Ahhh... wiosna. Cudowna pora roku. Dni są nieco dłuższe i cieplejsze, a natura budzi się do życia. Na drzewach już nieśmiało pojawiają się pierwsze zielone listki wiejące na wietrze, jakby na powitanie innych istot. Na polanach zaczynają tworzyć się kolorowe dywany ze ślicznych, pachnących kwiatów, na których można już zobaczyć motylki i ciężko pracujące pszczoły. Ale nie ważne czy zaczyna się wiosna, czy kończy się jesień każdy członek watahy musi wypełniać swoje obowiązki. Jedni pilnują granic, jeszcze inni polują, a Nasari? Nasari, jak na dobrego zwiadowcę przystało, odbywa zwiady po terenie doliny burz. A jak jej szło? Cóż, powiedzieć że dobrze jest chyba odrobinę nadwyraz. Choć w sumie zależy na czym najbardziej się skupimy. Jeśli chodzi o bezszelestny chód, to tutaj raczej nie ma się do czego przyczepić. Ale jeśli chodzi o jej skupienie, cóż... wystarczy chyba stwierdzić, że gdyby zobaczył to czekałaby ją dość nieprzyjemna rozmowa z Arelionem. Nasari dość często chodziła na zwiady, i tak jak na początku była bardzo ostrożna, tak z czasem straciła czujność. Głównie dlatego, że nigdy nie działo się nic niebezpiecznego i z czasem za bardzo przyzwyczaiła się do takiego stanu rzeczy. Coraz częściej bujała w obłokach, a co gorsza nie miała nad tym kontroli. I tak też było tego dnia.
Nasza różowooka wilczyca na zwiadach znów wpadła w wir marzeń i przemyśleń. Nic szczególnego. Nagle jednak uszy Nasari poruszyły się lekko do tyłu. Stanęła i nasłuchiwała. Zdawało jej się?
W momencie gdy miała wrócić do swoich obowiązków, a raczej marzeń, po okolicy rozniósł się ryk. Futro na grzbiecie wadery zjerzyło się, a jej ogon zwinął się wokół jej ciała. Nie zajęło jej dużo czasu, aby zdać sobie sprawę z tego że źródło dźwięku znajduje się niedaleko niej. Od tego momentu jej skupienie weszło na najwyższe obroty. Zbliżyła się w stronę jaskini z której wcześniej dało się słyszeć ryk. Usłyszała ciężkie kroki. W ostatniej chwili wykonała wysoki skok lądując na gałęzi jednego z drzew.
A oto co ukazało się jej oczom dosłownie chwilkę później. Wielki niedźwiedź o rdzawo brązowej sierści wychodzi z jaskini i ziewa otwierając paszczę i szczerząc swoje ostre zębiska. Zwierzę spokojnie ruszyło lekko zaspanym krokiem w stronę beztroskiej polany znajdującej się niedaleko. W głowie Nasari pojawiły się dwie opcje. Pierwsza zignorować niedźwiedzia i nie wchodzić mu w drogę, aby nie skończyć w jego pysku, i druga iść za niedźwiedziem zobaczyć co zrobi po przebudzeniu się ze snu zimowego. Wygrała ciekawość i opcja numer dwa. Czy to było rozsądne? To już jakby inna sprawa i zależy kogo się spyta.
Skakała z jednej gałęzi na drugą od czasu do czasu pomagając sobie skrzydłami i ogonem. Wiadomo. Nieco bezpieczniej iść taką drogą niż śledzić bestię na ziemi. Moment grozy nastąpił w momencie, gdy ta prawie spadła z drzewa. Omsknęła jej się tylnia łapa, lecz w ostatniej chwili przednie kończyny chwyciły się dość cienkiej i niestabilnej gałęzi. Stwór tylko odwrócił się, stał chwilę nasłuchując i znów ruszył przed siebie. Nasari wtedy wyskoczyła na inną gałąź. Zdecydowanie bardziej grubszą i bardziej stabilną. Różowooka zaczęła się męczyć. Kto by pomyślał, że zwykłe skakanie po drzewach jest tak skomplikowane! Chyba nieco spadła jej kondycja.
Przez zmęczenie została nieco w tyle, a niedźwiedź zniknął jej z oczu. Podczas jednej z przerw zaczęła słyszeć dziwne odgłosy. Nasari doskonale wiedziała co się dzieje. Ruszyła w stronę beztroskiej polany, dalej jednak chodząc po drzewach. Tak na wszelki wypadek. W końcu zeskoczyła z gałęzi i delikatnie wylądowała między krzakami. Ostrożnie wystawiła głowę w momencie w którym niedźwiedź pozbawiał jelenia życia. Czyli nie myliła się. Niedźwiedź właśnie upolował sobie śniadanie. Czerwona substancja bez której żadne zwierzę nie ma prawa egzystować obryzgała łapę i pysk drapieżnika. Ten od razu zaczął pałaszować. Robił to jednak w dość obrzydliwy i chory sposób. Tak naprawdę dźwięki były gorsze niż widok. Mlaskanie, rozszarpywanie mięsa i od czasu do czasu charkanie.
- Musiał być naprawdę głodny- pomyślała Nasari i wzdrygnęła się na myśl o skończeniu w ten sam sposób jak ten młody jelonek.
Słuchając tych odgłosów ciekawość młodej wilczycy powoli zanikała. Prędko stwierdziła, że jeżeli chce jeszcze dzisiaj zasnąć w spokoju z w miarę zdrową psychiką lepiej dla niej będzie, jeśli po cichutku wróci do swoich obowiązków. Chyba już wiedziała czemu mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Zaczęła ostrożnie, łapa za łapą wycofywać się, a gdy była już odpowiednio daleko sprintem wróciła do miejsca w którym pierwszy raz usłyszała ryk budzącego się futrzaka. Przystanęła na chwilę lekko i trochę boleśnie się rozciągając.
- Oj będą zakwasy- mruknęła sama do siebie. Powoli zaczęła rozważać wprowadzenie sobie regularnych treningów. Przecież żeby być skutecznym zwiadowcą musi być w formie.
Rozejrzała się po okolicy, westchnęła ciężko i ruszyła z powrotem na zwiady. Tym razem do końca ich trwania była skupiona na tym co dzieje się dookoła niej. W końcu lepiej jest skupić się na pracy niż rozpamiętywać coś, co przyprawia o dreszcze, prawda?
KONIEC