· 

Wiosenna Kąpiel

Uniosłam lekko głowę, spoglądając nad siebie, w niebo. Był piękny, wiosenny, chodź wyjątkowo pochmurny dzień. Niebo było niemal całkowicie białe, od nadmiaru puszystych kłębków. Światło słońca zdawało się bić zewsząd, lecz mimo to skutecznie poraziło moje oczy. Właśnie wracałam z treningu z Vesną, Alessą, Ketosem oraz Araceli. Były to dodatkowe zajęcia, w których jako przyszła alfa musiałam brać udział. Pamiętałam jak dziwnie było na samym początku. Miałam znacznie mniej wolnego czasu, jednak wraz z biegiem lat coraz lepiej nauczyłam się organizować sobie czas.

 

Zazwyczaj jestem otoczona przez gromadkę wilków przez cały dzień. Uwielbiam towarzystwo przyjaciół i w ogóle innych osób, jednak chyba każdy raz na jakiś czas nabiera ochoty na samotny spacer. Zauważyłam, że to właśnie na takich pieszych wycieczkach dzieje się najwięcej ciekawych rzeczy. Już od szczeniaka uwielbiałam relaksować się dzięki bieganiu. Było to takie przyjemne. Wiatr w futrze i wolność w łapach. Tym razem pędziłam prosto wzdłuż brzegu jeziora. Było ono ogromne, choć nie tak duże, jak Jezioro Dusz. To nasze"watahowe" jak to ja lubiłam je nazywać, znajdowało się niedaleko jaskiń i ciągnęło przez wiele metrów. Biegnąc, wystraszyłam jakieś stado dzikich kaczek, które poderwały się do lotu i przez jakiś czas podążały razem ze mną. Widząc to, wydałam ze swojego pyska krótki dźwięk, podobny do radosnego szczeknięcia. Zaśmiałam się pod nosem, obserwując, jak te przepiękne ptaki unoszą się jeszcze wyżej.

 

Gdy w końcu dotarłam do drugiego końca jeziora, zatrzymałam się, ciężko dysząc. Spojrzałam spokojnie w stronę piaszczystego brzegu. To właśnie tutaj uczyłam kiedyś szczenięta łowienia ryb. Beiu była wtedy taka malutka... Jakiś czas temu opuściła watahę, która ją wychowała. Podobnie jak Dream... jedyne co zostało nam po Asgorze...

 

Westchnęłam lekko, pamiętając, jak sama opuszczałam rodzinny dom. Zastanawiam się, czy moje byłe uczennice też to poczuły. To coś, co każe wilkowi zostawić wszystko, co jest mu znane daleko za sobą i poszukać sobie jakiegoś nowego miejsca do życia. Niezależnie od tego, jak bardzo wcześniej był szczęśliwy, a jego rutyna spokojna.

 

Zamyślona, pozwoli weszłam na jedną z pobliskich skał. Była ona całkiem spora i wystawała daleko ponad wodę. Ostrożnie zbliżyłam się do krawędzi. Delikatnie wychyliłam się, by spojrzeć na taflę wody parę metrów niżej. Nie było tam wysoko, lecz mimo to odległość była znacząca. Kiedyś widziałam, jak kilka młodszych wilków zeskakiwało stąd prosto w dół.

Nagle usłyszałam czyiś głos tuż za mną, po czym delikatny dotyk. Ktoś mnie popchnął, o dziwo bardzo łagodnie, jednak to wystarczyło, bym straciła równowagę i wpadła do wody. Podczas lotu zdążyłam jedynie gwałtownie nabrać powietrza w płuca. Każdy najmniejszy skrawek mojego szarego futra momentalnie pochłonął przejrzystą ciecz. Słyszałam jedynie czyiś przerażony pisk zagłuszony pluskiem wody. Znalazłam się pod powierzchnią. Wszystko tu było takie ciche. Zastanawiałam się, co właściwie zaszło tam na górze? To stało się tak szybko, że nie zdążyłam się nawet zorientować.

 

Jezioro było głębokie i mgliste od różnego rodzaju roślin. Poczułam, że woda poruszyła się pod wpływem czyjegoś silnego ruchu. Nie należał on do mnie. Ten fakt skusił mnie, by jednak otworzyć oczy. Odczułam delikatne pieczenie, lecz mimo to nie byłam w stanie zbyt wiele ujrzeć. Jedynie ciemną, ogromną posturę znajdującą się tuż przede mną. Peculiari?

Zastygłam, cały czas znajdując się pod wodą. Niemal całkowicie zapomniałam o poprzednim zdarzeniu, które właściwie sprawiło, że się tu znalazłam.

 

"Kiedy to widziałam cię po raz ostatni, co?" -pomyślałam, wpatrując się w przeogromny cień, przypominający końską głowę. Hipokamp również się nie poruszył.

 

Miałam wrażenie, że im dłużej tam siedzę, tym widzę tę sylwetkę coraz wyraźniej. Pupil Areliona lata temu miał w zwyczaju wychodzić na ląd i się z nami witać. Czasem nawet pozwalał się dotknąć. Będąc tam teraz, pod wodą, zdałam sobie sprawę, że przez natłok wydarzeń i obowiązków nawet nie zauważyłam, kiedy to się zmieniło. Zastanawiałam się, dlaczego stworzenie woli ostatnio ukrywać się wśród bezpiecznych fal. Nowe wilki, które dopiero co do nas dołączyły, prawdopodobnie nawet nie wiedziały o jego istnieniu.

Poruszyłam się delikatnie, chcąc wyciągnąć łapę. Jednak zwierzę widząc to, natychmiast się zerwało do ucieczki. Niemal poczułam, jak jedna z jego płetw przelatuje mi tuż koło pyska. No tak, on zawsze był dziki. Jedynie Arelion potrafił jakoś do niego dotrzeć i to tylko jego się słuchał.

 

W tym momencie powoli zaczęło brakować mi tlenu. Wzdrygnęłam się lekko, po czym natychmiast zaczęłam płynąć w stronę powierzchni. Dopiero wtedy dostrzegłam osiem wilczych łap, podpływających do miejsca, w którym prawdopodobnie znikłam im z oczu. Wśród nich rozpoznałam łapy Nasari. Znajdowały się najbliżej, więc instynktownie popłynęłam w ich stronę, wynurzając się tuż przy waderze. Niemal wyskoczyłam z wody, nabierając gwałtownie powietrza w płuca. Moja mokra grzywka opadła mi na pysk, a obok usłyszałam kilka głosów ulgi. Nagle Olie podpłynęła jeszcze bliżej mnie, ze zmartwioną miną.

 

-Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! -panikowała.

-Za co? Co się stało? -pytałam zdezorientowana, kręcąc głową. Dostrzegłam, że bliżej brzegu stoi również Lavinia. łapy wadery były zanurzone, jednak woda nie sięgała jej nawet do brzucha. Zupełnie jakby miała zamiar wskoczyć do jeziora, jednak z jakiegoś powodu nie zdążyła tego zrobić.

-Olie niechcący zepchnęła cię z tej skałki -wyjaśniała Lavinia, wskazując pyskiem na wcześniej wspomniane wzniesienie.

-Myślałam, że to będzie śmieszny żart, jednak już po fakcie zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem, czy ty w ogóle umiesz pływać -mówiła ciemna wilczyca. Ja natomiast zaśmiałam się, już rozumiejąc, co się wydarzyło.

-Nie martwicie się, nie utonęłabym -wysłałam im pogodny uśmiech i lekko zawstydzony. Musiałam je podwójnie wystraszyć, przez jakiś czas nie wychodząc na powierzchnie.

-Wszystkie spanikowałyśmy -odetchnęła Nasari, lekko przymykając oczy -Co za ulga.

-Ale! Nie zapominajcie, że ja takich żartów nie puszczam płazem ! -pisnęłam, uderzając przednimi łapami o taflę wody, tym samym ochlapując biedną Olie.

-Nie wystarczy, że najadłam się strachu? -rzekła wilczyca z pozornym smutkiem w głosie, na co ja wybuchnęłam śmiechem. Nagle do moich uszu dobiegł czyiś głos.

-Hej! Co tam tak długo robicie? -krzyknął Merlin, którego charakterystyczną sylwetkę natychmiast rozpoznałam. Czekał, stojąc znacząco dalej od jeziora. Dostrzegłam, jak Vini delikatnie się uśmiechnęła, słysząc jego głos.

-Nawet nie wiedziałam, że jest ktoś z wami -rzekłam lekko zaskoczona.

-Nie tak do końca. Tylko ja i Olie przyszłyśmy nad jezioro. Gdy wpadłaś do wody, Lavinia j Merlin akurat przechodzili obok, a Vini jak to ona od razu rzuciła się na pomoc. Typowo -zachichotała Nasari, na co Lavi lekko zakłopotana odwróciła wzrok.

-Rozumiem -odpowiedziałam, spoglądając na łaciatą wilczycę. Faktycznie, było to takie naturalne dla Lavi.

 

Wróciłam myślami do sytuacji, która miała miejsce już dłuższy czas temu, niedługo po dołączeniu młodej strażniczki do watahy. Któregoś dnia podbiegłam do niej, witając się ciepłym uściskiem, jak to miałam w zwyczaju. Wilczyca była wyjątkowo zaskoczona, a później pytała mnie nawet kilka razy czy nie potrzebuję jej pomocy... Zupełnie jakby niemal instynktownie myślała, że każdy wokół oczekuje jakiejś zapłaty za każdą okazaną wobec niej czułość. To było... wyjątkowo dołujące. Lavinia zdawała się taka wrażliwa i delikatna... Była kolejnym wilkiem w watasze, którego czułam, że muszę chronić i wyjątkowo się troszczyć. Tym bardziej że niemal od razu, gdy ją poznałam, czułam, że bardzo dobrze się rozumiemy, przynajmniej w kwestii bycia uczuciowymi i chęci pomocy innym. A jednak, Vini była właściwie przyzwyczajona do tego, że mimo jej starań koniec końców jest odrzucana. Postanowiłam obrać sobie za osobisty cel, by zaufała naszej watasze i dostrzegła, że tutaj jest miejsce, w którym nikt nigdy jej nie wykorzysta i nie odtrąci. W którym każdy pomaga i chroni każdego.

 

-No już, idź do swojego ukochanego -zażartowała Olie, śmiejąc się pod nosem.

-On nie jest moim ukochanym! To tylko mój przyjaciel -pisnęła kremowofutra w odpowiedzi, z zażenowania odwracając wzrok. Och, widocznie nie tylko ja od dawna wyobrażałam sobie tę dwójkę razem. Nawet jeżeli na razie nic nie wskazywało na to, by mieli się zejść. Vini zachowywała się wobec basiora... jak dobra przyjaciółka, poza tym, że spędzała z nim trochę więcej czasu niż z resztą. Mimo to moja dusza romantyczki nie pozwalała mi przejść obok tego obojętnie i wciąż lubiłam raz na jakiś rzucić jakimś tekstem nawiązującym do tego.

-Przyjaciel czy nie, wygląda na to, że się niecierpliwi -Nasari puściła oczko w stronę Lavinii, na co ta gwałtownie odwróciła głowę w kierunku wcześniej wspomnianego basiora.

-Rzeczywiście. Wybaczcie mi, że muszę was opuścić -rzekła łaciata, delikatnie i z szacunkiem pochylając głowę.

-W porządku! -odrzekła jej Olie, na co ja wraz z Nasari zgodnie przytaknęłyśmy głowami.

 

Młoda strażniczka szybko poprawiła sobie grzywkę, delikatnie potrząsając głową, po czym posłała nam pogodny i jak zawsze spokojny uśmiech, pełen ciepła. Wilczyca ruszyła powoli, stąpając po piasku w stronę swojego kompana.

 

-Lavinio! -krzyknęłam za nią, na wilczyca ze zdziwieniem obróciła głowę -Gdy wrócicie z Merlinem, dołączycie może do nas w obozie? -spytałam, wychodząc powoli na brzeg.

-Oczywiście -odpowiedziała cicho Vini, z nieukrywaną radością w głosie, po czym popędziła w stronę czekającego na nią basiora.

 

Po tej wymianie zdań odwróciłam się za siebie, dostrzegając, że pozostałe wilczyce również wychodzą z jeziorka. Otrzepałyśmy się delikatnie z nadmiaru wody. Dopiero wtedy widocznie moje towarzyszki odczuły chłodny powiew wiatru na swych skórach. Olie zatrzęsła się lekko.

 

-Chyba jest jeszcze trochę za zimno na kąpiele. Co powiecie, by ogrzać się trochę w Jaskini Przejścia? -spytała.

-Jestem za -odparłam, na co Nasari natychmiast zerwała się do biegu.

-Kto ostatni przy jaskiniach ten mokra kura! -krzyknęła, oglądając się za siebie.

-Mokra kura? Przecież tak się nie mówi! -rzuciłam, wraz z Olie startując i pędząc za wilczycą z prędkością światła.

 


KONIEC