Nastał czas w którym to zima wolno odchodziła z terenów watahy na rzecz wiosny, która stopniowo przejmowała piecze nad rokiem. Śniegi i lody zaczynał topnieć, tym samym przyroda małymi krokami budziła się z tego letargu zimowego. Z rozmyślań łaciatej nad tym, że to obecnie staje się w jej życiu krokiem milowym wyrwała ją niejaka wrzawa na zewnątrz, dlatego też zaraz wyszła dla rozeznania.
Jej oczom ukazała się wilcza sylwetka, która ledwo słaniała się na własnych łapach, aż w końcu osobnik opadł na ziemię.
-Co ci się stało?- Zapytała niezbyt głośno wadera po tym jak z kilkoma innymi członkami znalazła się tuż przy nieznajomym basiorze, którego zaraz wręcz nieśli do części medycznego sortu watahy. Nieśli, to znaczy właściwie, że najsilniejszy z obecnych wilków, niósł na własnym grzbiecie nieznanego. Już wkrótce nieszczęśnik leżał na przydzielonym posłaniu a nad nim, z początku kilkoro wilków, obecnie trójka członków z profesji medycznej.
-Nie wygląda mi to za dobrze- powiedziała raczej do siebie Etria spokojnym tonem ale jej aura dawała odczuć jej lekki niepokój o nieznajomego, który akurat ciężej zaczął oddychać. Nie musiał nikt nic dodawać, gdyż gołym okiem było widać w jakim stanie był nieprzytomny nieszczęśnik.
-Od czego zaczynamy?- Usłyszała pytanie z boku od trzeciego wilka. Przecież nie zostawią tego wilka samego sobie.
-Trzeba by najpierw opatrzeć rany, mógł stracić dużo krwi- Lavinia nienawidziła w sobie tego jak czasem musiała się wtrącić, nawet z przymusu.- Zaraz po tym zbadanie ogólnego stanu zdrowia.
O dziwo, oraz przy lekkim przerażeniu łaciatej, faktycznie zaraz opatrywała rany nieznajomego, czując przy tym co jakiś na sobie wzrok Etrii i być może to ją nawet uspokajało. Kiedy w końcu rany były dobrze owinięte w bandaże, zebrani zabrali się za ogólne badania. Wyniki nie były zbyt optymistyczne: wilk nie dość, że miał te kilka poważnych ran, był mocno poturbowany, ba, nawet gdzieś dopatrzyli się złamania ale na szczęście nie było ono groźne, do tego stan chorobowy, gdyż słyszeli problemy z oddychaniem przez nos i nie tylko. Lavinii od razu skojarzyło się ze możliwym scenariuszem w stylu wypadku na polowaniu czy jakiegoś sortu walki i późniejszym błąkaniu się, co by wyjaśniało chorobę.
Odchodząc od potencjalnych wariantów tego w jaki sposób nieszczęśnik był w takim a nie innym stanie, spojrzała jeszcze raz na niego.
-Nie wygląda by miał gorączkę- wymruczała cicho samica po zbadaniu jego temperatury. Zaraz dodała nieco głośniej ale bez podnoszenia wzroku.- To raczej przeziębienie.
Kiedy w końcu dość zbadali nieprzytomnego wilka i znali w zasadzie całkiem jego stan, zajęli się kwestią leczenia, chociaż wszelkie środki mogliby podać dopiero po odzyskaniu przytomności chorego. Do głowy Vini wpadł pomysł na użycie jej własnej mocy ale głównie później - w połączeniu z przygotowanymi preparatami, efekt powinien być znacznie lepszy i jeszcze szybszy w działaniu. Na razie skupiła się na przyrządzaniu leku z odpowiednich ziół, które zebrała nie tylko ona ale i inni zielarze. Co jakiś czas zerkała na rannego znad ubijania mieszanki ziół, tudzież w stronę Etrii kawałek dalej.
W końcu zarówno środek był gotów jak i nasz nieszczęśnik zaczął się budzić. Jak tylko odzyskał świadomość, od razu się rozejrzał po otoczeniu i po sobie. Wydawał się lekko oszołomiony ale nie okazywał niepokoju, bardziej zaciekawienie.
-Proszę, wypij. Uśmierzy twój ból- powiedziała spokojnie Lavinia podsuwając mu wywar. Jego wzrok pytał czy to mu na pewno pomoże, na co ona kiwnęła lekko głową.
-Czemu mi pomagacie?
-Z tego samego względu, skoro znalazłeś się w naszych stronach- Vini w zasadzie już nie myślała do kogo należał ten głos.
Wilk, właściwie był to młody basior, w końcu się przekonał i zażył przygotowanego dla niego leku, podczas gdy Lavi właśnie używała swojej mocy leczącej na nim, przez od razu westchnął zrelaksowany po obu środkach.
-Na razie odpoczywaj...
-Zwą mnie Muid- odezwał się spokojnie.
Wkrótce okazało się, że Muid to wędrowiec, który miał nieprzyjemność zaliczyć wypadek pod postacią upadku ku kamieniom z wysokości a potem kilka dni błąkał się w chłodzie w poszukiwaniu kogokolwiek z wystarczającą wiedzą medyczną. Cała historia? Najwyraźniej. Mimo nalegania, Muid jasno dał do zrozumienia, że opuści watahę maksymalnie w przeciągu kilku dni z powodu rewelacyjnego działania leku z zaklęciem łaciatej samicy, przez co bardzo szybko zdrowiał, nawet szybciej niżby zamrugać oczyma.
W zasadzie już po dwóch dniach serdecznie dziękował za okazaną pomoc, po czym zostawił członków watahy z zapewnieniem, że będzie ciepło o nich myśleć.
KONIEC