzepocząc skrzydłami, wydarło z gardła wysoki dźwięk, denerwując się na tę sytuację. 

Basior zaniósł się gromkim śmiechem, a ptak odleciał.

Przepłynął Jezioro Dusz wzdłuż i wszerz, w pełni korzystając z uroków nocnej kąpieli. Księżyc w postaci wysoko zawieszonej na granatowym niebie srebrzystej kuli falował jasnymi promieniami po tafli, przywodząc na myśl malarskie dzieło wybitnego mistrza pędzla. Z czarnym wilkiem na pierwszym planie, a drzewami i krukiem - na drugim. 

Wilk wylazł z jeziora, otrzepując się. Wystarczyło kąpieli. Rześka woda zmyła z niego senne troski. Dlaczego wciąż i wciąż śnił o wojnie? Przecież kwestia ta nie leżała w sferze jego marzeń, bynajmniej. Może jednak to cholerne przeznaczenie miało jakiś sens? Potrzepał łbem pod pozorem zrzucenia z siebie ostatnich zimnych kropel. Nie zgadzał się z tym, nie chciał tak. 

W takich chwilach swojego życia odczuwał zmęczenie i mentalną starość. Noc się jeszcze nie skończyła, a on lubił działać o późnym porach. Wtedy, kiedy większość spała. Zadecydował, że poćwiczy nową umiejętność, do której potrzebny był mu Kruczy. Gdzie to cholerne ptaszysko poleciało? Zadarł łeb, rozglądając się. 

Opuścił obszar Jeziora Dusz, idąc ku granicom. Kruk nadleciał od wschodu, przysiadając wilkowi na grzbiecie. Obaj udali się poza teren watahy. Dziwnym trafem nowa moc nie działała w Dolinie Burz. 

Kiedy Velgarth był gotów przekroczyć magiczną barierę, nagle przed oczami wyrosła mu Alessa. Pojawiła się znikąd! Albo szedł tak zamyślony, że wyłączył się z otoczenia, nie odbierając żadnymi zmysłami poszczególnych bodźców, albo Alfa posiadła nową umiejętność pojawiania się i znikania. Chociaż zdecydowanie bardziej stawiał na tę pierwszą opcję. 

-Dobra noc, prawda! - Uśmiechnęła się do basiora. - Świetnie, że jesteś! Chodź, mam dla ciebie rozpiskę nowych zadań. 

Zmielił w głowie kilka przekleństw, klnąc w myślach na towarzyszącego mu od czasu pecha. Kruk zaskrzeczał dziwnie, jakby próbował się zaśmiać. I to głośno. 

Uwzięły się dzisiaj, czy jak?! Do kompletu brakowało jeszcze tylko Drugiej Alfy, przemknęło mu przez myśl. 

Nie dane mu było wymknąć się tamtej pięknej nocy. Przynajmniej zaliczył oczyszczającą kąpiel w jeziorze. No i spotkał Alessę. Podobała mu się nawet w takiej formie - w formie Pani Generał, rozdającej konkretne obowiązki w watasze. 

 

KONIEC.