-Nie ma mowy-mruknęła Yara i wsadziła swój nos pod ogon, starając się zakończyć trwającą około dwóch minut rozmowę. Na jej ruch poczułam zawód i leciutki żal dźgający w serce niczym szpon. Mięso, które starannie doprawiłam ziołami wzmagającymi apetyt, leżało na grubym liściu pod moimi łapami, nadal nietknięte. Pozostali pacjenci powoli kończyli swoje dania - Mitch, Sunshine i Lavinia byli wycieńczeni, więc jedli nieco wolniej, lecz reszta wilków także zdawała się nie śpieszyć. Okazało się, że stan Alice nieco się pogorszył; straciła apetyt i raczej niechętnie brała kęsy mięsa, jadła nieśpiesznie i jakby z ociąganiem. Jednak, w przeciwieństwie do Yary, srebrzystofutra wiedziała, że jej stan się nieco polepszy, gdy uzupełni pustkę w żołądku. Nie było się temu co dziwić - w końcu i ją samą także uczyła Telisha...
Pochyliłam się, kładąc po sobie uszy i błagalnie spoglądając na Yarę.
-Musisz to zjeść!-prosiłam.-Inaczej nie wrócą ci siły...-wadera podniosła łeb i zamrugała, marszcząc brwi.
-Gdy podawałaś mi zioła, mówiłaś to samo-wymamrotała.-A jakoś nie czuję się lepiej.
-To dlatego, że zioła jeszcze nie zaczęły działać-starałam się wytłumaczyć. Usiadłam, podsuwając pod nos Yary kawałek zwierzyny. Serce waliło mi młotem, a w myślach gorączkowo modliłam się, aby moja towarzyszka w końcu uległa moim prośbom i nareszcie wzięła coś do pyska. Żałowałam, że wcześniej nie podałam jej mięsa i ziół jednocześnie. Wydawało mi się, że wtedy przekonanie jej byłoby o wiele łatwiejsze niż teraz...
-A kiedy zaczną?-niecierpliwiła się wadera, a jej słowa pod wpływem gorączki stały się lekko niezrozumiałe i przyciszone. Mówiła znacznie wolniej niż zazwyczaj i musiała co chwila przerywać, aby przyswoić sobie słowa, które dopiero co wypowiedziała.
,,Czy tak właśnie działa ta choroba?"-przyszło mi na myśl, gdy spoglądałam, jak Yara odsuwa się od jedzenia.-,,Wykańcza wilka i miesza mu w głowie?"-nim jednak na dobre skupiłam się na tej myśli i zaczęłam ją rozważać, szybkie machnięcie ogonem brązowofutrej wadera skutecznie przywróciło mnie do rzeczywistości. Wilczyca wierciła się na swoim posłaniu, rzucając mięsu nienawistne spojrzenie, zupełnie jakby miała go serdecznie dosyć. Pozostałe wilki jedzące dookoła nas zaskoczone podnosiły łby i zaczęły zerkać w naszą stronę. Czując ich spojrzenia spoczywające na moim futrze, z trudem powstrzymałam się przed zamilknięciem z podenerwowania i zaczęłam mówić, starając się odwrócić swoją uwagę od obserwujących mnie towarzyszy.
-Powinny niedługo. Jeśli się najesz i wyśpisz, po tej nocy zdecydowanie staniesz na łapy-mówiłam, ignorując pełen rozpaczy głosik krzyczący w mojej głowie: ,,To kłamstwo!". Pomimo tej okrutnej niesprawiedliwości i okłamywania jednej z moich towarzyszek, starałam się wykrzesać z siebie stanowczy, pełen wiary ton. Jednak nie potrafiłam zignorować wątpliwości, które powoli zaczynały rozrastać się w moim wnętrzu niczym trujące pnącza.
-Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz?-Yara zdawała się przedłużać rozmowę, byleby tylko nie rozmawiać o jedzeniu.-Pierwsze zioła, które mi dałaś, nie podziałały. Wolałabym się wykąpać w lodowatej wodzie, niż cokolwiek zjeść!-wymamrotała wadera, zamykając ślepia, najwyraźniej szykując się do snu. Nie mogłam pozwolić, aby poszła spać z pustym żołądkiem! Jak jej organizm miałby uzupełnić energię, nie mogąc jej z niczego czerpać? Przecież zioła tu nie pomogą, jeśli ciało będzie pozbawione sił!
Nagle coś mnie tknęło. Powtórzyłam parę razy słowa Yary, raz, drugi i trzeci.
Jej pełne zdecydowania zdanie podsunęło mi pewien pomysł. Mogłam wykorzystać dopiero co wypowiedziane słowa Yary i obrócić je przeciw niej, by nakłonić ją do jedzenia. Musiałam tylko normalnie się zachowywać i nie trząść się z podenerwowania...
-Jesteś pewna?-spytałam, przybierając najbardziej poważny wyraz pyska, na jaki mnie było stać. W mojej duszy szalała burza spowodowana ścieraniem się dwóch przeciwnych emocji - z jednej strony bałam się o moich towarzyszy. Martwiło mnie, że zioła wciąż nie działały, a wilki otaczające mnie dookoła bezlitośnie chyliły się ku śmierci... lecz z drugiej strony odczuwałam radość; cieszyłam się, że choć raz tego dnia mogłam się uśmiechnąć i z kogoś pożartować. Nie były to złośliwe kawały - robiłam je jedynie dlatego, bo martwiłam się o swoich pacjentów. Wiedziałam, jak bardzo poważna była aktualna sytuacja, a mimo to...
-C-co...?-zdziwiła się Yara, nie rozumiejąc, co do niej powiedziałam.-Pewna czego?
-,,Wolałabym się wykąpać w lodowatej wodzie, niż cokolwiek zjeść!"-powtórzyłam jej słowa, nadal utrzymując kamienną twarz i niewzruszony ton.-Jeśli nie chcesz tknąć mięsa, będziesz musiała pójść do strumienia-wskazałam łapą szemrzący w rogu jaskini niewielki potok. Właściwie to nie wiedziałam, czy wadera ma pojęcie o prawdziwych właściwościach strumienia... ale w tej chwili musiałam po prostu zaryzykować i uznać, że o tym nie wie. Nie zamierzałam być złośliwa ani robić z Yary głupka. O, nie! Moim celem było jedynie nakłonić ją do zjedzenia mięsa, by nie wykańczała swojego żołądka brakiem jedzenia.
Wadera zrobiła zaskoczoną minę. Nawet pomimo jej spuchniętych powiek, w jej oczach dostrzegłam zdziwienie. Przez chwilę próbowała coś z siebie wykrztusić, aż w końcu skleiła pełne zdanie.
-Przecież ja nie mówiłam serio!-oburzyła się.-Nie ma mowy, abym wlazła do tej zimnej wody!
-Przecież zupełnie chwilę temu stwierdziłaś coś innego-zauważyłam, a Yara zgrzytnęła zębami, marszcząc brwi. Zdała sobie sprawę, że miałam rację. Stała teraz przed wyborem, którego musiała dokonać sama: wziąć chłodny prysznic czy zjeść soczyste mięso?-Do czego dążysz?-syknęła wilczyca, spoglądając to na mnie, to na zwierzynę leżącą tuż u jej łap. Wiedziała, czego od niej chcę, a jednak starała się nie dopuścić do tego, co i tak ją czekało.
-Albo zjesz to mięso-odparłam, powstrzymując radosny uśmiech zwycięstwa cisnący mi się na pysk. Powstrzymałam go, natychmiast zbierając się w garść. Niegrzecznie byłoby tak się wyszczerzyć; byłoby to niemiłe, a Yara mogłaby sobie pomyśleć, że sobie z niej drwię. Za wszelką cenę wolałam tego uniknąć.-Albo czeka cię lodowata kąpiel. Co wybierasz?
C.D.N.