- Nasari?- odezwał się głos wadery.
Czarnofutra właśnie budziła się ze swojej drzemki. Spojrzała w górę i zobaczyła znajomą jej postać.
- Wybacz. Nie chciałam cię obudzić. Nie wiedziałam że śpisz- tłumaczyła się łaciata wilczyca.
- Nie spokojnie, nic się nie stało. I tak zwykle o tej porze się budzę. A co cię do mnie sprowadza?- spytała Nasari powoli się podnosząc i przeciągając.
- Czy byłabyś w stanie przygotować coś na szczęście? Mam na myśli...
- Talizman?- zapytała Nasari.
- Nie. Znaczy... to też by mogło być, ale chodziło mi bardziej o eliksir- wytłumaczyła Lavinia.
- Ah! Eliksir szczęścia? Nie ma problemu!
Nasari dawno nie robiła żadnego eliksiru, gdyż po prostu nie było takiej potrzeby. Ale przepisy nigdy nie wyleciały jej z głowy. Dla niej byłoby to grzechem. Różowooka nawet chciała zapytać Lavinie po co jej takowy eliksir, ale ostatecznie zrezygnowała.
- Nie chcę przecież być wścibska- pomyślała.
- Przyjdę do ciebie za jakiś czas z gotowym eliksirem- zwróciła się do Lav.
Łaciata uśmiechnęła się i wyszła, a Nasari zbierała się do wyjścia.
- Mogę popatrzeć jak robisz eliksir?- zapytała Leila cała podekscytowana. Dla niej marzeniem było zobaczyć proces powstawania jakiegokolwiek magicznego tworu.
- Dobrze, ale pod warunkiem, że nie będziesz mi przeszkadzać- odparła Nasari. Nie miała nic przeciwko towarzystwu do momentu, w którym jej ono nie rozpraszało. Udała się do naprawdę niewielkiej jaskini, w której odbywały się jej czary.
Na miejscu sprawdziła, czy ma wszystkie potrzebne składniki. Brakowało jej jednego i zarazem najważniejszego. Zwróciła się więc do swej córki:
- Aniołku? Mogłabyś przynieść mi kilka suszonych czterolistnych koniczyn? Leżą w mojej skrytce.
Leilani energicznie kiwnęła głową i wybiegła z jaskini. Nasari tymczasem do naczynia z roztworem wody i wyciągu z pokrzywy dodała starte na proch kwiaty hibiskusa. Pokruszyła jeden z kryształów znalezionych w kryształowych grotach. Znała jego nazwę, lecz była długa i trudna, dlatego nazywała go po prostu złotym kryształem. Gdy go dodała, przybiegła Leila z kilkoma koniczynami w pyszczku i położyła je obok naczynia z magicznym płynem. Nasari wyrzuciła dwie duże koniczyny do przygotowanej chwilę wcześniej mieszaniny i dodała odrobinę soku z pokrzyku.
- Tylko nie przesadź, tylko nie przesadź- mówiła sobie w duchu. Wiedziała, że wilcza jagoda w zbyt dużych ilościach może być niebezpieczna. Mimo, że robiła ten eliksir po raz setny to zawsze stresowała się chwilą dodania do mieszaniny tych owoców. Ale obyło się bez problemu. Jak zwykle w sumie.
Z naczynia zaczął wydobywać się dymek, a Nasari przelała złotawy płyn do buteleczki i zatkała kawałkiem bardzo miękkiego drewna. Leila patrzyła błyszczącymi oczami na eliksir.
- Wygląda jak płynne złoto!- zawołała Leilani.
Nasari tylko się uśmiechnęła i wróciła razem z Leilą do jaskini przejścia z nadzieją, że tam spotka łaciatą waderę. Nie myliła się.
- Eliksir gotowy- powiedziała Nasari stawiając przed nią buteleczkę.
- Dziękuję ci bardzo Nasari- odparła z uśmiechem Lavi zabierając eliksir.
Czarnofutra pomyślała wówczas o rozpoczeęciu jakiejś dłuższej konwersacji z Lavi. Nie potrafiła jednak znaleźć tematu na który mogły by rozmawiać. Wtedy odezwała się Leilani.
- Lavi? A jak przebiega nocna warta strażnika?
- Aniołku znów zaczynasz?- spytała Nasari lekko upominając waderkę- chyba nie będziesz teraz Lavini robić przesłuchania. Ma pewnie mnóstwo pracy.
- Spokojnie. Akurat dziś mam luźny dzień- odparła ze śmiechem Lav.
Usiadła więc koło szczeniaka opowiadając o swojej pierwszej warcie w watasze. Leila sluchała z zapartym tchem analizując przy okazji każdy nawet najdrobniejszy szczegół. Nasari również przysłuchiwała się tym opowieściom leżąc tuż przy swej córce. Kto by pomyślał, że praca strażnika może być tak ciekawa!
Koniec.