· 

Początki wiosny

Ciepłe promienie wschodzącego słońca oświetliły sylwetkę budzącego się basiora, który leniwie uchylił powieki, spojrzawszy na zieloną przestrzeń przed Jaskinią Przejścia. Przekręcił łeb, wtulając prawy policzek pyska w przednią łapę. Nie miał ochoty ruszać tyłka, pomimo, że wilki zamieszkujące znajdującą się za nim grotę już dawno powstawały i ruszyły do swoich codziennych zajęć. Przymknął  ślepia. 

 

Nie dane mu było odpocząć. Poprzednią noc poświęcił przeprawie przez obce tereny. Organizm domagał się snu i regeneracji. A z drzemki wyrwał go znajomy skrzek. Wypuścił powietrze przez rozszerzone nozdrza, obracając łeb na drugą stronę. Nie zareagował. Irytujący dźwięk powtórzył się. Wilk zakrył uszy łapami. 

 

-Zjeżdżaj. 

 

Nagle poczuł ukłucie przy biodrach. Warknął ostrzegawczo, wstając energicznie. Odwrócił się, wymierzając Kruczemu gniewny wzrok. Ptaszysko ciekawsko przekręciło łebek na prawą stronę, rozłożywszy pokaźnych rozmiarów skrzydła.

 

-Fakt. Dzięki za pomoc, pierzasty przyjacielu. - Przewrócił oczami. - Co tym razem? 

 

Kruk podskoczył, chcąc zerwać się do lotu. Był sprytny. Zdążył zwiedzić wszystkie tereny watahy, obejrzeć je sobie z góry. Znakomite uczucie, którego Velgarth mógł tylko pozazdrościć.

 

Wilk rozprostował kości, naciągnął mięśnie i potruchtał za ptakiem. 

 

-Co to za wzrok? Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że przydałaby mi się kąpiel, dobra? Daj żyć. - Mruknął niezadowolony, otrzepując futro ze zbędnego brudu i kurzu. - No dobra, dokąd? 

 

Przebijający białe chmury kruk wyglądał imponująco. Nie był zwykłym ptaszyskiem. Rozpiętość jego skrzydeł sięgała dwóch i pół metra, zaś długość ciała liczyła około osiemdziesięciu siedmiu centymetrów. Świetnie i szybko latał, Velgarth czasami nie mógł za nim nadążyć. Bywało, że tracił go z oczu. W locie skrzydła wydawały świszczące dźwięki, a sam ptak z gardzieli potrafił wydobyć głębokie, melodyjne krakanie. 

 

Wilk kichnął, kiedy wszedł na obszar Purpurowego Gaju.

 

-To żart? Chcesz, żebym oślepnął? Gdzieś ty mnie przyprowadził. Czy wyglądam ci na tęczową rusałkę, która marzy o nocy z różowym kochankiem w takim miejscu? W dodatku mam jakąś pieprzoną alergię! - Kichnął po raz kolejny, wydmuchając z nozdrzy fioletowy pyłek. 

 

Ptak zaskrzeczał, nadlatując. Złożywszy skrzydła, usiadł basiorowi na grzbiecie. Dziabnął go w kark, zachęcając do dalszej wędrówki. Czarna jak smoła dwójka towarzyszy nijak pasowała do tego kolorowego miejsca. 

 

Wędrowali długo, prawie cały poranek. Las migotał pastelowymi barwami, punktowo odbijając naturalne światło jasnego nieboskłonu. Co jakiś czas wiał przyjemny wiatr, niosąc nowe smaki wiosny. Było miło i spokojnie, czego podświadomość Velgartha bardzo pragnęła, szczególnie po intensywnej nocy. 

 

Kiedy szedł, spod łap wystrzeliwały bladoróżowe drobinki. W trakcie spaceru po Purpurowym Gaju zdążył kichnąć niezliczoną ilość razy.

 

-Widzisz, Kruczy. Zdecydowanie wolę takie miejsca, jak to zeszłej nocy. 

 

Uśmiechnął się krzywo pod nosem, potrzepawszy łbem. 

 

-Ale rozumiem. Chcesz, żebym zajrzał wszędzie? W porządku. - Wydobył z gardła dźwięczny śmiech. Wracał mu dobry humor. - Dziś doprowadzam się do porządku, a od jutra zaczynam poznawanie członków watahy. Podoba ci się taki pomysł, Kruczy, hę? Spotkałbym się z Alfą w celu dogadania obowiązków. 

 

Kruk zareagował tak, jakby basior wreszcie gadał z sensem. Zakrakał głośno, machnąwszy skrzydłami. 

 

Doszli do otoczonej purpurowymi krzewami polany. W pewnym momencie Velgarth przylgnął cielskiem do ziemi, obserwując z ukrycia to, co zajmowało jej środek. A był to duży, majestatyczny w swej postawie jeleń. Poroża, jak na oko Czarnucha, prezentowały się znakomicie. Parzystokopytny skubał trawę, nie uciekając. Wiedział o obecności wilka. Popatrzył mu nawet w oczy. Velgarth zrozumiał, że nie był to zwykły jeleń. Od zwierzęcia biła jakaś tajemnicza aura, która nie pozwalała uznać rogacza za przystawkę przed obiadem. Z podziwem w błyszczących ślepiach obserwował szlachetność zwierzęcia. Bo tak właśnie mu się kojarzył. 

 

Ciemnofioletowa sierść mieniła się tysiącem drobinek, jakby cała mięśniowo-szkieletowa struktura jelenia utkana była z magicznej przędy. Niesamowity był to widok. A i przyjemny. 

 

Basior wygodniej wyłożył łapy, wtapiając się w otoczenie. Powoli jego sierść zmieniała kolor - z czerni na róż. W pierwszej chwili nie zauważył tego. Był zbyt zajęty podziwianiem rogacza. Ciekaw był, co zrobi zwierz, jeśli ten do niego podejdzie. Nie chciał go spłoszyć. 

 

Musiał spróbować, nie byłby sobą. Wstał, wolnym truchtem zbliżywszy się do jelenia. 

 

Kruk odbił się, wzlatując w powietrze. Wyprzedził Velgartha, przysiadając na wielkich porożach kopytnego. Zaskrzeczał. Wilk wstrzymał oddech, lustrując zwierza uważnym wzrokiem. 

 

Kiedy zobaczył, że tamten pozwala mu na zmniejszenie odległości między nimi i zbliżenie, basior nie zawahał się - podszedł, wciągnąwszy nosem jego specyficzny zapach. Wyczuł nuty białych kwiatów, pomarańczy i jaśminu. 

 

Wyprostował się, stawiając uszy. Nie miał złych zamiarów. Chciał, aby jeleń to odczuł, zachowując pełną swobodę.  

 

 

Wydarzyło się coś, czego Velgarth się nie spodziewał. Mieniący się feerią purpurowych barw jeleń poczynił kilka kroków naprzód, zaczepiając wilka porożem. Okrążył go. Zaskoczony sytuacją Czarnuch uniósł brwi, ale nie poruszył się. Rogacz wytworzył wokół niego jasną pulsację - migotliwy wachlarz różnorodnych kolorów, z którego basior mógł wybrać jeden. Piękne to było zjawisko, choć nie rozumiał idei. Wibrujące błyszczącym kolorytem wstęgi utworzyły w powietrzu pewną figurę geometryczną. Czarnuch rozpoznał trójkąt. 

 

W końcu podniósł łapę, sięgnąwszy po niebieską szarfę. Gdy czynem swym rozproszył świetliste zjawisko, magia ustała. Został z błękitną wstęgą w łapie, która po chwili przyjęła formę okrągłego kamienia. Cennego, jak na jego bystre oko. Kamień wyróżniał arlekinowy efekt opalizacji - przedstawiał mozaikopodobne, wielobarwne wzory, w obrębie których odbywała się gra kolorów. 

 

Kiedy podniósł łeb, chcąc spojrzeć na jelenia, podziękować mu skinieniem głowy, zastał przed sobą pustą przestrzeń. Obróciwszy się wokół własnej osi, zrozumiał, że został sam. 

 

 

Kruczy przyleciał po chwili. 

 

-Słodko. Jesteś cały różowy. I tak, wiem - ja też. 

 

Wyszli z Purpurowego Gaju. 

 

- To dobre początki wiosny. - Stwierdził na głos Velgarth. 

 

 

Koniec.