· 

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!

Alessa wezwała mnie do siebie. Podobno ma dla mnie jakieś ważne zadanie. Zatem wybrałem się do niej, gdy byłem przed jej jaskinią, wadera wyszła, przywitała się i zaczęła mówić.

 

- Arelionie mamy mały problem. - powiedziała.

- Słucham. - rzekłem.

- Tuż przy południowej granicy osiedliła się jakaś inna wataha. Nic mi o niej nie wiadomo. Weź zwiadowców i dowiedz się o nich najwięcej jak to możliwe. - powiedziała mi to, co mam zrobić.

- Dobrze, jutro maksymalnie za dwa dni będziesz wiedzieć wszystko, co możliwe o tych wilkach i ich zamiarach. - Odpowiedziałem jej szybko i stanowczo.

- Idź zatem i czekam na raporty. - lekko się uśmiechnęła i odesłała mnie ruchem ogona.

 

Od razu ruszyłem po moich zwiadowców, tych wprawionych i trochę mniej, postanowiłem, że wezmę każdego, kto będzie chcieć, w końcu nie często mamy możliwość do udziału w tak odpowiedzialnych misjach.

 

Zwołałem spotkanie zwiadowców, odbyło się one na polanie. Byli tam wszyscy w moim fachu, każdy początkujący i wtajemniczony, oraz liderzy.

 

- To po co nas tu wezwałeś. - Zapytała Nora, leżąc na boku i jedząc jagódki.

- Dostaliśmy misję od samej alfy. - powiedziałem.

- Czyli coś ważnego. - Powiedział Midnight.

- Tak. Zaraz za naszą południową granicą osiedliły się wilki, mamy ich prześwietlić i zdać raport Alessie. - powiedziałem, na twarzy zwiadowców malowało się podniecenie i ciekawość u niektórych strach przed nowym.

- Nie mam zamiaru do niczego zmuszać, zamknijcie wszyscy oczy, kto nie chce, niech podniesie łapę do góry, wtedy ze spokojem będzie mógł odejść. - nie chciałem nikogo zmuszać.

 

Ku mojemu zdziwieniu nikt nie podniósł łapy, duma zalała me serce, wiedząc, jakich mam tutaj dzielnych zwiadowców.

 

- Zatem przejdźmy do rzeczy, możecie otworzyć oczy i dobrać się w pary, łatwiej wam będzie pracować. - zarządziłem.

 

Tak oto dobrali się: Hede i Irni, Nora i Golden Dove, Nasari i Etria, Yara i Savilla oraz Midnight i Skaza.

 

- Dobra, czyli mamy pięć grup, co daje nam dość duże możliwości. Podejdźcie bliżej, to powiem wam dokładniej plan według którego, będziemy działać. - powiedziałem.

 

Wilczki jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki podeszły bliżej, ustawili się w kole, zostawiając trochę miejsca przede mną.

 

- Słuchajcie mnie uważnie, zajdziemy ich z pięciu stron świata, północ, południe, wschód, zachód i północny wschód. Dzięki czemu będziemy mieć duży podgląd na nich. Najważniejszym waszym zadaniem, jest nie złapać się. Wilki nie mają nic podejrzewać, nie wiedzieć o waszym istnieniu, drugim priorytetem jest zdobycie informacji. Zrozumiano? - Zapytałem głośniej.

- Tak! - chórem odpowiedzieli zwiadowcy.

- A co ty będziesz robić? - Nora wyrwała się z tłumu i zapytała,

- Dobre pytanie. Ja będę, nadzorować i sprawdzać, czy wszystko u was ok, jeżeli nada się okazja, postaram się zakraść bliżej. - oznajmiłem.

- Jeszcze jakieś pytania? - Zwróciłem się do wilków, jednak odpowiedziała mi cisza.

- Wieczorem zbiórka na naszej granicy tak? Ma to być szybka akcja.- powiedziałem z nadzieją w głosie

 

Nadal cicho.

 

- Zatem ruszamy od razu. - wstałem, dałem znak mojej grupie ogonem i wspólnie ruszyliśmy na południe.

- NA PRZÓD ZWIADOWCY!! - wykrzyczałem, przed wyruszeniem

 

Atmosfera, była napięta, nikt nie odzywał się, wilczki szły w parach, a otaczała nas kompletna cisza, było słychać bzyczenie komarów. Przynajmniej nie ma błota, a wczoraj lał deszcz, dzięki czemu o wiele trudniej będzie nas wytropić.

 

Agresywnie skierowałem moje dwa ogony w obie strony lewo i prawo co dało znak, aby zwiadowcy zaczęli się rozchodzić na swoje wyznaczone wcześniej pozycje.

 

-,, Ojcze pilnuj ich, nie chce, by coś się im stało" - powiedziałem do siebie w głowie.

 

Tak oto zostałem wraz z grupą, w której była Nora i Golden Dove, szedłem z nimi na najbardziej oddaloną pozycję. Norka wydawała się inna niż zwykle, była wyluzowana, ale poważna, natomiast wilczyca po jej prawej była cała w nerwach, w sumie nie dziwiłem się jej, to nie jest zwykły rutynowy patrol, a poważna misja, od której może zależeć naprawdę bardzo dużo.

 

- Moi drodzy, muszę was opuścić, czas na mnie idę szukać na własną rękę oraz sprawdzić co u innych. - skinąłem przed nimi, odwróciłem się w miejscu i od razu zniknąłem w najbliższych krzakach.

 

Nie wiedziałem, czy robię dobrze, chciałem być z każdą ekipą, lecz nie jestem w stanie być w 5 miejscach naraz i jeszcze działać samemu. Przy najbliższym zbiorniku wodnym zanurzyłem się w nim w celu zamazania swego zapachu. Po wyjściu z rzeki znów wróciłem w krzaki bezszelestnie jak zwykle, bez chwili zwłoki poszedłem szukać ich głównej bazy lub choć leża alfy, bo to od najważniejszego wilka dowiem się najwięcej.

 

Krążyłem tak w najgęstszych zaroślach, nie szeleszcząc mocniej niż aktualny wiatr. Wtem napotkałem dziwny zapach wilków, musiał to być ktoś z tej obcej watahy. Przyłożyłem nos do gleby i zacząłem szukać jakichkolwiek śladów łap czy czegoś w ten deseń, moje zmysły nie zawiodły mnie i tym razem przed sobą miałem dość świeże ślady dwóch wilków prawdopodobnie basiora i wadery. 

 

Pierwsze informacje zdobyte nie pozostało mi nic innego niż iść wzdłuż tych odcisków i zobaczyć gdzie mnie poprowadzą, oczywiście ani na sekundę nie traciłem czujności. Na moje szczęście płynęła rzeka i nie była ona całkowicie zamarznięta, zanurzyłem się, a uszy położyłem po sobie, by nie rzucały się w oczy, płynąłem wraz z prądem, pływałem wokół pływającego lodu, wypatrując wśród szuwarów wilków, z odrobiną szczęścia ta rzeka mogła okazać się ich głównym wodopojem. Przepłynąłem może dwieście metrów, a rzuciła mi się w oczy para rudych niczym ogień uszu, na pewno nienależących do żadnego z nas, słyszałem również głosy.

 

- Czy jesteś pewny tego, że chcesz uciec z patrolu? Natsaki będzie zła, że znowu się obijamy. - łagodny waderzy głos przemówił.

- Nieee, ona nawet nie zauważy, że nic nie zrobiliśmy, lubię ją, ale nie umie rządzić, więc kiepska z niej alfa, nie to, co jej świętej pamięci ojciec Nataskan, do niego czuło się respekt z daleka. - Wspomniał idący z nią basior.

- A po drugie, dopóki jesteśmy ,, pokojową watahą" nikt inny nie ma prawa nas zaatakować, przecież nawet nie ma tyle wojska, by przejąć najmniejszą watahę. Co to jest pięciu woja. - Z zażenowaniem powiedziała waderka, słychać, że ma charakterek.

 

Niestety moje dość dobre źródło informacji zaczęło się szybko oddalać, ja natomiast nie miałem ochoty zdradzać tutaj naszej obecności, a i tak już dużo się dowiedziałem.

 

Pomoczyłem futro jeszcze trochę, płynąc w dół rzeki, mając nadzieję i modląc się do Fortuny, by pomogła mojemu fartowi. Moje modły spełniły się szybciej, niż sądziłem, w sumie to dobrze, bo jeszcze trochę bym spędził czasu w tej wodzie, a hipotermia byłaby gwarantowana. Źródło wody musiało być ich głównym wodopojem. Pewna brązowo-biała wadera przybyła wraz z sześcioma szczeniakami, prawdopodobnie była to ich nauczycielka, dwoje z nich wyglądało na około czteromiesięczne podrostki, jeden około pół roku, pozostała trójka natomiast wyglądała na wilki bliskie wejściu w dorosłość. Wiedząc, że z takim spokojem wychodzi ona na otwarty teren, żaden z moich podopiecznych nie został zauważony i nie ogłosili alarmu. Odpłynąłem od nich, nie chcąc ich niepokoić ani wystraszyć.

 

Trochę poszukałem jeszcze informacji nic wielkiego, trafiłem na ślady trzech wilków ciągnące coś dużego prawdopodobnie łosia. Domyśliłem się, że napotkałem ślady dość dobrych łowców. Tak naprawdę słońce powoli chyliło się ku zachodowi, miałem przeczucie, że reszta powoli wraca do miejsca naszego spotkania.

 

 Wróciłem ostrożnie lekko okrężną drogą na teren mojego domu. W trakcie powrotu natrafiłem na jedną z grup zwiadowców, byli to Irni wraz z Hede, nie wyglądali, by coś im się stało, lecz na mój widok bardzo się ucieszyli. Gdy podszedłem do nich, wilczki zachowywały stuprocentową powagę.

 

-I jak wam poszło? - zapytałem półgłosem, wiedziałem, że byliśmy już poza zasięgiem wroga, ale ostrożności nigdy za wiele.

-Nie jest źle, coś tam się dowiedzieliśmy, ale nikt nas nie zauważył. - Zaraportowała Irni.

-Dobra, wymienimy wszystkie informacje w grupie. - Zaproponowałem

-Okej. - Szybko odpowiedział Hede.

 

Reszta drogi do granicy przebiegła w ciszy i spokoju. Czułem, jak temperatura spada, niby mnie to zbytnio nie ruszało, ale zauważyłem mały sopel zwisający mi z kosmyku futra na łopatce, o dziwo mnie to rozśmieszyło.

 

 

Gdy przybyliśmy, na wcześniej umówione miejsce trzy grupy były już na miejscu, co nie pozwoliło mi jeszcze odetchnąć z ulgą, dopóki ostatnia grupa nie dotarła, gdy reszta odpoczywała po udanym manewrze zwiadowczym, ja chodziłem w kółko, bojąc się o ich zdrowie.

 

 Wschodzący księżyc był zwiastunem dwóch wilków, jeden z nich kulał, prawie od razu rozpoznałem w nich ostatnią grupę. Kamień spadł mi z serca i od razu pobiegłem do nich i pomogłem im iść. Pozwoliłem kulejącej Yarze, oprzeć się o mnie całym swym ciężarem, by było jej łatwiej.

 

-Co się stało? - Z troską zapytałem się wader.

-To nic poważnego… - zaczęła Savilla. - Po prostu pod warstwą śniegu i cienką lodu, była dość głęboka wyrwa i Yara w nią wpadła, na szczęście bez większych ran. - Sav wytłumaczyła.

 

Ledwo co zdążyła opowiedzieć, co się stało, dotarliśmy do reszty wilków. Stanąłem naprzeciwko nich i zapytałem, czego się dowiedzieli.

 

Z informacji, które mi dostarczyli, wyszło na to, że jest w tej watasze łącznie dwadzieścia pięć wilków w tym sześć szczeniaków, posiadają oni pięć wojowników, sześciorga łowców, jednego opiekuna, alfa jest waderą i ma obstawę dwóch basiorów, początkującego maga i trzech zwiadowców. Wygląda na to, że niedługo wyruszają w dalszą drogę, szukając idealnego miejsca na swój dom i nie mają zamiaru nikogo atakować, chyba że w obronie własnej.

 

Wysłuchałem uważnie każdej grupy, w międzyczasie Etria opatrzyła ranną łapę towarzyszki.

 

-Dobra robota! Spisaliście się idealnie, nie mogło być lepiej, te informacje wystarczą, by uspokoić Alfę. Jestem z was naprawdę dumny, pora wracać do domu. Rozejść się i porządnie się najeść i wypocząć. - Ukłoniłem się w podzięce za ich trud i narażanie życia.

 

Oni też się ukłonili i każdy odszedł w swoją stronę.

 

Mi została jeszcze jedna rzecz, mianowicie zdanie raportu Alessie, dość szybko znalazłem Boginię wojny niedaleko Jaskini Wschodzącego Słońca. Zdałem jej dokładny raport, o tym, czego dowiedziałem się wraz z resztą wilków.

 

-Podsumowując, jest to wataha po śmierci starego alfy, niemająca złych zamiarów, która niedługo odejdzie w poszukiwaniu idealnego miejsca na osadzenie się na stałe. - Skończyłem składać jej zeznania

-Dziękuję ci Lunku, to naprawdę dużo ważnych informacji, myślę, że to wystarczy, możesz teraz odpocząć. Dobra robota. - Wadera pochwaliła mnie.

 

 

Po wszystkim od razu skierowałem się do mojego legowiska i zasnąłem niemal natychmiast.

 

 

 

 

KONIEC