Ten zimowy dzień był wyjątkowo słoneczny. Śnieg odbijał zagubione promyki słoneczne rozświetlając całą Burzową Krainę. W powietrzu było czuć poranny zgiełk i lekką presję. Jak to rankiem zwykle bywa, każdy z wilków pospiesznie zbierał się do wykonywania swoich obowiązków.
Tego dnia Merlin jako pierwszy przekroczył próg Jaskini Wschodzącego Słońca, tuż za nim kroczyła delikatnie mała, jasna waderka. Od zamieszkania z wilkami burzy, Carmen nie odpuszcza Merlina ani na krok. Pełza za nim bez końca a on sam powoli zaczyna tracić swą bardzo cenną cierpliwość. Basior wziął głęboki wdech i zwrócił się do młodego wilka.
- Carmen, dziś jako młody wojownik zostaniesz pod nadzorem opiekunów, zrozumiano? - wysyczał nie oszczędzając jadu. Czerwonooka jedynie się spięła i spojrzała na niego ze
strachem.
- A-ale...
- Bez żadnego ale! Wykonasz to co zostanie ci nakazane.
Prawde mówiąc dorosły wilk miał sporo racji, nie był jej ojcem ani bratem. Musiał wychować ją jak tylko najlepiej się dało, a nie było to łatwym zadaniem. Jej dorastanie powinno odbywać się pod kloszem dyscypliny i porządku, już w młodym wieku doznała straty co zmusza ją do szybszego wydoroślenia i uzyskania samowystarczalności. Wraz ze śmiercią matki jej beztroskie dzieciństwo się zakończyło, Merlin mimo swoich dosyć surowych metod chciał przygotować małą wilczyce na życie w tym koszmarnym świecie i zrobić z niej najlepszą wojowniczkę kroczącą po tej zasypanej śniegiem ziemi.
Dalej kroczyli już w ciszy, młoda z lekko pochylonym, jakby zmartwionym, łbem szła tuż przy przedniej, lewej łapie Merlina. Stary zaś dumnie szedł przed siebie, wysoko unosząc łeb i ani myślał by spojrzeć na szczenię. Współczucia w nim nie wzbudzi.
Jako iż Carmen była tutaj nowa, basior za zaleceniem alfy, udał się do Mentora w tej profesji. Tą rangą szczyciła się niejaka Alice, która na koncie miała również wiele innych osiągnięć. Merlin nigdy nie doznał zaszczytu rozmowy z waderą jednak dziś miało się to zmienić.
Tuż po podejściu nad wodę Leśnego Potoku basior mógł dostrzec smukłą sylwetke siedzącą wysoko na jednej z wielu płyt skalnych. Bez wątpienia była to Alice, której Merlin od kilku dobrych chwil wypatrywał. Siedziała i wpatrywała się w płynący strumień, wyglądała na zamyśloną... Nie! Na rozmarzoną. Po podejściu bliżej dostrzec można było ulotny uśmiech na jej pysku oraz małe iskierki drgające w jej oczach.
- Oh, już jesteście! - przywitała przybyszów i kilka zwinnymi ruchami znalazła się kilka kroków od Merlina. - Witaj Merlinie, Carmen.
Basior pokłonił się lekko by ukazać jak najwięcej uprzejmości wobec wyższego rangą wilka. Szarooka przytaknęła z uśmiechem i zwróciła się do podopiecznej Merlina.
- Dużo o tobie słyszałam, nauczę cię najważniejszych rzeczy - powiedziała po czym jednym ruchem łapy wskazała miejsce gdzie obie miały się udać.
Odchodząc Alice pomachała wilkowi by ten bez obaw zajął się tym co ma w planach. I tak też zrobił, podreptał do ukrytej, bardzo małej jaskini w której zajmował się magią. Jeszcze nikt o niej nie wiedział z racji iż basior ubóstwiał pracę w ciszy. Brak zbędnych rozmów i szmerów dużo lepiej działały na skupienie i wydajność pracy zielonookiego.
Basior zaczął szperać po różnych nieoznaczonych fiolkach z najdziwniejszymi substancjami. Wyjął specjalne liście by następnie rozkruszyć je za pomocą wilczego moździerza. Po kilku minutach z suchych listków został jedynie brązowy pył. Następnie szybko przesypał proszek do małej sakiewki wykonanej z zajęczej skóry.
- Merlin? - usłyszał za sobą na co lekko się wystraszył - Szukałem Cię.
Skrzydlaty znajomy zielonookiego potrzedl do niego i nieśmiało spytał.
- Byłbyś wstanie sporządzić dla mnie Eliksir Szczęścia? Wyruszam w wyprawę i trochę się boje. - Sunshine podrapał się po łbie jakby zakłopotany.
Merlin zaś prowadził zawzięcie wewnętrzny monolog próbując dociec czy uda mu się stworzyć pierwszy eliksir. Miał dużą wiedzę jednak bez praktyki mogło być to trudne i wywołać niechciane skutki. Szczęście było jednak po stronę Merlina gdyż Eliksir Szczęścia jest jednym z tych prostszych i bezpieczniejszych wywarów. Jeśli wszystko było na miejscu, basior miał chyba wszystko co było potrzebne.
- Oh, przyjacielu zrobię to czego pragniesz - przystał na prośbę i zabrał się za przygotowywanie stanowiska - do odbioru będzie za kilka godzin.
Później basior o niebieskim ogonie wyszedł z jaskini zostawiając po sobie jedynie krótkie echo oraz zakłopotanie w głowie Merlina. Mimo wszelkich wątpliwości wilk od razu zabrał się do pracy. Na moc Fortuny, miał wszystko czego potrzebował. Zioła, suszone owoce i co najważniejsze, pył z kryształu mający aktywować magiczne zdolności mieszaniny.
Na pierwszy ogień poszły suszone pomarańcze, były one niezbędne do sporządzenia mikstury. Dwa plasterki z pewnością wystarczą, następnie do miseczki dosypał pokruszone liście z konkretnego magicznego drzewa - to one miały najważniejszą rolę w tym eliksirze. Dolewajac co chwilę wody, dodał jeszcze bardzo ważne i pięknie pachnące zioła. Ich zapach wypełniał wnętrze jaskini oraz mile koił myśli czarnofutrnego. Pod koniec nadszedł czas na najcenniejszy składnik, pyłek który nie był łatwy do zdobycia. Merlin przebył naprawdę długą drogę by go pozyskać, puźniej musiał jeszcze sprowadzić go do odpowiedniej postaci. Jednak było warto, teraz bez problemu mógł sprostać oczekiwaniom przyjaciela i spełnić swoją rolę w profesji magii. W końcu posiadał już dużą wiedzę, nadszedł czas by ją wykorzystać.
Ostatni składnik wsypywany był z ogromną precyzją, w sposób który ani ziarenko cennego surowca nie zostało zmarnowane. I w ten sposób wszystko było gotowe, udało mu się! Eliksir dla Sunshine był naprawdę ważny w jego karierze magika, kto wie może zostanie Szamanem.
- Wybacz że przeszkadzam, skończyłeś już? - jak na zawołanie zjawił się szarofutrny.
Merlin z wielkim entuzjazmem podszedł do niego z miseczką w pysku, podał mu ją a ten na raz wszystko wypił. W jego oczach zabłysnęły iskierki szczęścia, wszystko działało.
- I jak? - podekscytowany Merlin nie mógł się doczekać reakcji i co ważniejsze działania mikstury.
- Bardzo smaczne - uśmiechnął się Sunshine co utwierdziło basiora w przekonaniu iż eliksir działa.
Szarofutrny mógł bez strachu wyruszyć w wyprawę i być pewny swojego powodzenia, Merlin w mieszankę włożył serce i całą swoją wiedzę. Nie było szans by nie zadziałało, w końcu skoro miała słodki smak to znaczy że działała.
Koniec.