Tego miłego poranka każdy członek watahy mógł dostrzec, że śnieg był już tylko gdzieniegdzie, który ogłaszał zmianę pory roku. W istocie, trawy zaczynały przywracać stopniowo swoje żywe barwy, miłe zjawisko powrotu przyrody do życia niezmiernie cieszyło oko. Być może to właśnie dlatego pewna łaciata wadera już z wzejściem słońca na niebo jako nowy początek dnia, wyszła z jaskini i przystanęła na dobrą chwilę dla nabierania dużej ilości powietrza w swe płuca. Ach, te powiewy świeżości były cudowne. Za każdym razem dają zupełnie inne odczucie.
Lavinia zastanawiała się nad kwestią produktywnego spędzenia dnia, z racji braku zmiany na straży i nawet w jaskini medycznej, a pamiętamy, to jest typ, który potrzebuje coś robić. Ostatecznie stwierdziła, że przejdzie się po różnych miejscach i jeśli nawiną się jej jakieś zioła to zatroszczy się o zebranie i wzbogacenie zasobów medycznych. Ot, taka lekka fascynacja pracą można by rzec.
Nie tracąc więcej czasu na pewnego rodzaju bezsensowne debatowanie nad różnymi tematami o tym samym zakończeniu każdej, wadera w miarę spokojnym krokiem ruszyła przed siebie w celu możliwego zebrania wszelkiego sortu ziół kolekcjonowanych w dziale medycyny i jej pochodnych. Z każdym delikatnym krokiem samicy, uważnie lustrowała trasę przed siebie a także otoczenie - dla Vini bardzo ciężko szło zmienianie pewnych nawyków gdy nie były potrzebne ale bardzo się starała. Kij z tym ile to zajmie. Zamierzała pracować nad sobą, aby nikt nie musiał mieć z nią problemu.
I wówczas na jej trasie pokazał się całkiem odmienny kolor. Tak, to prawda - na ścieżce po której samica się poruszała znalazł się dzielnie rosnący mały kwiatek. Wilczyca zatrzymała się i wpatrywała się w roślinkę, która tak odważnie działała w sprawie bycia coraz większą. Spoglądała jak urzeczona na ten jasnożółty twór wiosny, aż w końcu jej spojrzenie zmiękło. Zbliżyła się do kwiatka i, delikatnym ruchem mającym na celu pogłaskanie łodygi, użyła swojej mocy dla wsparcia flory. Już zaraz patrzyła na znacznie większy i silniejszy kwiat, który dalej wyglądał delikatnie.
Widząc taką rozwiniętą roślinę, Vini widok przypominał wyobrażenie jej małej słodkiej siostry. Była pewna, że Elyon prezentowałaby się podobnie - duża i silna a przy tym delikatna. Wewnętrznie posmutniała a jej serce ścisnęło na wspomnienie tej uroczej istoty. Wszystko bowiem brało się z tego, że na każdym kroku mogła odnaleźć powiązanie ze zmarłą siostrzyczką, przez co w tamtej chwili wiosna straciła swój blask i całą radość, ponieważ przed oczyma widziała tylko tą małą kuleczkę.
Czy tak będzie już do końca i jedynej z rodziny?
Lavinia przymknęła oczy zasmucona. To nie tak, że nie lubiła przywoływania obrazka Elyon, jednak wiele jej ją przypominało. Myśląc o niej, widziała przedwcześnie przypadkiem zerwany kwiatek, który tym samym został pozbawiony szansy rozkwitu i cieszenia oka.
Być może to właśnie dlatego gdy spojrzała w dół ku swoim łapom, zorientowała się, że zerwała kilka źdźbeł powracającej do życia trawy. Ciężko wypuściła powietrze z chwilą upuszczenia trzymanej flory i zamyśliła się ponownie. Czy nie byłoby to złe, gdyby...?
Wadera w łaty rozejrzała się po okolicy i widząc brak żywej duszy na horyzoncie, wolnym krokiem znikła zza krzakami, gdzie usiadła dopiero po chwili. Spojrzała ku górze: na gałęziach znikały oznaki śniegu a nieśmiało zaczynały się pojawiać niedługie liście. Promienie słońca łagodnie wkradały się między młodymi i starszymi gałązkami, by łagodnie opadać na ziemię. Błogi zakątek cichego bytu, niczym mały azyl lub nawet sanktuarium.
Wadera kolejny raz zamknęła oczy dla całkowitego wyciszenia się i dopiero po dłuższej chwili otworzyła zdrowe oko. Tym razem spoglądała nieco poniżej przed siebie na pustą przestrzeń gleby i wówczas postanowiła, że to byłaby wymówka na użycie mocy. Samica delikatnym ruchem łapy pogładziła podłoże, które niemal natychmiast zazieleniło się bardzo żywym kolorem, gdzieniegdzie szybko wyrastały różne kolorowe wiosenne kwiaty. Już po krótkiej chwili przed Lavinią znajdowała się mała przestrzeń, niczym malutkie królestwo Pani Wiosny. Kiedy już wszystko wydawało się być o wiele bardziej radosne i żywe, jak samo wyobrażenie tej pory roku, łapy wadery same ruszyły do wdzięcznego tańca, jakim się zwało zbieranie kwiatów.
Najwięcej w ilości było stokrotek jak i żonkili - czy był to celowy zabieg? Warto było zwrócić uwagę na to, że pierwsze wiosenne wspomnienie ze siostrą łaciatej samicy było takie, iż Elyon przybiegła z tymi dwoma kwiatkami do starszej siostrzyczki. Nigdy się tego nie dowiedziała ale zakładała, że był to jej ulubione rośliny. Prawdopodobnie dlatego nie zwróciła uwagi, że właśnie ich wyrosło wokoło niej najwięcej. Och, konwalia też się znalazła w tej obecnie trzymanej kępce, jej zapach zawsze dawał wrażenie leżenia pośród nich w jakże słodkiej kołysce. Przebiśnieg i biały tulipan...
Niedługo potem zorientowała się, że spogląda na trzymany bukiet w białej tonacji. Uśmiechnęła się czule na ten zastały obrazek, po czym zaraz ostrożnie odłożyła go na bok i tym razem sięgała po coraz to bardziej kolorowe sztuki z jak najdłuższymi łodygami. Te o takich cieńszych ale elastycznych, to było coś. Z każdym trzymanym, lekkimi ruchami usuwała co większe dodatki w postaci liści czy kawałków korzonek i odkładała po drugiej stronie od siebie. W końcu miała odpowiednią kupkę, którą tym razem chwyciła i ostrożnymi ruchami, zaczęła łączyć ze sobą. W życiu robiła wianki raptem dwa razy i, co tu dużo mówić, waderze szło to opornie. Zawsze uważała to zajęcie sortu bardzo wymagającego zręczności i władzy w łapach, czego w zasadzie została pozbawiona. Utrzymując skupienie i wolne ruchy, powoli szło to jej ale z drobnymi potknięciami. Nie poddawała się, dlatego z każdą chwilą stopniowo zbliżała się do określonego sobie celu na początku, kiedy to zrywała te kolorowe sztuki.
Po blisko godzinie, wadera trzymała w swoich łapach kolorowy acz prosty wianek, po jej lewej leżał jeszcze ten bukiet z wcześniej, co zebrała jako pierwsze. Wadera ponownie się rozejrzała czy przypadkiem nikt się nie zbliża do niej i, po kolejnym upewnieniu się, bardzo ostrożnie założyła na swoją głowę zrobiony wianek, który ładnie opadał i utrzymywał w ładzie grzywkę. Kiedy to twór trzymał się dobrze, delikatnym ruchem chwyciła za leżący bukiet, by już zaraz siedzieć tak w kwiatach we włosach oraz trzymanych w przednich łapach.
Samica wzięła nieco głębszy wdech dla napawania się zapachem roślinności, po czym zamknęła oczy. Albo raczej chciała, gdyż zaraz poczuła jak gromadzą się jej łzy, które wolno opuszczały jej pyszczek na rzecz opadnięcia w bukiet, który teraz tuliła do swej piersi.
-Elyon...- wyszeptała między kolejnymi łzami.
Świat może i budził się do życia ale w sercu Lavinii, ten okres kojarzył się tylko ze śmiercią jej promyczka. Rozkwit śmierci i żalu serca.
KONIEC