Ten dzień zdawał się być wyjątkowo udany, przyjemny trening, miło spędzony czas. Wszystko szło jak po maśle, do czasu. Basior szedł między wysokimi drzewami kłócąc się sam ze sobą na nieistotny temat w tym swoim małym łebku. Takie wewnętrzne monologi nie były rzadkością w jego przypadku. W ten sposób wszystko skrupulatnie mógł sobie przemyśleć i rozpracować. Skupiając się na swoich drobnych problemach szedł, krok za krokiem coraz bliżej swojej jaskini. Nagle, w zaroślach bliżej głębi lasu coś zaszeleściło. Merlin nigdzie wokół nie mógł dostrzec śladów ani jakichkolwiek oznak czyjejś obecności. Z czegóż to w takim razie te odgłosy? Duchy? Nieprawdopodobne!
Nastała cisza, istota nie poruszyła się już ani raz, to skusiło wilka na podjęcie bardzo nieodpowiedzialnej oraz niezwykle pochopnej decyzji. Otóż stwierdził iż podejdzie trochę bliżej, tylko odrobine, przecie nic złego nie może się stać. Powoli i bez pośpiechu z ostrożnością zbliżał się do rośliny, z każdym krokiem chwiejąc się coraz bardziej. Jedyną myślą która nadawała mu odrobinę pewności siebie było szczęście posiadania swojego miecza przy sobie. Ledwie co wymienił swą starą broń na o niebiosa lepsze ostrze. Srebrny Miecz był stworzony z bardzo ciężkiego, wytrzymałego tworzywa które nawet równać się nie mogło z poprzednikiem. Nagle z tego bardzo niepozornego krzaczka wyrosła ogromna istota będąca połączeniem smoka, węża oraz koguta. Ptasi łeb pokryty piórami, gadzi ogon oraz skrzydła i łapy potwornego smoka. Stworzenie z koszmarów młodości Merlina, będąc bardzo młodym Bazyliszek nie raz odwiedzał czarnofutrnego w sennych koszmarach. Najstraszniejsza, najmroczniejsza istota z punktu widzenia wilka.
Patrząc na tą kreaturę nie był w stanie ani drgnąć, jego chude ciało jakby zamarzło od środa. Oczy zaś wypełniły się wzburzonym oceanem przerażenia, strach zalał jego duszę i umysł przejmując kontrolę całkowitą. Krwiste ślepia bestii bezgranicznie wierciły dziurę w sylwetce wilka, to coś od początku było gotowe na atak.
Basior musiał za wszelką cenę opamiętać się i odzyskać wszystkie sparaliżowane zmysły. Strach miał obowiązek przejść na drugi plan, obrona była najważniejsza. Oczyścił umysł i objął godną wojownika postawę, z gniewem wymalowanym na pysku dobył swego ostrza. Gdy gadzina wykonała swój pierwszy ruch basior wykonał sprawny unik w lewą stronę następnie w ułamku sekundy w wyskoczył najwyżej jak potrafił by za pomocą pazurów uczepić się grzbietu istoty. Stworzenie zaczęło się miotać na wszystkie możliwe strony oraz wydawać przeraźliwe odgłosy. Wilk ostatkiem sił utrzymywał się ogromnych piór.
Bazyliszek używając swojego sprytu obił swe ciało o drzewo w sposób który sprawił iż Merlin został zmiażdżony. Wydał przeraźliwy jęk bólu który swym echem przeszył cały ten las. Jego kości zostały doszczętnie zmiażdżone, jedno z żeber pękło a mimo to nie miał zamiaru się poddać . Nie wiedział co się stało, wszystko działo się zbyt szybko. Istota była ogromna, żeby mieć szanse by ją pokonać musiał bardziej sprecyzować swoje ruchy. Wydobywając z siebie jak najwięcej energii chwycił potwora zębami za kark by następnie wybić się do góry.
- Ty, cholero! - Merlin wykrzyczał na całe gardło celując w karak przeciwnika.
Za pomocą swego ostrza, jednym ruchem uciął ohydny łeb uśmiercając tym Bazyliszka. Kreatura padła martwa a basior upadł na ziemię sapiąc głośno.
- Jak śmiałeś bezcześcić swą obecnością tą krainę! Biada tym którzy mają złe zamiary.
Podszedł do zwłok swego wroga i przyjrzał mu się uważnie, ciało zaczynało dymić i kurczyć się z każdą sekundą. Basior nigdy nie był świadkiem tak dziwnego zjawiska.
Już po chwili zamiast ogromnej zwierzęcej hybrydy na resztkach krwistego śniegu leżała postać istoty zwanej potocznie Odmieńcem. Było to liche stworzenie stworzone z kości i wygasającego ognia przypominające istotę psowatą. Zwierze resztkami sił otworzyło ogniste ślepia wpatrując się ze strachem w stojącego tuż obok basiora. Ten zaś bez jakiejkolwiek litości chwycił za miecz i jednym ruchem odrąbał łeb szkodnikowi. Następnie sam upadł z wycieńczenia. Przez jego ciało przeleciała fala ulgi oraz błogostanu. po jakimś czasie chwycił za głowę wilko podobnego i pełen bólu kierował się do alfy. Musiał mieć dowód ataku na watahę oraz na unicestwienie wroga.
Pęknięte żebro piekielnie przeszkadzało, musiało się w coś wbijać powodując nieznośny ból. Ale on nic nie mógł w tej sytuacji zrobić, do jaskini nie było daleko. Po kilku minutach był już na miejscu i przekazał łeb Generałowi.
KONIEC